6 kwi 2013

First glimpse of Rio de Janeiro.

Przed podróżą liczyłam na znalezienie noclegu przez Couchsurfing. Nie wiem czemu, ale wyjątkowo nie chciało mi się zatrzymywać w hostelu. Może dlatego, że zazwyczaj poza krótką wymianą zdań nie zawieram poważniejszych znajomości, a spania w pokojach kilkunastoosobowych, co tu dużo mówić, bywa problematyczne. Dodatkowo Rio nie zapowiadało się na bycie najbezpieczniejszym miastem na świecie, więc pomyslałam, że idealnie byłoby zatrzymać się u kogoś, z kim mogłabym spędzić trochę czasu i kto zapoznałby mnie z miastem. Nie dostałam pozytywnych odpowiedzi, więc trzy dni przed wyjazdem bez entuzjazmu zarezerwowałam hostel. Ta moja wyjątkowo zniechęcona postawa była tym razem zwiastunem czegoś bardzo dobrego.

Mój lot troche się skomplikował i do Rio doleciałam później niż to było w planie. Do hostelu dotarłam po 23 i kiedy wysiadłam z autobusu, zachciało mi się śmiać. Wiedziałam, że hostel znajduje się w faveli, brazylijskich slumsach więc nie spodziewałam się luksusów, ale to, co zobaczyłam mimo wszystko troche mnie zaskoczyło. Pomyślałam sobie, że gdyby na moim miejscu była samotnie podróżująca osoba, dla której byłby to pierwszy wyjazd w pojedynkę i pierwszy rzut oka na Brazylię, ktoś mógłby się z miejsca popłakać chcieć natychmiast wracać do domu.
Miałam nadzieję, że nie będę musiała szukać hostelu w tej podejrzanej okolicy nocą, ale kilka metrów dalej zauważyłam patrol policji. Zapytałam ich o adres, a oni wskazali budynek znajdujący się tuż obok mnie. Tylko potem od razu pomyślałam sobie “czy tu jest naprawdę aż tak niebezpiecznie, że pod hostelem czatuje patrol policyjny?”

Zameldowałam się, chłopak z recepcji pokazał mi mój pokój, a tam poznałam pierwszą osobę z naszej późniejszej ekipy Vidigal. Hakan pochodził z Turcji, jest architektem, spędza trochę czasu w biurze, potem może robić sobie wolne/ pracować online i wyjeżdżać. Tym razem zwiedzał Argentyne i Brazylię. Wymieniliśmy kilka słów, okazało się, że wielokrotnie bywał w Polsce, bo jego ex dziewczyna studiowała w Olsztynie. Hakan zapytał mnie dlaczego wybrałam ten hostel i porozmawialiśmy trochę o naszych pierwszych przemyśleniach na temat okolicy. Odnieśliśmy wrażenie, że w hostelu zatrzymują się głównie Brazylijczycy, a niektórzy nawet tu mieszkają, więc tym bardziej nastawiłam się, że raczej nie zawrę nowych znajomości.
 Chociaż było już późno i marzyłam o odpoczynku, miałam przed sobą noc pisania pracy zaliczeniowej, bo termin upływał o 10 rano (czasu lokalnego) następnego dnia. Pisałam do 6:30 i jedyna miła rzecz jaka mnie spotkała, to wschód słońca w intensywnych kolorach pomarańczy, różu i czerwieni. Ponadto widok na ocean, który zapamiętałam ze zdjęć hostelu wreszcie się urzeczywistnił. Od Atlantyku dzieliła mnie tylko ulica. Poszłam spać po 7 i z ulgą oficjalnie rozpoczęłam swoją przerwę wiosenną. Kiedy obudziłam się około południa w planach miałam już tylko relaks do końca dnia. Wtedy w pokoju głównym poznałam też Laure, dziewczynę z Paryża, z którą zamieniłam kilka słów i polubiłam od pierwszej chwili. Przyleciała do Rio na 10 dni. Jest jedną z tych szczęściar, które mogą latać prawie za darmo. Jej tata pracuje dla Air France i do 25 roku życia (pozostały jej 4lata) może podróżować z nimi oraz partneramii linii płacąc tylko podatki. Za lot do Rio zapłaciła więc 75euro. Marzenie, pomijając fakt, że akurat w tym przypadku i ja nie miałam najgorzej wygrywając bilet;).

Razem z Hakanem poszliśmy wkrótce na spacer na plażę. Nie wzięłam ze sobą aparatu ani telefonu, żeby zorientować czy Rio wydaje się być tak niebezpieczne jak wszyscy o nim mówią. Normalnie podchodzę z dużym przymrużeniem oka do takich ostrzeżeń, ale tym razem nasłuchałam się przed podróżą wyjątkowo dużo, więc postanowiłam, że będę ostrożniejsza, przynajmiej na początku.
Usiedliśmy na plaży, poszłam się wykąpać. Prąd wody był dość mocny i trzeba było troche się napracować, żeby przebić się przez fale. Ale jak już to zrobiłam, nastałam moment, w którym poczułam motyle w brzuchu z powodu tego, gdzie jestem. Słońce, woda o idealnej temperaturze i widok na długą plażę i niezwykłe skały Rio. Zamknęłam oczy, położyłam się na wodzie i nie mogłam przestać się uśmiechać.

Wieczorem Luis, właściciel hotelu oficjalnie przywitał nas, przygotowując caipirinhe, popularny brazylijski drink. Wciąż byłam zmęczona po krótkiej nocy i podróży, więc jedna mocna caipirinha wystarczyła, żebym poczuła ją w głowie. Później, razem z Hakanem i Laure poszliśmy na spacer po faveli, z zamiarem znalezienia przy okazji jedzenia. Zbliżał się zachód słońca, a my znaleźliśmy się w punkcie z pięknym widokiem na Ipanemę. W takich miejscach zazwyczaj widuje się domy warte miliony dolarów, a my byliśmy pośrodku slumsów. Przeszliśmy kilka uliczek więcej i byłam zafascynowana. Było brzydko, nieotynkowane domy, gdzie niegdzie tektura zamiast szyb, ogromna ilość kabli, zwisająca ze słupów, albo poplątana na ziemi. Ale najważniejsze, że przy tym wszystkim było autentycznie. Plotkujący sąsiedzi, kobiety grillujące szaszłyki przed domem, bawiące się dzieci. Wysokie mury z bogatszych dzielnic zniknęły, drzwi były otwarte i prawdopodobnie wszyscy wiedzą o sobie wszystko.
Był piątek i nawet tam czuć było atmosferę weekendu. Ponura aura faveli obserwowana z zewnątrz znika, kiedy znajdziesz się w jej środku.
Usiadliśmy w restauracji przy głównym skwerze Vidigal i zamówiliśmy kilka smażonych empanadas nadziewanych mięsem, kurczakiem i serem. Jakiś przyjazny Brazylijczyk próbował się z nami porozumieć, na koniec pożegnał się ze wszystkimi pocałunkiem w policzek.

To był bardzo dobry dzień, zaczęłam cieszyć się, że wylądowałam w tym hostelu i miałam przeczucie, że najlepsze jeszcze przede mną.
Żadne z poniższych zdjęć nie przedstawiają tego, co opisałam. Foto relacja jest z kolejnego dnia, soboty spędzonej z Laure w starej części Rio, a wieczorem z imprezy w faveli.

-----------------------------------------------------------------------

I decided to make English version for posts from Brazil or actually Rio/Paraty only. It's for the people that made my stay there unforgettable. Since none of them speak Polish, I'll put some more effort to write in English so we can all recall then some good moments of our trip. And just to let my Polish readers know: I don't like to write in English, I'm not good at it, my vocabulary is poor, so don't expect to learn any new words while reading this. If you feel like correcting me, do it but please don’t be too serious about it;).
Before the trip I was hoping to find accommodation on Couchsurfing for my stay in Rio but it didn’t work. Somehow I really didn’t feel like staying in a hostel this time. Let’s face it, the “12 bed dorm experience” is usually far from being marvelous. Rio didn’t seemed to be the safest city in the world, usually I don’t make friends in hostels, so Couchsurfing seemed to be a better option as far as having someone to hang out with or to show me the city. I was booking the hostel with a negative attitude but I guess this was a sign of something unique that was going to happen.
When I got to Rio, arrived at the hostel after 11pm and got off the bus I felt like laughing. I knew the hostel was in a favela (Brazilian slums), so I was prepared for not a very glamorous surroundings but still, it was a bit of a shock how bad it all looked. I remember thinking that if a girl who never traveled alone found herself in my place and this would be her first look of Brazil, she would probably burst into tears and want run back home right away.
I was a bit worried that I will have to look for my hostel in this creepy area but I noticed police patrol few meters farther and asked them about the address. Luckily the building was literally few steps away. But then, the presence of the Police made me think "is it so bad that they have to keep the Police patrol there all the time?"

When I checked in, the staff member showed me my room and this is where I met the first member of our future Vidigal Crew. Hakan was from Turkey, where he works as an architect and travels whenever he can. This time he was visiting Argentina and Brazil. We talked for a while about our first impressions of the hostel and the area. We both had a feeling that the hostel guests are mostly Brazillians and some even live here. This reassured me that I won't find any friends there and will have to explore Rio on my own.
Hakan went to sleep and I had to go write my uni assignment. I was tired after spending the whole day on the plane, jet lagged and the last thing I wanted to do was to use my brain. The fact of writing it in Brazil didn't help, it was afwully painful and I finished at 6:30am. The only nice thing that happened to me when I was writing was the sunrise in beautiful intensive colors. Also, the ocean view I remember from the hostels’ pictures finally became real. The Atlantic Ocean was just across the street. I went to sleep after 7am and my spring break officially began. When I woke up around noon my plan was to relax the whole day, mostly on the beach. This was also the time when I met Laure, a girl from Paris who I liked from the very first minute. She is one of the lucky people who can fly almost for free. Her dad works for Air France so she can travel with the airlines and their partners by paying taxes only. Her flight to Rio cost 75€. What a dream.
Together with Hakan we walked to the beach. I didn’t take my camera or iPhone with me as I thought that first I will check out if the city feels as dangerous as everyone says. Normally I take such warnings with a pinch of salt but this time I’ve heard and read so many stories that I decided to be more careful, at least in the beginning. 
We walked pass Leblon and sat on Ipanema Beach. Soon it became too hot so I went into the water. The current was pretty strong so getting through the waves required a bit of jumping and diving but once I’ve gone past the waves, this was the moment where I felt butterflies. Sun, water in a perfect temperature and a beautiful view on the wide beach and rocks of Rio de Janeiro. I laid down in the water, closed my eyes and couldn’t stop smiling.
In the evening, Luis, the owner of the hostel welcomed us with caipirinhas, the widely known Brazilian drink. I was still tired after my trip and short sleep, the caipirinha was quite strong so I could already feel that one it in my head. Then, together with Hakan and Laure we went for a walk in the favela with a plan to grab some food. It was almost sunset time and we found a spot with beautiful view over Ipanema Beach. Normally in places with views like that you see million dollar houses but here we were, in the middle of slums. We kept wondering around for a bit longer and I was getting more and more fascinated. Basically everything was ugly, unplastered houses, cardboard instead of glass in some windows and tons of cables hanging down or tangled on the ground. But at the same time it was all authentic and the sense of community was in the air. Some ladies were grilling chiken outside their house, neighbors were gossiping and kids were playing. The high walls found in richer areas were gone, the doors were open and most likely everybody knows everything about each other. It was Friday and even there you could feel the atmosphere of the upcoming weekend. The gloomily aura of a favela seen from outside disappears when you're inside of it.
We sat in a restaurant, ordered some empanadas stuffed with meat, chicken and cheese. A cheerful Brazilian man tried to talk to us, kept guessing where are we from and in the end he gave us a hug and kissed our cheeks for goodbye.

This was a very good day, I had already started appreciating that I ended up in the hostel and I had a feeling that the best is yet to come... None of the pictures below reflect what I have just written about. The photo story is from the next day, Saturday spent with Laure visiting the old part of Rio and the favela party at night. 
That's the end of the English version, I'm already dying after writing all this;).

Untitled Ruszyłyśmy z Laure spacerem w stronę plaży. Tutaj w połowie drogi widok na naszą favelę w oddali (na wzgórzu z lewej strony). A budynek rzucający się w oczy to Sheraton.Untitled I rzut oka na drugą stronę z tego samego miejsca, czyli plaże Leblon i Ipanema.Untitled Sobota i ładna pogoda oznacza, że od rana mieszkańcy Rio urzędują na plaży. Starzy czy młodzi, nieważne, wszyscy uprawiają jakiś sport. Untitled Przeszłyśmy ponad 5km, aż do Copacabany i trochę się już zmęczyłyśmy, a nadal byłyśmy przed celem głównym dnia. Jeśli chodzi o plażę, od Copacabany wolę mniej zatłoczoną Ipanemę i Leblon.Untitled W końcu wsiadłyśmy w autobus i pojechałyśmy do Lapa. Przerwa na popularną tutaj mrożoną herbatę i ustalanie gdzie idziemy.Untitled Niektóre budynki były piękne, w niezłym stanie, inne wyglądały gorzej.Untitled Untitled Kawałek akweduktu z połowy XVIII wieku.Untitled Untitled W tej okolicy zrobiło się trochę niebezpiecznie, obie z Laure nie czułyśmy się zbyt pewnie. Później okazało się, że przeczucia miałyśmy słuszne, nasz kolega kilka dni wcześniej w tym samym miejscu widział złodzieja uciekającego przed policją, a w ten sam dzień na znajdujących się w pobliżu Schodach Selarona napadnięto na cztery osoby.Untitled I właśnie ta mało bezpieczna uliczka zaprowadziła nas do Escadaria Selarón, schodów autorstwa czilijskiego artysty. Projekt zawiera ok 2000 płytek zebranych z ponad 60 krajów, niektóre pochodzą z Rio, inne zostały podarowane przez odwiedzających, są też ręcznie malowane przez Selarona.
Untitled Untitled Untitled Untitled Ja i Laure.Untitled Untitled Szłyśmy tak, jak prowadziła droga, szłyśmy ciągle pod górę i po wejściu na wzgórze znalazłyśmy się w Santa Teresa.Untitled Untitled Untitled Zapanował lekko artystyczny klimat, a okolica bardzo nam się spodobała. W szeregu domów natrafiłyśmy na dziurę z wyburzonym budynkiem, pomiędzy dwoma innymi, skąd można było podziwiać górzyste położenie miasta.Untitled Untitled Na samym szczycie znajduje się Parque das Ruinas z ruinami domu Laurindy Santos Lobo, które w latach było kulturalnym centrum. Teraz odbywają się tam wystawy, czasami małe koncerty, a z parku i domu rozchodzi się kolejny świetny widok na Rio.
Untitled Untitled Untitled Untitled
Untitled
Untitled Untitled Untitled Powiedzmy, że to część biznesowa miasta.Untitled Untitled Untitled W okolicy znajdowały się tory starej kolejki przypominającej tą, która jeździ po Lizbonie. Niestety w 2011 wagon wykoleił się, zginęło kilka osób, kilkanaście zostało rannych i od tamtego czasu kolejka jest nieczynna.Untitled Po zwiedzeniu okolicy trafiłyśmy na przyjemną knajpkę pełną miejscowych, pochłoniętych rozmowami ze znajomymi.Untitled Untitled To było dobre miejsce na zrobienie przerwy, zamówiłyśmy kanapki, coś do picia i usiadłyśmy na zewnątrz.Untitled Brazylijczycy chętnie zawierają znajomości, praktycznie za każdym razem jak gdzieś siadaliśmy, ktoś do nas zagadywał. I tak też było w Santa Teresa. Odezwała się do nas pani ze stolika obok, znała angielski, więc porozmawiałyśmy z nią chwilę. Co zabawne, w większości takich rozmów padało pytanie czy mieliśmy już problemy- Nie? Jeszcze nie? Tak jakby nawet miejscowi z góry zakładali, że wyjazd z Rio bez bycia napadniętym to duży sukces;).Untitled Untitled W tym miejscu pożegnałyśmy się z Santa Teresą, chociaż zejście na dół znowu było emocjonujące. Na schodach spało dwóch facetów, trzech młodych siedziało opartych plecami. Skradałyśmy się powoli, żeby nie zwrócić niczyjej uwagi, przeszłyśmy obok siedzących, ale olali nas, więc odetchnęłyśmy z ulgą.Untitled Prawie jak w Portugalii.Untitled Pędzącym na złamanie karku autobusem miejskim dotarłyśmy do plaży, a dalej wybrałyśmy spacer.Untitled Leblon pod wieczór.Untitled W drodze do hostelu zauważyłyśmy grupkę osób ćwiczących chodzenie po linie. Nikomu nie udało się dojść do środka, ale przyznam, że od jakiegoś czasu sama chętnie spróbowałabym slackliningu.Untitled Tego dnia przeszłyśmy z Laure ponad 10km, więc to był już moment kiedy zupełnie nie chciało mi się wyciągać aparatu, ale zmusiałam się dla widoku po zachodzie słońca;).Untitled Wieczór przegadałam z poznanymi wcześniej tego samego dnia Alexem z Meksyku/USA i Tiago z Portugalii. Około 11 wybraliśmy się na imprezę w faveli, która była dosłownie kilka schodów od nas, bo w domu nad hostelem. Na zdjęciu Laure i Ricardo, który przyjechał do Portugalii na wymianę studencką. Na pierwszych kilka dni zatrzymał się w naszym hostelu, tam poznał Tiago i później wieczorami wychodziliśmy razem z nim.Untitled Ktoś przyprowadził kilka osób z Hiszpanii, więc impreza zrobiła się całkiem międzynarodowa.Untitled Okazało się, że barmanem był chłopak, u którego odbywało się party. Amerykanin z Michigan mieszka tam ze swoją dziewczyną z Brazylii, a impreza zorganizowana została z okazji urodzin jej siostry. Untitled Oberwanie chmury.Untitled Nie doczekaliśmy krojenia tortu. Tiago z Ricardo poszli sprawdzić inną imprezę, a ja z Alexem poszliśmy spać około 5. Leżąc już w łóżku, przed zaśnięciem usłyszałam tylko brazylijską wersję "sto lat" i mogłam żałować, że nie załapałam się na deser;).

58 komentarzy:

  1. Szybki komentarz, ktory mozesz zaraz usunac: na poczatku o koledze z Turcji napisalo ci sie "jestem" zamiast "jest" ^^" /Karina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha spodziewałam się pierwszego komentarza poprawiającego angielską wersję, a tu w polskiej też błędy. Dzięki;))

      Usuń
  2. strasznie Ci zazdroszczę tego wyjazdu, mam nadzieję, że mi też niedługo uda się pojechać do Brazylii :) też słyszałam, że jest niebezpieczna, ale na szczęście mój przyjaciel, który jest Brazylijczykiem obiecał mi opiekę, zawsze bezpieczniej z kimś lokalnym :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie, mając znajomego na miejscu jest dużo łatwiej.

      Usuń
  3. miło było na chwilę przenieść się gdzieś indziej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Spotkałaś Hakana z Turcji i przed nim zapewne mnóstwo innych osób z Turcji, mam nadzieję, że masz w planach zwiedzanie tego kraju :D Obecnie przebywam w Stambule i jest wiele do zobaczenia i zjedzenia *_*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do jako takiej Turcji nie ciągnie mnie bardzo, ale do Stambułu jak najbardziej, tamtejszego jedzenia również, tylko jeszcze jakoś nie było okazji.

      Usuń
    2. A ja polecam Turcję południową (kusząco nieturystyczną). Najostrzejsze kebaby w Adanie, Cig koftesi z Diyarbakiru, balkava okraszona pistacjami w Gaziantep i to wszystko zapijane spienionym Ayranem i zabójczo mocną herbatą. O kurczę, jak o tym wszystkim pomyślę to strasznie tęsknię!

      Usuń
  5. Na Twojego bloga trafiłam przez przypadek i muszę przyznać, że fajnie piszesz :) Tak poza tym ciekawy post, aż chce się samemu tam pojechać. A ile planujesz zostać w Brazylii? Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie cieszę, że tu trafiłaś! Niestety w najbliższy wtorek wracam już do domu.

