Rzekomo niebezpieczna granica z Gwatemalą okazała się podobna do wszystkich innych. Czasami nie mogę nadziwić jakie niestworzone historie ludzie na drugim końcu świata tworzą o miejscu, którego nawet nie potrafiliby wskazać na mapie.
Podróż wydawała się nie mieć końca, ale za szybą lało na tyle, że nikt z nas nie spieszył się z dotarciem na miejsce.
Ostatni odcinek pokonaliśmy łodzią przez jezioro Atitlan, z Panajachel do San Pedro. Wybraliśmy ten sam hostel, drugiego dnia dołączył do nas kolejny kolega z Austrii i w takim składzie trzymaliśmy się już do końca mojego pobytu w Gwatemali.
San Pedro de Laguna okazało się być sympatycznym, choć mało tradycyjnym, gwatemalskim miasteczkiem o lekkim klimacie hippie. Izraelczyk prowadzący własną restaurację ze świetnym jedzeniem, Amerykanka za ladą sklepu ze zdrową żywnością, której większość produktów przypomina półki Whole Foods. Nie oczekiwałam takiego miejsca w Gwatemali, ale nie dziwię się szczególnie wyborom tych ludzi. Sama mogłabym się tam zatrzymać na dłużej, chociażby po to, żeby zahaczyć o którąś ze szkół językowych. Nauka na świeżym powietrzu w otoczeniu egzotycznej zieleni... Chyba nawet ja byłabym w stanie przyswoić w takim miejscu wiedzę.
Po przekroczeniu granicy z Gwatemalą Benjamin wyciągnął karty i chłopcy nauczyli mnie grać w "shithead". Drugiego dnia wypożyczyliśmy kajaki i mieliśmy ambitny plan dopłynięcia do innej miejscowości. Facet wypożyczający kajaki powiedział, że zajmie nam to godzinę. Po 1.5h wiosłowania nie byliśmy nawet w połowie drogi. Człowiek lekko przesadził... Przed powrotem zrobiliśmy przerwę na malutkiej plaży.
Miejsce w którym się zatrzymaliśmy było super. Nocleg kosztował 25zł za pokój trzy, a potem czteroosobowy, ale wliczone było w to śniadanie z menu warte połowę ceny. Brzmiało tak dobrze, że kilka razy dopytywaliśmy się czy na pewno dobrze zrozumieliśmy.
Któregoś razu wyszliśmy na taras, a dookoła unosił się intensywny, palony zapach. Okazało się, że na dachu nad naszym pokojem hostel praży ziarna kawy, które potem mielą i sprzedają zarówno w formie opakowań kawy jak i napoju. Hotelowa kawa była świetna.
Owoce przyniesione z targu.
Obok nas mieszkało dwóch Australijczyków i chłopak Kiwi. Z okazji finału Champions League wystawili telewizor na zewnątrz i do meczu zasiedliśmy wszyscy razem. Nikt nie był zadowolony z wyniku...
Śniadanie.
W niedzielę w innej miejscowości, Santoago de Atitlan odbywał się targ lokalnego rzemiosła i żywności. Popłynęliśmy tam łódką.
Targ był całkiem w porządku, ale najgorsze, że po godzinie porządnie rozpadało i wszyscy zaczęli zwijać się do domu.
Tradycyjne męskie spodnie.
Czerwone banany należą do moich ulubionych, są słodkie i mają bardzo delikatny kwaskowaty posmak.
Lepienie tortilli.
I z powrotem w San Pedro.
Miasteczko ma pełno różnych zakamarków, chodząc tą samą ulicą można ciągle odkrywać coś nowego.
Izraelska knajpa.
Tuk tuki sprawiały, że bardziej czułam się jak w Azji niż w Gwatemali.
Księgarnia z ponad 3000 książek. Najbardziej jednak zdziwilam się znajdując polską książkę w naszym hotelu.
Jedna ze szkół językowych schowanych w zieleni.
pięknie! i te banany... :)
OdpowiedzUsuńmiło się na chwilę oderwać od magisterki i pooglądać piękne zdjęcia. jak przeczytałam o polskiej książce w tamtejszej księgarni od razu przyszły mi do głowy "Szkice piórkiem".. autor pod koniec życia przeprowadził się do Gwatemali, tam zmarł i został pochowany..ale to byłby pewnie zbyt duży zbieg okoliczności ;)
OdpowiedzUsuńMoje serce zostało nad Lago Atitaln, nie widziałaś go gdzieś tam? :)
OdpowiedzUsuńZa 2 lata będę jak Ula-wędrowniczek <3
OdpowiedzUsuńPięknie tam! :)
OdpowiedzUsuńAle wspaniałe miejsce... :) Kawa pewnie musiała być pyszna, ale zazdroszczę *wszystkich* smaków i zapachów z tego posta :)
OdpowiedzUsuńchłopcy :D
OdpowiedzUsuńGdy tak patrzę na twoje zdjęcia czuję ukłucie zazdrości ale powtarzam sobie, że ja kiedyś też tak wyjadę. :)
OdpowiedzUsuńzabierasz mnie w calkiem inny swiat.
