Wyobraźcie sobie, że przyjeżdżacie do kogoś, a na podwórku zamiast psa i kota widzicie psa i...kangura. No dobra, tak naprawdę to walabię, ssaka należącego do rodziny kangurowatych, tak jak i poprzednie, które widzieliście na zdjęciach, a ja podciągałam ich nazwę pod kangura;).
Niecałe półtora roku temu, pani Asia znalazła w ogrodzie małego wychudzonego wallaby, który musiał zostać porzucony przez mamę. Zaopiekowała się nim razem z mężem i nazwali go Skippy. Pani Asia uszyła torbę, w której nosiła małego po domu i ogrodzie, a na noc wieszała ją na krzesło, gdzie Skippy z przyjemnością sobie spał. W torbie lubił przesiadywać przez mniej więcej pierwsze sześć mięsięcy i podobno wskakiwał do niej czasem w tak zabawny sposób, że można było boki zrywać. Zresztą jak każdy niezdarny maluch, przysparzał wiele radości. Kiedy trochę podrósł przestał spędzać czas w domu i teraz już w nim nie mieszka. Teren państwa Feher jest ogromny, więc Skippy bez opuszczania posiadłości ma co robić. Czasami znika na kilka dni, wraca, żeby coś zjeść, innym razem wyleguje się na słońcu przy domu. Zaczepiać uwielbia go również Aza, młoda wilczurka, która traktuje Skippy'ego jak kompana do zabawy, chociaż jego trochę to irytuje.
Miałam szczęście, bo kilka dni przed moim przyjazdem Skippy nie pokazywał się przy domu, a w momencie w którym wjechałyśmy na podwórko siedział już przy szopie wcinając jabłko. Nie lubi, kiedy głaszcze się go po głowie, ale można po brzuszku, choć oczywiście jest to wciąż częściowo dzikie zwierze i nie nadaje się do tulenia i sadzanie na kolana. Skippy jeszcze nie osiągnął pełnych rozmiarów, nadal rośnie i mam nadzieję, że kiedy będę na Tasmanii następnym razem, zobaczę się z nim ponownie!
Pan Feri obserwował wszystko z okna i śmiał się z tego jak Skippy pozował do zdjęć, bo podobno normalnie nigdy tego nie robi;).
Wybaczcie ilość zdjęć Skippy'ego, ale nie mogłam się powstrzymać.
Najsłodziej wyglądał, kiedy mył pyszczek łapkami. W ten sam dzień, w którym zrobiłam zdjęcia z poprzedniego posta, kilka godzin później i 200km dalej podróży na stopa dotarłam do państwa Feher, a w zasadzie do pobliskiej miejscowości i pani Asia odebrała mnie stamtąd. To było pare dni po świętach, synowie państwa Feher tym razem nie przyjechali do domu na święta, ale nie zabrakło choinki. Po kilku dniach średniego jedzenia zostałam ugoszczona jak królowa. Nie zdążyłam zrobić zdjęć kolacji, ale nie pominęłam deseru. Były nim lody waniliowe z kawałkami pysznego, słodziutkiego mango i czerwonej porzeczki z ogrodu. Pełnia szczęścia. Jak wstawałam od stołu, to myślałam, że pęknę, ale nie był to ostatni raz w tym domu, kiedy tak się czułam;).
Z rana kiedy wstałam czekało już na mnie śniadanie. M.in. jajecznica z grzybami, sałatka z awokado, sałatą, pomidrokami, naturalny miód, pyszne masło i chleb. A na widok truskawek i malin z ogrodu miałam ochotę skakać z radości!
To był dzień, w którym rozpoczynał się festiwal. Bilety na autobusy były wyprzedane, nie było za bardzo żadnej innej opcji transportu, a ja nie miałam pojęcia jak tam dotrę. To był kolejny dzień z rzędu, który pomimo założenia pewnych planów nie miałam pojęcia jak się skończy. Wszystko działo się tak szybko, że przestałam nadążać. Miałam ochotę na jeden dzień, w którym mogłabym poleniuchować i przygotować się do festiwalu, ale nie było na to czasu, bo popołudniu miałam się znaleźć w Marion Bay, ponad 200km dalej na południe.
Jak się potoczyła reszta dnia? Zobaczycie w następnym poście!
Wybaczcie ilość zdjęć Skippy'ego, ale nie mogłam się powstrzymać.
Najsłodziej wyglądał, kiedy mył pyszczek łapkami. W ten sam dzień, w którym zrobiłam zdjęcia z poprzedniego posta, kilka godzin później i 200km dalej podróży na stopa dotarłam do państwa Feher, a w zasadzie do pobliskiej miejscowości i pani Asia odebrała mnie stamtąd. To było pare dni po świętach, synowie państwa Feher tym razem nie przyjechali do domu na święta, ale nie zabrakło choinki. Po kilku dniach średniego jedzenia zostałam ugoszczona jak królowa. Nie zdążyłam zrobić zdjęć kolacji, ale nie pominęłam deseru. Były nim lody waniliowe z kawałkami pysznego, słodziutkiego mango i czerwonej porzeczki z ogrodu. Pełnia szczęścia. Jak wstawałam od stołu, to myślałam, że pęknę, ale nie był to ostatni raz w tym domu, kiedy tak się czułam;).
Z rana kiedy wstałam czekało już na mnie śniadanie. M.in. jajecznica z grzybami, sałatka z awokado, sałatą, pomidrokami, naturalny miód, pyszne masło i chleb. A na widok truskawek i malin z ogrodu miałam ochotę skakać z radości!
To był dzień, w którym rozpoczynał się festiwal. Bilety na autobusy były wyprzedane, nie było za bardzo żadnej innej opcji transportu, a ja nie miałam pojęcia jak tam dotrę. To był kolejny dzień z rzędu, który pomimo założenia pewnych planów nie miałam pojęcia jak się skończy. Wszystko działo się tak szybko, że przestałam nadążać. Miałam ochotę na jeden dzień, w którym mogłabym poleniuchować i przygotować się do festiwalu, ale nie było na to czasu, bo popołudniu miałam się znaleźć w Marion Bay, ponad 200km dalej na południe.
Jak się potoczyła reszta dnia? Zobaczycie w następnym poście!
Łaaaaaa ale słodziak!
OdpowiedzUsuńslodziaczek jakich mało :)) (SKIPPY)
OdpowiedzUsuńANNA
aleee slotki <33
OdpowiedzUsuńjaki słodki <333
OdpowiedzUsuńOh My God!! he? she? is so adorable!!! i simply adore your photography style!! love your photos so much, and vibrant red strawberry! so cute~~
OdpowiedzUsuńkangurzątko przekozackie. i w ogóle ta cala historia ze znajomą babci, którą pewnie świetnie 'znałaś' zanim ją poznałaś - to wszystko takie magiczne, jak zresztą cała Australia którą tu opisujesz. dzięki za to, że się tym z nami dzielisz : D
OdpowiedzUsuńProszę bardzo! A koleżanka cioci, ale mniejsza o to ;)
UsuńOoo! Tato dziewczyny mojego wolontariackiego kompana - Martina (masło maślane ^^) też uratował małego torbacza! Nie wiem dokładnie,czy nosił go w torebce, ale w każdym bądź razie, maluch wciąż się kręci w okolicy domu,czasami ich odwiedzając. Bardzo lubię takie historie! :D
OdpowiedzUsuńmyślę, że ten tato to nie nosił go w torebce .... bo by dziwnie na ulicy wyglądał ;)
Usuńulica ...
facet ...
torebka i ...
kangur ...
hmmm? :P
jaaaa ale super!
OdpowiedzUsuńUla.. Właśnie mam zamiar czytać Twojego bloga od początku, jest to chyba z miliard stron!
Pewnie jak znajde czas to przeczytam po trochu i za rok skończę :D
Co Ty na moją propozycję notki?
Streszczenie Twoich ostatnich 3-4 lat? nie wszystko tak szczegółowo, jak program au pair bo o tym można poczytać wszędzie, ale może jak tu na studia się dostałaś jak to zrobiłaś, takie streszczenie :)
haha, ja jakoś 3 lata temu nadrabiałam cały blog Uli (pisała go już od ok 2-3 lat) i zajęło mi to 3 dni :D
UsuńAguta, taki streszczający post byłby strasznie długi, nie dam rady;).
UsuńMyślę natomiast, że jeśli chce Ci się czytać, to dobrym streszczeniem może być zajrzenie do podsumowań roku, którę robię zawsze w grudniu/styczniu. Poniżej poszczególne lata:
2012: http://adamantwanderer.blogspot.co.uk/2013/01/january-december-2012.html
2011: http://adamantwanderer.blogspot.co.uk/2011/12/january-december-2011.html
http://adamantwanderer.blogspot.co.uk/2011/12/2011-review-new-years-eve-at-times.html
2010: http://adamantwanderer.blogspot.co.uk/2010/12/my-2010-in-review.html
2009: http://adamantwanderer.blogspot.co.uk/2009/12/2009-review-podsumowanie-roku-cz1.html
2010: http://adamantwanderer.blogspot.co.uk/2009/12/2009-review-july-december.html
Nie, proszę, nie odbieraj sobie tej przyjemności !!! :) Ja czytam Uli bloga w wolnych chwilach i to uwielbiam, dlatego polecam, mimo tego, że zajmuje to bardzo dużo czasu ! :)
UsuńCzasami mnie przerażacie :D :*
UsuńZajebisty zwierz :D W ogóle kangury i kanguropodobne sa bardzo pocieszne z tymi małymi rączkami, zwłaszcza jak się biją :D
OdpowiedzUsuńco za zwierzak! niezły z niego model, bardzo ładnie pozuje ;) ilość zdjęć w żadnym stopniu nie jest przesadzona!
OdpowiedzUsuńjaka mordka!!:)
OdpowiedzUsuńo mój boże, ale słodziak!
OdpowiedzUsuńzwierzak rozczula, a takich zdjęć pysznego żarcia zdecydowanie nie powinnam oglądać chwilę przed północą.
OdpowiedzUsuńWow Skippy jest najsłodszym stworzeniem na świecie ! :)
OdpowiedzUsuńSwietny blog! Ile miałaś lat kiedy po raz pierwszy jechałaś sama autostopem?
Dziękuję! Tak naprawdę to nie jestem jakąś wielką fanką podróżowania stopem, pierwszy raz zdarzyło mi się to chyba w wieku 20 lat, ale rzadko praktuję tę formę transportu;)
UsuńMEGA!!!! cała ta historia i Ci super gościnni znajomi Cioci, rewelacja! w ogóle wspaniałe życie wiedzie ta kobieta, że po studiach nie zdecydowała się wrócić do Polski tylko ruszyła w świat, inspirujące! no i mieszkać na Tasmanii... CZAD! Fajnie, że tam byłaś i super to opisałaś, czekam na więcej!!! i czekam też na te kilka dni w Paryżu, bo sama się niedługo wybieram i szukam fajnego i niedrogiego noclegu, a te chyba są Twoją specjalnością, więc może się czymś podzielisz soon;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię najserdeczniej Ula, jesteś mega osobą!
Paula
Cała historia - niesamowita! I nie przepraszaj za taka ilość zdjęć Skippy'ego - mogłoby być drugie tyle i nie miałabym pretensji, bo jest niesamowicie słodki.
OdpowiedzUsuńKIZIAK!
OdpowiedzUsuńCholernie Ci zazdroszczę, jesteś mega szczęściarą ! Trzymaj tak dalej i wzbudzaj ciągle moje palpitacje i płacze.
OdpowiedzUsuń;)
ale extra choinka :P
OdpowiedzUsuńSkippy jest przeuroczy :) Nie wiem czemu, ale niesamowicie wzruszają mnie takie zwierzaki, na czele z psami :)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny post !
Justyna90
Skippy jest śliczniutki ! Jak to dobrze że są jeszcze na świecie tak bezinteresowni ludzie w niesieniu pomocy zwierzętom ;)
OdpowiedzUsuńO nie! Toż to najsłodsze stworzenie pod słońcem! Mamma mia, chce takiego <3!
OdpowiedzUsuńJaką on ma minkę i jak łapki składa.. :/ słodki :)
OdpowiedzUsuńJest fantastyczny, z chęcią zobaczyłabym nawet więcej jego zdjęć, a najchętniej filmik! Musiał być przesłodki :)
OdpowiedzUsuńale slodki !!!
OdpowiedzUsuńŁo matko jaki on słodki <3 Pozdrawiam i zapraszam do mnie.
OdpowiedzUsuńspoko gościu z tego Skippy'ego. Z postury i sposobu w jaki je przypomina mi trochę naszego Felka, szczura domowego ;) ale za to porównanie to Skippy by się chyba obruszył i przestał pozować do zdjęć. Model z niego pierwsza klasa, jakbyś mu w zamian roczną dostawę jakichś przekąsek obiecała :)
OdpowiedzUsuńMoim australijskim faworytem jest jednak dziobak, ale tego to ciężko sfotografować jeśli akurat nie śpi, bo zdecydowanie ma ADHD :P
jajecznica*
OdpowiedzUsuńale slodziak :) piekne te Twoje fotki :)
OdpowiedzUsuńpozdrowienia z Glasgow :*
cudowne zwierzę;) jesteś moją `żywą inspiracją` dzięki temu blogowi podjęłam decyzję , która mam nadzieję zaowocuje w przyszłości;) zdobyłam się na odwagę i postawiłam wszystko na jedną kartę ...3 lata nauki a potem mam nadzieję usa...a wszystko dzięki tobie! zawsze mówiono mi, że nie ma takiej możliwości, zejdź na ziemię itd a ty pokazujesz, że dla chcącego nic trudnego DZIĘKUJĘ:)
OdpowiedzUsuńMam takie pytanie czy będąc au pair w usa przez rok czy tam dwa jest potem możliwość jakby `zamienienia` wizy na studencką ( oczywiście spełniając wszystkie wymogi itd) ale bez powrotu do kraju?
Pozdrawiam
Słodki ten Skippy:P
OdpowiedzUsuńa ten deser wygląda przepysznie:)
mam!! :D szukałem i znalazłem, dla zainteresowanych tematem walabia vs. kangur
OdpowiedzUsuńhttp://s1079.beta.photobucket.com/user/moonwielki/media/Australia/2012/January/28%20-%20Taronga%20Zoo/DSC00150.jpg.html
jak dla mnie to kangur z pyska wygląda jak różowa pantera ;)