10 lip 2014

Playa Maderas.

Po Ometepe Island przyszła pora na ostatni przystanek w Nicaragui, San Juan del Sur i okolice. Po kilku dniach w backpackerskim miasteczku byliśmy znowu gotowi na odcięcie się od świata. Zrobiliśmy zakupy spożywcze na kilka dni, bo wiedzieliśmy, że w Playa Maderas sklepów praktycznie brak, a kilka isteniających barów i restauracji serwuje dania w niedorzecznie wysokich cenach. Niektórzy decydują się na nocowanie w San Juan del Sur i dzienne wypady na surfing, ale transport też kosztuje znacznie więcej niż powinien więc na dobrą sprawę żadna opcja nie jest idealna.
Po dotarciu na miejsce spytaliśmy o hostel Matilda's – 10-15min spacerem po plaży – powiedziano nam w barze.
Dźwiganie plecaków i deski z miękkim piaskiem pod stopami to koszmar, jeszcze gorzej, kiedy musisz z całym dobytkiem skakać ze skały na skałę. W końcu w oddali było widać jakąś chatkę i obojętnie czy było to Matilda's czy nie, wiedziałam, że rzucę wszystko na ziemię i padnę twarzą w piach.
Trafiliśmy dobrze i na pięć dni zamieszkaliśmy na plaży.
– Zdajesz sobie sprawę z tego gdzie jesteśmy? Gdybyśmy dotarli tutaj prostoz Europy, w środku zimy, oszalelibyśmy ze szczęścia – powiedziałam do Benjamina, krótko po tym jak odstawiliśmy plecaki i otarliśmy z czoła pot.
Prawdą jest, że po długim czasie w podróży reakcje na nowe miejsca słabną, przestaje się doceniać pewne doświadczenia, bo to codzienność, a nie tygodniowy urlop. Dużo ciężej o szklanki w oczach albo ciary na całym ciele. Nie mówię, że nie docenialiśmy Maderas, każdego dnia przypominaliśmy sobie o pięknie tego miejsca, ale chciałabym je odczuć na świeżo, zmęczona zimnem i szarością świata, który czeka na mój powrót.

Poza bliskością oceanu i wyjątkowym spokojem, Playa Maderas pokochałam też za fale. Było to chyba najłatwiejsze miejsce do surfowania w jakim byłam do tej pory. Znalazłam kawałek oceanu którym nie musiałam dzielić się z nikim, złapałam mnóstwo fal i czułam, że po kilku dniach moje umiejętności wskoczyły na wyższy poziom. Benjamin pływał razem ze mną, wypożyczył deskę i łapał swoje pierwsze fale, stosując się do moich rad lub nie, ale tak czy inaczej było wesoło, surfing we dwójkę sprawiał jeszcze więcej radości.

Chciałabym za kilka lat wrócić do Maderas. Nicaragua staje się coraz popularniejszym kierunkiem, przyjeżdża tu coraz więcej turystów, surferów i oblicze tego kraju, zwłaszcza wybrzeże będzie zmieniać się pewnie w coraz szybszym tempie. Mam nadzieję, że zdążę zanim ta okolica zmieni się nie do poznania.

Untitled Moje wyobrażenie o tym co będę głównie jadła nad oceanem w Ameryca Centralnej trochę minęło się z rzeczywistością. Liczyłam na szeroki dostęp do niedrogich ryb i owoców morza, a rzadko kiedy w ogóle je widywałam. San Juan del Sur było pierwszym miejscem podczas całej podróży, gdzie zjedliśmy znakomicie przyrządzone i bardzo tanie ryby i owoce morza. Restaurację poleciła nam znajoma, znajdowała się tuż przy naszym hostelu i tak ją polubiliśmy, że zjedliśmy tam chyba siedem razy. La Lancha forever in our hearts.Untitled Grillowane langusty, ośmiornice, lucjan czerwony podane z ryżem, sałatką i flytkami z platanów nie kosztowały więcej niż 14-20zł. No i duża porcja ceviche za 8zł. Nagle zaczęliśmy wszystko przeliczać na ceviche. Przykładowo:
– Kupujemy sok? – No nie wiem, w La Lancha masz już za to prawie ceviche... Untitled
Nienajgorsze miejsce na spędzenie pięciu dni, prawda? Matilda's stąd nawet nie widać, ale hostel znajdował się kawałek dalej od jedynej widocznej na focie chatki.
Untitled
Taki bagaż ciągam ze soba od maja. Możecie mi wierzyć na słowo, że nie jest łatwo.
UntitledCzasami jedzenie w restauracjach jest tak tanie, że nie opłaca się gotować. Sprawdziło się to w tej części świata już nie raz. W Playa Maderas nie mieliśmy jednak wyjścia, chociaż wcale nie mówię tego z żalem, bo każde gotowanie kończyło się bardzo pozytywnym rezultatem.
Untitled
Odkąd się poznaliśmy nie było chyba dnia, żebyśmy nie rozmawiali z Benjaminem o europejskim jedzeniu. On opowiadał mi o swoich ulubionych przysmakach z Austrii, pokazywał zdjęcia, ja wspominałam ulubione kęsy z różnych miejsc albo z bólem serca przypominałam sobie o owocach i warzywach jakie omijają mnie w domu. Poza tym nawet nie wiecie jak bardzo stęskniłam się za dobrymi serami. W Ameryce Centralnej każdy smakuje podobnie, a importowane są bardzo drogie. W jeden z pierwszych dni w domu planuję przedawkowanie sera. Untitled Prosta pasta z tuńczykiem i sosem + sałatka.Untitled Główne wejście do Matilda's, za nim plaża i ocean, a nocą kraby włamujące się na teren hostelu.
Untitled
Wejście na werandę blokował nam hamak. Life is hard.Untitled Untitled
Untitled
UntitledWidoki przed hostelem.
Untitled Tuż przy Matilda's znajdował się malutki bar z bardzo wysokimi cenami, ale dla tych, którzy nie lubią gotować była to jakaś opcja. Untitled Untitled Jeden z zachodów słońca.Untitled Untitled Bubba mieszkał w domku obok nas. Jest nauczycielem z Florydy, który do Maderas przyjeżdża regularnie od 10 lat i pamięta, kiedy ta okolica była jeszcze bardziej pusta.Untitled Jeden wieczór spędziliśmy przy ognisku na plaży, które rozpalili koledzy z Kanady i Nowej Zelandii podróżujący na motorach od Kanady. Były pianki marshmallows, krakersy i czekolada więc obowiązkowo zajadaliśmy się s'mores. Untitled
Powtórka zabawy z długim czasem naświetlania.

17 komentarzy:

  1. Mistrz Małgorzata10 lipca 2014 22:22

    wooooooow!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś najbardziej inspirującą osobą o jakiej słyszałam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba jeden z najlepszych postów! :) Cudownie się czytało, aż chciałoby się więcej. Zdjęcia też piękne, mają super klimat...
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ania Witwicka10 lipca 2014 22:58

    Jak zawsze czyta się świetnie :) miejscówka rewela, chyba wszyscy będziemy tęsknić za tymi pięknymi kolorowymi zdjęciami! A to mój pierwszy wpis choć czytam Cię od zawsze i regularnie i ślinka mi cieknie na te ceviche jakkolwiek to smakuje bo moja druga połowa to właśnie ciągle ten ser i ser! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Mega klimat, a tez plecak i decha robią wrażenie, szczególnie jak dajesz rade nosić je w japonkach :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Kasia Skowron11 lipca 2014 14:07

    rozmawiam z moim chłopcem ostatnio i mówię "pamiętasz taką dziewczynę, która podróżuje po całym świecie i prowadzi bloga? adamant wanderer?" a on "tak, tak wiem i ma chłopaka, przystojniak nie?". z serii ploteczki o celebrytach :D haha. oboje się zachwycamy Tobą, Twoim Benjaminem i waszym spotkaniem :))

    OdpowiedzUsuń
  7. podróżujących na motorach z kanady? ah! tez takie coś planuję, pewnie za X lat... :P akurat tak sie składa, ze nawet jutro mam egzamin na motor. no, ale jeszcze troche w tej kanadzie posiedze, planuje colombie w styczniu, ale nie wiem czy dostane off w nowej pracy :(

    a u ciebie widoki swietne, ale cos czuje, ze chyba naprawde bardzo tesknisz za domem :P od kiedy w ameryce srodkowej? luty? :))

    OdpowiedzUsuń
  8. Kasia - rozbawiłaś mnie tą wiadomością, nie powiem :D ale cieszę się, że jest od Was, bo sami jesteście piękną parą!

    Magda - haha! może któregoś dnia w Wawie usiądę nad rzeką jak w zeszłym roku i poinformuję czytelników, że odbywa się na kocu nieoficjalne spotkanie z autorką tego bloga ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak, końcówka lutego. Zdarzało mi się nie być w domu przez dwa lata więc i po pół roku nie umieram z tęsknoty, ale brakuje mi pewnych rzeczy/ludzi z różnych miejsc i jestem zmęczona podróżą.

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej Ula ja mam takie inne pytanie troche,
    zastanawiam sie bardzo
    powaznie nad studiami w UK i takie pytanie, czy studencka pozyczka czyli
    student loan sie w zasadzie oplaca ?? czy ty moze korzystasz z takiej ?
    nie ukrywam ze bardzo bym chcial poradzic sobie a nie zostac pozniej z
    dlugiem 100 tysiecy funtow do splacenia. Prosze powiedz swoje zdanie na
    ten temat. Z gory dziekuje :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak, ja studiuję dzięki temu kredytowi, tyle tylko, że za moich czasów płaciło się 3tys funtów rocznie, a teraz rok studiów kosztuje ponad 7tys o ile dobrze pamiętam. Spłacać zaczynasz, kiedy zaczniesz zarabiąc min 21tys funtów rocznie, no ale mimo wszystko po tych trzech latach zbiera się suma, którą spłacać będzie się pół życia... Poza UK polecałabym Ci rozważyć inne europejskie kraje, w wielu nieanglojęzycznych z dobrym poziomem edukacji dostępne są kierunki po angielsku, a studiuje się za darmo.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ula powiedz mi czy ty naprawdę znalazłaś bilet do NY za ok.150zł?

    OdpowiedzUsuń
  13. Haha, co z w tym pytaniu niemiłego? :)

    Tak, zdarzyło mi się zarezerwować bilet do NY za wspomnianą sumę, a stało się to przez błąd linii lotniczych. Niestety takie cuda zdarzają się bardzo rzadko :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Siłaczka! Ale widać, że we dwoje wszystko jest lżejsze :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Od dawna czytam Twojego bloga, chyba nie musze mówić, że jest super? :D Niedawno sama postanowiłam bloga założyc więc zapraszam do mnie ;) www.endlessisland.blogspot.com Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Paulina Braniecka28 września 2014 10:29

    Ula, a jakim obiektywem strzelalas fotki najczesciej?
    pikeny post, genialne widoki, pozazdrościc! pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń