13 lut 2013

Poznajcie Skippy'ego.

Mój wyjazd na Tasmanię od początku zakładał odwiedziny u pani Asi, koleżanki mojej najbliższej cioci. Znają się od dzieciństwa i do dzisiaj utrzymują regularny kontakt, a ja "od zawsze" o tej znajomości wiedziałam. Pani Asia mieszkała w Zielonej Górze niedaleko nas, później wyjechała na studia na Węgry. Tam poznała swojego przyszłego męża, urodziła dzieci, a po latach przeprowadzili się całą rodziną do Australii. Mieszkali w kilku miastach, ale parę lat temu wybrali się na wakacje na Tasmanię i tak im się spodobało, że zdecydowali się kupić dom i przenieść tam na stałe. Wiedziałam, że dom otacza busz, widziałam zdjęcia, ale to, co zobaczyłam przeszło moje oczekiwania. Zakochałam się w tym miejscu od pierwszych minut, ale do tego wrócę jeszcze po relacji z festiwalu, bo właśnie tam spędzałiam ostatnie dni na Tasmanii i był to ważny przystanek w mojej podróży.
Wyobraźcie sobie, że przyjeżdżacie do kogoś, a na podwórku zamiast psa i kota widzicie psa i...kangura. No dobra, tak naprawdę to walabię, ssaka należącego do rodziny kangurowatych, tak jak i poprzednie, które widzieliście na zdjęciach, a ja podciągałam ich nazwę pod kangura;).

Niecałe półtora roku temu, pani Asia znalazła w ogrodzie małego wychudzonego wallaby, który musiał zostać porzucony przez mamę. Zaopiekowała się nim razem z mężem i nazwali go Skippy. Pani Asia uszyła torbę, w której nosiła małego po domu i ogrodzie, a na noc wieszała ją na krzesło, gdzie Skippy z przyjemnością sobie spał. W torbie lubił przesiadywać przez mniej więcej pierwsze sześć mięsięcy i podobno wskakiwał do niej czasem w tak zabawny sposób, że można było boki zrywać. Zresztą jak każdy niezdarny maluch, przysparzał wiele radości. Kiedy trochę podrósł przestał spędzać czas w domu i teraz już w nim nie mieszka. Teren państwa Feher jest ogromny, więc Skippy bez opuszczania posiadłości ma co robić. Czasami znika na kilka dni, wraca, żeby coś zjeść, innym razem wyleguje się na słońcu przy domu. Zaczepiać uwielbia go również Aza, młoda wilczurka, która traktuje Skippy'ego jak kompana do zabawy, chociaż jego trochę to irytuje.
Miałam szczęście, bo kilka dni przed moim przyjazdem Skippy nie pokazywał się przy domu, a w momencie w którym wjechałyśmy na podwórko siedział już przy szopie wcinając jabłko. Nie lubi, kiedy głaszcze się go po głowie, ale można po brzuszku, choć oczywiście jest to wciąż częściowo dzikie zwierze i nie nadaje się do tulenia i sadzanie na kolana. Skippy jeszcze nie osiągnął pełnych rozmiarów, nadal rośnie i mam nadzieję, że kiedy będę na Tasmanii następnym razem, zobaczę się z nim ponownie!

Untitled Untitled Untitled Pan Feri obserwował wszystko z okna i śmiał się z tego jak Skippy pozował do zdjęć, bo podobno normalnie nigdy tego nie robi;).
Untitled Wybaczcie ilość zdjęć Skippy'ego, ale nie mogłam się powstrzymać.
Untitled Untitled Najsłodziej wyglądał, kiedy mył pyszczek łapkami.Untitled W ten sam dzień, w którym zrobiłam zdjęcia z poprzedniego posta, kilka godzin później i 200km dalej podróży na stopa dotarłam do państwa Feher, a w zasadzie do pobliskiej miejscowości i pani Asia odebrała mnie stamtąd. To było pare dni po świętach, synowie państwa Feher tym razem nie przyjechali do domu na święta, ale nie zabrakło choinki.Untitled Po kilku dniach średniego jedzenia zostałam ugoszczona jak królowa. Nie zdążyłam zrobić zdjęć kolacji, ale nie pominęłam deseru. Były nim lody waniliowe z kawałkami pysznego, słodziutkiego mango i czerwonej porzeczki z ogrodu. Pełnia szczęścia. Jak wstawałam od stołu, to myślałam, że pęknę, ale nie był to ostatni raz w tym domu, kiedy tak się czułam;).

Untitled
Z rana kiedy wstałam czekało już na mnie śniadanie. M.in. jajecznica z grzybami, sałatka z awokado, sałatą, pomidrokami, naturalny miód, pyszne masło i chleb. A na widok truskawek i malin z ogrodu miałam ochotę skakać z radości!
Untitled To był dzień, w którym rozpoczynał się festiwal. Bilety na autobusy były wyprzedane, nie było za bardzo żadnej innej opcji transportu, a ja nie miałam pojęcia jak tam dotrę. To był kolejny dzień z rzędu, który pomimo założenia pewnych planów nie miałam pojęcia jak się skończy. Wszystko działo się tak szybko, że przestałam nadążać. Miałam ochotę na jeden dzień, w którym mogłabym poleniuchować i przygotować się do festiwalu, ale nie było na to czasu, bo popołudniu miałam się znaleźć w Marion Bay, ponad 200km dalej na południe.
Jak się potoczyła reszta dnia? Zobaczycie w następnym poście!

39 komentarzy:

  1. slodziaczek jakich mało :)) (SKIPPY)

    ANNA

    OdpowiedzUsuń
  2. Oh My God!! he? she? is so adorable!!! i simply adore your photography style!! love your photos so much, and vibrant red strawberry! so cute~~

    OdpowiedzUsuń
  3. kangurzątko przekozackie. i w ogóle ta cala historia ze znajomą babci, którą pewnie świetnie 'znałaś' zanim ją poznałaś - to wszystko takie magiczne, jak zresztą cała Australia którą tu opisujesz. dzięki za to, że się tym z nami dzielisz : D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę bardzo! A koleżanka cioci, ale mniejsza o to ;)

      Usuń
  4. Ooo! Tato dziewczyny mojego wolontariackiego kompana - Martina (masło maślane ^^) też uratował małego torbacza! Nie wiem dokładnie,czy nosił go w torebce, ale w każdym bądź razie, maluch wciąż się kręci w okolicy domu,czasami ich odwiedzając. Bardzo lubię takie historie! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. myślę, że ten tato to nie nosił go w torebce .... bo by dziwnie na ulicy wyglądał ;)
      ulica ...
      facet ...
      torebka i ...
      kangur ...
      hmmm? :P

      Usuń
  5. jaaaa ale super!
    Ula.. Właśnie mam zamiar czytać Twojego bloga od początku, jest to chyba z miliard stron!
    Pewnie jak znajde czas to przeczytam po trochu i za rok skończę :D
    Co Ty na moją propozycję notki?
    Streszczenie Twoich ostatnich 3-4 lat? nie wszystko tak szczegółowo, jak program au pair bo o tym można poczytać wszędzie, ale może jak tu na studia się dostałaś jak to zrobiłaś, takie streszczenie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha, ja jakoś 3 lata temu nadrabiałam cały blog Uli (pisała go już od ok 2-3 lat) i zajęło mi to 3 dni :D

      Usuń
    2. Aguta, taki streszczający post byłby strasznie długi, nie dam rady;).
      Myślę natomiast, że jeśli chce Ci się czytać, to dobrym streszczeniem może być zajrzenie do podsumowań roku, którę robię zawsze w grudniu/styczniu. Poniżej poszczególne lata:

      2012: http://adamantwanderer.blogspot.co.uk/2013/01/january-december-2012.html
      2011: http://adamantwanderer.blogspot.co.uk/2011/12/january-december-2011.html
      http://adamantwanderer.blogspot.co.uk/2011/12/2011-review-new-years-eve-at-times.html
      2010: http://adamantwanderer.blogspot.co.uk/2010/12/my-2010-in-review.html
      2009: http://adamantwanderer.blogspot.co.uk/2009/12/2009-review-podsumowanie-roku-cz1.html
      2010: http://adamantwanderer.blogspot.co.uk/2009/12/2009-review-july-december.html

      Usuń
    3. Nie, proszę, nie odbieraj sobie tej przyjemności !!! :) Ja czytam Uli bloga w wolnych chwilach i to uwielbiam, dlatego polecam, mimo tego, że zajmuje to bardzo dużo czasu ! :)

      Usuń
    4. Czasami mnie przerażacie :D :*

      Usuń
  6. Zajebisty zwierz :D W ogóle kangury i kanguropodobne sa bardzo pocieszne z tymi małymi rączkami, zwłaszcza jak się biją :D

    OdpowiedzUsuń
  7. co za zwierzak! niezły z niego model, bardzo ładnie pozuje ;) ilość zdjęć w żadnym stopniu nie jest przesadzona!

