5 wrz 2011

SriPraPhai.

Zostało mi kilka ostatnich dni w Nowym Jorku, więc poniższy post jest pewnie przedostatnim przed czwartkowym powrotem do domu. Nie dodam stąd żadnego podsumowania ostatniego roku, czy tym bardziej całego pobytu. Jeśli będę miała napisać coś dłuższego, to już zrobię to w Polsce.


We wtorek umówiłam się na kolację z koleżankami i pojechałam na Queens, żeby sprawdzić pewną tajską restaurację.

Na przystawkę zamówiłyśmy sałatkę z rzeżuchą, krewetkami, kurczakiem, orzeszkami i kilkoma innymi składnikami. Została wybrana najsmaczniejszym daniem tamtego wieczoru;).

Anię (z lewej) poznałam dzień wcześniej i zaprosiłam na planowaną na kolejny dzień kolację. Podróżowała przez kilka ostatnich tygodni po Stanach, skończyła studia w Szkocji, dostała pracę w banku w Londynie, więc lada chwila przeprowadza się tam.

Drunken noodles, makaron z mieloną wołowiną.


Curry z kaczką i pomidorami.

Deser na mleko z tapioką, fasolką i czarnym ryżem. Jedzenie było bardzo dobre, ale po opiniach, które słyszałam/czytałam o tym miejscu, spodziewałam się jeszcze lepszego.

Kolacje w kilka osób, to fajna sprawa, szkoda tylko, że zazwyczaj ciężko zebrać grupę ludzi i zrobić coś wspólnie;). 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz