10 sty 2014

Fish & seafood feast + surfing in Morocco.

Od początku zakładałam, że surfing będzie koniecznym elementem wyjazdu do Maroko. Z surfingu słynie przede wszystkim południowa część wybrzeża, ale w pomniejszonej ekipie zdecydowaliśmy nie wypożyczać auta i skupić się na północnej części kraju.
Będąc w Meknes zrobiłam research i wpadłam na miejscówkę, która zapowiadała się naprawdę dobrze. Skontaktowałam się z właścicielem, zapytałam o ceny i zanim dostałam potwierdzenie rezerwacji, byliśmy już w drodze na wybrzeże.

Wysiedliśmy w Kenitrze i załadowaliśmy się do taxi, żeby dojechać położonej kilkanaście kilometrów dalej Mehdii. Widoki były na tyle tragiczne, że chłopcy już zaczynali się niepokoić w co ich wpakowałam. Największa wada Maroko jaką zauważyłam? Śmieci. Są wszędzie. Porozrzucane po ulicach, polach, terenach zabudowanych. Obraz ten został przypieczętowany krowami objadającymi się plastikiem, które mijaliśmy właśnie w drodze do Mehdii. Przejeżdżając kolejną brzydką osiedlową drogą, Wojtek z Tomaszem byli już pewni, że nie jesteśmy tam gdzie powinniśmy, ale Google Maps nie mogło kłamać, więc miałam po prostu nadzieję, że nasza destynacja będzie wyglądać trochę lepiej niż to, co było za oknem. W końcu zza wzgórza wyłonił się ocean i wszyscy poczuli ulgę, chociaż było już jasne, że nie przyjechaliśmy do Saint Tropez.

Mehdia do niewielka nadmorska miejscowość, z szeregami domów mieszkalnych, z których niektóre pełną rolę hotelików/hosteli. Nie było w niej nic urokoliwego, ale wystarczyło nam to, że zatrzymaliśmy się w świetnym, klimatycznym miejscu.
Otworzyliśmy drewnianą bramkę, rozejrzeliśmy się dookoła nawołując, bo wyglądało jak by nikogo tam nie było. I rzeczywiście, byliśmy sami, ale kilkanaście minut później zjawił się właściciel. Rozpoznał mnie, bo wymieniliśmy kilka maili, a mi od razu rzuciło się w oczy, że to nieźle wyluzowany facet. Na każde pytania odpowiadał, jakbym niepotrzebnie w ogóle pytała, bo przecież "no problem!". No i ogólnie powiedział nam "róbcie co chcecie, korzystajcie z czego chcecie, zapłacicie później". Pokazał nam wszystkie pokoje/domki i powiedział,  żebyśmy sami wybrali gdzie chcemy spać. Skończyliśmy w 3-pokojowym domku, a do dyspozycji mieliśmy też kuchnię wyposażoną na poziomie restauracji. Nie wiem jak jest z cenami w sezonie (pewnie są trochę wyższe), ale teraz nocleg kosztował nas 30zł/noc za osobę, czyli naprawdę niewiele.

Mehdia leży tyllo 35km od Rabatu, ale po wizycie w Fez, Meknes oraz kolejnymi dwoma miastami przed nami, nawet nie mieliśmy ochoty się tam wybrać. Woleliśmy zostać na trzy noce nad oceanem, nawet jeżeli nie było tam za wiele do roboty. No i nie pożałowaliśmy, a więcej w opisach pod zdjęciami.

Untitled Pociągi w Maroko mają naprawdę niezły standard i są niedrogie, ale z drugiej strony na wielu odcinkach nie ma połączeń kolejowych i wtedy trzeba skorzystać z innych form transportu.  Untitled Teren naszego ośrodka.Untitled Untitled To jedno z tych miejsc, gdzie super byłoby przyjechać w sezonie z paczką znajomych. Skojarzyło mi się trochę z Surfbreak Cafe na Filipnach.Untitled Po tym jak dotarliśmy do Mehdii i zostawiliśmy rzeczy w domku, właściciel zaproponował, że zabierze nas na lokalny targ rybny, a potem warzywny. To było naprawdę miłe z jego strony.Untitled Po przejażdżce i zakupach zawinęliśmy rękawy i niedzielny wieczór spędziliśmy na gotowaniu. Z moim niezorganizowaniem trwałoby to wieki, ale Wojciech narzuca niezłe tempo, dba o porządek i ze wszystkim uwinęliśmy się całkiem szybko.Untitled Składniki.Untitled Przyprawianie kuminem warzyw, zanim trafiły do piekarnika.
Untitled
Do ryb wsadziliśmy kolendrę, pietruszkę, sól morską, czosnek i zostały upieczone.
Untitled W czasie kiedy my gotowaliśmy, właściciel (w czerwonej czapce) i jego kumple popijali piwko, a kiedy skończyliśmy, oni zabrali się za przyrządzanie swojego jedzenia.Untitled Na przystawkę podsmażyliśmy krewetki i zrobiliśmy pomidorową salsę.Untitled Untitled Wieczory był zimne i bez grzejniczka w pokoju byłoby ciężko, czasami nawet przyklejanie się do niego było konieczne.
Untitled Innym razem Tomasz wpadł na świetny pomysł zrzucenia na mnie i Wojtka wszystkiego co możliwe. Kilka kołder, kocy, materace, a pod takimi warstwami nie czuliśmy już dorzuconego grzejnika... 
Untitled ....a tym bardziej surfującego człowieka.
Untitled
Untitled Dzień surfowania rozpoczął się mgłą. Z dachu sprawdzaliśmy warunki, ale właściciel przekonywał nas, że do południa się przejaśni i faktycznie ok 13-14 ubraliśmy się w pianki i poszliśmy na plażę. Untitled Trafiliśmy na całkiem ciepły dzień (ok 20'C) i woda też nie była najgorsza. Odpływ sprawił, że trzeba było przejść większy kawałek do właściwego brzegu, a te okazały się z bliska znacznie większe niż się spodziewałam. Dałam chłopcom kilka szybkich lekcji na sucho, lekko ich nastraszyłam i poszliśmy pływać.
Untitled
 Trochę śmiesznie, że miałam już okazję surfować na czterech kontynentach, a wciąż jestem totalnie początkująca, bo nigdy nie mam okazji, żeby popływać dłużej niż kilka dni. Niedługo to się musi zmienić.
Untitled Untitled Niektóre fale budziły strach, albo porywały i robiły z nami co chciały, sprawiając nierzadko ból. Było super, ale po niecałych dwóch godzinach w wodzie mieliśmy dość. Przebijanie się przez fale jest nieźle męczące, do tego po czasie zawsze robi mi się niedobrze od ilościach słonej wody w ustach. Untitled Wróciliśmy do domku się ubrać i poszłam z Wojtkiem na targ rybny. W drodze zatrzymaliśmy się na pączka od dziadka, który smażył je na naszych oczach, a po zamówieniu przekrajał wdłuż i wypełniał dżemem. Czy spodziewałam się, że będzie to jeden z najlepszych pączków mojego życia? Nie. Untitled Kilka kilometrów później byliśmy już na targu. Kupiliśmy 0.5kg krewetek, 0.5kg kalmarów i 0.5kg tuńczyka i za wszystko zapłaciliśmy mniej niż 50zł. Oh yeah.Untitled Po dniu surfowania, dwugodzinny spacer nas dobił, ale jeszcze trzeba było zrobić kolację.Untitled Wspólne gotowanie i kolejna uczta. Resztki z dnia poprzedniego + krewetki z solą morską, ceviche z tuńczyka, langusty i krążki kalmarów. Untitled Zgodnie stwierdziliśmy, że kalmary pozamiatały wszystko. Nie jadłam lepszych, a przyrządziliśmy je w najprostszy sposób, więc nie wiem w czym, poza świeżością matwy tkwił sekret.Untitled Tyle zostało po kolacji.Untitled Kiedy drugiego dnia wyszliśmy z domku do kuchni, chwilę później przyjechał właściciel. W pewnym momencie usłyszeliśmy nawoływanie z ulicy i okazało się, że to rybak rozwążący rowerem świeże ryby. Szybka decyzja i za chwilę kupowaliśmy 1.5kg sardynek i 0.5kg mieczników, co kosztowało nas niecałe 7zł!
   Właściciel rozpalił grilla, posypaliśmy sardynki solą morską. Świeże, delikatne, skropione cytryną ryby i chrupiące, ciepłe bagietki...co za śniadanie! Sardynki to niedoceniane ryby, świeże potrafią być naprawdę genialne.
Untitled Untitled Po trzech dniach w Mehdii miałam wrażenie, że uzupełniłam niedobór ryb i owoców morza na co najmniej dwa miesiące i to wszystko niewielkim kosztem.
Kolejny przystanek podróży zobaczycie w następnym poście z Maroko.

30 komentarzy:

  1. Ah, przydałaby mi się taka oaza spokoju gdzie nie ma dupy na dupie ani w hostelu ani na plaży! Już nie mogę się doczekać kolejnego postu!

    OdpowiedzUsuń
  2. po raz kolejny udowadniasz że świat jest taki piękny, różnorodny .!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mogłabyś napisać książkę i dodała te zdjęcia. Chętnie by się czytało. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. zastanawia mnie fakt ten iż co zrobiłaś z aparatem gdy poszłaś surfować? zostawiłaś go na plaży, czy ktoś pilnował bagaży?
    zastanawia mnie tez w jakim języku sie porozumiewałaś w Maroko, znasz francuski ? czy bez problemu było dogadać sie po angielsku?
    będe wdzieczna za odp, 3maj sie !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najpierw poszliśmy surfować, a potem Tomek wyszedł wcześniej z wody i poszedł po aparat do domku.
      Porozumiewaliśmy się po angielsku (czasem było ciężko, ale zawsze da się jakoś dogadać), po francusku znam pare słów i czasem sie przydawały.

      Usuń
  5. Ula, genialnie! :) Mam do Ciebie dwa pytania. Pierwsze, czy byłaś do tej pory w jakimś miejscu, o którym pomyslałabyś: ,,O kurde, tu mogłabym zamieszkać." ? I drugie pytanie: Jak uczyłaś się fotografii? Używałaś jakiś książek czy raczej metodą prób i błędów? Z góry dzięki za odpowiedź, Pozdrawiam,
    Gosia

    OdpowiedzUsuń
  6. To jedzenie na zdjęciach wygląda na kulinarny raj! To, co najbardziej przykuło moją uwagę to oczy ryb ze zdjęcia - niestety w Polsce jeszcze na tak świeże ryby nie trafiłam...

    OdpowiedzUsuń
  7. świetny post Ula! Super, że teraz na zdjęciach można zobaczyć Cię częściej ; ) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Piszesz, że zrobiliście kalmary w prosty sposób czyli jaki? Bardzo proszę o przepis. Podzielam Twoją pasję do podróżowania i kuchni, kocham gotować i poznawać nowe smaki. Szkoda, że obecnie siedze na d...w znienawidzonej pracy i tylko objadam się pysznym, przygotowanym przeze mnie jedzeniem, a o ruchu, a tym bardziej podróży, nie ma mowy. Ale wierzę, że 2014 będzie rokiem przełomowym :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie było przepisu, wytarzaliśmy je w mące i smażyliśmy dość krótko, ale nie wiem ile, wszystko było na oko ;))

      Usuń
  9. Moja miłość do owoców morza kłuje mnie właśnie w plecy i mówi "Kaśka, mogłaś jednak jechać do tego Maroka" :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Aż ślinka cieknie na widok pyszności, które jedliście :)
    Jak się nazywało miejsce, w którym się zatrzymaliście w Mehdii? Jadę w kwietniu na dwa tygodnie na badania terenowe do Rabatu i liczę na wolne od pracy weekendy ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak widzę te zdjęcia ryb i owoców morza, to robię się głodna... Ale bym sobie zjadła, uwielbiam!
    Jednak nigdy nie wpadłabym na pomysł napychania ryby dżemem :P
    Z ciekawostek dodam, że Finowie z dżemem jedzą kaszankę... Miałaś okazję jeść, jak byłaś w Finlandii? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A gdzie jada się rybę z dżemem?
      Nie, nie jadłam takiego połaczenia, ale jestem w stanie to sobie wyobrazić, kiedy np. myślę o żurawinie, którą często łączy się z mięsami;)

      Usuń
  12. Czy mogłabyś napisać za ile kupiłaś bilet do Maroko? Bo zastanawiam się czy 1300 zł za dwa bilety w dwie strony to dużo? Szukać lepszych okazji?

    Pozdrawiam,
    Kamila

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie 1300zl to strasznie dużo, za takie sumy mogę latać do Stanów, albo odległej Azji, ale na pewno nie Maroko.
      Moje kosztowały ok 220zł, ale to była dobra okazja i loty łączone (Poznań->Rzym->Fez i powrót Tangier->Paryż->Wrocław). Z Polski można często polecieć Ryanairem z przesiadką np. w Paryżu albo Brukseli za 300-400zl. A za 1300zł to już możne nawet znalazłabyś oferty z biur podróży na pakiety wliczające przeloty, hotel i wyżywienie.

      Usuń
    2. Dziękuję ślicznie za odpowiedź.

      Usuń
    3. chyba chodziło o DWA bilety w dwie strony > "czy 1300 zł za dwa bilety w dwie strony to dużo"

      Usuń
  13. Hej mam pytanie. Trafiła mi sie na AU Pair rodzina hinduska. Wiesz cos moze o takich rodzinach? Slyszalam ze sa b sztywni co do zasad i innych manier. kuchnia ich jest trudna?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żadna mocno wierząca rodzina (niezależnie od religii) nie będzie zbyt dobrym wyborem na host rodzinę. Orientujesz się jak jest jest z Twoją potencjalną? Może podchodzą na luzie do tematu. W takiej sytuacji to nie będzie problemem, no ale najważniejsze, żeby zrobili na Tobie dobre wrażenie jako ludzie.

      Usuń
  14. Ula, w jakiej cenie jest wypożyczenie deski i pianki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 150dh, czyli ok 55zł za dzień.

      Usuń
    2. Dzięki! I lepiej mieć ze sobą euro bądź dolary i wymieniać na miejscu czy bankomaty też dają radę?

      Usuń
    3. Każda opcja jest ok, my najpierw wymieniliśmy euro, a później ewentualnie wyciągnęliśmy kasę z bankomatu

      Usuń
  15. Wow ale przysmaki :) Niesamowite !!

    OdpowiedzUsuń
  16. Kocham Twoje zdjęcia ! Ale Maroko bym chciała odwiedzić:)

    Zapraszam na moje aukcje (m.in. skórzane kozaki Lasocki i mega zestaw kosmetyków, wszystko bardzo tanio :)) :

    http://allegro.pl/listing/user/listing.php?us_id=25887543

    pozdrawiam,
    nico:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Strasznie się ciesze ze strafiłam na Twojego bloga, szkoda ze dopiero dzisiaj. Jak zobaczyłam mape miejsc które odwiedziłaś to normanie zdębiałam. Szczęściara z Ciebie ze masz możliwości na poznawanie nowych kultur i obyczajów, ja od zawsze chiałam zobaczyć Stany czy Meksyk, a Argentyna to byłoby chyba spełnienie najwiekszych marzeń ;) Pozdrawiam i oczywiscie daje suba ;>

    OdpowiedzUsuń