Zwiedzanie i fotografowanie utrudniał 37 stopniowy upał, ale z pomocą kilku litrów wody, dzień nie zakończył się zgonem.
Wizytę w Philadelphii rozpoczęłyśmy z Kasią od cmentarza, gdzie spoczywa Benjamin Franklin.
Na wielu nagrobkach widniały daty z XVIII wieku, z innych nie można było już nic wyczytać.
Znalazłyśmy też nagrobki mężczyzn będących jednymi z tych, którzy podpisali Konstytucję Stanów Zjednoczonych (były bardziej zadbane od tych).
Przeszłyśmy przez Stare Miasto...
....i doszłyśmy do najstarszej, nieprzerwanie zamieszkiwanej ulicy USA.
Krótka i wąska uliczka pełna pięknych domów.
Gdybym miała mieszkać w Philadelphii, to tylko w którymś z tych domów.
Kolejną atrakcją było Museum of Art, a raczej znajdujące się przed nim schody, po których wbiegał Rocky Balboa.
Na miejscu był taki jeden Rocky, któremu nawet upał nie był straszny.
Nie obeszło się bez małej kąpieli w fontannie przed muzeum. Wchodził do niej chyba każdy, kto wspiął się na górę.
Ratusz miejski.
Tamtego dnia chyba pobiłam rekord spożytych płynów w ciągu dnia. Pochłonęłam ponad 3 litry, a nie należę do osób, które dużo piją. Nie mam takiej potrzeby, chociaż znam zalecenia dotyczące dziennej dawki wody;).
Przy okazji dodam, że green tea Arizona jest jedyną ice tea, która smakuje mi tu w USA. Wszystkie inne nie równają się tym europejskim.
W centrum wsiadłyśmy do autobusu, który zawiózł nas do południowej części Philly. Celem była wyszukana kilka dni wcześniej kanapka.
Po wyjściu z autobusu czekał nas jeszcze 25 minutowy spacer. Dzielnica była biedna, momentami obskurna, a ponadto czułyśmy się jak na pustyni. Cieszyła nas jednak wizja jedzenia, klimatyzacji i możliwości umycia rąk.
Na chodnikach były pustki.
W końcu doszłyśmy do Tony Luke's. Nie mogłyśmy uwierzyć, że przy wszędzie obecnej klimatyzacji, akurat to miejsce musiało okazać się 'barem na świeżym powietrzu' i bez toalety;).
Nie zamówiłyśmy słynnej kanapki cheesestake, ale roast pork provalone z brokułami w dziwnej formie i do tego nałożyłyśmy sobie pikle. Pomimo dyskomfortu jedzenia brudnymi rękami w upale, z dziwnymi, kąsającymi muchami, obie uznałyśmy, że kanapka warta była tego cierpienia;).
Bar gościł kiedyś u siebie jeden z programów kulinarnych na Man v. Food. Chodzi w nim o to, że prowadzący jeździ po restauracjach na terenie USA, które serwują specjalne ogromne porcje dla 'odważnych' chcących się z nimi zmierzyć. Tony Luke's ma w menu 2-kilogramową kanapkę monster cheesestake.
W programie prowadzący podejmuje wyzwania, a widz może mu kibicować i podziwiać jak krztusi i poci się z wysiłku nad porcją żarcia, którą najadłaby się afrykańska wioska.
Słabe.
W drodze powrotnej do centrum miasta. Chowałam się za śmietnikiem, byle tylko znaleźć się na chwilę w cieniu.
Dalsza część relacji w kolejnym poście.
PS. Dzisiaj kończą się aukcje wystawionych przeze mnie przedmiotów na Allegro.
Upał to coś czego serdecznie nie lubię, a zdjęcia prawdziwa profesja :)
OdpowiedzUsuńwww.nomen--nescio.blogspot.com
z drugiej strony też wolałabym się pocić w słońcu Filadelfii niż ubierać się ciepło w deszczowy,. lipcowy beznadziejny (...) dzień.
OdpowiedzUsuńmartija
Jak zwykle bardzo ciekawa fotorelacja :)
OdpowiedzUsuńCzułam się tak, jakbym wędrowała razem z Tobą :D
Nie mogę się doczekać następnego posta! U nas w Polsce mówili o upałach w USA, podziwiam Cię, że miałaś tyle siły, żeby jeszcze zwiedzać. Pewnie gdybym była na Twoim miejscu też bym zwiedzała najwięcej jak się da ;)
OdpowiedzUsuńP.S. Znalazłam Twój profil na CS :)
Najbardziej podobają mi się domki na wąskiej uliczce - > urocze :)
OdpowiedzUsuńI zgadzam się z Irja. Przenoszę się w czasie wchodząc tu.
http://zyciewedlugcassie.blogspot.com/
Piękne domy, uwielbiam stare ceglane kamienice z błękitnymi drzwiami i okiennicami oraz charakterystycznymi białymi oknami. Kanapka warta zjedzenia brudnymi rękami, wygląda bardzo smacznie :)
OdpowiedzUsuńZwiedzanie w takim upale to istny koszmar. Będąc w Turcji zwiedzaliśmy w podobnym(albo i większym) upale i było średnio przyjemnie. Zawsze mamy ze sobą chusteczki antybakteryjne, ktre w przypadku braku toalety dają radę :)
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia.
