Dzień przeprowadzki do Anglii.
Jadę niedługo do Poznania, wsiadam w samolot do Londynu, a później autobus do Birmingham.
Nie czuję żadnego stresu w związku z wyjazdem, nie powiem też, żeby w ogóle chciało mi się jechać.
To już nie podróż pełna przyjemności, zapowiada się ciężka praca i nieuchronna bieda;).
Po raz enty musiałam spakować życie w jedną walizkę, co momentami irytuje, bo w takich chwilach wychodzi, że gromadzenie nowych rzeczy, zwłaszcza ubrań, nie ma w moim przypadku sensu. Część z nich zostaje w domu, a zanim będę miała okazję ponownie je ubrać, to pewnie przestaną mi się już podobać.
Człowiek powinien mieć tyle rzeczy, żeby móc spakować je w kilka kartonów i mimo że raczej dobrze idzie mi trzymanie się z dala od "pierdół", to jednak 20kg w walizce szybko się zapełnia.
Zdjęcia sprzed kilku dni, popołudnia spędzonego na działce u Tomka, gdzie miałam okazję poznać Magdę, koleżankę Tomasza, która przy okazji jest czytelniczką mojego bloga. Upiekłam focaccie, Magda zrobiła sałatkę, Tomek przyniósł wino i było miło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz