Było tak, jakbyśmy nie widzieli się tydzień, a nie trzy lata. Wraz z momentem przywitania wszystko wróciło i spędziliśmy świetny wieczór nadrabiając zaległości. Mamy ze sobą kontakt internetowy, ale spotkanie na żywo, to zupełnie coś innego. Nie zabrakło wspominania wspólnych podróży czy posiłków dzielonych od San Francisco, przez Peru po Nowy Jork. I bardzo miło było usłyszeć od Tima, że najlepsze podróże w swoim życiu odbył właśnie ze mną.
Pożegnaliśmy się w mieście, gdzie cztery lata temu wszystko się zaczęło i dużo zmieniło w moim roku spędzonym w Kalifornii.
A teraz jak zawsze jestem ciekawa gdzie zobaczymy się ponownie. Tim od dawna ma zaproszenie do Polski i będzie starał się je zrealizować w jedne z nadchodzących wakacji, ale coś czuję, że najpierw usiądziemy do stołu zupełnie gdzie indziej.
Ocean Drive ciągnąca się wzdłuż plaży w South Beach jest jedną z ważniejszych w Miami Beach, a słynie przede wszystkim z hoteli w stylu Art Deco. Palma upuściła kokosa i wylądował na ulicy. Tak bywa w tych stronach.
Dzieci która bawią się na placach zabaw tuż przy plaży, nie wiedzą jakimi są farciarzami. A pan z prawej zapewne zmierzał na imprezę Halloweenową, bo zdjęcie zrobiłam popołudniu 31.10. W Miami nie brakuje takich aut, tutaj wypada się pokazać i zaznaczyć, że wszystko kręci się wokół kasy. Ocean Drive.
W środę popołudniu spotkałam się z Timem. Zaczęliśmy od kubańskiej kanapki, w lokalu, który polecił ktoś z jego znajomych. Kanapka była w porządku, ale nic poza tym. Na szczęście to była dopiero rozgrzewka. Zapisałam sobie wcześniej Joe's Stone Crab, restaurację specjalizującą się w odmianie kraba żyjącego na północnym Wschodnim Wybrzeżu, ale i na Florydzie i w Zatoce Meksykańskiej. Tim wspominał, że smakuje świetnie, ale na miejscu stwierdziliśmy, że jednak jesteśmy za biedni na kilka kawałków mięsa za 30$ i poczekamy na bogatsze czasy. Wybraliśmy za to Seafood Bisque, gęstą, francuską kremową zupę z owocami morza. Po zachodzie słońca przejechaliśmy przez most, opuściliśmy Miami Beach, żeby odwiedzić kolejne zaplanowane miejsca. Znaleźliśmy się w Sakaya Kitchen. Zamówiliśmy to samo, co Anthony Bourdain w ich food trucku, kanapkę z kaczką sous-vide, a do tego domowe kimchi. Chrupkie z zewnątrz mięso i wspaniała marynata, kaczka była genialna. Domowe kimchi bardziej przypadło do gustu Timowi niż mi, ale świetnie komponowało się z kanapką. Ok 22 wróciliśmy do Miami Beach, zaparkowaliśmy samochód i przespacerowaliśmy się z hostelu do Burger & Beer Joint, Tim był tam kiedyś i zapamiętał ich dobre burgery. Nie mieliśmy za dużo miejsca w żołądku, ale zamówiliśmy Mustang Sally z wołowiną wagyu, marmoladą z czerwonej cebuli, serem brie i prosciutto w brioszce. Chyba po raz pierwszy jadłam tego wieczoru słynną japońską wołowinę z Kobe (o masowanych krowach na pewno słyszeliście) i mogę zapewnić, że różnicę w smaku poczułby każdy. Ten soczysty burger był pięknym dopełnieniem całego dnia.
Nasze pożegnanie tradycyjnie nie było łatwe, ale pewnego dnia znowu spotkamy się po dwóch stronach stołu, żeby zjeść coś, co zapamiętamy na długo.
Nasze pożegnanie tradycyjnie nie było łatwe, ale pewnego dnia znowu spotkamy się po dwóch stronach stołu, żeby zjeść coś, co zapamiętamy na długo.
still in love?
OdpowiedzUsuńm.
with traveling, yes.
Usuńwspaniała odpowiedź :)
UsuńUla odwiedziłaś Little Havana?
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że byłam bardzo leniwa w tym Miami i chociaż miałam się wybrać, to w końcu tego nie zrobiłam...
Usuńświetne ujęcie z odbiciem w kałuży, Ula!
OdpowiedzUsuńUla, jak ja Cię uwielbiam i nie znoszę zarazem! Patrzę na zdjęcia, później patrzę za okno i znów patrzę na zdjęcia i zazdroszczę, bo co innego mogę zrobić ;) Plaża, t-shirt, słońce? pff, już dawno zapomniałam, że można jeść hamburgera i patrzeć w gwiazdy. echhhhhh
OdpowiedzUsuńA mogę spytać jak poznałaś się Ulu z Timem? :)
OdpowiedzUsuńPoznaliśmy się przez Couchsurfing, bo zatrzymałam się u niego, kiedy odwiedzałam Florydę ;)
Usuńnajbardziej lubię jak rzucasz takie teasery, i nie zdradzasz jeszcze co planujesz, ale już wiemy, że coś na pewno ;)
OdpowiedzUsuńpalmy rzucają kozackie cienie!
Ha! Wiedziałam że pojawi sie Tim gdy tylko przeczytałam zapowiedź posta na FB ;)
OdpowiedzUsuńNic się nie zmienił.
Stokrotka
Pytanie techniczne: czy w całych Stanach mają takie dziwaczne przejścia dla pieszych i sygnalizatory świetlne? :D
OdpowiedzUsuńA nie, zazwyczaj są pionowe :)
UsuńChoć moje podróże są zdecydowanie bliższe od tych Twoich (których zresztą zazdroszczę) to też kręcą się przede wszystkim wokół ludzi i jedzenia. Kolekcjonuję emocje, nie przedmioty. I to zdecydowanie na nie wolę wydawać pieniądze. Dlatego rok 2014 - kierunek Tajlandia i Nowy Jork!
OdpowiedzUsuńściskam i dziękuję za nieustanną inspirację
m.
Super, szykują Ci się więc świetne wyjazdy, powodzenia!
UsuńAjajaj, te kolorowe, kiczowate bryło-budynki wyglądają tak swojsko - jak polska prowincja ;)
OdpowiedzUsuńBez przesady, nie podciągajmy stylu art deco pod polski kicz;)
UsuńNapisałaś tego posta z takim uczuciem, że poczułam się, jakbym to ja się z nim żeganła;)) dzięki za urozmaicenie wieczoru.
OdpowiedzUsuńJak mnie tu dawno nie było! A tu tyle widzę zmian. I dziekanka, i Miami, wow :)
OdpowiedzUsuńTy masz zieloną kartę czy skombinowałas sobie znowu wizę? Słyszałam, że ciężko o wizę do USA, a Ty już kolejny raz tam jesteś chyba bezproblemowo :) Jak to jest?
Pisałaś, że znalazłaś tani lot, mogłabyś czasem w postach na bieżąco podawać ceny swoich wypraw? :) Nie, skąd ani jak znalazłaś, tylko ceny :) Bardzo jestem ciekawa.
Nadal mnie inspirujesz, głupia jestem, że zaprzestałam korzystać z bloggera.
Trzymaj się :)
Miałam się jeszcze o jedną rzecz pytać: jak to się stało, że kilka lat temu w Londynie przyjęli Cię na "początkującego szefa kuchni", skoro zaczynałaś awf? Jesteś po jakiejś szkole kucharskiej ? :)
UsuńHello!
UsuńZ wizą wcale nie jest tak ciężko, jak niektórzy opowiadają. Z tego co mi wiadomo, kiedyś Amerykanie bali się wpuszczać Polaków do siebie (mama moich znajomych była bezrobotna i dopiero jak pokazała dokumenty, że ma dom i kredyt, więc coś ją w Polsce trzyma - dostała wizę). Ja dostałam bez problemu, po 3 minutach rozmowy przy okienku o tym, czym się zajmuję ;)
A jeżeli szukasz tanich lotów, to polecam stronkę www.mlecznepodroze.pl/ - ostatnio na topie jest Gruzja, ale NYC też się często pojawia :)
Pozdrawiam!
Ag -> Nie musiałam załatwiać nowej wizy, bo turystyczną dostaje się zazwyczaj na 10lat i taką właśnie mam. Plotki o tym, że tak ciężko ją dostać są nieprawdziwe, bo jak napisała wyżej Justyna czasami zajmuje to 3min. Chodzi tylko o to, żeby pokazać związek z miejscem w którym mieszkasz, czyli np. że masz pracę, studiujesz. Jeżeli nic Cię nie trzyma z Polską, to z pewnością będzie ciężej.
UsuńCzasami podaję ceny swoich wyjazdów, ale nie zawsze wiem, ile dokładnie wydałam, a poza tym nie wiem, jakoś nie jest to informacja, na której dzieleniu się mi zależy.
podbijam pytanie "ag6 listopada 2013 23:17
UsuńMiałam się jeszcze o jedną rzecz pytać: jak to się stało, że kilka lat temu w Londynie przyjęli Cię na "początkującego szefa kuchni", skoro zaczynałaś awf? Jesteś po jakiejś szkole kucharskiej ? :)" czy do twoich obowiązków należało np obieranie warzyw itd. czy samodzielne przygotowywanie potraw? czy od początku była to praca zarobkowa czy początkowo była to bezpłatna praktyka/staż? pozdrawiam P.
Wysłałam ze 100 CV i listy motywacyjne, że chciałabym się uczyć na szefa kuchni i w końcu zaproszono mnie na rozmowę do jednej z restauracji gdzie szukali "kitchen portera". Przede wszystkim pracowałam na zmywaku, bo inaczej nie da się zacząć, ale czasem obierałam warzywa i robiłam inne podstawowe rzeczy. Restauracja była w drodze do zdobycia gwiazdki Michelin więc natuaralnie nie chcieli mnie dopuszczać do zbyt wielu rzeczy. Miesiąc później dostałam dzięki znajomemu pracę we francuskiej restauracji i tam już byłam tylko w sekcji przygotowywania przystawek i deserów. A potem była włoska restauracja i to było połączenia pracy przy przystawkach i deserach oraz ogarnianie kuchni. Zarabiałam oczywiście od początku, do kuchni nie bierze się 'bezpłatnych' stażystów.
UsuńZjadłabym takiego burgera:)
OdpowiedzUsuńSuper ! :) Zarówno zdjęcia, jak i to jak piszesz...osobiście idę zrobić sobie coś do jedzenia :)
OdpowiedzUsuńRewelacja! Jako, że przeczytałam swego czasu wszystkie Twoje posty, pojawienie się Tima po tak długim czasie aż mnie ucieszyło :)) Piękne zdjęcia, piękne wszystko, jak dobrze, że piszesz tego bloga, dzięki !!!
OdpowiedzUsuńCudowne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńRomantycznie się tak jakoś robiło i leniwie. Z drugiej strony, Wagyu na talerzu i dobre towarzystwo... jak może nie być romantycznie ;) Szczerze zazdroszczę Ci tego burgera. Obyście szybko spotkali się znów, przy równie wyjątkowym jedzeniu.
OdpowiedzUsuńTim looks so sweet:)
OdpowiedzUsuńhej :D jesli korzystasz z couchsurfingu to na ile dni zatrzymujesz sie u jednej osoby ?
OdpowiedzUsuńTo zależy, ale zazwyczaj 2-5 dni.
UsuńPiękne klimatyczne zdjęcia. Przeraża mnie jednak to "plastikowe" jedzenie.
OdpowiedzUsuńSorry, ale nie jem plastikowego.
Usuń