      Usuń
  6. Ula, jak się nazywał hostel który wybrałaś? :)

    OdpowiedzUsuń
  7. woow ale pieknie
    moj maz zawsze mi powtarza, ze do Brazylii to on nie pojedzie, bo jest zbyt niebezpiecznie- ale wiem, ze zycie lubi platac nam figle ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Haha, a mnie się podoba twoja niebieska koszulka z delikatnie nadrukowanymi kontynentami;-)) No i schody świetne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niee to nie są kontynenty tylko jakieś wzory, no chyba że widzisz coś, czego ja nie widzę;))

      Usuń
    2. Haha, no widać każdy widzi to co chce;D Faktycznie przyjrzałam się uważniej i to co wzięłam za Afrykę trochę zbyt 'gibnięte' ;-)))

      Usuń
  9. Wow! Wspaniale to wszystko wygląda na zdjęciach, choć jak zaczęłam czytać początek posta, to "kurcze, gdzie ty wylądowałaś?". Przygody się ciebie trzymają. Od razu poznałaś fajnych ludzi. A te schody z kolorowych płytek są niesamowite. I tylko zazdrościć, że tam tak ciepło, a w Polsce nadal zima :/
    Czekam na ciąg dalszy ;)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja chciałam Cię zapytać jak to jest z j. angielskim u Ciebie. Przyznam się, że ja mimo wielu lat nauki, czuję się bardzo niepewnie, ale to dlatego, że nigdy nie miałam okazji używać go w sytuacjach codziennych - nie podróżowałam za granicę sama ani nie pracowałam. Myślałam, że Ty po tylu latach za granicą, władasz tym językiem na równi z polskim:) Anglia + au pair w Stanach, no i liczne podróże.. A Ty piszesz: "my vocabulary is poor" i że nie lubisz pisać po angielsku i nie jesteś w tym dobra... Dziwi mnie to szczerze mówiąc:) Nie traktuj tego komentarza jako jakiegoś wytykania czy 'prztyczka', pytam z ciekawości, po prostu:) Sama zastanawiam się ile czasu mi zajmie opanowanie języka w takim stopniu, by komunikowanie było naturalne i przychodziło mi bez żadnego trudu. Chcę jechać do pracy za granicę, m.in. też jako aupair i liczę na dużą pomoc takich wyjazdów w nauce języka.. Także jestem ciekawa jak to jest w Twoim wypadku.
    Btw jestem Twoją wielką fanką!I naprawdę Cię podziwiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy, nie dziwie się, że pytasz. Nie mam żadnego problemu z komunikowaniem się po angielsku, ciągle go używam, ale język mówiony różni się od pisanego, a ja nie mam solidnych podstaw. W szkole niemiecki był moim pierwszym językiem obcym, więc z pisaniem miałam do czynienia przede wszystkim studiując pół roku filologię angielską czy teraz na studiach. A pisanie prac zaliczeniowych na uczelnię zajmuje mi kupę czasu. Ponadto nigdy nie byłam wystarczająco pilna, żeby kuć słówka, więc mój zasób słów oceniam średnio. No i ogólnie nie przepadam za pisaniem, nawet robiąc to polsku jestem lekko zażenowana jakie ubogie mam słownictwo.

      Usuń
  11. nic tylko pozazdrościć :)

    OdpowiedzUsuń
  12. śledzę Twojego bloga już długi czas ale jakoś ten post zmobilizował mnie do napisania czegoś. muszę Ci powiedzieć, że nieprawdobodobnie mnie inspirujesz i wydajesz mi się niezwykle pozytywną osobą. bardzo zazdroszczę Ci tych wszystkich podróży ale przede wszystkim zazdroszczę Ci tego, że uparcie dążysz do wyznaczonych celów i nie boisz się ryzykować. czytanie Twoich postów zarówno tych z Brazylii ale też tych dużo starszych z San Francisco, daje mi dużo pozytywnej energii i inspiracji dla jakichś zmian w swoim życiu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za taki miły komentarz, Ewelina :)

      Usuń
  13. Coś przepięknego, cudownego i zapierającego dech w piersiach :)

    Ja chcę do Rio !!! :)

    OdpowiedzUsuń
  14. przez Ciebie ciągle mi się śni, że gdzieś jeżdżę. Wczoraj przez całą noc spacerowałam po jakimś mieście i tylko skakałam od knajpy do knajpy, zastanawiając się, czy zdążę spróbować wszystkich dań z listy :D Rano obudziłam się tak najedzona, że zrezygnowałam ze śniadania :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Hej, Ula!
    Ja mam takie pytanie, bo zastanawia mnie fakt skąd czerpiesz informacje na temat konkretnych miejsc. Idziesz w jakieś miejsce, robisz zdjęcia i jak wstawiasz to wszyściutko dokładnie podpisujesz. To zastanawiające i niesamowicie ciekawe, bo podróżując sama nie zawsze widzisz tabliczki z napisem ulicy bądź części miasta. Czy wiedzę czerpiesz z przewodników czy robisz to w inny sposób? :-)
    Pozdrawiam i czekam na kolejny post!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko znajduję w internecie. Wiadomo, że w wielu przypadkach nie pamiętam nazwy ulicy na której coś się znajdowało, ile kosztowało danie, w którym roku coś powstało albo kto jest tego autorem itd. Tworząc posty czasami sama dowiaduję się wielu rzeczy.

      Usuń
  16. Niesamowicie Ci zazdroszczę ale oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu! Kiedyś uwielbiałam podróżować i robiłam to trochę w inny sposób niż TY, ale i tak wspaniale wspominam ten okres. Bardzo za tym tęsknie ale od pewnego czasu nie mam ku temu odpowiednich warunków. Mam nadzieję, że szybko będę miała okazję to zmienić! Twojego bloga śledzę z przyjemnością,zdjęcia są niesamowite a Ameryka Południowa to moje marzenie, chociaż Brazylia akurat na ostatnim miejscu, bardziej ciągnie mnie do Peru czy Meksyku, głównie ze względu na język ale też i kulturę. Jaka jest Brazylia? Szczerze powiedziawszy jest chyba najbardziej "rozdmuchanym" krajem tamtego rejonu i nie potrafię sobie jakoś wyobrazić tej prawdziwej, zwyczajnej, codziennej. Nie powiem, Twoje zdjęcia na pewno to ułatwiają! Czekam na kolejną porcję !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie dużo bardziej spodobała się Brazylia niż Peru. Codzienność tutaj jest podobna do innych, mniej rozwiniętych krajów, a z kolei życie w takim mieście jak Sao Paulo przypomina to warszawskie, londyńskie itp.
      (p.s. Meksyk jest w Ameryce Pn.) ;)

      Usuń
  17. I jak tu siedzieć i się uczyć jak zimno,a tu takie widoki! :D

    OdpowiedzUsuń
  18. Strasznie się cieszę, że trafiłem na Twojego bloga.

    Zwiedzanie świata widzianego Twoimi oczami to sama przyjemność :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo i pozdrawiam Cię serdecznie!:)

      Usuń
  19. Zdjęcia jak zwykle bajeczne. Mnie zastanawia jedno, może dla niektórych moje pytanie wyda się dziwne i zaraz zacznie się jakaś dyskusja na ten temat, ale zastanawia mnie co trzeba zrobić żeby sobie pozwolić na takie piękne podróże. Ale patrząc na twój profil i miejsce zamieszkania - UK, to chyba już wszystko jasne tam chyba każdy normalnie pracujący może sobie pozwolić na podróżowanie i odkładanie pieniędzy. Ja też podróżuję, ale na pewno nie tak często jak bym chciała, nie jestem z tych co ci tylko zazdroszczą i wzdychają, a sami nic nie zrobią w tym kierunku żeby to zmienić. Tak mi się nasunęły takie skojarzenie teraz, ponieważ właśnie rozważam wyjazd do UK.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak nie jest się bogatym, to trzeba mieć pasję albo po prostu bardzo, bardzo chcieć. Podróże są dla większości ludzi przyjemnością, urozmaiceniem czasu wolnego, dla mnie są numerem jeden, pod które podporządkowuję resztę życia, w tym także odmawianiem sobie wielu różnych przyjemności właśnie ze względu na wyjazdy. Pewnie odwiedzasz tego bloga od niedawna, ale nie wyjechałam do UK do pracy, studiuję tam. Podobny temat już się przewijał... W przypadku Brazylii i podróży do Australii w grudniu/styczniu- wygrałam voucher lotniczy o wartości 7tys zł i dzięki temu się tu znalazłam. A w UK oczywiście łatwiej jest przeżyć dzięki tamtejszym zarobkom, ale pogoda i szara aura dobija i nie mogę się doczekać kiedy się stamtąd wyprowadzę.

      Usuń
  20. o jezusie riodeżaneryjski, wyglada jakbys 2 dni nic nie jadla! ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Hej Ula !
    Może i już się ktoś pytał a ja nie zauważyłem. Jak przerabiasz swoje zdjęcia w Photoshopie? Tylko zmieniasz level czy coś jeszcze? I ile czasu zajmuje Ci przerobienie zdjęcia przed dodaniem go na bloga? ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo różnie, ostatnimi czasy za każdym razem inaczej. Na pojedyncze zdjęcie poświęcam mniej więcej minute, czasem mniej czasem więcej + ewentualne sklejanie dwóch, a potem dodawanie na Flickr zanim trafią na bloga.

      Usuń
  22. Omójboże! Jak ja bym tak chciała! Mieć odwagę po prostu zarezerwować bilet i pojechać gdzieś w pojedynkę, być tak otwartą, żeby poznawać ludzi z różnych zakątków świata! Marzenie. ZAZDROSZCZĘ!!!!!!!!!!

    http://designdetector.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  23. Już się nie mogłam doczekać! Tuż przed Twoim wyjazdem oglądałam film o favelach w szkole i Twoją relację z fb oglądałam z zatrwożeniem ;) Niemniej jednak świetna przygoda, już nie mogę się doczekać kolejnych postów stamtąd! Przepiękne zdjęcia.
    U nas już niedługo będzie równie ciepło, śnieg już prawie stopniał :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, serio? To jestem ciekawa co to był za film, sama bym chętnie obejrzała :)

      Usuń
  24. wiesz moze jak w brazylii sie miewa sytuacja z podrozowaniem na stopa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sensie czy jest bezpiecznie czy ludzie się zatrzymują? Słyszałam o takich co podróżowali. Nie można powiedzieć, że jest bezpiecznie, bo Brazylia do bezpiecznych krajów się nie zalicza, no ale jazda na stopa to zawsze jakieś ryzyko i równie dobrze można mieć bardzo dobre doświadczenie.

      Usuń
    2. Jeśli chodzi o film o favelach to jest duża szansa, że było to Cidade de Deus lub Tropa de Elite. Oba polecam ;) Marta

      Usuń
    3. moje znajome poleciały w lutym do Brazylii, tam podzieliły się w mniejsze podgrupki i podróżowały stopem, kawał Brazylii zjechały, nic się nikomu nie stało:)

      Usuń
  25. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  26. Hej Ula,

    mam pytanie trochę z innej beczki. Nie wiem czy nadal biegasz, ale kiedyś pochwaliłaś się swoim maratonem po NYC :)
    I stąd moje pytanie? Jakich butów do biegania używałaś?

    K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze w SF kupiłam na eBayu jakieś używane buty NIKE do biegania. Korzystam z nich do dzisiaj, na bucie jest napisane Impact Zone, ale Google pokazuje kilka podobnych modeli pod tym hasłem.

      Usuń
    2. Dzięki !
      K.

      Usuń
  27. hej Ula!
    czytam Twojego bloga od daaaaaawna, bo robienie tego między obowiązkami zawsze uwalnia moje pozytywne myśli. i.. nareszcie udało mi się odważyć, kupić bilet i niedługo lecę w moją pierwszą 'poważniejszą' przygodę:)
    jestem wdzięczna za inspirację! tacy ludzie z pasją jak Ty, są niesamowicie zaraźliwi! dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  28. Patrz co znalazłam http://2lozamosc.pl/reportaz_2013/Reportaz/Jan_Pieczykolan.pdf. Kochana stałaś się tematem prac literackich w szkołach! ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha:) Tylko coś mi się link nie chce otworzyć

      Usuń
    2. A jednak się udało. Zabawna sprawa;)

      Usuń
  29. Hej, a może to ich widziałaś? http://www.youtube.com/watch?v=Iki3RyIgAZI
    ale gdzie byś nie było to spróbowc musisz koniecznie :D

    OdpowiedzUsuń
  30. Ulka, nie lubie cię!!!!
    Masz zbyt fajnie z tymi wszystkimi podróżami itd.
    Megaaaaaaaaaaaaaaaaaaa zazdrooooooooooooooooooooooooszczę!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    Już cię lajkuję na FB i czekam na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń