W Sydney spędziłam na razie półtora dnia, wrócę tam na dłużej na koniec swojej podróży. Magda poleciła mi na początek 6-kilometrowy spacer wybrzeżem, prowadzący do najsłynniejszej plaży Sydney, Bondi Beach. W autobusie specjalnie nie wyglądałam za bardzo przed siebie, bo chciałam spojrzeć na ocean z bliska. A kiedy już od plaży dzieliło mnie tylko przejście dla pieszych i ujrzałam prawdziwe wakacyjny obraz, fale zalewające piasek, ludzi wygrzewających się na słońcu, poczułam mrowienie i ciarki na plecach. Co za szczęście, znowu jest lato!
Zaczęłam od Coogee i zamoczenia po raz pierwszy nóg w zimnym oceanie.
Jednym z najfajniejszych pomysłów jakie zobaczyłam podczas tego spaceru, były baseny przy plaży, w tym przypadku częściowo naturalny, wyżłobiony w skałach.Szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia, że Sydney ma tak piękne, skaliste wybrzeże. Plaże wyobrażałam sobie raczej w tradycyjnym stylu.
Schodziłam w dół, wdrapywałam się na górę i mijałam kolejne plaże. Każda wyglądała inaczej, ale wszystkie były piękne.
Bronte Beach.
Nie miałam czasu na kąpiel, ale z pewnością nadrobię to przed wyjazdem.
Za każdym razem spodziewałam się, że następną plaża będzie Bondi Beach, a tu ciągle pojawiły się nowe, w końcu przestałam liczyć;).
I te domy na wybrzeżu, z widokiem na ocean...achh...
Tamarara Beach.
Chodzić na spacery z psem w takim miejscu, albo chociaż świadomość, że po pracy można przyjechać tu i cieszyć się takimi niezwykłymi widokami, piękna sprawa.
No i wreszcie pojrawiła się na horyzoncie najsłynniejsza plaża Sydney, Bondi Beach. Nie miałam czasu, żeby pobyć tam trochę, więc planuję nadrobić to w styczniu..
Odkąd zobaczyłam kiedyś w internecie zdjęcie basenu przy Bondi, zamarzyło mi się popływanie w nim. Do zrealizowania w styczniu;).
Wybaczcie mniejszy rozmiar zdjęć, ale przedłużałam dodanie posta przez parę problemów technicznych i ostatecznie musiałam zdecydować się na mniejszy rozmiar. W razie czego można powiększyć fotkę przez kilknięcie na nią.
Marzy mi się kiedyś podróż do Australii. U mnie za oknem dokładnie -12 stopni więc umieram z zazdrości :)
OdpowiedzUsuńprzepiękne zdjęcia! okropnie Ci zazdroszczę, szczególnie, że mam na drugie imię Adelaide (zasługa taty) i marzę, żeby kiedyś zobaczyć te wszystkie piękne miejsca:) Ah, a mój brat to Jan Sydney... :D
OdpowiedzUsuńOo a skąd ten pomysł na drugie imiona? Czy Twój tata fascynował się Australią, marzył o podróży tutaj?
UsuńUwielbiam nietypowe imiona, a Adelaide jest po prostu przepiękne! Gratuluję pomysłowości tacie :) [btw zanotowałam sobie to imię, może za x lat nazwę tak swoją córkę hah :p]
UsuńPodobno mama nie była zachwycona z tych pomysłów, ale nam z bratem wyszło to na dobre, bo każdy kto słyszy się zachwyca:) Fascynował się podobno bardzo i zawsze mówił że kocha Australię, ale niestety nigdy mu się nie udało zobaczyć tego wszystkiego na własne oczy, choć w młodości wiele podróżował, bo razem z kolegami żeglowali po całych wodach Europy, może kiedyś...;)
UsuńUla pojechałaś tam sama? :)
OdpowiedzUsuńKinga
Tak :)
UsuńZdjęcia są fenomenalne, a te baseny przy oceanie, istna poezja!
OdpowiedzUsuńZajebiście! Zazdroszczę!
OdpowiedzUsuńmam depresję, echhhh :)
OdpowiedzUsuńU mnie w Rosji -25, wiec az milo popatrzec! :)
OdpowiedzUsuńNieźle! W takim razie jest między nami 50 stopni różnicy :D
UsuńTaki basen to marzenie ;) mmmm... ja muszę się zadowolić jedynie krytym, brzydkim, bez widoku :( Ale kiedyś... o tak. Już składam pieniądze na bilet. ;) Ja bym od razu do wskoczyła do oceanu, Ula. A co jeśli koniec świata już niedługo? Na przykład - jutro ?
OdpowiedzUsuńPS U mnie -15 na termometrze.
U mnie już jest 21 gruudnia, ale na razie końca nie widać :). A jeżeli nadejdzie, to cóż mogę powiedzieć, dzięki za odwiedziny na blogu haha
UsuńNo tak! U Ciebie będzie najwcześniej koniec świata. Już powinien być. To czekam na relacje z tego wydarzenia, haha ;)
Usuńhaha naprawde rozbawilo mnie to ' czekam na relacje z konca swiata' ;p Ula zrobilabym nam super relacje
Usuńa ja z grypą w łóżkuuu, płaczę. :)
OdpowiedzUsuńO nieee, mam nadzieję, że wyzdrowiejesz do świąt!
UsuńPatrzenie na takie zdjęcia zwiększa poziom wkurzenia spowodowanego uziemieniem, więc pewnie pomaga zdrowieć. Wniosek jest prosty - Twój blog ma działanie uzdrawiające. ;)
UsuńA tak w ogóle, to moje prawie pierwsze komentarze u Ciebie, a trafiłam na Twojego bloga już na samym początku jego istnienia, ale stale oglądam go mniej więcej od czasu, kiedy postanowiłaś usunąć go z listy polskichszaf, bo ktoś tam miał pretensje, że za mało szafowy. Nie oglądam żadnego innego podróżniczego, ale Twoje zdjęcia i sposób, w jaki piszesz uzależniają (czyli jednak nie taki prozdrowotny ten blog ;) ).
Pozdrawiam :)
niebieskość tej wody i nieba jest po prostu przepiękna. cudnie u Ciebie, korzystaj (;
OdpowiedzUsuńZazdroszczę, piękne widoki!
OdpowiedzUsuńBędziesz wybierała się może do Adelaide?
rozmiar*
OdpowiedzUsuńSama mieszkam nad oceanikiem tylko przez ulice i jestem :) U mnie dzis 34 na plusie w Perth :*
OdpowiedzUsuńjak tak ma wyglądać koniec świata to ja go chcę czym prędzej! :D
OdpowiedzUsuńRanisz tymi zdjęciami... Ogromnie zazdroszczę;)
OdpowiedzUsuńahh kochana wypoczywaj, należy ci się ! :)
OdpowiedzUsuńZdjęcia i widoki bajka, aż się chce mieć kilka wolnych tysięcy na bilet i pobyt tam! Nie, tu nie wolno wchodzić w takim okresie, to zbyt boli ;)
OdpowiedzUsuńWspaniale jest móc się wyrwać zimie, ale dopiero zaboli jak będziesz musiała wracać więc ciesz się wszystkim i nie zastanawiaj nad końcem podróży. Przypomniałaś mi piękną plażę w Taiwanie w grudniu (było tak pięknie, że myślałam, że mam halucynację).
OdpowiedzUsuńCzekam na relację z gór!
Mój faworyt to rowerowa fotografia, pasuje do niej ta wyblakła poświata, bo przy reszcie dostaję oczopląsów, jakby zdjęcie były nieostre, ale nie rozmyte, po prostu nieostre, problem z autofokusem czy coś w tym stylu. I w sumie trochę Ci zazdroszczę lata, bo u mnie pogoda ni w pięć ni w dziesięć, a takiej zimy nigdy nie mogłem zaakceptować, więc znów - zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńdzisiaj mam ochotę szczerze podziękować Ci za posta :) zasponsorowałaś mi poprawę humoru - leżę w łóżku od tygodnia chora, końca tej choroby nie widać a tutaj zdjęcia z Australii czyli miejsca, o którym marzę od dziecka(a w szczególności o wschodzie słońca nad Uluru), super! ;D od razu chce się wyzdrowieć i wskoczyć do oceanu! :D
OdpowiedzUsuńa tak swoją drogą, to tak sobie to zawsze wyobrażałam, że będę mieszkać nad wodą, w miejscu gdzie jest dużo słońca, po pracy będę mogła przyjść na plażę/skały i posłuchać szumu fal...
na razie mam inne kierunki zaznaczone na mapie, ale planuję tam dotrzeć w przeciągu najbliższych 2-3 lat
Nie wiem czy to ze zmęczenia, ale oczy prawie mi się zeszkliły, tak tam pięknie :).
OdpowiedzUsuńGdzieś przeczytałam opinię, że 'Melbourne jest jak Nowy Jork, a Sydney jest jak Los Angeles'. Co sądzisz o tym porównaniu? :)
Pozdrawiam,
Claud
PS Nie dość, że jesteś w najcudowniejszym miejscu na Ziemi, to jeszcze spędzisz moje urodziny na świetnym festiwalu. Jak tu nie umierać z zazdrości. :)
Hmmm Melbourne jak Nowy Jork raczej nie, ale oba miasta przypominają mi trochę Kalifornię właśnie :)
UsuńHej Ula, zdjecia obrabiasz w photoshopie prawda? Co to za filtr jesli mozna spytac?
OdpowiedzUsuńZazdroszcze widokow i slonca!
To mieszanka kilku filtrów ;)
UsuńJak dobrze przed zagładą nacieszyć oczy ;D Baw się dobrze!
OdpowiedzUsuńPatrzę na zdjęcia i płakać mi się chce (;P). U mnie w Mrozach mróz ( ;-) ) -12stopni, leżę pod kołdrą i nawet po bułki nie chce mi się ruszyć ;) Zazdroszczę bardzo nie będę się z tym kryć, życzę też miłego dalszego pobytu ( bo pogody pięknej chyba nie trzeba życzyć :-) ).
OdpowiedzUsuńN.
Ahhh, można się zakochać ;-))
OdpowiedzUsuńMusze kiedyś się wybrac do Australii, mam tam rodzinkę więc why not
OdpowiedzUsuńWow ! Swoimi zdjęciami wzmocniłaś moje marzenie żeby kiedyś wybrać się tam z wizytą ! :)
OdpowiedzUsuńAle mi Ula humor poprawiłaś w ostatni dzień pracy przed świętami. Aż miło pooglądać takie zdjęcia. I też tam kiedyś pojadę, to już postanowione - i zrobię wszystkim zazdrośnikom na złość - pojadę tam również zimą i przyślę do Polski zdjęcia z plaży :). Ale żeby nie małpować po Uli już tak całkiem, to przejdę się te 6 km w przciwnym kierunku. Powodzenia i czekam na więcej zdjęć z Australii! A z kangurem zdjęcie będzie? :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Kangur powinien się pojawić, okaże się na Tasmanii ;))
UsuńPiękna ta Australia :-) Korzystaj ze słońca, bo w Polsce jeszcze będziemy musieli długo na nie poczekać ;)
OdpowiedzUsuńHej, czytam Twojego bloga od dłuższego czasu. Chciałabym zapytac skąd masz na to wszystko pieniądze? W sensie ten bilet wygrałaś, ale co z resztą? Plecak z Berghousa, mcbook, wycieczki po wszystkich kontynentach, a nigdy nie widziałam, żebyś pracowała (oprócz au pair w USA).
OdpowiedzUsuńZazdroszczę. Ja na wszystko musiałam sama zarobić...Dlatego póki co o podróżach dalej niż poza Europę muszę pomarzyć..
Wybacz, jeśli Cię uraziłam tym pytaniem, ale nurtuje mnie od samego pozątku kiedy znalazłam Twojego bloga..
Hehe. No to chyba masz problemy z czytaniem ze zrozumieniem:D
UsuńIle razy można wałkować ten sam temat, zwłaszcza że ze trzy notki temu był on znooowu poruszany..
Dopóki nie zarabiałam wystarczająco dużo, też nie ruszałam się poza Europę, więc błagam, nie rzucaj tekstem "zazdroszczę. Ja na wszystko musiałam sama zarobić...." bo obrażasz mnie. Nie chce mi się tłumaczyć skąd mam kasę na każdą rzecz, którą wymieniłaś, bo zawsze jest to inne źródło i nie wiem czemu spodziewasz się, że będę pokazywała na blogu swoją pracę, zarobki, może print screeny z przelewów na moje konto?
UsuńObecnie jestem spłukana, a na Australię zadłużona u pięciu osób, bo czekam na zwrot czesnego za studia w UK, który przeciąga się od października.
Ula uważam ,że to jest jak walka z wiatrakami. Należy ignorować takie pełne żółci i zazdrości komentarze. pozdrawiam Ciepło z mroźnej Polski!
UsuńA.M.
do tego bardzo drobi aparat, podroz do Azji wqczesniej. Nie wydaje mi sie zeby zbierala w stanach bo przeciez jadla co tydzien w restauracji wiec ja tez sie dziwie. Niesttey cos wydaje mi sie tu wystylizowane na potrzeby komercyjne
OdpowiedzUsuńWydawać to Ci się dużo może, a mnie mogą co najwyżej śmieszyć Twoje podejrzenia. Rodzice sprzedali samochód, żeby kupić mi aparat, no bo przecież niemożliwe, żebym sama na niego zaoszczędziła przez cały rok, po prostu niemożliwe.
UsuńLOL. Twój komentarz Anonimie powinien się pojawić na mistrzowie.org Myślę, że mógłby jeszcze przed końcem tego roku pobić rekord głupoty :D
UsuńA.M.
Za jakie grzechy Ula?! Spoglądam za okno a tam -10, szaro, buro i ponuro :/
OdpowiedzUsuń:)*
no dobra, moja mama nie lata na wakacje do Japonii ;)
OdpowiedzUsuńbo może Twojej się zwyczajnie nie chce?
UsuńNa szczęście moja mama ma sprytną córkę, która znalazła jej bilet lotniczy za 1000zł i na wakacje w Japonii wydała tyle, ile wydałaby w niezłym hotelu nad Bałtykiem. :P
UsuńCzym Cię obraziłam? zadałam konkretne pytanie, nie byłam tutaj miesiąc więc może przeoczyłam jakąs tam notkę o sprawach finansowych. Wiesz, rzadko się zdarza, że ktoś studiuje w UK, właśiwie nie pracuje (no chyba, że się mylę, że robisz gdzieś foty, wysyłasz, artykuły, nie wiem, i dostajes po kilka tysiecy miesiecznie wtedy przepraszam), a podróżuje po różnych kontynentach z mcbookiem, dobrym plecakiem, zajebistym aparatem wydając np 2-4 tysiące złotych. Dlatego pytam, co się denerwujesz :) Co w tym złego, że zapytałam, może podsuniesz dobry pomysl innym osobom, które by chętnie skorzystały i pojeździły po świecie :D
OdpowiedzUsuńja pierd... Ludzka zawiść i żółć nigdy nie przestaną mnie zadziwiać. Weź się drogi człowieku do roboty a nie wylewasz swe żale na osobę, której nawet nie znasz... Siedzi sobie jakiś mały człowieczek i po prostu nawet nie kryje się z tą cholerną zazdrością (o macbooka, o aparat i o co jeszcze? No pooowiedz, prosimy! Co ta Ula jeszcze ma takiego, że Cię to tak BOLI?). Ludzie, uwierzcie ,że są naprawdę na świecie sposoby na tanie podróżowanie! Jest couchsurfing, są znajomości, są hostele. Nie każdy śpi w hotelach pięciogwiazdkowych... Przepraszam Ulu jeśli zbyt ostro tutaj wyjechałam z tą wiadomością, ale zastanawiam się czy długo jeszcze będziemy musieli czytać tak DURNE komentarze? Może rzeczywiście powinnaś dać tu screeny z konta, wyciągi z kont twoich rodziców, no i możesz dorzucić też wciąg z konta brata. No i pokaż też wszystkie rachunki ,tak na wszelki wypadek. Myślę, że ciekawość niektórych egzemplarzy zaspokoiłyby też PITy i zestawienie miesięcznych wydatków - na szkołę, jedzenie, papier toaletowy i inne produkty. Magda chętnie chciałaby też aby jakiś wykwalifikowany rzeczoznawca ocenił ile kosztują Twe sprzęty elektroniczne i masz potwierdzić odpowiednimi dokumentami ZA CO TO KUPIŁAŚ.
UsuńPowtarzam... NIGDY ludzie nie przestaną mnie zadziwiać. NIGDY.
Magda, obraziłaś mnie zdaniem, które zacytowałam w poprzednim komentarzu. Nie chodzi wiec o to, że pytasz, tylko w jaki sposób to robisz, z góry zakładając, że Tobie jest ciężko bo musisz pracować, a mnie łatwo bo ktoś mi sposnsoruje te podróże.
UsuńRzadko trafiają się ludzie, którzy żyją tak jak ja, bo w ogóle rzadko ktoś ma pasję i potrafi dla niej dużo poświęcić. Styl mojego życia co roku wygląda inaczej, w zależności od tego co robię i jak zarabiam. W Stanach żyłam zupełnie inaczej niż teraz. Wydaję kilka funtów tygodniowo w UK, nigdzie nie chodzę, nie wydaję pieniędzy na przyjemności bo zdecydowaną większość moich przychodów przeznaczam na podróże. Na życie wydaję mniej niż mój przyjaciel, student w Poznaniu. Coś w imię czegoś innego, a że nie mam wszystko plus jeszcze na podróże. Komputer jest moim podstawowym narzędzniem pracy, więc musi być dobry, zapracowałam na niego w Stanach i kupiłam za połowę tego, ile kosztowałby mnie nowy w Polsce.
I naprawdę, odpuściłabyś sobie wypominanie tego "dobrego plecaka" tak jakby kosztował mnie conajmniej tysiąc złotych, a nie 200 ile kosztował, tyle co para butów.
Co do Twojego ostatniego zdania- chętnie to by każdy pojeździł po świecie, ale niestety trzeba dać z siebie dużo więcej niż ochotę. Moje rady? Jeżeli masz niewielkie przychody to oszczędzaj na wszystkim, co nie jest związane z podróżami. Ponadto osoba powyżej już napisała o kilku sposobach na tanie podróżowanie, które towarzyszą każdemu z moich wyjazdów, no i przede wszystkim na bilety lotnicze wydaję najczęściej 1/5 tego, co przeciętni ludzie.
Ludzie tacy sa niestety . Jak komus sie uklada odrazu zazdrosc...... Masz to jezdzisz i tyle w temacie! swoja droga to w Perth bylas??? jesli bedziesz to zapraszam na kawe :D
UsuńNie byłam jeszcze i nie wybieram się na razie, ale dziękuję za zaproszenie!:)
UsuńZazdroszczę lata!
OdpowiedzUsuńz drugiej strony myślę, że średnia wieku ludzi, którzy czytają tego bloga to 17 - 20 lat. Raczej mało na prawdę fajnych podróżników tutaj zagląda, jak widzę niektóre komentarze ludzi, którzy piszą, że nie wiedzą co zrobić ze swoim życiem i prosza Ulę o rady, to mnie to trochę śmieszy.. W sensie z jednej strony fajnie, że jest tylu czytelników i takie zainteresowane, z drugiej strony, to chyba żaden sukces. Jaki bloger tacy i czytelnicy :) a często pojawiają się tutaj negatywne komentarze, skąds się to chyba bierze, prawda Ula ?
OdpowiedzUsuńUla, widzę że ktoś intensywnie próbuje Ci dzisiaj zajść za skórę i kogoś bardzo boli Twoja osoba. Podejrzewam, że te pełne zazdrości i żółci komentarze pisze jedna osoba...Czyż nie mam racji? :-) Jak już napisałam, nie warto sobie psuć nimi nerwów. Lepiej ignorować bo to jak walka z wiatrakami - zawsze pojawią się nowe na horyzoncie. Anonimowo mogę tylko życzyć weosołych świąt i niech ktoś w końcu da Ci jakąś wielką dawkę miłości i ciepła. Może to jakoś Ci pomoże. Ja mogę Cię zapewnić ,że wielu moich znajomych ze studiów czyta blog Uli a mamy już po 24 lata. Wielu z nas również podróżuje i identyfikujemy się ze stylem życia Uli w 100%. Także niestety Anonimie, mylisz się.
UsuńA.m
Z drugiej strony? A gdzie była pierwsza, bo nie widzę pierwszej części Twojej wypowiedzi?
