18 mar 2013

W Szwajcarii jak w domu...

Lubię wracać na blogu do miejsc i osób, które już kiedyś się przez niego przewinęły i tak też będzie w dzisiejszym poście. Nie chce mi się wierzyć, że od czasu, kiedy ostatnio dodałam zdjęcia z tego domu, minęły prawie cztery lata. Tym, którzy pamiętają to miejsce mogę tylko pogratulować wytrwałości w czytaniu bloga;).
Latem 2009, niedługo przed moim wyjazdem do USA, razem z kolegą ze Stanów, który spędzał wtedy część wakacji na wolontariacie w Zielonej Górze, wybraliśmy się do Szwajcarii. Zatrzymaliśmy się u Couchsurferki Susan, u której Jeff nocował po swoim przylocie do Europy, zanim jeszcze przyjechał do Polski. Susan i jej mąż Andy to Amerykanie od wielu lat mieszkający w Szwajcarii. Mają dwóch synów, Simeona (27) i Lucasa (29), z którymi spędziłam trochę czasu przy okazji mojego pierwszego pobytu. Lucas od zawsze pasjonował się muzyką i teraz studiuje w Los Angeles komponowanie muzyki filmowej. Spotkałam się z nim raz w San Francisco. Z kolei Simeon ma za sobą kurs w Saint Martins College w Londynie, teraz kończy historię sztuki w Zurychu i pewnie skończy w branży modowej. 
W Wettingen czuję się jak w domu nie tylko dlatego, że lubię tę rodzinę, ale panuje tam też taki totalny luz i gościnność w amerykańskim stylu "czuj się jak u siebie, używaj czego chcesz, lodówka jest do twojej dyspozycji". Susan to świetna kobieta, którą traktuję jak koleżankę i fajnie było po dłuższej przerwie (jesteśmy w kontakcie na FB) z nią porozmawiać. Zaskoczyła mnie pozytywnie wiadomością, że od najbliższych wakacji zaczyna roczne studia magisterskie z creative writing w LA. Uwielbia pisać, marzyła o tych studiach od dawna i wreszcie znalazła na to odpowiedni moment. Do Stanów będzie musiała polecieć ze dwa-trzy razy, a reszta kursu przebiega online. Podziwiam ludzi, którym w wieku 50-60lat chce się kształcić, mam nadzieję, że i ze mną będzie podobnie. Na razie wydaje mi się to mało możliwe, ale może za 30 lat też odczuję potrzebę zrobienia magistra haha.

A wracając do wakacji 2009, po kilku dniach spędzonych z tą rodziną wiedziałam, że powinni ich poznać moi rodzice, bo byłam pewna, że się polubią. Okazja przyszła niedługo po tym jak wróciłam ze Szwajcarii. Susan i Andy wybierali się do Berlina, a ponieważ wiedzieli, że Zielona Góra leży niedaleko granicy zastanawiali się nad odwiedzeniem Polski. Ja wyjeżdżałam wtedy do Grecji, ale powiedziałam im, żeby koniecznie do nas przyjechali, a moi rodzice się nimi zaopiekują. Dotarli, spodobało im się bardzo, świetnie się dogadali z mamą i tatą, byli zachwyceni polskim jedzeniem i Żubrówką. Rok później, kiedy ja byłam w San Francisco, moi rodzice pojechali do Wettingem. A w zeszłe wakacje, kiedy poleciałam do Nowego Jorku, Susan i Andy znowu nas odwiedzili. Będąc w NYC śmiałam się tylko na widok zdjęcia Andy'ego na FB trzymającego w górze szalik Polski, podczas meczu piłki ręcznej na który zabrał ich mój tata. 
I tak z przypadkowej znajomości z Couchsurfingu zawiązała się przyjaźń dwóch rodzin:).

Untitled Uwielbiam kuchnię Susan, jest duża, przestronna i ma w niej urządzenia, które widziałam pierwszy raz na oczy.Untitled Untitled Poranek spędziłam sama, ale w przerwie pracy Susan wpadła do domu, żeby ze mną pogadać, a później zaplanowałyśmy co zrobimy na kolację i pojechałyśmy na zakupy spożywcze.Untitled Kiedy Susan wróciła do pracy, przeszłam się na spacer po Wettingen i Baden, miejscowości obok.Untitled Nie da się porównać lata z zimą, zapamiętałam to miejsce jako dużo ładniejsze, a teraz wszystko było szaro-brązowe i nijakie.Untitled Baden.Untitled Nie wiem jak jest z francuską częścią Szwajcarii, ale od niemieckiej totalnie bije Niemcami. Witryny w sklepach, wygląd ludzi, ogólnie szczegóły, ale budują całość.Untitled Untitled Untitled Wspólne gotowanie.Untitled Untitled Na deser zrobiłyśmy bezmączne ciasto migdałowo- pomarańczowe.Untitled Untitled Łosoś marynowany w imbirze, miodzie i teriyaki, ziemniaki, sałata i warzywa na ciepło.Untitled Simeon, Werner (lokator z Niemiec), Susan i Andy.UntitledWylot do Nowego Jorku miałam z Genewy, więc z samego rana wsiadłam w pociąg, który z drobnymi przesiadkami zawiózł mnie prosto na terminal odlotów. Nie jeździłam w Japonii Shinkansenem, słynnym super-szybkim pociągiem, ale od japońskich kolei wolę mimo wszystko szwajcarskie.

