Pisałam niedawno o Erasmusie, pytałam Was które z hiszpańskich miast wpisać na listę. Na drugie miejsce na liście, bo na pierwszym, no właśnie...Najpierw miało być Melbourne w Australii. Już wyobrażałam sobie obchodzenie świąt na plaży, kiedy okazało się, że wysyłają pojedyncze osoby, jest już ktoś chętny i przede wszystkim umowa, którą mają ze szkołą dotyczy innych kierunków.
Ostatecznie na aplikacji umieściłam Bangkok w Tajlandii. Kolejna świetna opcja i ta sama uczelnia, na której studiuje Champ. Oczami wyobraźni jadłam już street food w Bangkoku i przy każdej możliwej okazji zwiedzałam inne kraje Południowo- Wschodniej Azji.
W biurze Erasmusa widziałam papiery z tamtego uniwersytetu, daty kiedy bym miała wyjechać i kiedy wrócić. Jednak kiedy koordynatorka zwróciła uwagę na to, co studiuję, na rozmowę wezwała mnie opiekunka roku. W skrócie powiedziała mi, że gdybym chciała pojechać na ten program, to prawdopodobnie musiałabym studiować pół roku dłużej, bo nie pokryją mi się przedmioty. Nikt w historii mojego kierunku nie był na żadnej wymianie, bo jeśli dowiadywali się o studiowaniu dłużej, to rezygnowali. Ja stwierdziłam, że mimo wszystko chcę jechać. Biuro zaczęło kombinować co tu ze mną zrobić i jak to wszystko załatwić.
Byłam w kontakcie mailowym z koordynatorką Erasmusa, a w środę specjalnie wcześniej przyjechałam do UK, bo wczoraj miałam rozmowę w sprawie wyjazdu. Kilka pytań w stylu "dlaczego chcesz jechać/ co Ci da wyjazd/ jak sobie poradzisz, blablabla..."
A tu niespodzianka. Zamiast pytań usłyszałam, że nie mogę nigdzie jechać.
Jest jeszcze tylko szansa, że MOŻE mogłabym pojechać do Helsinek, ale tego też nie wiadomo, niczego nie obiecują i wyjaśni się dopiero w marcu.
Powód dla którego nie mogę jechać wygląda tak, że mój kierunek jest dość unikalny, nie ma go na innych uczelniach i nie mogą znaleźć mi szkoły, w której mogłabym zdobyć potrzebne kredyty.
Jeśli mam przedmioty ogólne w stylu zarządzania czy marketingu, to nie jest ich wystarczająco dużo w semestrze, za to w innych szkołach nie ma przedmiotów praktycznych. Nie chcą też, żebym musiała studiować przez dodatkowy semestr, bo nie na tym ma polegać wymiana.
A mówią, że Erasmus jest dla wszystkich...
Pewnie nikt normalny nie przejąłby się tym aż tak, ale ja się trochę podłamałam i odechciało mi się wszystkiego. Nie mogę zaakceptować tej porażki i skoro nic nie jest w stanie powstrzymać mnie od realizacji marzeń, dlaczego musiało udać się to akurat tej przeklętej instytucji- szkole?
Na chwilę obecną czuję się największym nieudacznikiem świata i nie chce mi się nic robić. Oby szybko mi przeszło;).
To zabawne, że drugi semestr z rzędu, na kilka dni przed jego rozpoczęciem dowiedziałam się czegoś, co zupełnie rozkłada mnie na łopatki. Tym razem chyba jeszcze bardziej niż ten brak kredytu na szkołę. No właśnie, zapłacenie drugiej raty czeka mnie w najbliższych dniach. Ciekawe jaką minę miałaby 8/9-letnia Ula zbierająca grosz po groszu do swojego niebieskiego, a potem różowego pudełeczka "na czarną godzinę i podróże", gdybym powiedziała jej, że po 15latach oszczędzania pewnego dnia to wszystko wcale nie pójdzie na podróże, tylko na szkołę. Pewnie by się rozpłakała, biedna, bo wtedy znała już przedmiot "matematyka", bardzo go nie lubiła i chyba czuła, że spowoduje on ogromną niechęć do szkoły na wszystkie pozostałe lata edukacji;).
No cóż, muszę się teraz uporać z myślą, że w paźdzerniku nie będzie czekała na mnie nowa przygoda, nowe miejsce zamieszaknia, tylko Birmingham.
A na kolejną zimę powinnam zawiesić bloga na całą długość jej trwania. Mój poziom braku inspiracji sięga szczytu, w fotografii stoję w miejscu, kulinarnie też i tylko w jęczeniu osiągam doskonałe wyniki, zastanawiam się nawet, żeby zająć się tym profesjonlalnie, albo zmienić na kierunek studiów, może jęczących wysyłają na Erasmusa...
Powyższe zdjęcie zrobiła Asia, w muzeum w Goteborgu i wkleiła na blogową ścianę na Facebooku, bo skojarzyło jej się ze mną. Jest to dobre wytłumaczenie powodu mojej rozpaczy. Zanim napiszecie, że jestem nienormalna, postarajcie się naprawdę zrozumieć człowieka chorego psychicznie;].
Doskonale Cię rozumiem - też nie mam ochoty czekać do emerytury na spełnianie moich marzeń, staram się chwytać każdego dnia...
OdpowiedzUsuńHej! :)
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu usłyszałam fantastyczne hasło:
Nie ma problemów- są jedynie możliwości.
Gdy to całkowicie zrozumiesz smutków już nie będzie. Nie tylko fizyczne dokonania są wyzwaniem, te prawdziwe są w naszych głowach :)
Kamila
Ładne:)
UsuńNie przejmuj się tak! Nie udało się teraz, uda się później i tak masz dobrze, że za chwilę jedziesz do Azji, to chociaż trochę popodróżujesz i na pewno poczujesz się lepiej :) Tobie zawsze się udaje i tym razem też coś wykombinujesz! (swoją drogą zima też zawsze mnie dołuje i mam zupełną dziurę w głowie spowodowaną brakiem inspiracji...)
OdpowiedzUsuńJeszcze będziesz miała okazje zamieszkać w Australii i Azji... Jak to mówią, nic nie dzieje się bez przyczyny, każde złe i smutne doświadczenie ma jakiś swój cel, wiec głowa do góry! ;)
OdpowiedzUsuńale ja chcę juuuuuż, w przyszłym roku, a nie za 10lat...:(
UsuńUlka...
Usuńpopatrz może na tę sytuację z takiej strony...