OdpowiedzUsuńjaki tytul miala ta polska ksiazka? :)
Ula, jak podchodzisz do robienia zdjec obcym ludziom? Pytasz ich o pozwolenie czy robisz i uciekasz jak za toba gonia z maczetami? :p A jak podchodzisz do wrzucania zdjec ludzi ktorych poznalas na blog? Pytasz sie ich czy mozesz uzyc zdjecie na blogu czy po prostu jak masz zdjecie zrobione to mozesz robic z nim co chcesz? Mialas kiedys problemy z jedna czy druga sytuacja?
OdpowiedzUsuńKupujesz tradycyjne ubrania?
OdpowiedzUsuńAbsolutnie genialny wpis! Ale Ci zazdroszczę. Mam nadzieję, że to nie jedyny wpis z Gwatemali, bo chętnie poznam Twoje wrażanie i opinie na temat tego państwa. Jest w nim coś odróżniającego od innych środkowoamerykańskich?
OdpowiedzUsuńJak zwykle czadowo :)
OdpowiedzUsuńSuper zdjęcia, mam wrażenie jakby życie w Gwatemali było zupełnie inne od życia w wielkich miastach, wszystko wydaje się takie spokojne, ludzie nigdzie się nie spieszą i niczym nie przejmują
OdpowiedzUsuńSzelmostwa niegrzecznej dziewczynki - zapewne ktoś z podróżujących Polaków ją tam zostawił ;)
OdpowiedzUsuńTo nie kwestia Gwatemali tylko małomiasteczkowości, w pierwszej lepszej polskiej wsi tempo jest podobne ;)
OdpowiedzUsuńProblem w tym, że dalej nie robiłam już praktycznie zdjęć, nie mam też zbyt wiele do powiedzenia na temat Gwatemali. W porównaniu z Meksykiem przegrywa, z Salwadorem wygrywa, a odwiedzenie kolejnych państw jeszcze przede mną.
OdpowiedzUsuńCo masz dokładnie na myśli?
OdpowiedzUsuńBardzo różne mam podejście... Jeżeli staję przed kimś i chcę wycelować aparat w jego twarz to pytam o zgodę. W Gwatemali praktycznie nikt się nie zgadzał (przekonania kulturowe), albo chcieli pieniądze. Zamiast portretów robiłam więc typowe zdjęcia ulicy, na których byli też ludzi. Jedni się odwracali na widok aparatu, inni nie reagowali.
OdpowiedzUsuńI nie, nie pytam ludzi czy mogę dodać ich zdjęcie na bloga, bo zupełnie nie widzę potrzeby, nie łamię żadnego prawa ani nie robię im w ten sposób krzywdy.
Czy miałam kiedyś problemy? W Hamburgu robiłam zdjęcie budynku będąc po drugiej strony ulicy, a jakiś bezdomny myślał chyba, że chcę jego sfotografować i zaczął mnie gonić, ale szybko odpuścił.
Hehe nie, tytuł był znacznie mniej ambitny - Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki ;)
OdpowiedzUsuńKiedy jedziesz do Panamy? :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy w ogóle tam dojadę, ale jeżeli tak, to tuż przed powrotem do domu pod koniec lipca.
OdpowiedzUsuńMyślę że wybór najlepszego miejsca, kraju uzależniony jest od ludzi, których spotykamy i czasu jaki w danym kraju spędziliśmy. Ja byłam w Gwatemali najdłużej, bo 3miesiące i muszę przyznać że dla mnie to najwspanialszy kraj ze wszystki krajów Ameryki Środkowej wliczając w to Meksyk choć Meksyk też mnie uwiódł. Ale i Salwador i Honduras i Nikaragua. Chyba najmniej Kostaryka. A w San Pedro byłam akurat w szkole. Jednak tylko tydzień bo akurat tam mi się średnio podobało. Powodzenia w dalszej drodze. Szkoda że nie udało nam się spotkać :)
OdpowiedzUsuńW tym wpisie są akurat męskie spodnie, które ja z wielką chęcią bym nosiła (np te z niebieskimi aplikacjami). W ostatnim widziałam piękne haftowane koszule..
OdpowiedzUsuńChodzi mi rzeczy tradycyjne dla danego regionu jak powiedzmy specyficzne chusty w Zakopanem, czy charakterystyczny haft na Kaszubach :)
SUPER!!!Jesteś zaj....sta. Kibicuje tobie naprawde i podziwiam to że spełniasz swoje marzenia i dzielisz sie nimi razem z nami:) mam nadzieje że zrobisz na sam koniec wyprawy podsumowanie przebytych dni :)
OdpowiedzUsuńacha jak dlugo byłas w Gwatemali:)Pozdrawiam
Cóż, to mam nadzieję, że po Twoim powrocie będzie można liczyć na jakieś podsumowanie-zestawienie :)
OdpowiedzUsuń