Czy masz jakieś wspomnienie/wrażenie/smak/zapach, które/y kojarzy Ci się z pierwszą (lub jedną z pierwszych) podróży?
Smak, zapach, raczej nie, prędzej wspomnienia z miejsc. Najwcześniejsze mam chyba z wyjazdu do Międzyzdrójw jak miałam 3 lata. Później jakieś urywki z Berlina, pewnego wyjazdu w góry, pamiętam też różne rzeczy z Danii, a nie miałam wtedy chyba więcej niż 4 lata.
Wiem że trenowałaś w przeszłości pływanie, jak to wyglądało na co dzień?
Czy było ciężko pogodzić naukę z treningami? Jakie były Twoje
największe sukcesy? Pytam bo sama jestem sportowcem i interesuje mnie
ten temat :)
Przez
część podstawówki, całe gimnazjum i liceum od PON-PT wstawałam ok 5:20
(w sobotę po 6), o 6 zaczynałam trening. 2:15h spędzonych w wodzie, a
później zajęcia w szkole do 13-15 i z powrotem na basen. Godzina siłowni
czy zajęć na sali, a później znowu 2:15 w wodzie. Dziennie pływaliśmy
po 10-14km, w roku wychodziło to ok 1500-2000km. Po treningu jeszcze
często miałam zajęcia typu gra na pianinie, angielski, korki z matmy,
więc do domu najwcześniej wracałam przed 18, a w niektóre dni przed 20.
Do tego wyjazdy na zawody, obozy, czasami przez kilka tygodni nie było
dnia, w którym nie byłabym w basenie. I jeszcze to wszystko trzeba było
pogodzić z nauką. Ciężka sprawa. Każdego dnia byłam wykończona
i sama nie mam pojęcia jak przez tyle lat dawałam radę. Z sukcesów:
byłam kilkukrotną medalistką Mistrzostw Polski swoich kategorii
wiekowych, a największym był finał mistrzostw Polski seniorów. Nawet
stałam raz na podium z Otylią Jędrzejczak, ale to w związku z medalem w
sztafecie;).
Jaką byłas nastolatką przed liceum? Wiemy tylko, że wysportowaną i pianistką, możesz coś więcej opowiedzieć?
Nie sprawiałam rodzicom problemów,
ale zawsze byłam szczera (często do bólu), sarkastyczna/złośliwa, mówiłam co myślałam i
momentami obrywało mi się za to w szkole czy na treningach. Pływanie
pochłonęło doszczętnie moje nastoletnie lata i większość
wspomnień z tamtych lat wiąże się właśnie z trenowaniem. Poza
tym od zawsze miałam tendencje do bycia chłopczycą, więc w podstawówce,
jakoś do 5-tej klasy ubierałam się przede wszystkim na sportowo, byłam takim małym dresiarzem ;).
Z tego co wyczytałam na blogu to wiem, że od małego podróżowałaś z rodzicami, a co i kiedy skłoniło cię do podróży na własną rękę?
Podróżowanie samemu ma bardzo dużą zaletę, możesz w ciągu kilku minut podjąć decyzję o wyjeździe, nie musisz nikogo pytać i czekać na odpowiedź, przekonywać, dostosowywać sie, kiedy w tym czasie znikają tanie bilety;). Jak już poczułam się wystarczająco pewnie, to w końcu sama wybrałam się w podróż.
Czy gdybyś mogła cofnąć czas i jeszcze raz podjąć decyzje co chcesz robić po maturze, zmieniłabyś coś?
Tak, nie poszłabym od razu na studia, wyjechałabym za granicę, do pracy/ na wolontariat/ została au pair czy cokolwiek innego. Niestety tak jak większość ludzi, zostałam przygnieciona przez presję i oczekiwania całego świata, że po liceum należy iść na studia. Ale w porę je znienawidziłam, wylałam litry łez i wyrwałam się stamtąd. To nie jest tak, że jakoś szczególnie żałuję tego wszystkiego, bo każda decyzja wiązała się z czymś pozytywnym, no ale gdybym zdawała maturę jeszcze raz to poszłabym troche inną drogą.
Kim jesteś dzisiaj w porównaniu do siebie sprzed kilku lat?
(koło ratunkowe do dziwnego pytania: jak Ty siebie widzisz i oceniasz, albo jak wracasz do domu rodzinnego po kilku miesiącach nieobecności-jak widzi Cię rodzina, np. mówią, że bardzo się zmieniłaś albo nabyłaś jakieś nowe cechy?)
Na pewno przewartościowałam sobie pewne rzeczy w ostatnich latach, patrzę na pewne sprawy inaczej, rozwinęłam się w kilku dziedzinach, dojrzałam, zmądrzałam, ale chakarkter w gruncie rzeczy mam ten sam. Z mamą rozmawiam średnio co drugi dzień, więc to też nie jest tak, że po pół roku wracam do domu i nagle rodzice widzą zmianę;).
Gdzie do tej pory mieszkało Ci się najlepiej? Dlaczego?
W Nowym Jorku, głównie z tego względu na to, że mieszkałam w sercu miasta i czułam się jak w centrum wszechświata. Zawsze coś się działo, metro działało przez 24h, jedzenie było wspaniałe. Odbywało się też mnóstwo wydarzeń kulturalnych, miasto jest bardzo fotogeniczne i mogłam codziennie odkrywać nowe miejsca i być zaskakiwana.
Czy początkowo prowadząc bloga mialaś myśli, że może on nie ma szans na wybicie, ze mało osob go odwiedza? Reklamujesz bloga na jakichś stronach czy sam zdobył popularność?
Ja nadal nie uważam, żeby ten blog się wybił i że odwiedza go dużo osób. Gdyby miał odnieść sukces, to pewnie już by się to stało. Czasami nawet głupio mi z myślą, że prowadzę go już tyle lat, a tak wolno posuwam się do przodu;). Początkowo nie zastanawiałam się nad tym ile osób będzie go odwiedzać, mało czy dużo i teraz też nie prowadzę go z tego powodu.
Nie reklamowałam bloga, ale są blogerzy, którzy mają go w linkach na swoich stronach i przez to trafiają do mnie nowi czytelnicy. Wiele osób trafia też przez Facebooka, wszukiwarki czy z polecenia znajomych.
-----------------------
Jak wyglądała Twoja pierwsza samotna podróż, ale nie jakaś zorganizowana wycieczka ze szkoły tylko taka w Twoim stylu ;)- tanie linie lotnicze, coachsurfing czy co to tam.
Wymienię dwie, bo po raz pierwszy skorzystałam samotnie z Couchsurfingu, kiedy wieku 20 lat postanowiłam przeprowadzić się do Londynu. Na pierwszych kilka dni zatrzymałam się u Couchsurfera, a w międzyczasie udało mi się znaleźć mieszkanie i po paru dniach pracę.
Z kolei kilkudniowy samotny wyjazd odbyłam dwa miesiące później do Porto w Portugalii. Znalazłam tanie bilety i zatrzymałam się u dwóch różnych Couchsurferów.
W Porto u pierwszego Couchsurfera poznałam dwie Amerykanki i Norweżkę. Kilka dni później spotkałam je przypadkowo na ulicy i razem z moim drugim hostem wybraliśmy się całą paczką na tradycyjne lokalne danie, francesinha. Do dzisiaj jesteśmy znajomymi na FB. Jedna z dziewczyn od niedawna jest mamą, druga mieszka w Sztokholmie, a trzecia skończyła Harvard i tam pracuje. Niby było to tak niedawno, a tyle się zmieniło...
Jesteś wspaniałą osobom, spełniasz swoje marzenia, podróżujesz. Nie czujesz się w tym wszystkim trochę samotna? Na pewno nie brakuje Ci przyjaciół i wsparcia rodziny, mówię o kimś kto byłby przy Tobie cały czas i dzielił z Tobą każdą z tych wspaniałych chwil.
Dziękuję! Rozumiem, że mowa o partnerze? Nigdy nie szukałam chłopaka na siłę, jeżeli się pojawi ktoś wyjątkowy to fajnie, ale bez drugiej osoby radzę sobie równie dobrze. Poza tym mam świadomość, że w mojej sytuacji miłość nie jest szczególnie mile widziana, bo wszystko zawsze kończy się na związkach na odległość. Bardziej zależałoby mi na grupce przyjaciół tu na miejscu.
Czy nie obawiasz się przed podróżą, że nie przyniesie Ci radości jeśli pojedziesz sama?
Czy jesteś na co dzień otwartą osobą, odważną i zagadującą w autobuach i pociagach czy raczej skrytą? Dzięki za inspiracje i motywację do działania:)
Cała przyjemność po mojej stronie;). Nie, ale ostatnio miewam takie obawy na myśl, że miałabym z kimś gdzieś jechać;).
Nie jestem skryta, ani nieśmiała, ale też nie jestem osobą której wszędzie pełno. Potrafię zagadywać obcych ludzi, to akurat nie jest problemem, ale rzadko mam powody, żeby to robić w codziennych sytuacjach.
Moje pytanie dotyczące bardziej kwestii psychicznej : osobiście zawsze gdy podróżuję po jakimś czasie zaczynam źle się czuć w nowym miejscu, zaczynam bardzo tęsknić za domem, zaczynam czuć dyskomfort. Czy to uczucie nie doskwiera Ci w podróżach?
Doskwierało do 12 roku życia, nie mogłam spędzić nocy poza domem, bo płakałam za mamą. Kiedyś na obozie tanecznym myślałam o wyskoczeniu z okna, złapaniu stopa i jechaniu przez pół Polski do domu, żeby tylko znaleźć się przy mamie. Patrząc na to jak żyję od kilku lat, aż nie chce się wierzyć :D.
A myśląc o dorosłym życiu to uważam, że to kwestia przyzwyczajenia, im więcej się wyjeżdża, tym bardziej się człowiek przyzwyczaja. No ale jeżeli coś innego sprawia, że czujesz się nieszczęśliwa, a przy okazji jesteś daleko od domu, to wtedy tęsknota jest najmocniejsza.
Czy bycie za granicą, częste i długie podróże nie przyczyniają się do braku prawdziwych przyjaciół? (lub też pogorszenie stosunków)? Bardzo nurtuje mnie to pytanie; dodam, że nie umiem żyć bez najbliższych mi osób, więc podróże (długie) są ciężką sprawą.
Nie
przyczyniają się do braku prawdziwych przyjaciół, bo tych poznawałam
również w drodze, ale do osłabienia kontaktów, owszem. A już
najbardziej przyczynia się do tego ciągła zmiana miejsc zamieszkania. Od
skończenia szkołę co chwilę mieszkam w innym miejscu. To jest mój
drugi rok w Birmingham, ale moimi zeszłorocznymi znajomymi byli studenci
międzynarodowi, z wymian, Erasmusa, którzy przed wakacjami wyjechali do
domu i zostałam sama. Znowu. Radzę sobie bez problemu i kontaktuje się z ludźmi przez internet, ale z jakąś
fajną ekipą byłoby tu przyjemniej.
Jeden z ostatnich wieczorów w akademiku, jeden z najlepszych oraz przyjaciel którego brakuje mi tutaj szczególnie w tym roku, Marcin.
Jeden z ostatnich wieczorów w akademiku, jeden z najlepszych oraz przyjaciel którego brakuje mi tutaj szczególnie w tym roku, Marcin.
Przez to, że spotykasz dużo nowych ludzi, czy nabyłaś taką cechę, że
nie chce Ci się ze wszystkimi gadać? Wiem, że pytanie jest dziwne i
może wywołać wielkie wtf, ale nie masz tak czasami, że w pewnym momencie
ludzie stają się przewidywalni i chcesz im po prostu powiedzieć, cut
the crap? Albo może powinnam zapytać, czy przez podróżowanie stałaś się
bardziej samotnikiem?
Nigdy nie byłam duszą towarzystwa, chodziłam własnymi ścieżkami, ale w ostatnich latach pogłębiło się to chyba jeszcze bardziej. Nie wiem czy fakt, że nie chce mi się ze wszystkimi gadać wynika z ilości spotykanych ludzi. Raczej chodzi o to, że szybko męczę się rozmową o niczym. Więcej słucham niż mówię, dlatego lubię, kiedy ktoś ma coś ciekawego do powiedzenia.
Jesteś na studiach w Anglii, właściwie jesteś tam sama. Ja mam 20 lat, pierwszy rok studiuję w Lublinie, miałam rok przerwy, poprawiałam maturę, nie poszło, pracowałam... i, żeby "nie marnować roku" dostałam się tylko na UMCS i tak zostałam. Wiem, że każdy człowiek jest inny, ale jak Ty sobie radzisz? Jak radziłaś sobie wyjeżdżając pierwszy raz do Anglii, później do Stanów, czy było ci ciężko? To nawet nie chodzi o tęsknotę za domem, ale nie potrafię odnaleźć się tutaj, wiem, że NY to zupełnie co innego, ale Tobie nie podoba się w Birmingham, co robisz że DAJESZ RADĘ?
Im więcej się wyjeżdża i przebywa w różnych miejscach czy wśród różnych kultur, tym szybciej człowiek oswaja się z danym z miejscem i przekłada się to na kolejne doświadczenia. Z drugiej strony nie wszędzie musisz czuć się jak w domu. Dla jakiegoś celu można się czasami poświęcić, o ile jest tego wart. Nie lubię Birmingham, ale wytrzymuję, bo wiem, że jestem tu z misją skończenia studiów. Z góry założyłam, że nie będzie to dla mnie najlepszy czas, więc przynajmniej się nie rozczarowałam;). Daję też radę bo póki co ciągle mam przed sobą wizje podróży, sam fakt czekania do wakacji by mi nie wystarczył.
Nigdy nie byłam duszą towarzystwa, chodziłam własnymi ścieżkami, ale w ostatnich latach pogłębiło się to chyba jeszcze bardziej. Nie wiem czy fakt, że nie chce mi się ze wszystkimi gadać wynika z ilości spotykanych ludzi. Raczej chodzi o to, że szybko męczę się rozmową o niczym. Więcej słucham niż mówię, dlatego lubię, kiedy ktoś ma coś ciekawego do powiedzenia.
Gdy planowałaś swój pierwszy wyjazd do US to nie myślałaś o tym że
szybko odechce Ci się bycia tysiące kilometrów od rodziny i znajomych?
Że to może być fajne ale tylko przez pewien czas?
Nie, myślałam, że będzie to świetna przygoda, że nie znudzi mi się szybko, no i tak właśnie było.
Venice Beach, LA
Jesteś na studiach w Anglii, właściwie jesteś tam sama. Ja mam 20 lat, pierwszy rok studiuję w Lublinie, miałam rok przerwy, poprawiałam maturę, nie poszło, pracowałam... i, żeby "nie marnować roku" dostałam się tylko na UMCS i tak zostałam. Wiem, że każdy człowiek jest inny, ale jak Ty sobie radzisz? Jak radziłaś sobie wyjeżdżając pierwszy raz do Anglii, później do Stanów, czy było ci ciężko? To nawet nie chodzi o tęsknotę za domem, ale nie potrafię odnaleźć się tutaj, wiem, że NY to zupełnie co innego, ale Tobie nie podoba się w Birmingham, co robisz że DAJESZ RADĘ?
Im więcej się wyjeżdża i przebywa w różnych miejscach czy wśród różnych kultur, tym szybciej człowiek oswaja się z danym z miejscem i przekłada się to na kolejne doświadczenia. Z drugiej strony nie wszędzie musisz czuć się jak w domu. Dla jakiegoś celu można się czasami poświęcić, o ile jest tego wart. Nie lubię Birmingham, ale wytrzymuję, bo wiem, że jestem tu z misją skończenia studiów. Z góry założyłam, że nie będzie to dla mnie najlepszy czas, więc przynajmniej się nie rozczarowałam;). Daję też radę bo póki co ciągle mam przed sobą wizje podróży, sam fakt czekania do wakacji by mi nie wystarczył.
Wyobrażam sobie, że ciężko jest być z daleka od domu, ale też
zastanawiam się jak to jest z przyjaźniami? Poza miejscem ciężko jest
przecież zostawić ludzi, z którymi się obcuje przez długie miesiące, jak
np. gdy pracowałaś w USA. Jak sobie z tym radzisz?
Przyzwyczaiłam się, że nigdy nie mam przy sobie przyjaciół, a jeśli mam, to że będę musiała się niedługo z nimi rozstać. Moi najbliżsi znajomi praktycznie nie znają się ze sobą, bo nigdy nie było okazji żeby zebrać wszystkich w jednym miejscu, a mieszkają w innych miastach lub państwach. Chciałabym, że któregoś dnia wszyscy spotkali się w jednym gronie.
Przyzwyczaiłam się, że nigdy nie mam przy sobie przyjaciół, a jeśli mam, to że będę musiała się niedługo z nimi rozstać. Moi najbliżsi znajomi praktycznie nie znają się ze sobą, bo nigdy nie było okazji żeby zebrać wszystkich w jednym miejscu, a mieszkają w innych miastach lub państwach. Chciałabym, że któregoś dnia wszyscy spotkali się w jednym gronie.
Ula, ładnie piszesz, powinnaś zdecydowanie więcej pisać na blogu :)
OdpowiedzUsuńP.S. Miałaś racje, po Japonii taniej jest podróżować samolotami niż autobusami/pociągami ;)
Ostatnio jest więcej tekstu niż normalnie, bo nie mam nowych zdjęć do dodania, ale czasami pisanie pochłania za dużo czasu.
UsuńCzyli też trafiłaś na loty w podobnych cenach? Dzięki za info:))
Tak, na trasie Tokyo - Osaka - Tokyo autobus nocny kosztuje około 550zł no i jedzie 10h w kazda strone, a bilety z linii JetStar, w normalnych godzinach, ktore nie wymagaja spania na lotnisku [lub obok ;)] kupilam za 470zl. Dziwny kraj ta Japonia :)
Usuń"Po treningu jeszcze często miałam zajęcia typu gra na pianinie, angielski, korki z matmy, więc do domu najwcześniej wracałam przed 18, a w niektóre dni przed 20."
OdpowiedzUsuńTeraz w ogóle nie dziwię się, że masz taki wstręt do szkoły.... masakra, chciało ci się to wszystko robić? Nie żałujesz, że straciłaś beztroskie lata? To tak trochę wygląda, jak niespełnione ambicje rodziców, czy coś w tym stylu. Pewnie byli rozczarowani, że 2 razy rzuciłaś studia?
Tak to może trochę wygląda, ale w żadnym wypadku nie było niespełnionymi ambicjami rodziców. Po prostu wciągnęłam się w to pływanie, miałam jakieś swoje cele i do nich dążyłam, a to wymagało bardzo dużego poświęcenia i solidnej pracy. No a dodatego chciałam umieć coś jeszcze, jak np. angielski czy granie na pianinie. Rodzice wspierali mnie na całej linii.
UsuńNie byli rozczarowani, że rzuciłam studia, tzn. jasne, że wtedy się z tego nie cieszyli, ale akceptowali moje decyzje, nie robili mi wyrzutów.
Mam podobnie jak ty :) Tez studiowalam w UK, studia skonczylam i wyfrunelam z UK (pisze o Liverpoolu). Jakos ciezko mi sie tam zylo, anglicy na polnocy sa... inni. Glownie moimi znajomymi byli studenci z zagranicy, z Erazmusa wlasnie.
OdpowiedzUsuńTez zmieniam/ zmienialam miejsce zamieszkania czesto i oszem, pewne 'przyjaznie' sie urywaja, ale to prawdziwe pozostaja.
Pozdrawiam!
chciałabym Cię kiedyś poznać osobiście, wypić piwo/wódkę cokolwiek i pogadać :D
OdpowiedzUsuńWpadnę któregoś dnia na wódkę ;)))
UsuńTo proszę zorganizować jakieś spotkanie dla stałych czytelników, najlepiej we Wro :)
Usuńzapraszam serdecznie nad polskie wybrzeże :D
UsuńFajne jest właśnie to, ze każdy jest inny. Czytam to co napisałaś i sobie myślę, "matko, jak bardzo ta dziewczyna się ode mnie różni" ..Jestem zupełnie innym typem człowieka, dusza towarzystwa, bez moich przyjaciół, wspólnych wyjść usycham:P I nie wiem czy samotny wyjazd nie byłby dla mnie udręką.. uwielbiam te momenty, kiedy wracam z wyjazdu z przyjaciółmi i po jakimś czasie..miesiącach, czasem latach.. można to powspominać, takie wyjazdowe "słowa klucze".. itd. ma to dla mnie ogromną wartość;).. (tzn. wiem, że podczas samotnych wyjazdów też poznajesz nowe osoby itd. nie mówię, ze spędzasz zupełnie 24h na dobę sama, ale chyba rozumiesz o co mi chodzi)
OdpowiedzUsuńMoże nie wypada się przyznawać, ale całość przeczytałam wybiórczo, głównie te pytania które sama bym Tobie zadała :) Jestem zdziwiona, że uważasz, że bloga nie odwiedza dużo osób. Sama pierwszy raz trafiłam tu kilka lat temu i powracam tu dosyć często, przez te wszystkie lata dzieliłam się tym co piszesz i Twoimi zdjęciami z rodziną, przyjaciółmi (wszyscy byli zachwyceni). Osobiście zdarzyło mi się korzystać z Twoich wskazówek wybierając się do Rzymu! Dla mnie jesteś dowodem na to, że marzenia się spełniają, wystarczy tylko zrobić coś w tym kierunku. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJakie to miłe, że ktoś dzieli się z rodziną, przyjaciółmi moim blogiem:)) Pozdrawiam serdecznie!
Usuńmam podobnie, jak przychodzi mój chłopak, to mówię: zobacz co Ula dodała, zobacz jakie fajne zdjęcia, musimy też tu pojechać, itd.. ;-))) W ogóle wydaję mi się, że byście się dogadali, jak czytam co piszesz o swoim stosunku do ludzi, to jakbym czytała jego słowa. +jest kucharzem!:P
UsuńI widzę coraz więcej swoich znajomych wśród lajkujących Twojego bloga na FB :-)
Pozdrowienia!
Haha dzięki! :)
Usuńu mnie w klasie też się okazało, że kilka osób cię czyta ;) także myślę, że dużo osób tutaj wchodzi... ale dziwne jest, że masz tylko trochę ponad 1000 obserwatorów :<
Usuńnie kazdemu chce sie zalogowac, nie kazdy ma konto w google
UsuńZgadzam się z powyzszym komentarzem, bardzo przyjemnie i z ciekawoscia sie Ciebie czyta.
OdpowiedzUsuńZdjecie z plazy fajowe : )
Masz może jakieś informacje nt. Camp America lub Camp Leaders? Bardzo chciałabym wyjechać jako Au Pair, ale jak narazie brakuje mi doświadczenia z dziećmi i muszę wyrobić prawo jazdy. Zastanawiam się nad zpędzeniem wakacji w taki sposób tj. na campie. Niestety nie wiem który wybrać.
OdpowiedzUsuńNie mam, tzn. musiałabym poszukać w Google, ale Ty to już na pewno zrobiłaś. Ja się kiedyś zastanawiałam na Camp America i mam wrażenie, że jest popularniejszy, ale nie pewna nie jestem.
UsuńChcialabym wiedziec co chce robic w zyciu, miec jakis pomysl na to. a tu nic, zastanawiam sie nad rzuceniem dotychczasowej szkoly, ale co potem??
OdpowiedzUsuńA czy jest coś co bardzo lubisz robić, co Cię interesuje?
UsuńNie wszyscy muszą mieć pasję, czasami nawet nie ma się pojęcia co chciałoby się robić, ale po czasie zawsze to wychodzi:)
Też dziwi mnie to, że uważasz, że Twojego bloga czyta mało osób. Sama przeglądam The Adamant Wanderer już szmat czasu, ale nigdy nie zdobyłam się na komentarz, bo wydawało mi się, że nie mam nic mądrego do dodania. Ale każdy post niezwykle mnie inspiruje i zachęca do spełniania marzeń. Czekam na kolejne i mam nadzieję, że będą ukazywać się jak najdłużej :)I pamiętaj, że masz wielu "cichych czytelników" ;)
OdpowiedzUsuńDzięki Klaudia:). To nie jest kwestia tego co myślę tylko raczej twierdzenie faktu, bo statystyki pokazują swoje. Jak na tyle lat regularnego prowadzenia bloga, to nie idzie mi najlepiej.
UsuńMniejsza ze statystykami. Masz stałych czytelników,własne miejsce w sieci, piszesz naprawdę ciekawe i przydatne rzeczy i nawet nie znając Cię osobiście, darzę Cię wielką sympatią :) Oprócz tego w tym roku dzięki swojemu blogowi pojechałaś do Namibii, wygrałaś bilet lotniczy. I mówisz, że nie idzie Ci najlepiej! Wydaje mi się, że jest całkiem, całkiem, ale jeśli sama odnosisz inne wrażenie, to pozostaje mi jedynie życzyć dalszych sukcesów i rozwoju :)
UsuńNo wieem, tragedii nie ma, przesadzać też nie mogę, ale dzięki za życzenia.
Usuńa ja chcialam tutaj cos od siebie. Czasami trafiam na blogi dziewczyn, nastolatek ktore prowadza bloga w stylu ' dzisiaj wstalam, zjaldam zelki, ogladalam telewizje, wyszlam na spacer z psem' tak kazdego dnia, do tego posty przystrojone kilkoma zdjeciami wspomnianych wyzej zelek i blog w ciagu roku ma juz 2 miliony wyswietlen ( wiadomo, nastolatki zazwyczaj maja wiecej czasu). Nie znam ula Twoich statystyk, ale znam statystyki blogow innych dziewczyn ktore sa tresiowo o wiele lepsze, i widze, ze mimo prowadzenia bloga od kilku lat ( jak w Twoim przypadku) blog wcale nie ma tyle wyswietlen ile powinien by miec w poroznaniu do wyzej wspomnianego bloga ( albo moze typu blogow)
Usuńnie mniej jednak, ta podroz do Namibi i ta wygrana to calkiem nalezyta nagroda za takiego bloga ( chodzi tutaj o poswiecenie i o systematycznosc ( sama prowadze bloga i wiem ile czasu poswieca)
Pozdrawiam:)
Jest dla mnie niesamowicie interesując dowiedzieć się jak inni radzą sobie z ogarnięciem życia na walizkach, często zupełnie na własną rękę i daleko od domu. Ja wyjechałam z Polski do Kanady na studia w wieku 18 lat, i chyba w przeciwieństwie do Ciebie niesamowicie się zmieniłam w wyniku swoich doświadczeń. Nigdy nie udało mi się podtrzymać przyjaźni na dłużej czy nawet stałego kontaktu z rodziną chociaż bardzo się starałam i nadal staram. Za to w czasie podróży do Afryki poznałam swojego obecnego męża, więc nie zdziw się jak i Tobie się taki psikus trafi!!
OdpowiedzUsuńDzięki za opublikowanie tak obszernych odpowiedzi na pytania które w dużym stopniu dotyczą Twojego prywatnego życia.
Ta pływaczka na zdjęciu to Ty? ;p
OdpowiedzUsuńTak :)
UsuńJa wchodzę na tego bloga już tak długo (i często!), że przyłapuję się na czymś taki, że mówię, moja koleżanka była au pair w nowym yorku, san francisco i coś tam coś tam. No bo jak inaczej nazwać tą relację. Wydaje mi się, że znam cię czasem nawet lepiej niż ty siebie!
OdpowiedzUsuńBardzo lubię takie posty!
OdpowiedzUsuńA ja bym się nie pogniewala gdyby takie spotkanie odbyłoby się w ZG :>
OdpowiedzUsuń*mam na myśli takie spotkanie z czytelnikami bloga :D
OdpowiedzUsuńMam siedemnaście lat, uwielbiam Hiszpanię i totalnie zwariowałam na punkcie Katalonii. Czytając twoje posty jestem totalnie zauroczona i zachwycona faktem, że da się żyć tak jak ty. Wiem, że to, co piszę, brzmi dziwnie, ale dla mnie jest to trochę abstrakcyjne, jednak... ogromnie mnie pociąga. Stanowisz w pewnym sensie mój autorytet, podziwiam cię jako osobę, która nie boi się ludzi, nie boi się żyć. Chcę spróbować coachsurfingu, wziąć udział w prawdziwej przygodzie, nie takiej zorganizowanej prze biuro podróży. Masz jakieś rady jak rozpocząć swoją przygodę? Jak to zaplanować, jak przekonać rodziców?
OdpowiedzUsuńNa początku najlepiej gdybyś wybrała się z kimś bliskim przyjaciółka/mama/kuzynka czy ktokolwiek wydaje Ci się odpowiedni. Najłatwiej byłoby też skorzystać z opcji spania w hostelu, żebyś zobaczyła jak to wszystko wygląda:). Czyli wybierasz sobie jakieś miasto europejskie, najlepiej hiszpańskie, skoro tak bardzo lubisz ten kraj i sprawdzasz jak wyglądają cenowo bilety lotnicze. Często pojawiają się promocje do Barcelony, więc zajrzyj na Ryanair.com czy Wizzair.com.
UsuńNie wiem na ile otwarci są Twoi rodzice, ale mnóstwo młodych ludzi podróżuje, zło nie czai się na każdym rogu i wyjazd jest łatwy do zorganizowania, więc życzę Ci powodzenia, a w razie pytań- pisz, postaram się pomóc.
Ula, nie myslalas o pracy stewardessy? Jezyki znasz, latac chyba lubisz, no i podroze - znizki na bilety lotnicze. Przeszlo Ci przez mysl? ( nie wspominajac juz o plywaniu ;))
OdpowiedzUsuńTak, przeszło mi przez myśl, ale nie przekonuje aż tak, żebym planowała składać podanie;). Częste podróże, owszem, ale też nie do końca w takim stylu jaki chciałabym realizować...
Usuńte podroze to praca, ktora w innym przypadku ludzie spedzaja w biurze czy w sklepie ( zalozmy). W czasie wolnym masz czas na podroze, znacznie wiecej niz w normalnej pracy - przeciez stewardessa lata np 13 dni ( czasami calymi dniami i nocami) ale pozniej ma wolne ktore moze posweicic na podroze. Szczegolnie biorac pod uwage znizki na loty itd
Usuńw pierwszych slowach ' te podroze' mam na mysli te godziny pracy spedzone w samolocie
UsuńJak pracuje się non stop przez np dwa tygodnie, to wątpie, że ma się ochotę latać jeszcze w czasie wolnym;). Zniżki na loty też nie są pewnie lepsze od promocji na które trafiam, ale na pewno jest sporo plusów. Może kiedyś mi się zachce, chociaż wolałabym ten czas po studiach inaczej wykorzystać.
UsuńJakie, Twoim zdaniem, sa najtansze linie lotnicze w USA? W Europie bez problemu sobie radzilam z wizzairem czy ryanairem ale tutaj wydaje mi sie ze jako takie tanie linie lotnicze nie istnieja.. I zastanawiam sie jakimi latalas Ty i gdzie znajdowalas promocje. Z gry dzieki za odpowiedz!:)
OdpowiedzUsuńNiestety w Stanach nie ma jako takich tanich linii lotniczych. Nie wiem w jakiej części USA mieszkasz, ale jeśli na zachodzie to Southwest czy Virgin mają często niezłe ceny, na wschodzie może to być JetBlue, ale prawda jest taka, że wiele innych linii potrafi dorównywać im cenowo, więc najlepiej używać stron typu skyscanner.net do porównywania cen.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńhttps://www.uppsite.com/wp-content/uploads/Look-at-Me.jpg
OdpowiedzUsuńapropo twojego jeczenia na fb ze nie jestes w 10 blogow.
http://skeptikai.com/wp-content/uploads/2012/10/Internet-tough-guy-troll.jpeg
Usuńhihi, uwielbiam Cię Ulcia! :)
UsuńKiribati to przepiekne panstwo ktore niedlugo moze zniknac z ziemi w procesie zalania go przez morze ( co juz nastepuje). Nie myslalas o tym zeby tam pojechac zanim sie to stanie? to juz ostatnia mozliwosc ku temu
OdpowiedzUsuńJasne, że bym chciała, ale ciężko się tam dostać, a przede wszystkim to bardzo kosztowne, więc nie wiem czy zdążę...
Usuńdziękuję, że poświęciłaś trochę swojego czasu, żeby odpowiedzieć na te pytania
OdpowiedzUsuńczytam odpowiedź do mojego-"Więcej słucham niż mówię, dlatego lubię, kiedy ktoś ma coś ciekawego do powiedzenia." i myślę sobie, rany przecież mam tak samo -.- po prostu nie zdawałam sobie z tego sprawy!
"52" saturdays. piekne!!
OdpowiedzUsuńTaaaaa ale z Ciebie plywaczka byla , zadnych wyższych osiagnieec nie miala, nie jedzila na GP itp
OdpowiedzUsuń