Świetne zdjęcia! Bardzo podoba mi się sposób w jaki ukazałaś klimat miasta. Pozdrawiam z raczej chłodnej Polski ;)))
OdpowiedzUsuńLubię taki klimat jak na 6 zdjęciu i innych poniżej :) Fajny śmietnik haha :D Ładnie wyszłaś na ostatnim zdjęciu :) Z kim byłaś tam byłaś? :)
OdpowiedzUsuńnawet nie wiesz jaki masz luksus, że tam ciepło. u nas masakra! ;-(
OdpowiedzUsuńJakie biale zeby, pewnie nie pijesz duzo kawy;)
OdpowiedzUsuń:) ,
OdpowiedzUsuńzawsze mnie zastanawiało do czego służą te tajemnicze wejścia przed domkami .. ?
pozdrawiam , EM. ps. wyślij nam trochę tego słońca/upałuuu !
Parę lat temu w Toronto musiano na mnie patrzeć jak na niezłego zboka, bowiem dużo czasu spędzałam na cmenatarzach i robieniu zdjęć. Idealne i piękne miejsca w upały, małe wiewiórki, cień, klimat i ciekawe okazy sztuki sepulkralnej. Te cmentarze mają to coś w sobie...
OdpowiedzUsuńPrzepiękne domy!!! :))) Też bym chciała 37 stopni....nawet 30...byleby deszczu nie było w Polsce....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Karola :))
ps. napisałam maila do Ciebie.
zawsze chciałam odwiedzić ten cmentarz!
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia. Strasznie zazdroszczę, bo zawsze chciałam jechać do USA :P I to głównie dlatego, że mam w głowie tyle pomysłów na zdjęcia - ale to jakieś takie moje wyobrażenia, bo stany znam tylko z filmów i zdjęć innych.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie, na moje początki z blogowaniem :)
http://mademoiselle48.blogspot.com/
A jeszcze co do notki - najbardziej urzekły mnie zdjęcia tych domów. Naprawdę dobre.
Polish Ham-> A dzięki;). Kawy rzeczywiście piję bardzo mało, kilka-kilkanaście razy w roku.
OdpowiedzUsuńEM-> To wejście do piwnicy od zewnątrz. Nie potrafię powiedzieć do czego dokładnie było używane kiedyś, ale prawie wszystkie sklepy spożywcze w Nowym Jorku mają takie wejście (zrównane z chodnikiem) i dostawcy zostawiają tam towar.
U mnie też są Upały! Nie da się wytrzymać! Cudowne te domy!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
A tam domy (ok, też są fajne), ale co za kanapka! Ślinię się. :)
OdpowiedzUsuńWiesz, że po polsku pisze się Filadelfia? Z Nowym Jorkiem (a nie New Yorkiem) jakoś sobie radzisz.
OdpowiedzUsuńZamierzam napisać do Ciebie maila, ale zanim się zbiorę trochę minie... Wybacz więc, że zadam szybkie pytanie w ten sposób... :)
OdpowiedzUsuńKiedy kończy ci się urlop i będziesz znów w NYC?
Anonimowy z 20:36-> Gdybys przeczytała pierwsze zdanie posta, to nie zadawalabys głupich pytań. Błedy popelnilam bo nie jestem przyzwyczajona do pisania o tym mieście po polsku, wiec nawet ich nie zauważyłam.
OdpowiedzUsuńSake-> Do NY wracam 8 sierpnia, a od 9 pracuje.
A ja właśnie wolę oryginalne nazwy, pomimo tego, że może to jest błąd gramatyczny. Piszę New York, Elizabeth II, Washington. Nie lubię tłumaczeń wyrazów własnych. ;)
OdpowiedzUsuńod oglądania Twoich zdjęć zawsze mam ochotę na jedzenie! :) świetny blog!
OdpowiedzUsuńPamiętaj, że pytałam kiedyś o to czy sprzedajesz swój skok ze spadochronem. Moja oferta nadal aktualna... ;)
OdpowiedzUsuńSake-> A zdajesz sobie sprawę, ze to jest na odludziu w Pennsylvanii i potrzebujesz auta, żeby tam dojechać?
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia ^^.
OdpowiedzUsuńJa bym chciała, żeby u mnie wreście było tak ciepło...
Uwielbiam stare cmentarze...Ten ma swój "urok"...
OdpowiedzUsuńZdjęcia z wcześniejszego postu - świetne!
Jak zwykle wszystko bardzo ładnie opisałaś i sfotografowałaś! Rozśmieszył mnie wątek z tym barem kanapkowym! :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńSuper zdjecia.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Man vs Food - prowadzacy swietnie relacjonuje i wystawia opinie na temat restauracji!
Podaj proszę nazwę swojego aparatu, moim zdaniem świetnie oddaje on kolory, cienie i atmosferę która tam panuje. Musi być dobry...chyba że to Photoshop ?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
Wybacz, że odpowiadam dzisiaj, ale dopiero teraz zauważyłam ten komentarz. Powyższe zdjęcia robione były jeszcze poprzednim aparatem Canonem 550d z obiektywem 17-50mm f/ 2.8. Edytuję zdjęcie, ala ta kolorystyka nie pochodzi z Photoshopa. Od końcówki sierpnia 2011 używam Canon 5d Mark II z obiektywem 50mm 1.4.
Usuń