UsuńTak się składa, że rzadko pojawiają się tutaj negatywne komentarze, nie masz też racji co do wieku czytelników, a że ludzie pytają o rady związane z życiem, no cóż, moim zdaniem większym sukcesem jest zainspirowanie młodego człowieka do zmiany swojego życia, co odbije się na całą jego przyszłość niż podstawienie pod nos "fajnemu podróżnikowi" kolejnych informacji o transporcie w Indiach. To nie jest typowi polski blog podróżniczy i nie aspiruję do dołączenia do tego elitarnego grona. W ogóle ton Twojej wypowiedzi jest taki, że aż chcę zapytać, którym z tych wielkich podróżników jesteś? Bo pewnie piszesz bloga i podróżujesz, więc szkoda, że anonimowo skłoniłeś się na takie złośliwości.
A.m, dziękuję bardzo:). Ale wiesz, jeśli nie masz za sobą podróży dookoła świata, to nie kwalifikujesz się do grona "naprawdę fajnych podróżników". A to sprawia, że blog nie ma ża żadnej wartości, no bo skoro czytają go też ludzie o innych zainteresowaniach niż podróże, to trochę wstyd. Jednym słowem wszyscy jesteśmy beznadziejni;)).
UsuńTakie brednie tuż przed świętami, anonimie? Na Twoim miejscu nie liczyłabym na prezenty od Mikołaja ;-)
UsuńNie pamiętam kiedy miałam 17 lat, ale przejechałam spory kawałek świata, mieszkałam tu i tam i zaglądam tu regularnie, bo to świetny blog.
Twoje wymyślone grono naprawdę fajnych podróżników szczerze mnie rozbawiło, rozumiem, że sam do nich należysz?
Odwiedzam blogi o różnej temace i na żadnym nie widziałam tylu pięknych, serdecznych komentarzy wyrażających prawdziwą sympatię do autora, ile u Uli. Na tylu czytelników musi znaleźć kilka osób ziejących jadem, aczkolwiek jest ich bardzo niewiele. Zapomniałeś też, że komentuje tu pewnie z 10-20% wszystkich czytających.
Z okazji świąt życzę Ci mniej złośliwości i niech Nowy Rok przyniesie Ci dużo mądrości...
Pozdrawiam,
M.K.
Niepotrzebnie wdajesz sie w dyskusje z innymi ,skoro to tylko i wylacznie Twoja sprawa,skad bierzesz pieniadze na podroze:).Foty swietne jak zwykle,pozdrawiam.
UsuńChciałabym gdzieś wyjechać, usiąść przy takim pięknym widoku i odpocząć nie tylko fizycznie ale i psychicznie:)
OdpowiedzUsuńHej Ula,
OdpowiedzUsuńpowyższe komentarze apropos tych niebotycznych sum, które wydajesz na hotele 5-gwiazdkowe(am I speaking sarcasm? ;p), skłoniły mnie do zapytania o coś, nad czym zastanawiałam się od jakiegoś czasu-o korzyści na świecie(raczej z naciskiem na poza Europą, ale w Europie też)wynikające z posiadania statusu studenta. Czy masz na ten temat jakąś wiedzę? Rozmawiałam ostatnio ze znajomymi o roadtripie i ogólnie 'podróży dookoła świata' i zaczęliśmy się zastanawiać w jakich sytuacjach by nam się to przydało, czy zniżki dla studentów są charakterystyczne dla naszego polskiego podwórka czy też w świecie student to synonim tańszych biletów/usług/etc. czy np. transport jest tańszy z tych względów. Pytam bo mi się teraz skojarzyło z tymi komentarzami powyżej, jeszcze się nie zagłębiałam w temat z wujkiem google ale jakbyś mogła coś tam w tym temacie napisać to z góry dzięki :)
Niestety niewiele jest na świecie korzyści z bycia studentem, jeśli chodzi o zniżki. Niektóre kraje mają je dla swoich studentów, ale nie obejmują zagranicznych, więc na dobrą sprawę największe korzyści odnoszę w PKP ;)
Usuńa np. wstęp do muzeów(jeśli nie jest oczywiście darmowy ;p)?
UsuńTutaj częściej zdarzają się zniżki, nie zawsze są dostępne, ale część muzeów rzeczywiście je oferuje.
UsuńPatrzę na Twoją mapkę na blogu i jestem taka szczesliwa,ze prawie wszystkie podroze obserowalam na blogu, ha:D
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuń