Dzisiaj będzie o podróżowaniu w rytmie natury i wykraczaniu poza własną comfort zone.
Strefa komfortu, to ciepłe i przyjemne miejsce, którego nikt nas nie lubi jej opuszczać, bo wiąże się to z postawieniem stopy na nieznanym terenie, czemu najczęściej towarzyszy strach i niepewność. Podzieliłam temat na kilka podstawowych punktów, które są nieodłącznym elementem bycia w drodze.
Pisząc na końcu o jedzeniu, poruszyłam jeszcze osobną kwestię odżywiania, przykładania wagi do naturalnych produktów i gotowania, już niekoniecznie w podróży, a w domu.
Post jest elementem kampanii marki Dilmah "W rytmie natury", w której biorę udział.
W podróży nie masz wyjścia. Obojętnie jak nieśmiałą osobą jesteś, szybko pojawiają się sytuację, w której musisz się przemóc. Nikt nie podejdzie do ciebie pierwszy podpowiadając jak znaleźć hostel, musisz zapytać sam. W rodzinny mieście może nie przeprowadziłbyś dłuższej rozmowy z obcą osobą napotkaną w parku, w podróży przychodzi to jakoś łatwiej. A często przecież nawet nie mówisz płynnie w danym języku.
Otwartość na ludzi może przynieść interesujące znajomości, przygody, czasem nawet lekcje życia. Nie mówię tu o byciu naiwnym i łykaniu absolutnie wszystkiego, ale z założeniem, że każdy ma w stosunku do ciebie złe intencje nie da się w pełni czerpać z podróży tego, co ważne.
Osobiście nie mam większych problemów z nawiązywaniem znajomości, ale wcale nie jest tak, że nie ma sytuacji w której nie wygrywałaby nieśmiałość. Jednym z przykładów jest fotografowanie ludzi, o którym zresztą wspominałam na blogu. Najczęściej wymaga to wstępnego kontaktu z drugim człowiekiem, krótkiej rozmowy, zapytania o zgodę. Na moich zdjęciach mało jest ludzi, nie dlatego, że mnie nie interesują, ale dlatego, że zazwyczaj ciężko jest mi się przemóc i zagadać. A przy okazji tylko na tym tracę.
2. Życie bez domowej wygody.
Łatwo jest wpaść w materialistyczną pułapkę chęci posiadania wszystkiego i dogadzania sobie co krok. Wygodne łóżko, ciepły prysznic każdego dnia, ciągły dostęp do internetu. Pewnie nawet nie traktujecie tego jak wygodę, tylko standard, życiowe minimum. W podróży może okazać się, że jedynym miejscem gdzie masz trochę prywatności jest toaleta, a na wygodnym łóżku nie prześpisz się przez dwa miesiące.
Bycie w drodze wiąże się w dużym stopniu z pozostawieniem wygodnego życia w domu. Nie wyciągniesz z torby wszystkiego co jest ci w danej chwili potrzebne, bo masz ze sobą tylko kilka kilogramów bagażu.
Z czasem zresztą okazuje się, że życie bez pewnych wygód paradoksalnie staje się łatwiejsze. Dziesięć par spodni wcześniej postrzeganych jako luksus i możliwość wyboru, staje się brakiem miejsca w szafie i jeszcze większym dylematem "w co ja mam się ubrać?". Podróżowanie nauczyło mnie życiowego minimalizmu, przez z co nie mam problemów z wydawaniem pieniędzy na zbędne rzeczy.
3. Radzenie sobie ze strachem.
W codziennym życiu masz kontrolę nad większością sytuacji jakie ci się przytrafiaja. Chodzisz dobrze znanymi ścieżkami, ludzie dookoła mówią w języku, który znasz, wiesz jak kupić bilet na autobus i gdzie się nie zapuszczać, żeby nie oberwać. W obcym środowisku cała ta kontrola znika. Pierwsze kroki w nowym miejscu mogą być niekomfortowe. Dużo emocji, niepewność, obawy. Pamiętam kiedy wysiadłam pewnego razu z autobusu w filipińskim miasteczku w górach. Dookoła panował taki chaos, że usiadłam na dłużsżą chwilę na ławce, żeby poobserwować ulicę i oswoić się z tym nowym otoczeniem. Z każdą minutą czułam się coraz pewniej, aż w końcu bez problemu dołączyłam do życia miasta.
Pierwsze kroki po pustych ulicach Miami czy Chicago nocą też dostarczyły mi podwyższonego poziomu adrenaliny, jednak pod pewnym względem takie sytuacje są pozytywnie ekscytujące.
Chyba też dlatego w podróży więcej ludzi decyduje się na spróbowanie sportów ektremalnych. Znikają pewne bariery, rozwiązania upraszczają się do dwóch – albo się uda, albo nie – i człowiek zyskuje więcej odwagi. Często nie ma zapasowego planu, nie kalkulujesz, mówisz "niech się dzieje co chce" i dajesz się ponieść.
4. Próbowanie nowych dań.
Gotowanie wciąż tych samych dań, rzadkie eksplorowanie innych kuchni i jedzenie tylko tego, co jest ci dobrze znane. W podróży taka postawa nie przejdzie. No chyba, że chcesz być skazany na suchy ryż, chleb lub makaron, ale to byłoby niedorzeczne.
Ciągle pokazuję na blogu jak fantastycznym urozmaiceniem podróży może być kuchnia. Nie znoszę, kiedy ktoś mówi, że czegoś nie lubi bo... no właśnie, nie za bardzo wiadomo dlaczego: nieprzekonujący wygląd potrawy czy jeszcze gorzej, zwykłe przeczucie, że coś jest niedobre. Spróbowałeś czegoś 10 lat temu, zraziłeś się i postanowiłeś, że już tego nie tkniesz. Aż tu przypadkowo pewnego dnia próbujesz znienawidzonej brukselki, przygotowanej w ciekawszy sposób niż znany ci tej pory i okazuje się, że jest przepyszna.
Większość uprzedeń do jedzenia bierze się z braku doświadczenia. Czasem dochodzą też różnice kulturowe i dlatego smażoną larwę uznajesz za coś obrzydliwego, mimo że nie smakuje gorzej od niektórych fast foodowych przekąsek.
W niektórych miejscach na świecie, niezjedzenie czegoś, czym karmi cię gospodarz jest poważną obrazą jego osoby. Nawet wtedy, gdy jeżeli jesteś częstowany alkoholem, którego głównym składem jest ślina kobiet indiańskiego plemienia. Nie ma więc zmiłuj. Otwórz się na smaki, jakie oferuje świat, a pewnego dnia zrozumiesz co to znaczy mieć dreszcze z powodu zjedzenia czegoś niewiarygodnie dobrego.
A zahaczając o temat kuchni i naturalnego jedzenia w domu, a nie w podróży...
Kiedy nie ma mnie w drodze i spędzam akurat czas w domu, chętnie przejmuję od mamy kontrolę nad kuchnią i gotowaniem obiadów. Czasami przygotowuje egzotyczne dania z kuchni świata, ale z reguły całkiem proste, lekkie potrawy, a im bardziej naturalne, tym lepsze. O mięso nikt się nie upomina, za to bez miski świeżych warzyw, albo słoika domowych przetworów na stole, posiłek nie rozpocznie się.
Pamiętam jeden z jesiennych obiadów w trakcie którego doszłam do wniosku, że jakieś 95% jego składników pochodzi z domowego źródła. Nie były to jajka sadzone, ale coś o wyższym stopniu trudności, a mianowicie pierś kaczki w sosie z czerwonego wina, a do tego ziemniaki, rukola i warzywa w zalewie. Zarówno mięso, warzywa, wino, a nawet przyprawy były wyhodowane lub przygotowane przez nas. Wydało mi się to niesamowite.
Wiem, że sto lat temu nie zrobiłoby to na nikim wrażenia, ale dzisiaj styl życia wygląda zupełnie inaczej i niewiele ludzi poświęca odżywianiu więcej czasu niż to konieczne, zresztą ciągle ten czas skracając.
Mam szczęście, że wychowałam się w rodzinie, gdzie od dziecka miałam dostęp do własnych, uprawianych warzyw i owoców, gdzie nie chodzi się na skróty w temacie odżywiania i mam możliwość jedzenia naturalnych produktów przez cały rok. I chociaż mały jest w tym mój wkład, jestem moim rodzicom za to bardzo wdzięczna, a w przyszłości postaram się sama w możliwie dużym stopniu sama odtworzyć ten model.
To co znajduje się poza naszą strefą komfortu i zwykle nas przeraża, okazuje się później fantastycznym doświadczeniem i niezapomnianym przeżyciem. Najtrudniej zacząć :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za tegoroczne wojaże!
Ula, jesteś niesamowita. Sama mam gap year, ale uparłam się, że dostanę się na medycynę, więc nigdzie nie wyjeżdżam. Szukam swojego sposobu na szczęście i trzymam za Ciebie kciuki !
OdpowiedzUsuńPracuj sumiennie, a na pewno się uda! Ja zrobilam gap year (przy okazji podróżując, ucząc się nowego języka, rozwijając zdolności manualne...) i po roku z pocalowaniem ręki przyjeli mnie na medycynę. Nie żałuj sobie wyjazdów, bo kolejne lata okażą się niewyobrażalnie ciężką pracą (bez koloryzowania:)). Ale kiedy ciężka praca staje się pasją, powołaniem, daje tyle satysfakcji to taka zła już się nie wydaje:) Powodzenia i niezachwianej wiary w siebie!
UsuńNieco w opozycji do anonima z 20:37 - scenariusz był podobny z tym, że... (Nie)stety nie dostałam się na wymarzony lekarski. Przez kilka dni byłam załamana, świat runął, ale na szczęście doszłam do siebie. Teraz jestem zadowoloną z życia studentką dwóch kierunków, oba rzecz jasna okołomedyczne, plany na przyszłość to jak najbardziej bezpośredni kontakt z pacjentem (bo będę najlepszym dietetykiem na świecie, taki jest plan)!
UsuńJedno jest pewne. Może za kilkanaście lat będę sobie pluła w brodę, że nie wymodliłam tych kilku punktów więcej z chemii. Ale mojego pobytu w Afryce nie będę żałować nigdy!
Ale miło, że motywujecie siebie nawzajem i dzielicie doświadczeniem- super!
UsuńNo Ula, chyba nie komentowałam jeszcze u Ciebie choć czytam regularnie, ale ten post jest świetny i muszę napisać: brawo, jestes naprawdę inspirująca:))
OdpowiedzUsuńSzkoda, że post nie jest stricte o podróżowaniu w pojedynkę, byłoby ciekawiej! pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńA co dokładnie interesowałoby Cię w tym temacie? Podpowiedzi dotyczące tematyki postów mile widziane.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńDo tej pory jeśli jechałam gdzieś zagranicę, to były to zaplanowane przez innych wycieczki, zazwyczaj grupowe i z ograniczoną swobodą. Pierwszy raz zdecydowałam się polecieć gdzieś całkowicie sama 1,5 roku temu i wrażenia są zupełnie inne! Myślę, że byłoby ciekawie usłyszeć o tym jak sama planujesz, szukasz, radzisz sobie z sytuacjami gdzie jesteś zdana całkowicie na siebie będąc tak daleko od domu. Głównie psychicznie. To bardzo pomocne. Ja z moimi podróżami ograniczam się tylko do Europy, a naprawdę fajnie byłoby poznać ten tok myślenia jeśli chodzi o tak duże dystanse jak Ameryka Południowa, czy Australia. Ja na dalekie i samotne podróże jeszcze się nie otworzyłam, a bardzo bym chciała. (Być może to kwestia tego, że miewam zbyt dużo pecha :P).
UsuńBardzo ładnie piszesz, masz lekkość pióra pisz częściej, fotografuj więcej ! ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, ale jestem pewna, że akurat lekkości pióra to ja nie mam.
Usuńa czym w takim razie sie wyrozniasz wg. siebie & przyjaciol?
UsuńNa pewno nie pisaniem ;)
UsuńMam wrażenie, że w podróży jest jednak łatwiej wyjść z tej strefy komfortu, chcąc nie chcąc sytuacja ciebie do tego popycha. Gorzej jak przyzwyczajasz się do swoich codziennych wygód i ... nigdzie nie wyjeżdżasz. Wtedy można się zagnieździć na dobre w comfort zone ;)
OdpowiedzUsuńFajny blog, świetne zdjęcia ;)
Strasznie tanio wygląda ta kiepska herbata wciśnięta na każdym zdjęciu.
OdpowiedzUsuńpolecam zajrzeć na inne blogi - na większości z nich pojawiłoby się tylko zdjęcie herbaty i krótki tekst, pewnie skopiowany ze strony producenta. u Uli praktycznie nie ma reklam, a jak już są, to właśnie w takiej przyjemnej formie jak powyżej. jak dodatkowo pomyśli się o tym, że pieniądze przeznaczone zostaną na podróże i że jakoś trzeba je zebrać - problem zupełnie znika. Ula, tak trzymaj, no i szerokiej drogi! :)
UsuńAnonim 21:13-> Herbata nie jest kiepska, a skoro post jest elementem kampanii reklamowej, co zaznaczyłam już na początku, to raczej oczywiste, że w jakiś sposób produkt pojawi się w poście.
UsuńAnonim 21:32-> Dzięki za zrozumienie!
Gdyby nie te komentarze, oczywiście z anonima to nawet nie zauważyłabym tej herbaty na każdym zdjęciu ;) Także wcale nie jest źle. Bardzo ładnie skomponowany sponsoring :)
UsuńAkurat Dilmah to jedna z lepszych herbat dostępnych przeciętnemu zjadaczowi chleba, więc nie ma co krytykować zwłaszcza że Ula nie zmusza nikogo do kupowania, natomiast zdjęcia są bardzo zachęcające. Kampania jest subtelna, a Ula jest bardzo w porządku wobec czytelników informując iż jest to post sponsorowany.
UsuńFajnie że udało się z Dilmah, oby więcej takich współpracy! Wszyscy trzymamy za Ciebie kciuki! :)
To tu są jakieś reklamy? Cholera, jeszcze raz muszę obejrzeć zdjęcia, dzięki Anonim za cynk, robisz im dodatkową reklamę:D
Usuńmusze ci Ula przyznac, ze masz racje z tym, ze ludzie w trakcie podrozy decyduja sie na sporty ekstremalne. jestem wielkim tchorzem ktory nie potrafi plywac i ma lek wysokosci. Dwa tygodnie temu bedac na wakacjach z chlopakiem (Panama/Costa Rica) zostalam namowiona na White water rafting oraz zipline (połączone z "tarzan swing" czyli skokiem z wysokosci jak tarzan). Panika ogromna, ale po pierwszej sekundzie wszystko minelo. Pomijajac to ze skoku nie pamiętam, chyba mnie wypchnęli haha
OdpowiedzUsuńHaha ekstra!
UsuńUla, w piękny sposób edytujesz zdjęcia w ps! Już dawno obiecałaś o tym post
OdpowiedzUsuńNo wiem, ale nie powinnam sprzedawać dokładnie swojej metody i na dobrą sprawę nie wiem jak miałabym takiego posta zrobić...bo z drugiej strony słaba jestem w photoshopie i niewiele mogę podpowiedzieć.
UsuńProszę zrób taki post! Już kiedyś próbowałam Cię podpytać, ale mi się nie udało:) Technicznie i tak Cię nie dogonię, ale chociaż poznam których opcji w PSie używasz:)
UsuńUla, zaczęłam czytać Twojego bloga łohoho i jeszcze trochę, chyba na samym jego początku (adres wzięłam jeszcze z polskich - szaf :). I Ty byłaś pierwszą osobą, dzięki której w mojej głowie zakiełkowała myśl, że podróże sa warte każdej kasy i każdego wyrzeczenia. I tak oto parę lat później wybieram się do NYC za 600 zł w dwie strony przeglądając Twój blog i szukając miejsc, gdzie zjeść i co zobaczyć. Dzięki za inspiracje i kopniaka do działania!
OdpowiedzUsuńaga
Ekstraaa, że skorzystałaś z tej promocji na loty za 600zł! Baw się dobrze, mam nadzieję, że przewodnik się przyda!
UsuńAga skad lecisz do NY i jakimi liniami? Za kazdym razem trafiam na oferty lotow w dwie strony za.ok. 2000... bede bardzo wdzieczna za wskazowki i zycze udanej podrozy:)
UsuńZ Berlina, liniami Norwegian. Dopiero co uruchomili trasy za ocean, także po raz pierwszy polece do Stanów tanimi liniami.
UsuńA co do biletów to sprawdź na FB profile typu Fly4Free czy Loter.pl, z pewnością sie przydadzą.
Ula bardzo dziekuje za informacje! Nowy Jork to moje marzenie i plan na najblizszy rok. Pozdrawiam
UsuńGenialny post. Wyraziłaś słowami wszystko to co myślę, a czego dotychczas nie udało mi się jednoznacznie wyartykułować.
OdpowiedzUsuńhmm, post sponsorowany przez Dilmah?
OdpowiedzUsuńA przeczytałaś w ogóle początek posta...? Tam jest odpowiedź.
Usuńno słabo...żeby jeszcze to był jakiś sensowny fair trade produkt...trochę rzucasz swoje imie i nazwisko na wiatr. :(
Usuńhahaha, co to znaczy "rzucać nazwisko na wiatr"?
UsuńProdukt jest sensowny, a brak Fair Trade wynika z dość ekscentrycznego podejścia właściciela do tego znaku.
UsuńZresztą możesz przeczytać, co napisałam w jednym z poniższych długich komentarzy.
jaki aparat widnieje na drugim zdjęciu?:)
OdpowiedzUsuńPentax K1000
Usuńswietny post!
OdpowiedzUsuńpodoba mi sie zwlaszcza punkt drugi czyli zycie bez domowej wygody!
prawda jest taka, ze czesto otaczamy sie tyloma niepotrzebnymi rzeczami- czasem nawet kupujemy mnostwo rzeczy z ktorych polowy nie uzyjemy...
dopiero, kiedy przychodzi do pakowania, zdajemy sobie sprawe, ze zabierzemy tylko te najpotrzebniejsze rzeczy :D
bardzo mi sie podobaja tego typu posty!!!
Kiedyś czytałam (?) o fotografowaniu ludzi i chwil "z życia wziętych". I ogólnie mówiąc psychika ludzka działa tak, że pytając "mogę zrobić zdjęcie" w mniej lub bardziej przekonujący sposób, automatycznie odpowiadamy "nieee (bo ja taka niefotogeniczna, a po co to Pani itd.)". A jak zrobimy zdjęcie i później ew. przepraszając za naruszenie prywatności (ale nie mogliśmy się powstrzymać przed uchwyceniem tego momentu), pokazując zdjęcie itd. To jest mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś krzyknie "usuń to, jak śmiałeś" i przy okazji na zdjęciu jest bardziej naturalny bo o niczym nie wiedział ;p
OdpowiedzUsuńMoja 'comfort zone' to nie domczy dom rodzinny. To chyba wlasnie zycie na walizkach, ktore od tylu lat prowadze:-) Juz w miare osieldlismy wiec trzeba planowac kolejne podroze. Mam nadzieje,ze nam sie uda znow spotkac w jakims dziwnym miejscu w 2014. Smiac mi sie chce bo z A stwierdzilismy,ze ty nie masz 'gap year'. Okazjonalnie robisz sobie 'uni break' czyli studiujesz miedzy podrozami;-)
OdpowiedzUsuńHej Ula,
OdpowiedzUsuńrozumiem, że szukasz mozliwości 'dorobienia' itp. to naturalne...tylko dlaczego taki lekko nachalny 'product placement'. Mój znajomy ocenił, że to 'troche to bez klasy'. Nie byłabym aż tak ostra w ocenie. Natomiast to co mnie interesuje to czy i jak sprawdzilaś firme/produkt, że jest wart zaufania...nie mówiąc o tym, że jest fair trade. Z gory dzieki za info.
AISSA
ps. powodzenia w podrózach. ja sama w podrózy od 15 lat non-stop...jeszcze czasy przed blogowe i bardziej ekstremalne. Mam 10 krajów ostatnich do zwiedzenia/pomieszkania. Na szczescie takich jak Ty i ja jest bardzo duzo & wrecz to nowy 'trend'..wiec na szczescie nie jest sie juz takim samotnikiem/pionierem jak pare lat temu. Do zobaczenia na trasie! =D
Sprawdziłam w wystarczającym dla mnie stopniu, a przede wszystkim odpowiadały mi warunki współpracy z Dilmah, dlatego jestem z niej zadowolona i życzę sobie wiecej takich ofert.
UsuńP.S.
To przedostatnie zdanie to niezła kokieteria;) Nie powiedzialabym, zeby 10 lat temu mozna było poczuć sie pionierem w podrozowaniu. Ze takich ludzi jak Ty czy ja jest mnóstwo, przekonujesz sie będąc juz w drodze, a wiec 20lat temu bylo podobnie, teraz tylko internet wszystko ułatwia.
Ciekawe pytanie Aissa dot. fair trade aspektow & przyjrzenia się firmie, ktora Ula promuje.
UsuńFajnie Ula, ze szczerze odpowiedzialas, tj. ze zalezy Ci glownie na wlasnym interesie. Szczerosc na plus...ale motywacja na minus. Mam wrazenie, ze idziesz na skroty z takim podejsciem...zeby nie powidziec 'po trupach do celu' (podrozy).
szkoda - nie bede tu zagladac...mialem wrazenie, ze jestes bardziej sensowna & mniej egoistyczna osoba. Ale byc moze to kwestia wieku & poczucia, ze w domu jest stablina rodzina (non-stop comfort zone) na ktora mozna liczyc & tym samym byc lekko zarozumialym i przekonanym o swojej 'wewnetrznej sile' :(
tak czy owak powodzenia.
Mati
• Dilmah returns a minimum of 10% of pre-tax profits to growers, distributed via the MJF Foundation (see www.mjffoundation.org). This has a far greater impact on the tea growers and the Ceylon Tea Industry than Fair Trade. MJF Foundation funds are used to ensure, among other things, child nutrition, midday meals, educational scholarships, hospitals and school facilities as standard provisions for the Dilmah workforce.
UsuńFair Trade is also not about quality, it’s a seal of approval to sell at a premium price appealing to consumer consciences. Any new brand wanting to sell an average quality product at a premium price can apply for the Fair Trade mark and start a “virtual marketing” firm that outsources tea packaging and sourcing of the tea to other UK firms. This means there might be up to 5 or 6 middlemen between the grower and the retailer with very little invested back to the tea growers. Dilmah is the antithesis of this model.
Założyciel Dilmah i jednocześnie firma ma specyficzne podejście do Fair Trade i można nie podzielać ich opinii, ale jednocześnie nie oznacza to, że nie spełniają etycznych norm na miarę znaku Fair Trade.
• Dilmah Tea is entirely produced in Sri Lanka. Profits are retained in Sri Lanka and are reinvested to improve living standards among tea estate workers and the community at large through the MJF Foundation.
• Warunki zatrudnienia i brak dzieci wśród pracowników:
The plantation workers receive an average of Sri Lankan Rs.7,500 per month, which approximates to US$75. This is low by UK standards but in Sri Lanka it is a fair wage compared to an urban worker. The average wage in Sri Lanka is approx. Rs.6,000 per month.In addition to the wage, the plantation workers receive numerous other benefits. Monetary benefits include annual attendance bonus, holiday pay, performance bonuses, pension and funeral aid. Furthermore, free housing, medical facilities and crèche facilities add to the total package of a plantation worker. A plantation worker, in comparison with a worker in any other manufacturing industry, receives an attractive total monthly package. Including the benefits outlined, Dilmah plantation workers receive a wage package equivalent to approx. US$100 per month. This makes for above average purchasing power in Sri Lanka.
Child labour is illegal in Sri Lanka and is not practiced on any of Dilmah’s estates or factories.
• Kwestia środowiska:
Dilmah is currently involved with a range of environmental schemes including:
- At the elephant transit home in Uda Walawe, Sri Lanka, Dilmah Conservation and the Department of Wild Life Conservation is upgrading the existing elephant orphanage into an Elephant Breeding Centre. The work will include the provision of medical and other elephant care facilities and a visitor centre, aimed at educating the general public and tourists on the role elephants play in Sri Lanka’s culture.
- A 200 ha Aroboretum in partnership with IUCN (the World Conservation Union) in the Moneragala district of Sri Lanka, to showcase the ecological integrity of the area whilst also serving as a biodiversity and ecological research station for both local and international research personnel.
- Building, equipping and staffing an Ayurvedic hospital where underprivileged people will receive free treatment. This project will extend to cultivating Ayurvedic herbs on non-productive areas of tea estates.
- Educating fishermen about the importance of responsible fishing (through the MJF Foundation’s Pallansena project)
- (In Australia), working with Landcare to provide water quality testing kits and training to assist with community plans to improve water quality. Helping with the monitoring of the condition and care of rivers, streams, wetlands and floodplains.
Mogłabym przytoczyć jeszcze więcej fragmentów, ale myślę, że to wystarczy.
UsuńOczywiście możesz spróbować wyszukać informacji, które pokazałyby, że to, co wyżej napisane jest nieprawdą, ale będziesz miał z tym spore problemy.
I sorry, że nie napisałam o konkretach w odpowiedzi AISSY dając Ci możliwość zjechania mnie, ale czasem odpowiadam na komentarze z telefonu, tuż przed pójściem spać, jak wczoraj.
W każym razie skoro potraktowałeś mnie tak, jakbym reklamowała Domestosa, to napiszę Ci jeszcze kilka rzeczy.
Produkt może być organicznych i fair trade, ale jeżeli kampania wiąże się z sucho narzuconymi wytycznymi i złą treścią, to jaka jest z tego korzyść dla czytelnika? Ten post niesie ze sobą dokładnie to, co mogłabym umieścić we wpisie niesponsorowanym. Jedyną różnicą są zdjęcia, gdzie pojawił się produkt. Nie jest to jednak ukryta reklama, gram w otwarte karty.
Pewnie, że blog bez treści reklamowych to najbardziej wygodny model dla czytelnika. To jak narzekać na reklamy w magazynach, aż z niego znikają, cena za numer podskakuje do 20zł i nagle uznajesz, że to za drogo i nie kupujesz.
Autorem już się za bardzo nie przejmujesz. Poświęciła czas na napisanie 1000 postów bez korzyści, to może i napisać drugie tyle. Bardziej szlachetnie byłoby pójść przez miesiąc pracować na zmywaku, prawda? A teraz jeszcze będzie pracować jako wolontariusz- niech poszuka innych sposobów na zarobek, w końcu tyle ich jest, kiedy znajdujesz się w podróży.
No ale zawiodłeś się, obraziłeś i już tu nie wracasz, także i ja życzę powodzenia.
Hej Ula,
Usuńdzieki, ze chcialo Ci sie poszukac tych informacji. Wydaje mi sie, ze dla 'czystego sumienia' powinnas sprawdzic nie tylko oficjalne info firmy (bo to z ich strony jest) ale wlozyc wysilek i poszukac informacji od watchdog'ow..czy aby napewno jest tak jak firma PR przedstawia fakty. Jesli tak, to super! Bedziesz wtedy mogla zrobic nie tylko cos dla siebie (fundusze na podroze) ale tez promowac produkt, ktory pomaga innym ludziom (w podstawowych potrzebach).
Na przyszlosc warto zebys to miala w glowie jak dokonujesz wyboru (nie jestem pewna czy bylas wczesniej swiadoma tych faktow, ktore tutaj przytaczasz.) i komunikowala to z odbiorcami. Koncentrowanie sie na produkcie bez tego kontekstu moze robic na co bardziej myslacych osobach wrazenie 'nachalnego' (acz ladnie sfotografowanego) 'product placement. A przeciez nie o podbijanie czystego konsumeryzmu Ci chyba chodzi (mam nadzieje).
pozdrawiam
AISSA
ps. @Twoj komentarz dot. podrozy..absolutnie nie chcialam kokietowac...byc moze to tak zabrzmialo ..bo w wielkim skrocie myslowym cos napisalam. Jesli chodzi o konkret to wiesz zalezy gdzie sie te 10 lat podrozowalo i przecieralo szlaki..ja oraz ludzie, ktorych spotykalam na szlaku..glownie jezdzilismy zeby pomagac w najbardziej gorace i konfliktogenne zakatki swiata. I tam naprawde bylo sie pionierem i poza swoja 'conflict zone' na maxa (czego Ci nie życze!). :)
AISSA-> Dzięki za dobre wskazówki, będę brać je pod uwagę w przyszłości.
UsuńWiedziałam jakiego rodzaju produktem jest Dilmah, bo miałam z nim do czynienia przy okazji zajęć na uczelni. Zrobiłam trochę głębszy research niż to, co mówi Dilmah, ale nawet w niezależnych źródłach nie ma negatywnych informacji obalających te pierwsze, a śledztwa na własną rękę już robić nie mogę.
Pozdrowienia i dzięki za rozwinięcie końcówki komentarza!
o to nowość! ciesze się, że taka sprawa z Dilmah stoi...nie wiedzialam. Kurcze, jak bys od razu to napisala mysle, ze Dilmah zyskaloby od razu wiecej fanow ..i nie musialabys tracic czasu/energii na te krytyczne komentarze. (btw, przekaze to znajomemu zeby juz sie 'nie pluł' na temat Twojego wpisu..i przeczytal sobie to co wkleilas o fair trade :P).
Usuń@wskazowki - nie ma za co! niechaj sluza :)
pozdro serdeczne
AISSA
Och gdyby tak wszystkich blogerów wyzywać(może za mocne słowo) za to, jakie produkty reklamują na swoim blogu i sugerować, że powinni przekopać całą sieć, żeby znać politykę firmy i co o tej polityce mówią, i kto kłamie i dlaczego :/ Dominika
UsuńSzczerze mowiac, to troche zbieram szczeke z podlogi widzac te czepianie sie postu sponsorowanego.
UsuńNie rozumiem dlaczego uzurpujecie soebie prawo do tak ostrej krytyki, na naprawde jednym z fajniejszych polskich blogow, gdzie w sumie nigdy nie pojawiaja sie zadne reklamy, ani posty sponsorowane.
Rozumiem ze samii uyzwacie tylko i wylacznie produktow Fair Trade, nie jecie miesa, produktow odzwierzecych, nie macie skorzanych butow ani paska, a paste do zebow, proszek, i plyn do mycia naczyn produkujecie w domowym laboratorium bo przeciez produkty koncernow nie sa godne zaufania.
Dlaczego zawsze, ale to zawsze musi sie znalezc ktos kto sie przyczepi, bedzie krytykowal i staral sie udowodnic, ze jego prawda jest najprawdziwsza?
Ja osobiście mięsa ani produktów odzwierzęcych nie jem, staram się kupować rzeczy sprawdzonych firm i nietestowane na zwierzętach, ale do głowy by mi nie przyszło męczyć Ulę, że jest tu reklama Dilmah.
UsuńCieszę się, że dziewczyna zdobędzie środki na podróż :)
Komentatorzy bywają bardzo nieprzyjemni, do tego stopnia, że na swoim blogu musiałam założyć weryfikację na maila :/
gaz do dechy :) see ya around!!
OdpowiedzUsuńPiotrek (ciekawe czy mnie jeszcze kojarzysz :P daj znac na priva/fb jesli tak)
Hej Ula! Regularnie czytam Twojego bloga i znajduję na nim mnóstwo podróżniczych inspiracji i wskazówek (ostatnio przypomniało mi się, jak opisywałaś podróż Megabusem, więc weszłam na ich stronę i dzięki świetnej ofercie uda mi się urozmaicić mój wyjazd do Londynu w przyszłym miesiącu o krótki wypad do Walii :D), wielkie dzięki!:) Czy planujesz może subiektywny przewodnik po Londynie albo czy mogłabyś polecić jakieś ciekawe miejsca w tym mieście? Byłam w Londynie 2 razy, więc miałam już okazję odwiedzić te najważniejsze, najbardziej znane miejsca i zastanawiam się, czy znasz jakieś mniej znane, ale może nawet ciekawsze miejsca?:D
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
Super, że przydał się Megabus!
UsuńNie planuję tworzyć w niedalekiej przyszłości subiektywnego przewodnika po Londynie. Chociaż bywam tam często, kiedyś mieszkałam, to odkąd studiuję w UK, przyjeżdżam praktycznie tylko do brata. Nie mam kasy na to potwornie drogie miasto- albo inaczej- nie chcę tam wydawać tego, co mam. Może i znam kilka miejsc, ale już nawet Google wskaże Ci więcej wartościowych info. Przydać może się np. strona http://www.timeout.com/london.
Zajrzyj też na bloga Styledigger, stworzyła np. przewodnik zakupowy: http://styledigger.com/2013/09/zakupy-w-londynie-subiektywny-przewodnik.html
Wielkie dzięki za odpowiedź, na pewno skorzystam!:))
UsuńUla!
OdpowiedzUsuńODwieczne pytanie: skąd bierzesz kasę na podróże?
Wiem, wiem oszczędzasz kazdy grosz, rodzice zbyt zamożni raczej nie są, Stałego dochodu nie masz, cos tam z bloga wpadnie..więc jak???
Zaczełam studia w zeszlym roku, za własnorecznie zarobione pieniądze sie utrzymuje. Opłacam akademik, jedzenie, które sama gotuje, ciuchy tylko w second-handzie za dosłowne grosze i mimo wszystko gdy była promocja na moj ukochany NY w bólem serca odmówiłam sobie...
A Ty zmieniasz kontynenty jak rękawiczki, jadasz tam dobre rzeczy, które nie oszukujmy się zbytnio tanie nie są,..
Jak Ty to robisz dziewczyno ??? :)
Z każdym pytaniem o tej treści mam coraz większą ochotę wyrywać sobie włosy z głowy;D
UsuńTo mniej więcej jak odpowiadać na pytanie "JAK ŻYĆ?" I wiem, że nie masz tu złych zamiarów pytając, ale ja nie mam też dla Ciebie jednej prostej odpowiedzi, bo każdy rok mojego życia wygląda inaczej, a na każdą podróż mam pieniądze zebrane z innych, różnych źródeł... Zgaduję, że tego posta już kiedyś widziałaś?: http://adamantwanderer.blogspot.com/2013/05/skad-masz-kase-na-te-podroze.html
W ostatnich miesiącach dostałam kilka płatnych zleceń freelancowych, zarobiłam grubą sumą na sprzedaży własnych rzeczy na Allegro, no i ciągle kombinuję jak zdobyć więcej, także przez większość czasu dzieje się to na zasadzie "grosz do grosza a będzie kokosza".
Niewątpliwie masz ciężką sytuację, a ja nie poradzę Ci jak jeszcze znaleźć budżet na podróże, bo nie jestem Tobą, a Ty nie jesteś mną. Mamy inne sytuacje, możliwości, charaktery, priorytety i plany. Mogę powiedzieć tylko tyle, że sytuacja w której teraz jesteś nie będzie trwała wiecznie i że jeżeli naprawdę bardzo Ci zależy, to prędzej później pojedziesz do ukochanego Nowego Jorku.
O mnie możesz myśleć jak o narkomanie albo alkoholiku - zawsze znajdze sposób, żeby się naćpać czy napić, w moim przypadku tą używką są podróże.
bywam u Ciebie b. rzadko.. ale jak już w przelocie wpadne to zazwyczaj trafie na cos smakowitego!
Usuń@odpowiedź- rozbrajające szczególnie to ostatnie zdanie :)
w wypadku takich 'travel-junikies' jak Ty dilerem / bimbrownikiem jest sama matka-ziemia...zatem jej zdrówko!
mags
Haha no to musisz mieć szczęście, bo za ciekawie tu zazwyczaj nie jest :)
UsuńPodoba mi się pomysł Matki Ziemi Bimbrowniczki - jej zdrowie!
ej! hej! ciekawie jest zawsze...głównie dlatego, że nie uprawiasz 'minoderii'* blogowej. :)
UsuńMatka Ziemia Bimbrowniczka cheers!
Przecieram oczy ze zdumienia patrząc na to, co czytam!
OdpowiedzUsuńKilka spraw:
1.
Nawet nie zauważyłam tej herbaty na zdjęciach, więc nie wiem o co cały ten szum, że to taka nachalna reklama ?
2.
[IRONIA]
Ula jak możesz reklamować herbatę? Zwykłą herbatkę, którą przeciętny człowiek pije przynajmniej raz dziennie? Jak mogłaś się tak sprzedać? PO TRUPACH DO CELU!
[KONIEC IRONII]*
Serio Wam to przeszkadza? :)
To tylko herbata. Nie jakiś domestos, czy szybkie pożyczki. Ula nas nie nakłania do wydawania grubych pieniędzy na cokolwiek, nawet tej herbaty nie musicie kupować.
Od dziś widząc Dilmah w sklepie uśmiechnę się, bo to jedna z firm, które doceniły moją ulubioną blogerkę i pewnie nawet ją zakupię.
Ale jasne, jestem dziwna.... jestem tym „trupem” po którym Ula dojdzie do celu – a decyzja o wypiciu tej herbaty będzie miała kluczowy wpływ ma moje życie.
*zaznaczyłam wyraźnie, wiem Ula, że ty ją wyczujesz, ale mam obawy, co do innych ;)
3.
Ktoś przytoczył fair trade, społeczną odpowiedzialność firmy Dilmah.
Według mnie Ula nie powinnaś się tłumaczyć. Bo z czego?
Jeśli ktoś jest ciekawy, czy ta herbata jest zgodna z jego przekonaniami to mógł to sam sprawdzić, a ty Ula zostałaś wywołana do odpowiedzi i aż boję się pomyśleć, co by było gdyby firma Dilmah jednak okazała się nie godna.
Są ludzie którzy zwracają uwagę na takie rzeczy jak fair trade, inni nie.
Owszem jest to ważne, ale na nie popadajmy ze skrajności w skrajność.
To, że ktoś jest na tym punkcie czuły nie oznacza, że inni również.
Moja rada na Ciebie Ula – nigdy się nie tłumacz ze swoich poglądów i przekonań, zawsze znajdzie się ktoś komu coś nie będzie na rękę. Ty masz prawo żyć, tak jak chcesz i nikt nie ma prawa Cię z tego rozliczać.
Przypominam, że nadal mówimy o 3 zdjęciach, na których widać herbatę. TĄ herbatę.
4.
To trochę bez klasy jeśli stali czytelnicy, którzy znają Cię nie od dziś czepiają się takich szczegółów.
Chyba, że to są stosunkowi nowi czytelnicy – nikt was tu nie trzyma siłą, śmiało możecie odejść.
I mam wielką nadzieję, że odejdziecie, skoro razi was miła i przyjemna kampania reklamowa na świetnie prowadzonym blogu. I wypominacie to autorce, jakby to było największe zło tego świata.
A to tylko herbata.
5.
Ula ja Cię uwielbiam. Kocham wręcz.
Już Ci kiedyś anonimowo pisałam, że chętnie byłabym sponsorem Twojej kolejnej podróży, gdybym miała za co :) A głęboko wierzę, że kiedyś tak się stanie, bo mierzę wysoko i jeśli kiedykolwiek będę mieć okazję Ci się odwdzięczyć za pisanie bloga to na pewno to zrobię.
Twój blog nie raz był moim lekiem na całe zło tego świata i podziwiam Cię za pasję do podróży i życia.
Ja się bardzo cieszę, że w końcu zarabiasz na tym fantastycznym blogu i mam nadzieję, że to dopiero początek ciekawych i wysoko płatnych współprac!
Zarabiaj jak najwięcej! Należy Ci się!
Monika
Mam dwa pytania muzyczne :D
OdpowiedzUsuńPierwsze to czego teraz słuchasz i czy katujesz jakąś piosenkę, a drugie, czy różne miejsca brzmią dla Ciebie inaczej? Czy tak jak eksplorujesz dane miejsca i ich kuchnię, czy w jakiś sposób poznajesz je od strony muzycznej?
Herbata Dilmah to jedna z moich ulubionych (z tych dostepnych w Polsce), więc dobrze mi z tym, że zasponsorują część podróży jednej z moich ulubionych blogerek! Ha!
OdpowiedzUsuńTrzymaj się, Ula ;)
Meg
super blog :)
OdpowiedzUsuńDokładnie jest jak piszesz. Tak trudno jest w pewnym momencie wyjść poza własną świadomość, poza własne ego, w którym wszystko jest uporządkowane i ma swoje reguły. Podróżowanie oznacza wejście w światy, w których ludzie mają inne pojęcie o pewnych sprawach i niekoniecznie będą oni podzielać nasze poglądy, ale to właśnie jest najlepsze - poznać inne punkty widzenia :D
OdpowiedzUsuńSerwis zdjęć masz bardzo dobrze wykonany (nie chce się chwalić ale trochę się na tym znam).
OdpowiedzUsuńUla, w Toronto mamy obecnie -30 i czekamy na ciebie hehe :)
OdpowiedzUsuńHahaha :D obserwuję codziennie pogodę na iPhonie i no cóż... nie wygląda to dobrze. Ale im bardziej zmarznę, tym bardziej docenie lato dwa tygodnie później ;)
UsuńFantastyczne jest to ostatnie zdjęcie pod względem kolorów i składników - idealnie oddaje kolorystyke opakowania herbaty.
OdpowiedzUsuńMi również najbardziej przypadło do gustu ostatnie zdjęcie. Ciekawa kompozycja. Życzę Ci wielu zleceń od tak rozpoznawalnych marek! :)
OdpowiedzUsuń