    OdpowiedzUsuń
  8. jaka mordka!!:)

    OdpowiedzUsuń
  9. zwierzak rozczula, a takich zdjęć pysznego żarcia zdecydowanie nie powinnam oglądać chwilę przed północą.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wow Skippy jest najsłodszym stworzeniem na świecie ! :)
    Swietny blog! Ile miałaś lat kiedy po raz pierwszy jechałaś sama autostopem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Tak naprawdę to nie jestem jakąś wielką fanką podróżowania stopem, pierwszy raz zdarzyło mi się to chyba w wieku 20 lat, ale rzadko praktuję tę formę transportu;)

      Usuń
  11. MEGA!!!! cała ta historia i Ci super gościnni znajomi Cioci, rewelacja! w ogóle wspaniałe życie wiedzie ta kobieta, że po studiach nie zdecydowała się wrócić do Polski tylko ruszyła w świat, inspirujące! no i mieszkać na Tasmanii... CZAD! Fajnie, że tam byłaś i super to opisałaś, czekam na więcej!!! i czekam też na te kilka dni w Paryżu, bo sama się niedługo wybieram i szukam fajnego i niedrogiego noclegu, a te chyba są Twoją specjalnością, więc może się czymś podzielisz soon;)

    Pozdrawiam Cię najserdeczniej Ula, jesteś mega osobą!

    Paula

    OdpowiedzUsuń
  12. Cała historia - niesamowita! I nie przepraszaj za taka ilość zdjęć Skippy'ego - mogłoby być drugie tyle i nie miałabym pretensji, bo jest niesamowicie słodki.

    OdpowiedzUsuń
  13. Cholernie Ci zazdroszczę, jesteś mega szczęściarą ! Trzymaj tak dalej i wzbudzaj ciągle moje palpitacje i płacze.

    ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Skippy jest przeuroczy :) Nie wiem czemu, ale niesamowicie wzruszają mnie takie zwierzaki, na czele z psami :)

    Czekam z niecierpliwością na kolejny post !

    Justyna90

    OdpowiedzUsuń
  15. Skippy jest śliczniutki ! Jak to dobrze że są jeszcze na świecie tak bezinteresowni ludzie w niesieniu pomocy zwierzętom ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. O nie! Toż to najsłodsze stworzenie pod słońcem! Mamma mia, chce takiego <3!

    OdpowiedzUsuń
  17. Jaką on ma minkę i jak łapki składa.. :/ słodki :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Jest fantastyczny, z chęcią zobaczyłabym nawet więcej jego zdjęć, a najchętniej filmik! Musiał być przesłodki :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ło matko jaki on słodki <3 Pozdrawiam i zapraszam do mnie.

    OdpowiedzUsuń
  20. spoko gościu z tego Skippy'ego. Z postury i sposobu w jaki je przypomina mi trochę naszego Felka, szczura domowego ;) ale za to porównanie to Skippy by się chyba obruszył i przestał pozować do zdjęć. Model z niego pierwsza klasa, jakbyś mu w zamian roczną dostawę jakichś przekąsek obiecała :)
    Moim australijskim faworytem jest jednak dziobak, ale tego to ciężko sfotografować jeśli akurat nie śpi, bo zdecydowanie ma ADHD :P

    OdpowiedzUsuń
  21. ale slodziak :) piekne te Twoje fotki :)

    pozdrowienia z Glasgow :*

    OdpowiedzUsuń
  22. cudowne zwierzę;) jesteś moją `żywą inspiracją` dzięki temu blogowi podjęłam decyzję , która mam nadzieję zaowocuje w przyszłości;) zdobyłam się na odwagę i postawiłam wszystko na jedną kartę ...3 lata nauki a potem mam nadzieję usa...a wszystko dzięki tobie! zawsze mówiono mi, że nie ma takiej możliwości, zejdź na ziemię itd a ty pokazujesz, że dla chcącego nic trudnego DZIĘKUJĘ:)
    Mam takie pytanie czy będąc au pair w usa przez rok czy tam dwa jest potem możliwość jakby `zamienienia` wizy na studencką ( oczywiście spełniając wszystkie wymogi itd) ale bez powrotu do kraju?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  23. Słodki ten Skippy:P
    a ten deser wygląda przepysznie:)

    OdpowiedzUsuń
  24. mam!! :D szukałem i znalazłem, dla zainteresowanych tematem walabia vs. kangur

    http://s1079.beta.photobucket.com/user/moonwielki/media/Australia/2012/January/28%20-%20Taronga%20Zoo/DSC00150.jpg.html

    jak dla mnie to kangur z pyska wygląda jak różowa pantera ;)

    OdpowiedzUsuń