Z tego co wynika z bloga już zaczynałaś studia(raz czy dwa?) i nie udało Ci się ich skończyć... teraz zaczynasz kolejny raz... może to właśnie dobrze,że odmówili Ci tego erazmusa, który spowodowałby przedłużenie szkoły o kolejne pół roku, może właśnie to dobrze Ci zrobi,że chwile skupisz się na tej jednej rzeczy- studiowaniu-w zasadzie tego co chciałaś studiować-czegoś co jakoś zbliży Cie do spełnienia marzeń...
Może Ty sama masz za mało dyscypliny i zapału do nauki (pisałaś wielokrotnie,że nie lubisz się uczyć) i jakoś tak się Los układa,że pomaga Ci w tym by te studia ukończyć...wiadomo czy byś nie zechciała zostać w Australii czy Tajlandii na dłużej, zrobić sobie przerwę i już nie wrócić na studia?
Pozdrawiam, Asia
przykro mi bardzo dowiadywac sie takich przykrych wiadomosci o Tobie, bo juz emocjonalnie zaczelam traktowac Twego bloga, mimo ze czytam i obserwuje go dopiero od paru miesiecy... Trzymaj sie Ula!
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro. Mnie też nic się ostatnio nie udaje. Wierzę, że Twoja sytuacja mimo wszystko obróci się na Twoją korzyść. Czego serdecznie Ci życzę. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńps. i nie zawieszaj bloga. pamietaj, ze jestes inspiracja dla wielu znac. szanujemy Cie, lubimy i zawsze mozesz liczyc na nasze wsparcie i obecnosc!
Ula, uszy do góry :)) Myślę, że nie takie trudności tego świata będziesz jeszcze pokonywać.
OdpowiedzUsuńCo by Ci tu napisać... Taki stan jak Ty dziś ja mam już od kilkunastu miesięcy. Właściwie od blisko 2 lat. Miałam ambitne plany na życie, które życie mocno i ostro zweryfikowało. Po wielu przeryczanych nocach zgodziłam się na "mniejsze zło" i w którym tkwię z poczuciem, że czas ucieka, a moje szanse uciekają. Niestety, czasami pewne rzeczy nie są zależne od nas. Nie można mieć wszystkiego, jak mawiają, ale ... walczyć trzeba, zawsze! Trzymaj się dzielnie :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że również u Ciebie sytuacja się odmieni...Pozdrowienia!
Usuńz fb
OdpowiedzUsuń"the cool hunter
There is no "wrong" in life - everything is an experience."
:)
N.
A nawet jeśli nie piszesz na blogu to i tak to zaglądam bo bardzo to lubię!
OdpowiedzUsuńUdanego weekendu
Dzięki;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńO! To już wiem na co jestem chora... Ula, uściski, poukłada się wszystko. Wiesz, że szkoła to tylko etap, który musisz wytrzymać, żeby później żyć tak jak chcesz :)
OdpowiedzUsuńZofia
Skoro powiedziałas, że wszystko Ci jedno i możesz siedziec w Birmingham pół roku dłużej, to naprawdę nie rozumiem czemu sie uwzięli i nie chcą Cię puścic chocby na jakis kierunek związany z fotografią... To już tylko złosliwosc uczelni chyba, bo wydaje mi się że erasmusowo nie ma takego typu problemów... Jest szansa, że uda się jeszcze za rok? Czy wtedy masz już praktyki itd?
OdpowiedzUsuńNie, bo wyjechać można tu tylko na drugim roku, a na pierwszym się załatwia. Tutaj najwyraźniej dużo poważniej podchodzą do przedmiotów, które podejmuje się na wymianie, bo widzę jak to wygląda u przyjezdnych z innych krajów czy Polaków...
Usuńjakie hiszpańskie miasta mogłaś wybrać?
OdpowiedzUsuń(Atrevete)
Do wyboru była Barcelona, Sewilla, Malaga, Oviedo i Madryt, no ale jak widać ja możliwości i tak nie miałam.
Usuńmówią też, że gdy jedne drzwi się zamykają, otwierają się kolejne... 3mam kciuki, za pozytywne rozwiązanie...
OdpowiedzUsuńu mnie to norma :P
N.
Coś niefajnie ta uczelnia działa... czemu nie mówili od początku o problemach w taki konkretny sposób? można by od razu zacząć odpowiednio kombinować. wredni ;/
OdpowiedzUsuńJak zobaczyli to studiuje, to właśnie pojawiły się te problemy, koordynatorka musiała pogadać z kilkoma osobami, ale liczyłam, że mimo wszystko wyjdzie z tego coś pozytywnego.
UsuńUla, nie załamuj rąk, jakoś Ci się uda.Miałam bardzo podobne problemy z moim wyjazdem na erasmusa. Wyjechałam na ostatnim 5 roku i dzięki temu przepisali mi wszystkie oceny mimo, że studiując architekturę na erasmusie chodziłam na zajęcia z obsługi maszyny do szycia. Musisz popytać ludzi z wcześniejszych lat jak sobie radzili z wyjazdami na twojej uczelni. Wiem, że to pewnie charakterystyczne głównie dla polski i polaków, ale trzeba trochę "pokombinować" przy tym wyjeździe. Ja robiłam tak, że najpierw sama szukałam uczelni, pisałam do niej maila, w którym wszystko tłumaczyłam i jak już miałam odpowiedź, że oczywiście z chęcią mnie przyjmą na wymianę szłam z tym do działu współpracy międzynarodowej, żeby mieć jakiś argument. A jeśli nie Erasmus, to poszukaj innych programów, jest ich naprawdę dużo, wiele krajów ma swoje własne programy stypendialne. Nawet jeśli twoja szkoła nie ma podpisanej umowy z uczelnią na której byłby twój kierunek, to zawsze można taką umowę zawrzeć. To jest korzystne zwłaszcza dla małych uczelni. Tylko bardzo prawdopodobne, że wzór umowy musiałabyś sama stworzyć. Tak było w moim przypadku. Jeśli chcesz, to mogę napisać Ci maila z moimi przejściami, twoja sytuacja jest trochę inna, ale może moje przejścia z akademicką biurokracją w jakimś stopniu Ci pomogą.
OdpowiedzUsuńNie załamuj się, bo napewno jest jakiś inny sposób na wyjazd dla Ciebie, tylko go jeszcze nie znalazłaś!
A tak z innej beczki, to ta choroba psychiczna tłumaczyłaby zachowanie moich niektórych znajomych:)
Niech moc będzie z Tobą, trzymam kciuki!
Ada
Dzięki Ada, ale wygląda na to, że oni tutaj podchodzą inaczej do przedmiotów podejmowanych na wymianie i bardzo przykładają wagę do tych praktycznych. Mogłabym ich przekonywać, że przecież mogłabym pisać prace zaliczeniowe z innego kraju, ale tych praktycznych nie da się zastąpić...
Usuń"Mój poziom braku inspiracji sięga szczytu, w fotografii stoję w miejscu, kulinarnie też i tylko w jęczeniu osiągam doskonałe wyniki" - ja mam teraz niestety tak samo :/ mam nadzieję, że zła passa niedługo minie! trzymam kciuki za nas dwie ;)
OdpowiedzUsuńa co do Erasmusa to wczoraj moja siostra też przeżywała, że się nie dostała, z tym, że ona studiuje na uczelni artystycznej i rekrutacja na E. wygląda tam zupełnie inaczej. ale nie dziwię się jej wkurwieniu, bo jej portfolio artystyczne wygląda naprawdę imponująco (i staram się być tu obiektywne - powygrywane konkursy ogólnopolskie i międzynarodowe muszą o czymś świadczyć), ale jest na 1 roku i może dlatego. ale przed Tobą Ula w w tym roku wiele podróży, więc okazji do poznania nowego będzie sporo! i tej myśli się trzymaj :)
pozdrowienia :D
jak wygląda rekrutacja na Erasmusa dla uczelni artystycznych? Bardo chcę jechać na Erasmusa i rozważam pójście na ASP
UsuńUla, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, zobaczysz :)) Przed tobą jeszcze wiele lat życia i na pewno setki podróży :) :*
OdpowiedzUsuńTrochę zabrzmiałaś jak rozpieszczone dziecko. Może trzeba było zrobić lepsze rozeznanie w uczelniach i kierunkach, a nie w plażach. Chcieć wszystko, to każdy by chciał ,trzeba sobie jednak zapracować... nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Pewnie, kiedyś tam pojedziesz, cierpliwości i powodzenia.
OdpowiedzUsuńProblem w tym, że zapracować na to nie mogę, bo wyjazd nie jest zależny ode mnie. A rozeznanie w uczelniach zrobiłam dobre, niestety wglądu do umów mojej szkoły z innymi nie mam.
UsuńUla, ten stan niemocy i braku chęci na pewno jest przejściowy. Jestem pewna, że wkrótce uda Ci się coś wymyślić. Pamiętaj, cierpliwość jest gorzka, ale jej owoce są słodkie. Nikt ani nic nie może stanąć Ci na drodze do marzeń.
OdpowiedzUsuńTrzymam mocno kciuki, nigdy nie trać w siebie wiary!
Karina
Ula - nie mozna miec wszystkiego. Docen to ile swiata zwiedzilas, ile przed Toba - zauwaz ze 99% Twoich rówieśników nie studiuje za granicą, nie mają w planach wyjazdu do Singapuru czy Japonii. Ciesz sie, ze jestes w Birmingham a nie w jakimś polskim zadupiu ;)
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, ale w chwilach takiego doła po prostu ciężko to docenić...
UsuńSzkoda, że szkoła hamuje rozwój swoich studentów. Gdyby faktycznie im zależało, to by Cię wepchnęli na taki kierunek, który jest podobny do Twojego.
OdpowiedzUsuńZresztą Ty podróżować będziesz i bez Erasmusa, także nie martw się.
troche przesadzasz z tym jak to masz źle
OdpowiedzUsuńPunkt widzenia zależy od punktu siedzenia, jasna sprawa. Mogłabym np. być szczęśliwa, że mogę studiować w Anglii, bo ktoś może akurat o tym marzy...Jednak każdy na podstawie dotychczasowych doświadczeń patrzy inaczej na swoje życie i ma bardzo różne oczekiwania.
UsuńUlu,
OdpowiedzUsuńMiałam ogromne problemy z moim Erasmusem, mimo że był to Rzym, a kierunek psychologia, więc rozumiem co czujesz.
Ale nie o tym- pamiętaj, że możesz sama nawiązać kontakt z dowolną wybraną przez Ciebie uczelnią na świecie. Jeśli ta uczelnia wyrazi chęć stworzenia dla Ciebie Erasmusowego miejsca (a czemu nie?), podpisania umowy z Twoją uczelnią, to Twoja uczelnia nie może robić Ci problemów. To znaczy jak wszyscy wiemy- może, ale wtedy ma mało argumentów- sama wystarałaś się o miejsce dla siebie.
Poszukaj raz jeszcze, popisz, może znajdziesz gdzieś miejsce, gdzie naciukasz te 30 punktów z czegokolwiek.
Kolejna rzecz, a propos przedmiotów- rozmawiaj także z osobą, która zalicza Ci przedmioty. Jest tak, że istnieje koordynator erasmusa na danym kierunku ORAZ u nas dziekan do spraw studenckich, a u Was nie wiem, który zalicza przedmioty, semestry, osoba do której kierujesz się gdy na przykład masz jakiś problem z ocenami, czy przedmiotami itp. Jeśli nie jest to u CIebie jedna i ta sama osoba, to stwarza nowe możliwości. Ten nazwijmy go dziekan może mniej tragizować i powiedzieć Ci jak normalny człowiek, że musisz zrobić 30 punktów, a on Ci wszystkie wybrane przedmioty zaliczy jako dodatkowe, ale za to musisz studiować pół roku więcej, żeby wyrobić nie tylko punkty, ale i przedmioty.
Moja rada brzmi- spróbuj. Czasem trzeba po prostu dotrzeć do odpowiednich drzwi.
Nie wiem, czy wyrażam się jasno, gdybyś chciała, odezwij się, podam Ci mejla to pogadamy o tym.
Buziak!
Agata
Nie płacz Ula, nawet jak nigdzie nie pojedziesz, to i tak masz zajebiste życie i tak bardzo ci zazdroszczę :O chcę rzucić moje beznadziejne, wpędzające mnie w depresje studia fizyczno-chemiczno-ekonomiczne (rzyg), ale nie mam odwagi :| twój kierunek jest mega i nawet nie próbuj rezygnować... boże, a ile ja bym dała za mieszkanie w UK! byłam tam w pracy w tamte wakacje i się do teraz nie mogę ogarnąć, chcę wracać :D haha, i czemu ja nie odkładałam od 15 lat kasy? po co mi te sukienki :| p.s. ja o erasmusie nie mam nawet co marzyć, ponieważ puszczają na niego od średniej 4.0, a na moim kierunku na 200 osób, to tylko kilka ma taką średnią :| poza tym też byłby problem w przedmiotami, bo wątpie, że na erasmusie byłyby jakiekolwiek laborki z chemii. eh eh eh idę ja się popłakać chyba :D
OdpowiedzUsuństudia fizyczno-chemiczno-ekonomiczne...o matko, podziwiam! Wiem, że w Polsce zawsze wyznacza się średnią, ale spróbować warto, bo często nie ma dużej liczby kandydatów i niekoniecznie mają świetne oceny. Z przedmiotami nie powinnaś mieć aż tak dużych problemów, no i za granicą pewnie byłoby łatwiej i przyjemniej;).
UsuńUla, dlaczego piszesz, ze za granica "byloby latwiej"? Po pierwsze, przykro mi, ale sama sobie ujmujesz.......... a po drugie wcale tak nie jest - ciekawe jakie byloby Twoje zdanie gdybys w birmingham byla studiach fizyczno-chemiczno-ekonomicznych?
UsuńDziewczyna studiuje na fantastycznym kierunku, pewnie wykorzystuje swoje szare komorki do maximum i nie ma w tym nic zlego ze robi to w polsce! jezeli do tego zna angielski to ma doskonale predyspozycje zeby wyjechac po studiach w kazdej chwili! Prosze nie probuj przeprowadzic calego naszego kraju za granice.....
ale o co Ci chodzi? Dziewczyna napisała, że bardzo chciałaby wyjechać na Erasmusa, a ja poradziłam jej, żeby zgłosiła się do programu, bo warto próbować, nawet jeśli wydaje się, że nie ma się szans.
UsuńW ogóle z czego ja się tłumaczę?! Przeczytaj obie wypowiedzi, to może zrozumiesz sens, bo ktoś tu chyba jest przewrażliwiony na jakimś punkcie...
chce tylko napisac ze jako ze zagranica tz studiuja chemie, to sa laborki z tegoz przedmiotu na erasmusie :) Monika
Usuńmi się czyta komentarze stylu "nie możesz mieć wszystkiego". jakby był jakiś limit szczęścia lub osiągnięć w życiu dla każdego człowieka. w tym, że narzekasz na co się stało ja wcale nie widzę niewdzięczności za to, co przynosi Ci los. wcale nie uważam, że jesteś nienormalna i rozumiem dlaczego mogłaś się poczuć aż tak zawiedziona. moja mama w takich chwilach zawsze mówi, że nic nie dzieje się bez przyczyny - pewnie to marne pocieszenie dla Ciebie na dzień dzisiejszy, ale w moim przypadku się sprawdziło wiele razy. trzymam kciuki, żeby Ci się udało - jak nie drzwiami, to oknem ;)
OdpowiedzUsuńno i zeżarło mi początek komentarza... :< "przykro mi się czyta" oczywiście.
UsuńCieszę się, że nie odebrałaś tego tak i dzięki za miłe słowa:).
Usuńa jak to jest możliwe, żeby jechać z programu Erasmus na wymianę do Australii albo Tajlandii? nie jest to przypadkiem program wymiany europejskiej?
OdpowiedzUsuńTeż tak myślałam, ale okazało się, że nie. Różnica jest jednak taka, że wyjeżdżając poza Europę nie dostaje się żadnego dofinansowania, no i polskie szkoły rzadko kiedy mają kontakty z uczelniami spoza Europy.
UsuńHej Ula, a może jakieś praktyki zagraniczne na wakacje? Nie wiem jak z Twoim kierunkiem, ale zapytaj w AISEC albo IAESTE, pewnie jest jakiś oddział na Twojej uczelni.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i głowa do góry!
Domi
Praktyki będę mieć ze szkoły, ale za zagranicznymi też mogłabym się rozejrzeć, dzięki. Z drugiej strony będę musiała też trochę popracować w wakacje, żeby mieć coś na Japonię i dalsze życie w UK.
UsuńUlu, głowa do góry! Takie jest życie, nigdy nic nie wiadomo co się stanie. Dlatego trzeba być choć trochę ostrożnym, nawet w marzeniach, wtedy rozczarowania są mniejsze. Pomyśl sobie, że jeśli coś tracisz, momentalnie zyskujesz coś nowego. Również nie da się mieć wszystkiego w życiu. Jeszcze nie jedno rozczarowanie przed Tobą, chociaż życzę Ci ich jak najmniej, albo i wcale!! Głowa do góry! Nie smuć się!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Niestety nie zawsze jest tak jak chcemy i jak nam sie zamarzy..i kiedy juz juz widzielismy sie w danej sytuacji lub choc zwizualizowal sie zarys..trywialne ale prawdziwe.sama wiesz ze studiujesz baaardzo specyficzny kierunek a wiekszosc erasmusowych wyjazdow jest kierowana do studentow kierunkow , nazwijmy to bardziej "standardowych".a studiujesz cos naprawde wygladajacego na cos co przyniesie Ci spelnienie marzen w przyszlosci! czasem cos co nam z pozoru ucieklo, oddalilo sie jest potrzebne aby odkryc cos zupelnie innego. kazdy doswiadcza takich chwil a potem doceniamy kazda nastepna keidy karta sie odwraca i pojawia sie cos nadspodziewanie niezwyklego;)
OdpowiedzUsuńPrzykro mi bardzo, bo tak fajnie byloby miec kogos znajomego w Bangkoku...Wyjechac tutaj to zaden problem a znajac Ciebie bedzie Ci sie bardziej podoboalo zycie tutaj bez studiow. Wiem cos o tym, wiem jak sie uczy w Azji i powiem Ci,ze jest ciezko i szczerze mowiac nie wyobrazam sobie siebie studiujacej na tajskim uniwersytecie. Pomysl,ze teraz musimy tak to wszytsko wykombinowac zebym mogla Ci pokazac Malezje:-) Musisz mi znowu napisac daty,tylko na mai bo mi fb usuwa /skraca wiadomosc;-( Glowa do gory, pojedziesz po studiach...
OdpowiedzUsuńMoze jeszcze wszystko sie zmieni i pojedziesz za rok lub 2
OdpowiedzUsuńWszystko sie w oncu ulozy, czasem potzreba po prostu czasu
Pozdrawiam
ula tak sobie mysle- u nas dziala to tak, moze ci to pomoz: mozesz zaliczyc semestr z za mala liczba punktow ects. te punkty moglabys nadrobic w nastepnym semestrze chpdzac na zajecia z mlodszym rokiem. zaliczenie semestru ze zbyt mala liczba ects zalatwia s ie u nas u dziekana. wtedy na eraxmusie robisz marketingi itp a reszte po powrocie z mlodszym rokiem. pozdrawiam! aga
OdpowiedzUsuńDzięki za info... Problemem może być jednak to, że te konkretne zajęcia praktyczne są przez jeden semestr w roku, więc musiałabym poczekać pół roku i na trzecim roku chodzić z młodszą grupą. Wątpie, że na to by się zgodzili, zwłaszcza jeśli po drugim roku miałabym pójść na roczne praktyki...
UsuńUla doskonale Cię rozumiem , też bym się bardzo przejeła i to całkiem normalne , ze czujesz się poprostu żle i jest Ci smutno ...
OdpowiedzUsuńMam nadzieje jednak , że sobie z tym szybko poradzisz i znajdziesz sobie kolejny cel w swoich podrozach do ktorego bedziesz mogla dążyć .
Nie zawieszaj bloga , proszęę .... Twoj blog jest jedynym blogiem który czyta mi się naprawdę dobrze ...
Pozdrawiam Cie i 3mam kciuki , że wkrótce wszystko wroci do normy , buziaki- ANGELKIKA
Nie przesadzaj. Więcej jak połowa Twojego rodzinnego miasta w życiu nie zobaczy tyle, ile doświadczyłaś Ty. Jesteś na najlepszej drodze, by dać się zwariować, a później to już będzie mogło być tylko gorzej, bo ciągle Ci będzie mało. Nie tędy droga. Chyba. Chyba na pewno.
OdpowiedzUsuńWyjazd Uli do Melbourne czy Bangkoku może wydawać się dla ciebie zachcianką. Jednak dla Uli to ogromna strata, brak możliwości poszerzenia horyzontów i niespełnienie ambicji. ;) Ktoś ma takie priorytety w życiu, a ktoś takie. Ula teraz koncentruje się na podróżach i bardzo dobrze - na dziecko, męża i dom przyjdzie jeszcze czas. ;)
UsuńTakże Ula łączę się z Tobą w bólu i życzę powodzenia! ;)
Klaudia
Pięknie to ujęłaś Klaudia;). Z drugiej strony nie da się ukryć, że im większe ambicje, pragnienie i niezwykłe przeżycia tym ciężej może być mi w przyszłości zaakceptować "rzeczywistość", ale wszystko może też pójść w drugą stronę. Tyle się za młodu naszaleję, że za jakiś czas wystarczy mi rodzina i uprawianie ogródka, albo ułożę sobie rzeczywistość tak, że po prostu nie będzie można nazwać jej szarą;).
Usuń@ Klaudia
UsuńNie użyłem słowa zachcianka :> Nadinterpretujesz i z moich kilku zdań stworzyłaś tym samym zupełnie innym myśl.
Czytam ten blog od jakiegoś czasu, wiem co nieco o Uli, a Erasmus zachcianką nigdy nie jest - to kawałek ciężkiej pracy i niemniejszy w tym kawałek wkładu własnego. Nie puszczają tam byle kogo, ot tak, bo komuś się zachciało pomieszkać gdzie indziej i już. Odkąd tu bywam, to pierwszy taki pesymistyczny na blogu wpis, który rzucił mi się w oczy. Że ten wyjazd nie wyszedł, czy tamten, to nie powód do płaczu. Inne będą, tym bardziej, że teraz ona ma świadomość swojego kierunku, którego nauki nie może kontynuować w każdym innym wymarzonym miejscu. Ja zwróciłem tylko uwagę na to, by korzystała z tego, co do tej pory dostała.
Przez rzekomą "zachciankę" wyszło jak atak na Ulę, z którą wymieniłem raptem kilka mejli, i którą znam tylko i wyłącznie stąd (właśnie, dorobię się ten paryskiej kanapy, to dam znać ;))
Witam w klubie. ;) Planowałam wyjazd na erasmusowe praktyki do Londynu od marca do końca maja. Wszystko fajnie, ale przez moje gapiostwo w ostatniej chwili to zawaliłam. Oczywiście mogłabym tam pojechać nawet poza Erasmusem, ale wyjazd w ramach programu daje stypendium, które pokrywałoby zakwaterowanie (oczywiście i tak planowałam szukać czegoś dodatkowego, bo praktyki to jak pół etatu - 20 godzin w tygodniu). A tak to d...pa. Mam chłopaka w Anglii, więc motywacja była większa, a sama sobie zepsułam wyjazd.
OdpowiedzUsuńAle chyba nie ma tego złego, bo w tym tygodniu dostałam pracę na cały etat w firmie, z którą współpracowałam. Oznacza to powrót do domu (zajęcia będę miała tylko w 1 dzień, bo mam wyrobione prawie wszystkie punkty ECTS, a teraz przedmioty dobieramy sobie sami), choć planowałam tego nie robić. Ale z drugiej strony praca na dobrym stanowisku i własne pieniądze. I mam nadzieję, że szansa na lepszą przyszłość. Może w UK. ;)
Powodzenia życzę i myśl o swoich zaplanowanych wyjazdach na ten rok. I tych, których jeszcze w planie nie masz. :)
Heh, w takim razie życzę Ci powodzenia i to może właśnie w UK!:)
UsuńDzięki. ;) Zobaczymy co to będzie, mam nadzieję, że się uda!
UsuńUla współczuje! Szkoda mi Cię, ale co poradzisz? Tak to już jest że jak chcesz to nie możesz a jak nie chcesz to musisz. Życzę Ci aby w Twojej szkole zarządzający wymianami dolali sobie oleju do głowy i zrozumieli, że skoro są takie potrzeby ze strony studentów to trzeba próbować coś z tym zrobić a nie mówić z góry NIE!
OdpowiedzUsuńja miałam możliwość jechać na Erasmusa do Niemiec, ale po 1sze boję się bo nie znam dobrze języka a po drugie Niemcy? jakoś średnio mi się podoba ten kraj..no ale 1 problem jest najistotniejszy. Zazdroszczę Ci, że znasz tak dobrze angielski. Poradzisz sobie wszędzie.
Głowa do góry! Trzymam kciuki za podróżną edukację :-)
marta
Ulu, wiele razy chciałam już skomentować Twoje wpisy, ale coś mnie powstrzymywało. Tym razem nie mogłam się powstrzymać, bo niestety, ale czułam się podobnie, gdy okazało się, że mój wyjazd na EVS się odwlecze, a może nawet nie dojdzie do skutku. Najpierw miałam problem ze znalezieniem organizacji, później nie mogłam znaleźć wakatu. Byłam bliska poddania się, ale na szczęście przetrzymałam to wszystko. W trudnych chwilach powtarzam sobie, że nie ma rzeczy niemożliwych, a są jedynie rzeczy trudne do wykonania. Ty też prędzej, czy później dostaniesz to, czego chcesz. Ja będę trzymała kciuki, żeby było "prędzej". :)
OdpowiedzUsuńSorry ale masz lekki stan histerii :) Nawet to troche rozumiem... To troche kwestia wieku jak sadze. Ale zalecialo mi troche rozpieszczonym mlodym czlowiekiem, ktory "czuje sie wyjatkowy bo tak go strasznie ciagnie do podrozy itd"...Pokora i docenianie tego co sie ma dopiero przyjdzie. Powodzenia w prawdziwym doskonaleniu siebie. :) To dopiero podroz jest!
OdpowiedzUsuńAgata
Masz sporo racji, ale mam wrażenie, że sposób w jaki przeżywam tego typu porażki wcale się nie zmienia, bo chyba taka już jestem. I jak najbardziej doceniam to co mam, ale wczoraj i dzisiaj wszystko co dobre przykryła ciemna chmura, która w końcu przejdzie... Uczy i doskonala się człowiek całe życie...szkoda tylko, że ta podróż kończy się śmiercią.
UsuńUla czytam Twojego bloga od początku, podziwiałam Twoją determinację, zazdrościłam (pozytywnie) podróży i tego, co w życiu zobaczyłaś. Zauważyłam jednak, że pomimo tego, iż nie lubisz Polski to masz cechę, która jest typowa dla naszego kraju - narzekanie i marudzenie. Odkąd jesteś w UK, to jeszcze bardziej się nasiliło, non stop Ci źle, może spójrz na pozytywne strony całej tej patowej sytuacji, nie można mieć wszystkiego, niestety. Brakuje Ci pokory od życia, chciwość nigdy nie wychodzi człowiekowi na dobre, sama coś o tym wiem :). Trzymam kciuki za Ciebie i więcej pozytywnego myślenia!! :) B.
OdpowiedzUsuńZawsze byłam marudą i chyba od zawsze na takim samym poziomie, tylko na blogu wychodzi różny jej stopień, w zależności od tego co się dzieje i na ile o tym piszę. No i masz rację z tą chciwością, postaram się zapamiętać, dziękuję.
UsuńUlu nie przejmuj się. Masz jeszcze sporo czasu na podróże marzeń, wszystko przyjdzie w swoim czasie. Mam do Ciebie pytanie, ponieważ bardzo interesują mnie studia za granicą, czy zdawałaś maturę międzynarodową żeby studiować za granicą? Bo jeśli dobrze rozumiem to w Birmingham nie jesteś na Erazmusie? Z góry dzięki za odpowiedź, byłaby dla mnie bardzo pomocna :) Trzymaj się!
OdpowiedzUsuńNie, zdawałam normalną maturę, trzy matury na poziomie rozszerzonym, ale żadnych szalenie wysokich wyników, przeciętne.
Usuńpoprzewracało się w dupie:). Pewnie miałaś szanse na Hiszpanię, ale skoro był to twój drugi lub trzeci wybór, to oni sobie już miejsca zajęli innymi studentami, którzy nie wybrzydzają. Ktoś wspomniał o chciwości i rozpieszczeniu, chyba prawda, ale przejdzie ci z wiekiem, jak przyjdzie ci samemu na siebie pracować.
OdpowiedzUsuńTwój głos to głos polskiego, zazdrosnego malkontenta. Ludzie mają różne priorytety i choć sama zazdroszczę Ulce wyjazdów i zwiedzania świata to smutno mi się zrobiło na wieść, że jej plany wzięły w łeb.
UsuńUla, Twój blog jest wielką inspiracją. Mam nadzieję, że kiedyś zwalczę swoją nieśmiałość i wyjdę z domu, żeby zdobywać świat jak TY. :)
Znalazła się najmądrzejsza... Dobrze, że Ty wiesz, że miałam szansę na Hiszpanię, skoro wyraźnie napisałam, że takiej nie było. A na Sewille nie było nawet żadnych chętnych. I nie wiem o jakim wybrzydzaniu mówisz, skoro każdy mógł umieścić na pierwszym miejscu lokalizacje jaką chciał.
UsuńAch, czytając tego posta już miałam nadzieję, że za chwilę napiszesz że dostałaś się na jakiegoś fantastycznego Erasmusa... Bardzo Ci współczuję, to strasznie demotywuje gdy nasze plany i marzenia nagle zostają zrównane z ziemią :/ Czuję, że moje starania o erasmusa też będą niełatwe, z mojego kierunku jest bardzo mało mozliwości, będę musiała ostro kombinować. Mam nadzieję, że może z tymi Helsinkami Ci wyjdzie, nie jest to Australia, ale zawsze jakas zmiana otoczenia... I pociesz się tym, że przecież masz przed sobą podróż do Azji!
OdpowiedzUsuńUla! Szczerze Ci współczuję w sprawie Erasmusa, ale z drugiej strony cieszę się, że nie jestem sama w bólu. Kilka dni temu nauczyciel angielskiego z mojego technikum ogłosił, że w innej szkole jest organizowana tygodniowa wycieczka do UK. Podróż autokarem przez Niemcy i Francję. Przepływ promem. Zakwaterowanie - po dwie osoby u różnych rodzin. I oczywiście ciekawy plan zwiedzania. Z racji, że jak na razie nie miałam możliwości dalszych podróż niż Włochy, Niemcy i Czechy, zakochałam się w wycieczce od pierwszego wejrzenia. Kto by się nie zakochał? Wycieczka kosztuje 1800zł, plus jeszcze kieszonkowe które trzeba oczywiście wziąć. Niestety rodzice uświadomili mi, ze mają zamiar w końcu zrobić planowany od dwóch lat remont. Pieniądze są odłożone. Nawet gdybym sama zapłaciła ze swoich to i tak nie mogliby mi dopłacić. I co ja mam zrobić? A decyzję trzeba podjąć do poniedziałku. Ehh... Na płacz mi się zbiera. Taka okazja. No nic to, trzymam kciuki za Twoje plany!
OdpowiedzUsuńEchh...smutne kiedy pieniądze stają na drodze do zrealizowania jakiegoś planu. Możesz zrezygnować z wycieczki, kupić tanie bilety do UK i zatrzymać się w Birmingham. Materac dodatkowy mam, do Londynu też stąd niedaleko i wydałabyś 1/4 tej ceny;).
UsuńHaha... wielkie dzięki za propozycję. :) Szczerze mówiąc to ta wycieczka jest droga jak na taką wycieczkę. W ciągu roku szkolnego na pewno nigdzie nie już nie pojadę, ale zostało tylko 2 i pół miesiąca, a później egzaminy. Ah... ale mi smaku Ula narobiłaś. Coś czuję, że zaraz zabiorę się za szukanie biletów. :) Jak tylko się zdecyduję to dam Ci znać i może coś z tego wyjdzie. Jeszcze raz dzięki, a teraz zabieram się z czytanie nowego posta.
Usuńczytając ten post miałam wrażenie, że zakończy się czymś w stylu: "Suprise! Żartowałam, we wrześniu jadę do Azji na Erasmusa". A tu taka NIESPODZIANKA. Nie rozumiem tylko jednego - na prawdę nie ma żadnego sposobu żeby jakoś odpracować te godziny, których na Erasmusie nie ma?! Z drugiej strony - nawet gdybyś zgodziła się studiować pół roku dłużej to też by ci nie pozwolili jechać? Bo się tak troszczą;/. A co do bloga to ani mi się waż zamykać go na zimę. Przy czym ja bym wtedy wypijała poranne kawki i popołudniowe herbatki?;)
OdpowiedzUsuńMusiałabym czekać rok, żeby "odpracować" te godziny. Pytałam się, czy nie mogłabym pójść normalnie na trzeci rok i mieć zlaegłe przedmioty z drugiego i powiedzieli, że nie. A z tym studiowaniem dłużej, to zdają sobie sprawę, że nie na tym ma polegać Erasmus, żebym jeszcze musiała dopłacać za stdiowanie pół roku dłużej...Wiem, mogliby trochę odpuścić, za bardzo się tu zasad trzymają...
UsuńNiektórzy tu się burzą, że rozpieszczona, poprzewracało się, pokory brak...e tam... Jedni płaczą przez faceta, inni przez niezrealizowaną podróż/marzenie. Według mnie lepiej płakać z drugiego powodu niż przez faceta, a przecież zdarza się nawet "starym babom". I histeria też wtedy jest.
OdpowiedzUsuńJa Ci się wcale nie dziwię, Ula. Piszesz to na świeżo, więc normalne, że boli, a przecież jutro będzie lepiej!
Jestem pewna, że cieszyłaś się również na spotkanie z Champem. Fajnie byłoby pomieszkać w egzotycznym kraju i mieć u boku takiego dobrego kumpla, więc musi być Ci smutno także z tego powodu.
Wierzę, że wymyślisz coś innego, powodzenia!
Pamietaj ze Twoj blog jest dla wielu czytelnikow motywacja, z zaciekawieniem sledza Twoje zycie i kroki jakie podejmujesz w drodzie do celu - zawieszenie bloga to bardzo pochopna decyzja, jednago dnia jestes normalna dziewczyna, ktora znaga sie z przeciwnosciami losu, pozniej historia sie urywa, az do czasu kiedy nadejda same superlatywy... mysle ze nie tedy droga
OdpowiedzUsuńJezeli teraz nie jestes w stanie ulozyc sobie rzeczywistosci w taki sposob aby nie mozna bylo nazwac jej szara, to nie wiem jak ci sie to uda w przyszlosci
Pozdrawiam
Trochę to wszystko wyolbrzymiłaś. Mówię o przyszłej zimie i nie zawieszeniu bloga z powodu jednodniowego złego humoru, tylko z braku treści, zdjęć, których zimą robię zdecydowanie mniej. Zresztą nawet nie napisałam, że tak zrobię, tylko rzuciłam pomysł, że powinnam, bo czasem lepiej postów na siłę nie tworzyć.
UsuńTak, jestem normalną dziewczyną, czasem zmagam się z przeciwnościami losu, a innym razem odpuszczam...Tylko gdybym rzeczywiście odpuszczała w połowie przypadków, to byłabym dzisiaj tutaj? Pewnie nie.
I jeżeli niezależnie od tego co się robi, większość życia to "szara rzeczywistość", a ja nadal żyję i mam się całkiem dobrze, to najwyraźniej jestem w stanie ułożyć sobie ją już teraz.
Oj dajcie spokój, Ula ma gorszy dzień, przejęła się sprawą i napisała o tym, a tu od razu, że sobie z rzeczywistością nie radzi, nie ma pokory i inne takie. Po co tyle wyciągać, każdy z nas sam się tak czuł i pewnie jeszcz będzie, a ludzka wrażliwość bardzo się różni i każdy przeżywa sprawy inaczej.
UsuńUla kocha podróże i nie dziwi mnie zupełnie, że tak się przejęła.
M.
Ula - nawet nie wiesz jak mi przykro z tego powodu.. niby się nie znamy osobiście ale mogę sobie tylko wyobrażać jak się czujesz i szczerze współczuć. Mam nadzieje, że bloga nie zawiesisz bo nie wyobrażam sobie braku postów z serii "przygody Uli" :) mogę Ci tylko napisać , że wierzę w to że coś wymyślisz ;) nie musi to być "już i teraz" ale w przyszłości na pewno spełnisz swoje marzenia! Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńmoże jęczących wysyłają na Erasmusa - rozbawilo mnie :) wiedz, ze jestem i czytam. Pozdrowienia z Krakowa!
OdpowiedzUsuńCzytam i oczom nie wierzę! Dlaczego masz rezygnować ze swoich marzeń, tylko dlatego, że zdaniem niektórych inni ludzie nie mają szansy na takie przygody jak Ty, więc powinnaś się cieszyć z tego co masz. Ciesz się oczywiście i doceniaj to wszystko, ale nie przestawaj kombinować i szukać dalszych możliwości! Ja tak robię cały czas, byłam na Erasmusie (wbrew opiniom nie wysyłają tam tylko prymusów, tylko tych którzy mają odwagę aplikować o miejsca w programie, u mnie na roku było wiele osób, które miały lepsze stopnie ode mnie, tylko nie mieli odwagi, żeby się zgłosić), skończyłam studia w Polsce, a magistra robiłam już w UK. Wróciłam na chwilę do Polski, teraz jestem w UK, mam super pracę, ale już kombinuję co by tu dalej zrobić, mimo tego, że moi rówieśnicy wiodą życia "bardziej standardowe", a ja nie i już! Z własnego doświadczenia wiem, że czasem nie idzie tak jak chcemy, ale śledzę Twojego bloga już od dawna i "znając" Ciebie, czuję że ta historia jeszcze się nie zakończyła. Uszy do góry i pamiętaj, że do odważnych świat należy, nawet tych, którzy lubią sobie czasem pomarudzić ;)
OdpowiedzUsuńHej Joanna, możesz coś więcej opowiedzieć, jak Ci się wszystko ułożyło? Jestem właśnie na etapie zastanawiania się, czy nie robić magisterki w UK i Twoja historia przykuła moją uwagę..
UsuńDzięki za ten komentarz Asia :).
UsuńAnonimowy-> Jedyną przeszkodą jaką widzę byłyby finanse, bo na studiach magisterskich nie przysługuje już kredyt, a one jednak trochę kosztują. Zawsze można jednak popracować, trochę odłożyć i droga na studia wolna!;)
Nikt nie pisze, że ma rezygnować. Każdy ma marzenia,no to jest chyba logiczne i uwierz mi, ludzie też marzą o podróżach, nie tylko o nowym samochodzie. Ale Ula trochę przesadza z tym lamentowaniem, jak to ona ma źle w życiu i że nic się jej nie układa. Jeśli na przykład ktoś ubiega się o jakąś dobra pracę na przykład na słonecznym wybrzeży Australii, ale jej nie dostaje, to dlatego, że jego kwalifikacje nie pasowały do tego czego wymaga pracodawca. Tak samo jest w przypadku Uli. Tylko dotychczas zawsze miała szczęście, tym razem nie i ciężko jej przeżyć porażkę, wnioskuje tak z posta, nie są to moje widzimisie. Często tak robią osoby, które miały zazwyczaj wszystko podane jak na tacy. Zrozumcie w końcu - tak - ludzie podróżują, ludzie mają marzenia, ludzie spełniają się w życiu i nikomu nie zazdroszczą.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, wszystko zawsze miałam podane jak na tacy, przez 24 lata każda rzecz przychodziła mi łatwo, był to tylko wynik szczęścia i teraz po raz pierwszy mi coś nie wyszło... Dawno nie słyszałam bardziej idiotycznej teorii. Z tą Australią i kwalifikacjami podobnie, bo ten przykład nie bardzo ma odniesienie do mojej sytuacji.
UsuńJak masz pisać takie bzdury o moim życiu, bo wydaje Ci się, że czytając bloga i patrząc na uśmiechnięta zdjęcia z podróży wiesz wszystko, to błagam Cię, nie pisz nic.
Według mnie to nieźle bezczelne pisać Uli, że miała zawsze wszystko podane na tacy. Ludzie którzy dążą do spełnienia marzeń nigdy nie mają łatwej drogi, a tego wszystkiego, co najtrudniejsze przecież nie widać na blogu, którego zresztą Ula prowadzi dopiero od kilku ostatnich lat! Ludzka głupota mnie czasami przeraża... A ci, którzy piszą, że absolutnie nie zazdroszczą niczego, są zazwyczaj tymi największymi zazdrośnikami:P.
UsuńUla, odnośnie kredytu itp., pamiętaj, że bieda to stan umysłu i głowa do góry!
OdpowiedzUsuńHahah, strasznie mi się podoba ta definicja Pathological Traveller :D! No to teraz jeszcze musimy Ula zdobyć na to papier (jako studentka psychologii może jakoś je wykombinuje xD) i będziemy miały medyczne uzasadnienie naszej przypadłości! A wtedy kto wie...może nawet Twój Uniwerek zmięknie? W końcu z lekarzami się nie dyskutuje... :)
OdpowiedzUsuńGdyby los złośliwie nie pokrzyżował mi planów to zamiast w Polsce byłabym właśnie teraz gdzieś w drodze do Bangkoku i parę dni przed przekroczeniem granicy z Kambodżą. Wymarzona ponad miesięczna podróż z plecakiem, tiaa. I rozumiem Cię,że w takiej chwili wszystkiego się odechciewa. Myślę,że w takiej sytuacji każdy ma prawo do paru dni smutku i złości i stwierdzenia jakie to nasze życie jest beznadziejne! Chociaż nie jest :P Ja tak miałam. Ale wiesz co, teraz tak sobie myślę,że trzeba się po prostu wziąć w garść, bo jestem pewna,że jako "Pathological treaveller" znajdziemy sposób by wrócić na szlak... :) Powodzenia!
Ula! Uważam, że Twój blog jest niezwykle inspirujący, niezależnie od tego jakie miejsca opisujesz i co fotografujesz. Śmieszą mnie zawistne komentarze ludzi, którzy po prostu Ci zazdroszczą! Każdy ma przecież chwile zwątpienia... Głód podróży i nowych doświadczeń jest potwierdzeniem tego, że masz apetyt na życie i nie godzisz się łatwo na przeciętność:) Trzymam za Ciebie kciuki i zawsze kibicuję Ci w spełnianiu marzeń! Powodzenia!
OdpowiedzUsuń"Jeśli nie możesz zrobić tego co trudne, spróbuj tego, co niemożliwe"
OdpowiedzUsuńbędzie dobrze Ula !! Uszy do góry !
B.
Fajny cytat, dzięki:)
UsuńNo, dół naprawdę godny podziwu ;) Powód konkretny, więc jesteś usprawiedliwiona ;)
OdpowiedzUsuńNaprawdę mi przykro, że tak wyszło, ale jak to mówią wszystko w życiu dzieje się po coś... Wiem, że to żadne pocieszenie... trzymaj się ciepło :)
Jeszcze będzie dobrze :)
pamiętaj - wszystko w życiu dzieje się po coś - może po prostu musisz tam zostać jeszcze troszkę...
Ps. Macie śnieg w Birmingam?
Spadło trochę jak byłam w Polsce, ale szybko stopniał;)
Usuńa może to jakiś znak? wierzysz w znaki od losu/boga/wrzechświata?
OdpowiedzUsuńTrochę wierzę, bo niby nic nie dzieje się bez przyczyny. W takim razie po czasie okaże się, czy to rzeczywiście był znak;).
UsuńZawieszenie bloga na kolejną zimę byłoby naprawdę złym pomysłem :). Uwielbiam zaglądać tutaj, przeglądać zdjęcia i czytać to, co piszesz. Wszystko to razem jest takie inspirujące i utwierdza mnie w przekonaniu, że podróże to moje wielkie marzenia, które kiedyś może uda się spełnić :).
OdpowiedzUsuńDziękuję!:*
UsuńCzytam Twojego bloga przez ostatnie dni niemal bez przerwy, od pierwszych wpisów. Ta historia jako żywo przypomniała mi moje własne, dlatego piszę ten komentarz.
OdpowiedzUsuńBył rok 2006, ponury marzec, a ja zamknęłam się w łazience i płakałam, nie chcąc wyjśc mimo nawoływań współlokatorki. Właśnie wróciłam z testu językowego na Erasmusa, który był dziwaczny, niezrozumiałi i trzy razy za długi na dany czas pracy. Oczywiście, nie dostałam się, a aplikowałam i tak do dośc nudnych miejsc, jak Birningham właśnie, i Antwerpia, twierdząc, że tylko angielski znam dostatecznie.
Trzy miesiące później otwarto drugi nabór na Francję. Uznałam, że może jednak mój francuski nie jest taki zly. I słusznie - we wrześniu byłam już w Paryżu. Spędziłam rok w cudownym mieście, dużo lepszym niż wszystko, za czym przedtem płakałam.
Rok temu lista przyjętych na doktorat nie zawierała mojego nazwiska. Czułam się największym nieudacznikiem świata. Dziś właśnie wróciłam z pierwszych prowadzonych przez siebie zajęć, mam świetnego promotora, dużo lepszy pomysł na dysertację doktorską i dużo więcej wiedzy.
Także - dużo lepsza niespodzianka czai się za rogiem!