35 komentarzy:

  1. Pamiętam tamten wpis, nie sądziłam, że podglądam Cię już tak długo!

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie, bardzo ładna kuchnia, podoba mi się:):) To piękne, że Wasze rodziny się tak zaprzyjaźniły:) Kolejne miejsca, a ja z każdym zdjęciem coraz bardziej marzę o jakiejś podróży:) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też lubię czasami wrócić do tego, co było kiedyś ;) Najbardziej spodobało mi się to zdjęcie z kotem na samym końcu. ;) I rzeczywiście tak szaro buro trochę, ale w lecie pewnie wygląda znacznie lepiej. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie od tamtego wyjazdu Twój blog został moim ulubionym i jest nim nieprzerwanie aż do dziś. Też nie mogę uwierzyć, że to już 4 lata. Dziwnie trochę ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zrobić ciasto bezmąki? :) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pamiętam przepisu dokładnie na to, ale ogólnie dużo jest w sieci przepisów na takie bezglutenowe ciasta, jajka i proszek do pieczenia załatwiają sprawę ;)

      Usuń
    2. Dzięki wielkie za odpowiedź :) poszukam w sieci...pozdrawiam raz jeszcze i życzę wielu podróży i pysznego jedzenia :)

      Usuń
  6. jaka cudowna historia :) i to w ukochanej Szwajcarii w roli głównej. na przyszłość polecam Basel ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja też pamiętam tamten wpis!I śledzę od czasów modowych zdjęć w Palmiarni! Już pisałam kiedyś na fb jak bardzo Twój blog zmienił moje życie. Ogromnie się cieszę z każdych Twoich podróży i sukcesów. Definitywnie najlepszy blog jaki czytuję!

    Pozdrawiam, Anita!

    OdpowiedzUsuń
  8. Dach wiezy przypomina okładke "Whole again" Pauli i Karola ;) przeszukałam internet ale nie dowiedziałam sie co to za budynek ;p

    Szałaput(ka) (piszę pierwszy raz ,czytam bloga od x lat ;p)

    OdpowiedzUsuń
  9. ooo kot przy stole, mój też tak siada (swoją drogą nawet podobny, przynajmniej od tyłu) :)

    OdpowiedzUsuń
  10. WOW, ta historia o przyjaźni jest naprawdę niezwykła :) a wystarczy się tylko odważyć aby podróżować. Podziwam :))))

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak ja Ci zazdroszczę tych podróży, nowych miejsc itd. Piękne zdjęcia :)

    Zapraszam na moje aukcje: świetny cekinowy sweterek H&M, mega paka ciuchów XS oraz koturny za 9 zł ;)

    http://allegro.pl/listing/user.php?us_id=25887543

    Pozdrawiam,
    nico

    OdpowiedzUsuń
  12. Pamiętam ich,pamiętam :)! Ale nie mogę ogarnąć, że to już tyle czasu minęło. Piękna ta historia przyjaźni. A co jeszcze piękniejsze to to, że chyba nie jedyna. Mam taką wielką nadzieję i małą pewność.

    Bardzo, bardzo podobają mi się zdjęcia w tym poście. Ich perspektywa.

    Dobrze, że jesteś Ula. Dobrze, że założyłaś bloga. A najlepiej, że nie rezygnujesz, z siebie, z pasji, z dzielenia się z Twoimi czytelnikami maniakami ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. ja też ich pamiętam i tęsknię za jeffem!

    OdpowiedzUsuń
  14. Wspólne gotowanie a Ula robi zdjęcia ! :) Nie no żartuję. Też pamiętam tamtego posta. I wtedy wszystko naprawdę wyglądało piękniej !

    OdpowiedzUsuń
  15. O taaak, ja też czytam od bardzo bardzo dawna, ten post pamiętam :) Nic nowego nie napiszę, bo tak jak koleżanki wyżej - Tobie zawdzięczam fakt, ile dowiedziałam się o podróżowaniu. Moja przygoda z couchsurfingiem też się niedawno zaczęła, do Zielonej Góry przyjechało dwóch świetnych chłopaków z Indii, moja rodzina ich pokochała, oni pokochali nas i być może już w przyszłym roku lecimy odwiedzić ich w Indiach :)Dzięki ! :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Droga Ulu, uwielbiam Twojego bloga za to, że potrafisz w taki fantastyczny sposób opisać to, gdzie byłaś, okraszasz post pięknymi zdjęciami. Ten wpis mnie po prostu zauroczył! Bardzo się cieszę, że zaprzyjaźniliście się z rodziną Susan. Dowodzi to temu, że warto być otwartym dla innych i cieszyć się ze wspólnych chwil :-)).
    Kojarzę Cię jeszcze ze Stylio, potem gdzieś mi zaginął adres Twojego bloga, ale od jakiegoś czasu znów trafiłam do Ciebie i zostałam ;-)).

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  17. To byłaś całkiem niedaleko! :) Pozdrawiam z Karlsruhe :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Piękne zdjęcia :D I jakie smakowitości na stole! :D Mniam :D

    OdpowiedzUsuń
  19. Ula co sie dzieje z foodmess??!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie problem w tym, że nic się nie dzieje;).
      Sprawa jest prosta- gotuje tylko dla siebie, nie robię niczego, co uważałabym za godne podzielenia się na blogu, no i nie mam nawet talerza, na którym dałoby się sfotografować danie....

      Usuń
    2. no problemo, mogę wysłać Ci jakiś ładny komplet talerzy:) tylko błagam nie zapominaj o foodmess, z blogiem jest jak z rowerem jak nie jeżdzisz zbyt długo jego dusza umiera!!!!!! :) hahaha, wiem drastycznie ale może to Cie zmobilizuje!!pozdrawiam

      Usuń
    3. Ale tamten nigdy nie był często odświeżany i pamiętam o nim, ale po prostu nie mam teraz możliwości. Nie chcę wydawać na składniki 2 razy więcej i jeść 2 więcej tylko po to, żeby wrzucić tam przepis.

      Usuń
  20. Koniecznie napisz coś więcej o tych niezwykłych sprzętach kuchennych, jestem bardzo ciekawa!

    Kuchnia i wystrój też mi się podobają, są zupełnie inne od szwajcarskich kuchni robionych na jedno kopyto :).

    OdpowiedzUsuń
  21. Hej Ula ! A takie pytanie organizacyjne. W ile Stanach Stanów Zjednoczonych byłaś? :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Jeśli sie nie mylę to w 15stu.

    OdpowiedzUsuń
  23. Hallo Ula ! Ty już w Rio a tutaj jeszcze czekają posty z NY do dodania. Praca blogera jest trudna. Ale my czekamy na Twoje posty i pamiętaj o nas ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mogłabym zapomnieć...;) Gdybym miała dodać posta w ostatnich dniach, to musiałabym zawalić którąś z prac do szkoły, także czasami się po prostu nie da znaleźć czasu;)

      Usuń
  24. Uwielbiam Twoje posty <3
    Mają taki niesamowity klimat. Jesteś niesamowita i inspirujesz.
    Opisy i zdjęcia, dzięki którym czuję się jakbym się przenosiła w te wszystkie piękne miejsca z twoich zdjęć.

    Nie myślałaś o tym, aby zacząć nagrywać, czy też kręcić jakieś filmiki z twoich podróży ?
    Potem wstawiać na YT ;) Ja myślę, że miałabyś spora oglądalność, dzięki czemu zarobiłabyś trochę i przeznaczyła na dalsze podróże ? Wydaje mi się, że tak byłoby Ci łatwiej. Chociaż oczywiście, nie przestawałabyś prowadzić tego bloga ! O nie! Chyba bym Ci nie pozwoliła na to. Ja się robię powoli uzależniona od twoich postów.

    Podziwiam twoją odwagę do podróżowania i otwartość do ludzi.
    Mnie samą podróże interesują, chociaż wydaje mi się, że nie mam takie odwagi, czy też jestem na tyle zamkniętą osobą, że na dłuższą metę chyba bym nie wytrzymała podróżując i to jeszcze sama. Może dlatego tak bardzo lubię twojego bloga. Pokazuje on to wszystko czego pewnie nie będzie mi dane ujrzeć, ale chociaż mogę choć na chwile się przenieść w te miejsca i poczuć prawie jakbym tam była. Chociaż pewnie to "Prawie" to i tak za mało, żeby naprawdę poczuć to co ty czujesz podróżując.

    Życzę Ci aby twoja podróż nigdy się nie kończyła (Chyba, że sama uznasz, że już czas)i aby szczęście Ci sprzyjało w planowaniu kolejnych podróży. ;) Trzymaj się !

    OdpowiedzUsuń
  25. Opowiedz mi prosze kochana Ulu cos o Los Angeles. Czytałem Twoje posty o LA, ale mam pare własnych pytań. Naprawde jest to miasto tylko do zwiedzania ? Słyszałem, że jak sie bardziej pozna to miasto i dłużej pomieszka to robi sie nudno i nie ma już nic ciekawego ? I, że ludzie sa strasznie zawistni i dla sławy itp od razu by wbili noz w plecy ? chciałabys tam zamieszkać na stałe ?

    OdpowiedzUsuń
  26. moja kolezanka marzy o wyjeździe do Szwajcarii :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Francuska strona wygląda bardzo "francusko" :D pełno sympatycznych, małych domów z drewnianymi okiennicami, winnice... generalnie przekraczając granicę między tamtą częścią Szwajcarii, a Francją nie widzi się różnicy :)

    OdpowiedzUsuń
  28. mieszkam w Genewie i w sumie podobnie jest jak we Francji, ale ludzie bardziej sympatyczni :). wg mnie jest duza roznica pomiedzy niemiecka czescia Szwajcarii a francuska... kwestia gustu co kto woli, wiec nie bede oceniac, gdzie jest lelpiej :)

    OdpowiedzUsuń