21 mar 2014

My first surfboard.

Szybko po przyjeździe do Puerto Escondido doszłam do wniosku, że nie ma sensu wypożyczać desek, muszę kupić własną. Skoro opanowanie surfingu jest jednym z głównych celów tej podróży, to trzeba podejść do sprawy jak należy. Zwłaszcza, że postanowiłam pomieszkać tu trochę dłużej i na razie nigdzie się nie wybieram.
Odpowiedniej dechy szukałam więc od prawie dwóch tygodni, na początku miałam upatrzoną dobrą, ale ktoś zwinął mi ją sprzed nosa. Problem w moim przypadku był taki, że jako początkująca powinnam mieć longboarda, czyli długą, szeroką i grubą deskę, na której łatwiej będzie stanąć i która złapie każdą małą falę. Jednocześnie, jeśli mam z nią podróżować, nie mogę mieć deski, której nie będę w stanie unieść czy wsadzić do środka transportu, a więc longboard odpadał. Poczytałam, poradziłam się kilku surferów i wyszło na to, że najlepszym rozwiązaniem dla mnie będzie fishboard. Deska o kształcie ryby, która ma szerokość i grubość podobną do longboardu, ale jest krótsza, co w moim przypadku (przez to że jestem niska i lekka) nie stanowi aż tak dużego problemu, ale jednak będzie mi ciężej na niej stanąć.
Odwiedziłam prawie wszystkie miejsca z deskami, aż wczoraj okazało się, że na mojej ulicy, kilka przecznic dalej produkują deski surfingowe. Przeszłam się tam wczoraj i chociaż zazwyczaj sprzedają nowe, jeden z właścicieli zaproponował mi swoją. Opowiedział o jej budowie, zaletach, zrobiłam jej zdjęcie, zapisałam wymiary, wieczorem podzieliłam się info z kolegą surferem i koniec frustracji związaniej z szukaniem. Znalazłam tą jedyną.
Marzenie staje się więc rzeczywistościa - nieskończona ilość upadków, bólu, siniaków, porwań przez fale i słonej wody w ustach przede mną.
Untitled Untitled Deska ma na sobie dedykację dla właściciela, który mi ją sprzedał. Przyznał, że była jego ulubioną, ale odkąd złamał nadgarstek na motorze i przytył, nie surfuje już tak często i stwierdził, że mogę ją przejąć.Untitled


22 komentarze:

  1. Nie umiem nawet pływać i bardzo boję się wody, ale zazdroszczę, też tak chcę :D

    OdpowiedzUsuń
  2. O, dzięki Wam za info o three little pigs. Przyda się :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten z wieloosobowymi pokojami, o którym mowa w tekście to: http://www.hostelbookers.com/hostels/england/london/20122/. W zeszłym roku spałam też w http://www.hostelbookers.com/hotels/england/london/66735/
    Pierwszy chyba podobał mi się bardziej chociaż ogólnie żaden z nich wybitny nie był ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten z wieloosobowymi pokojami, o którym mowa w tekście to: http://www.hostelbookers.com/h.... W zeszłym roku spałam też w http://www.hostelbookers.com/h...
    Pierwszy chyba podobał mi się bardziej chociaż ogólnie żaden z nich wybitny nie był ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Surfowanie na desce mnie przeraża więc pewnie sama nigdy nie spróbuję ale tobie życzę powodzenia. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ta deska ma duszę! Piękna, zazdroszczę już wszystkich upadków i siniaków :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękna deska o ile mogę się tak wyrazić. Zawsze podziwiam surferów i zazdroszczę, bo ja tak nie potrafię.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zawsze chciałam nauczyć się surfować. Jeden z punktów na mojej krótkiej na razie liście "to-do before die" :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudna deska! Nie mogę się doczekać, kiedy ja będę miała swój surfingowy debiut, zawsze tego chciałam. Super, że zostajesz w MX ) <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Wow, muszę kiedyś spróbować surfingu...

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiesz co? Mam dość tego bloga :P Niech się wali, niech się pali, ale za tydzień lecę do Meksyku. Dość gapienia się na blogi podróżnicze i jęczenia w stylu "też tak chcę". Mój szef nie będzie zadowolony, ale mówi się trudno. Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  12. haha podoba mi się plan i w takim razie widzimy się w Puerto Escondido! ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Wydaje się być idealny - lokalizacja, wnętrze (mimo wszystko lepiej mieszka się w ładnym miejscu) i cena. Przynajmniej jedna rzecz z głowy, dziękuje :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ulka, rób swoje, bo robisz to świetnie! Nie staraj się na siłę dopasowywać, jeśli to jest wbrew Tobie, mimo tego iż tak moda... Więcej stracisz niż zyskać, bo "plastikowe blogi" nie mają duszy, a jak bez tej żyć?

    Rankingi, zestawienia i te wszystkie dyskusje na temat Facbooka i poprawiania aktywności aż mnie mdlą, bo przecież nie po to chyba piszemy blogi? Jasne, trzeba się profesjonalizować i rozwijać, ale nie zapominając o tym, co dla czytelników najważniejsze - większość przychodzi tutaj dla Ciebie :)


    Stay on the bright side of blogosphere ;-)

    OdpowiedzUsuń
  15. Jezu Ula podziwiam zapał i wytrzymałość bo sama parę razy podchodziłam do surfingu i jednak siła z jaką nawet te małe falki potrafią człowieka poturbować ostudził mój zapał :P I postanowiłam, że jednak pozostanę bierną fanką i obserwatorką surfingu. Powodzenia, trzymam kciuki i czekam na Twoje zdjęcia jak łapiesz fale, najlepiej w surf barrel! :)

    OdpowiedzUsuń
  16. O wow, wielkie dzięki za takie miłe słowa, Andrzej!

    OdpowiedzUsuń
  17. Anna Maria Łukasik15 kwietnia 2014 17:27

    O rany, ależ zazdroszczę! Marzę o surfowaniu i kiedyś muszę spróbować, bo ciągnie mnie do tego strasznie :) I żałuję, że w Polsce nie mamy warunków, ale może kiedyś będzie mnie stać na bilet i gdzieś polecę ;)
    A deska jest cudowna! :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Natalia Wisniewska11 czerwca 2014 18:38

    Nic tu nie zmieniaj, uwielbiam Twojego bloga! Dzięki za wskazówki!

    OdpowiedzUsuń
  19. :)) dobry post, praktyczny.
    W Maroku spałam w tym samym hostelu - gest house..jak zwał, tak zwał:)
    zazdroszczę doświadczenia w KL, choć ja Malezję zjechałam nocując 'po ludziach' z CS :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  20. Drogie są używane deski w Meksyku? Deska piękna, bardzo zazdroszczę!

    OdpowiedzUsuń
  21. Na pewno tańsze niż w Australii;). Oczywiście wszystko zależy od modelu, stanu i rozmiaru, ale ja np. zrobiłam dobry deal, bo deska była o porządanym kształcie, w dobrym stanie, a dałam za nią jakieś 650zł.
    No i zazdrościć nie ma już czego bo sprzedałam ją w ostatni dzień podróży, choć teraz na samą myśl robi mi się smutno....ale nie było sensu targać jej ze sobą i płacić za transport...
    A Ty przymierzasz się do zakupy jakiejś?

    OdpowiedzUsuń
  22. Kurcze, no to nieźle Ci się udało z tą deską! Ale straaasznie szkoda, że musiałaś sprzedać, fajnie wyglądałaby nawet postawiona/powieszona w mieszkaniu za kilka lat;) Ale też znowu płacić dodatkowo to słabo. Tak źle i tak niedobrze;p U mnie plan od początku przewidywał kupno deski, bo wypożyczanie jest totalnie opłacalne, jeśli chcę pływać chociaż 3 razy w tygodniu. Niestety ceny trochę zweryfikowały moje zamiary:P na razie pożyczam od znajomych, ale nie jest to dosyć wygodne, więc cały czas szukam deski. Jak na razie wszystkie, które mi pasowały kosztowały 300-400$. Jak znajdę coś w granicach 250$ to chyba już skapituluję i kupię, a potem przestanę jeść na pół roku ;D

    OdpowiedzUsuń