4 gru 2009

Hollywood, I'm Coming!

Mikołajki spędzę w tym roku w Los Angeles!:)
Śniegu zdecydowanie nie będzie, Mikołaj pewnie też mnie nie odnajdzie, ale niech wyjazd sam w sobie będzie prezentem.
Cieszę się, bo to pierwszy poważny weekendowy wypad odkąd tu jestem i odwiedzę kolejny ważny punkt na mapie USA.
Do zobaczenia w poniedziałek!


A poniżej zdjęcia sprzed kilku dni...

Niedzielę zaczęłyśmy z Eweliną od wybrania się na Gospel.

Dotarłyśmy na ostatnie 30min mszy. Grał zespół, śpiewał wieloosobowy chór (conajmniej 2/3 nie ma na zdjęciu), dało się poczuć tą radosną atmosferę. No i po raz pierwszy tańczyłam w kościele;).

Ciekawe doświadczenie, na pewno wybierzemy się po raz kolejny.

Później poszłyśmy na lody. To porcja Eweliny, czekoladowe z masłem orzechowym i kawałkami Reese's.

I mój lodowy cupcake. Foremka była z czekolady:).

Odrobina jesieni, której w tym roku nie doświadczyłam;).


Najcieplejszy początek grudnia w moim życiu;).
T-shirt z Target, spódnica i tenisówki z Urban Outfitters.

Po odprowadzeniu Eweliny na autobus do domu poszłam na spacer wzdłuż zatoki.


Bay Bridge prowadzący na wschodnią stronę zatoki.


Postanowiłam zjeść w Red's Java House gdzie Anthony Bourdain jadł podwójnego cheeseburgera w odcinku "No Reservations" w San Francisco.


Zamówiłam cheeseburgera.



W downtown spotkałam się z Julią, z którą pojechałyśmy do Sary, a następnie w trójkę pojechałyśmy zobaczyć zachód słońca na Baker Beach.


27 komentarzy:

  1. Mój Boże, ale Ci zazdoszcze! U Nas w Pl ledwo kilka stopni... szaro buro i ponuro;)

    OdpowiedzUsuń
  2. bosko! cudowne zdjęcia ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. to ja chyba mieszkam w innym krakowie niż Alice bo właśnie miałam pisać, że ja też non stop biegam w tenisówkach i w ogóle to jest fantastyczna pogoda jak na ta porę roku...tylki te egipskie ciemności.....

    OdpowiedzUsuń
  4. Ah, marzy mi się takie ciepło. Chociaż świąt bez zimna to sobie jakoś nie wyobrażam;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj - super widoki i na pewno super wspomnienia!!!
    Świetna spódnica...

    OdpowiedzUsuń
  6. Ula, ale ty tam fantastycznie spedzasz czas ;DDDD

    OdpowiedzUsuń
  7. ach jak sielsko i miejsko;), ten chees wyglada jakby byl z domowego wypieku, nie to co nadmuchana buła;>

    OdpowiedzUsuń
  8. jak cudownie! mam ndzieję, że podbijesz LA! ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zazdroszczę pogody, jedzenia i L.A!

    OdpowiedzUsuń
  10. Matko! Nugdy w życiu nie widziałam takich foremkowych lodów! Wyglądają pysznie, szkoda, że u nas takich nie ma;)

    I wogóle to świetne zdjęcia i widoki:))

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudownie tam masz! ;))

    OdpowiedzUsuń
  12. przeokropnie zazdroszcze :)
    pozdrawiam
    Magda

    OdpowiedzUsuń
  13. Przetrzyj szlaki i pozdrow ode mnie moje przyszle miasto zamieszkania ;) (i hope so)
    Strasznie zazdroszcze pogody, szczegolnie braku przymrozkow...

    OdpowiedzUsuń
  14. nawiązując do tych butach na koturnach,wiesz może czy z ebaya przysyłają do Polski?

    OdpowiedzUsuń
  15. Fajny dzien :))) A ten tiszert wsadzilabym w spodnice, wydluzylby nogi.

    OdpowiedzUsuń
  16. marcepanowa-> mhm jasne, a przy okazji uwydatniłby odstający brzuch i szerokie bary;). U Ciebie by się to sprawdziło, u mnie niestety nie.

    OdpowiedzUsuń
  17. a gdzie bylyscie na te lody?

    OdpowiedzUsuń
  18. uoo, zawsze chciałam iść do takiego kościoła, żeby sobie pośpiewać!

    OdpowiedzUsuń
  19. Ula, Ula.. jak gdzieś tam spotkasz Tarantino to spakuj go do walizki i przywieź do Polski:)
    yoasia

    OdpowiedzUsuń
  20. aż mi się buzia śmieje jak oglądam te zdjęcia i czytam co u Ciebie!!! :** buziaki Ula!

    Kaczka

    OdpowiedzUsuń
  21. Mam wrażenie, że nad tym wybrzeżem można odnaleźć siebie . :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Ten cupcake musiał być pyszny !
    Piękne widoczki :)

    OdpowiedzUsuń
  23. zazdroszczę Ci tych wspaniałych widoków :) moim marzeniem jest odwiedzić kiedyś USA mam rodzinę w NY i Chicago, którzy mieszkają tam na stałe, ja mieszkać bym na stałe nie chciała ale zobaczyć i owszem!

    i pytanie do Ciebie: mieszkasz w USA na stałe z całą rodziną? :)

    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  24. zazdroszczę Gospel! i ten grudniowy dzień heh.. bajka;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Zazdroszaczę Gospel.... Nie! wszystkiego zazdroszczę:) Niecierpiliwe czekam na relację z LA :D

    OdpowiedzUsuń
  26. Hej,
    Mam pytanie jak godzisz obowiązki w pracy z tak licznymi wypadami na miasti i za maisto:)?
    Zastanawiałam się kiedyś nad takim wyjazdem, ale z opowieści au pair'ek wynikało,ze ejst niewiele wolnego czasu na zwiedzanie czy wyjscia ze znajomymi- a jak obserwuje twojego bloga to wyglada na to,że jest wręcz pzreciwnie i że jest super. Możesz pzredsawić więcej szczegółów organziacyjnych Twojej pracy tam?
    Będę wdzięczna,
    Kaśka

    OdpowiedzUsuń
  27. Anonimowy z 18:49-> Nie mów 'nie', dopóki tu nie przyjedziesz:). Zwłaszcza do Kalifornii:).
    Ja jestem tutaj na rok, bez rodziny.

    Kaśka-> Nie wychodzę często i nie wyjeżdzam często za miasto, to był jeden z pierwszych wyjazdów. Jeśli coś już robię to w weekend, bo co najwyżej mogłabym popołudniami, ale teraz szybko robi się ciemno.
    Tak jak i Twoja koleżanka, też chciałabym mieć więcej czasu na wyjazdy...
    Jeśli jesteś ciekawa to napiszę Ci mój plan pracy:
    PN i WT- 13-17
    ŚR- CZW- 8-17
    PT- 11-17
    SOB- 8-11 (przynajmniej jedną sobotę w miesiącu mam wolną)

    Maksymalna liczba godzin pracy to 45h. Większość au-pair pracuje właśnie tyle, ja trochę mniej.

    OdpowiedzUsuń