7 lip 2014

Traveling on motorbikes around Ometepe Island.

Ometepe, to wyspa wulkaniczna na środku największego w Ameryce Centralnej jeziora Nicaragua. Przez wulkany Concepcion i Maderas dzieli się teoretycznie na dwie części, większą i mniejszą. Zamieszkuje ją mniej niż 30 tys. ludzi, daleko jej do bycia popularną atrakcją turystyczną choć dociera tutaj trochę backpackerów. Transport nie jest jednak zbyt dobrze rozwinięty i ciężko poruszać się po wyspie polegając na lokalnych autobusach, ale znaleźliśmy na to sposób.
Poza przygodami, które nas tam spotkały, wyspa będzie kojarzyła mi się z wolno spacerującymi świniami, pasącymi się wszędzie końmi, samobójczymi kurczakami rzucającymi się pod koła pojazdów i dziwnymi owadami, które sprawiały wrażenie znalezienia się nie na wyspie, ale innej planecie.

Untitled
W drodze na wyspę, wulkan Concepcion.Untitled
Prom podzielił się na śpiących i oglądających jeden z meczów MŚ.Untitled
Zanim dobiliśmy do brzegu, słońce było już bardzo nisko.Untitled Jeszcze przed wyruszeniem z Granady poznaliśmy Francuza, który zmierzał w tym samym kierunku i dołączył do nas na 24h. Swoją drogą, na każdym odcinku podróży dołączał do nas jakiś samotnie podróżujący Europejczyk, stało się to praktycznie tradycją.
Dotarliśmy na wyspę po zmroku, opcje transportu były bardzo ograniczone, więc poszliśmy za radą Felixa i wylądowaliśmy w hotelu, który poleciła jego znajoma. Odcięty od świata, pusty, klimatem przypominał mi "Lśnienie". Pomalowana na biało, częściowo drewniana łazienka, a w niej okupujące kafaleki i umywalki wielkie, czarne żuki i inne wesołe owady.Untitled Pracownik hotelu powitał nas radośnie, pokazał pokoje, ale z przykrością stwierdził, że kuchnia została zamknięta na chwilę przed naszym przyjazdem, a osoba za nią odpowiadająca zabrała klucz ze sobą. Nie nie mieliśmy wody, najbliższy sklep był kilka kilometrów dalej, a szczególnie ciężkim ciosem dla chłopców było to, że za szybą stały butelki Flor de Cana. Tutaj zrodził się plan włamania. Zaczęli od okien, potem zabrali się za drzwi. Ochroniarz przyglądał się z uśmiechem na twarzy, a ja z niedowierzaniem, że im się uda.Untitled Martin zbliżył w którymś momencie twarz do szyby i nagle odskoczył na metr. Nie zauważył, że przed nosem ma przybysza z innej planety. W momencie kiedy zaczęłam robić mu zdjęcia, usłyszałam okrzyk zwycięstwa, a w pomieszczeniu zapaliło się światło. Felixowi udało się włmać do środka, zapanowało szczęście.Untitled Pracownik hotelu śmiejąc się z nas poprosił tylko o spisanie tego, co skonsumujemy i ponowne zamknięcie drzwi.Untitled Na stole wylądowała woda, piwo, rum i Cola.Untitled Rozkręciliśmy bardzo długą dyskusję polityczną, a po kilku godzinach zmyliśmy się do łóżek. Untitled O poranku Finca Magdalena wyglądała dużo lepiej. Okazało się, że część terenu zajmuje niezwykły ogród.Untitled Untitled Untitled Untitled Jeszcze przedpołudniem wypożyczyliśmy dwa motocykle, zmieniliśmy hostel i pojechaliśmy na wycieczkę dookoła większej wyspy.
Untitled
Untitled Druga największa miejscowość wyspy była niewielką wioską.Untitled
Benjamin zafascynowany motocrossem nie był pod wrażeniem naszych marnych, chińskich pojazdów.
Untitled
Untitled
Droga z widokiem na wulkan Concepcion (1610m).
Untitled
Untitled Untitled
Nie sfotografowałam wspomnianych koni ani świń, na zdjęcie załapały się tylko spacerujące w pięknym świetle krowy.
Untitled
Miejsce pasażera spokojnie mi wystarczało, chociaż tego dnia po raz pierwszy w życiu sama odpaliłam motor i pokonałam kilka kilometrów. Chyba nie mam wyjścia i niedługo będę musiała opanować jazdę na poważnie.
Untitled Zatrzymaliśmy się na chwilę w Moyogalpa, największej miejscowości Ometepe i za chwilę spotkaliśmy znajomych Martina, z którymi trzy dni wcześniej w Leon namiętnie graliśmy w grę o podboju świata, której nazwy nie pamiętam.  Untitled Untitled Droga powrotna o zachodzie słońca...hell yeah!Untitled Pas startowy lotniska Ometepe.Untitled Kolejnego dnia objechaliśmy mniejszą wyspę, gdzie asfalt był rzadkością. Za cel główny obraliśmy lokalny wodospad.Untitled Untitled Część trasy pokonaliśmy na motocyklach, dalej wspinaliśmy się na pieszo. Było potwornie gorąco, więc wejśce do lodowatej wody wodospadu było najlepszą możliwą nagrodą tej wspinaczki.Untitled Ilość wody przelewającej się przez wodospad nie robi dużego wrażenia (w przeszłości było jej znacznie więcej), ale nieczęsto zaliczam kąpiele w wodospadach, więc daleko było mi do narzekania. Najlepsze w tym wszystkim było zresztą to, że przez niecałą godzinę, którą tam spędziliśmy byliśmy praktycznie sami.

11 komentarzy:

  1. Joanna Glogaza7 lipca 2014 20:11

    Ale ekstra:) Gra to nie był Risk czasem?

    OdpowiedzUsuń
  2. Agata Glinka7 lipca 2014 22:21

    Jedynie zdanie "Prom podzielił się na śpiących i oglądających jeden z meczów MŚ" uzmysławia (tudzież dobitnie dowodzi), że to wszystko dzieje się w czasie teraźniejszym :) Niby oczywiste, ale do tej pory oglądało się wpisy (przynajmniej w moim przypadku) jakby bez świadmości, że są to relacje zwyczajowo sprzed kilku dni :) Pozytywnie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę się napatrzeć na zdjęcia wulkanów. Są świetne! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ależ cudownie! Szkoda, że pod Krakowem nie mamy wodospadów...

    OdpowiedzUsuń
  5. Zabawna jest ta historia z włamaniem ;) zdjęcia są cudowne i zazdroszczę kąpieli w wodospadzie <3

    OdpowiedzUsuń
  6. też o niej od razu pomyślałam, jest jak narkotyk :P

    OdpowiedzUsuń
  7. haha, najlepszy ten kawałek z włamaniem. Dobrze, ze sobie poradziliście, kolejna fajna przygoda za Tobą :)

    OdpowiedzUsuń
  8. O nie, motocyklem TAM! Umarłam z zazdrości! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Natalia Wisniewska10 lipca 2014 18:35

    Cudownie!

    OdpowiedzUsuń