Czasami ze względów czysto turystycznych, innym razem, jeżeli kończą ci się argentyńskie peso, jedziesz do Urugwaju, żeby wyciągnąć z bankomatu dolary. Zainteresowanie jest tak duże, że czasami brakuje ich nawet w bankomatach. O argentyńskim czarnym rynku wymiany walut wspominałam na Facebooku, ale napiszę o tym jeszcze przy okazji kilku praktycznych informacji dotyczących tej podróży.
W Buenos Aires kilka osób powiedziało mi, że nie mam po co jechać do Montevideo, bo nic tam nie ma i że to taka gorsza wersja Buenos Aires. Jeden Argentyńczyk uznał, że to strata czasu i lepiej wybrać się w ładniejsze miejsce gdzieś w Argentynie. Nie wątpię, że takie istnieją, ale nie miałam zamiaru stracić okazji odwiedzenia nieznanego mi do tej pory kraju, zwłaszcza że byłam tak blisko.
Nie pożałowałam. Miasto faktycznie nie jest duże i na pewno pod względem rozrywki przegrywa z Buenos Aires, ale mimo wszystko różni się od stolicy Argentyny i dobrze było zobaczyć to na własne oczy, zamiast słuchać rad innych.
Stopień przestępczości w Urugwaju jest znacznie niższy w sąsiadujących krajach. Brazylijczycy czy Argentyńczycy lubią przyjeżdżać tutaj na wakacje, nie musząc się obawiać, że zostaną porwani;). I takie też miałam odczucia spacerując po Montevideo, które w porównaniu np. z Rio de Janeiro wydawało się być zupelnie niegroźne. Tym bardziej dziwne było to, czego doświadczyłam przez następne trzy dni. Bo ostatecznie wyszło na to, że Montevideo, jest najniebezpieczniejszym miastem w jakim kiedykolwiek byłam, choć nie mówię tego śmiertelnie poważnie.
Zaczęło się od zdarzenia w hostelu. Jeden z najładniejszych w jakich spałam, o naprawdę niezłym standardzie, niskich cenach i bardzo dobrych recenzjach. No i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie zawiodło bezpieczeństwo. Piętrowe łóżka w pokojach miały wbudowane szuflady, gdzie można trzymać rzeczy pod kłódką. Niestety okazało się, że tylnia ściana szuflady nie sięgała końca, więc można było wsadzić rękę i wszystko z niej wyciągnąć. Oczywiście nikt z gości o tym nie wiedział do czasu, kiedy dwóch Niemców zostało okradzionych na 600$. To samo przytrafiło się parze z mojego pokoju, stracili 400$. Ich wiadomość momentalnie podniosła mi ciśnienie i pobiegłam sprawdzić czy ja też straciłam pieniądze. Odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam, że mam wszystko. Inni też nic nie stracili. Taka sytuacja przydarzyła się podobno po raz pierwszy. Sprawca był nieznany, ale do hostelu nie mógł wejść byle kto, dlatego złodziejem musiał być ktoś z gości lub pracowników.
Tego samego wieczoru tuż przy hostelu napadnięto Niemkę (bez użycia broni) i oprócz pieniędzy straciła też paszport, co w ogóle było koszmarem biorąc pod uwagę, że za kilka dni czekał ją lot przez USA.
No i jeszcze trójka znajomych Amerykanów spacerując wieczorem po starym mieście została osaczona przez nastolatków, którzy próbowali zabrać znajomemu iPhona, a koleżance aparat, ale odpowiedziała wystarczającą agresją, żeby szybko zostawili ją w spokoju.
Po tych zdarzeniach doszłam do wniosku, że miałam niezłego farta. Gdybym miała dać wskazówki komuś, kto się tam wybiera, radziłabym nie spacerować po starym mieście nocą. W dzień wydaje się być w porządku, chodziłam z aparatem i czułam się normalnie, ale po zachodzie słońca dzieją się tam różne rzeczy.
Tak czy inaczej, nie chcę, żeby opisane sytuacje zniechęciły kogoś przed wybraniem się do stolicy Urugwaju. Montevideo warte jest odwiedzenia, zwłaszcza jeśli jesteście "w okolicy". Pomimo tych wszystkich zdarzeń, nie czułam się tam wcale mniej bezpiecznie niż w wielu innych miastach. Nie wiem czy w tym przypadku była to kwestia dużego pecha, ale jak zwykle trzeba być po prostu uważnym i rozsądnym, a najlepiej mieć jeszcze odrobinę szczęście.
Widok na miasto z 11 piętra. No cóż, Manhattan to nie jest ;).
Palacio Salvo jest siedzibą władz lokalnych i chyba najbardziej charakterystycznym budynkiem Montevideo. Kiedyś był też najwyższym budynkiem w Ameryce Pd.
Urugwajskie cukiernie są lepsze od argentyńskich. Ulica, na której znajdował się mój hostel. Jednego dnia wybrałam się z poznaną w hostelu parą Niemców do Mercado del Puerto. Kiedyś można było kupić na targu świeże produkty, teraz wewnątrz znajdują się tylko restauracje. Dzień wcześniej obejrzałam odcinek "No Reservations: Uruguay" i Anthony'ego Bourdain pożerającego górę grillowanego mięsa w jednej z restauracji targu. Gdybym była sama, pewnie nie skusiłabym się na nic, ale Julia i Marc koniecznie chcieli zjeść tam obiad, więc dołączyłam do nich i zamówiliśmy dwa dania na trzy osoby. Zamówiliśmy filet de lomo, czyli polędwicę wołową. Mięso zaserwowano z frytkami, do tego była salsa chimichurri. Sam stek był świetny, ale podanie raczej słabe, salsę też jadałam lepszą.
Drugim daniem była pamplona de cerdo, nadziewana pieczeń wieprzowa. Zarówno Argentyńczycy jak i Urugwajczycy doskonale wiedzą jak dobrze przyrządzić mięso. Hostelowy basen. Poznałam w hostelu dwie Amerykanki, studiujące przez semestr w Chile. Usłyszałam może minutę z ich konwersacji zaraz po tym jak przyjechały i wiedziałam, że je polubię. Poznałyśmy się następnego dnia, a przez kolejne 24h tak się zżyłyśmy, że Lindsey pytała Emily, czy mogą mnie spakować do torby i zabrać do Chile. Strasznie rzadko zdarza mi się tak bardzo polubić dziewczyny, w tak krótkim czasie. Do tego były 5 lat młodsze ode mnie. Spędziłyśmy razem świetny wieczór, a następnego dnia poszłyśmy na lunch. Zamówiłam chivito, typową urugwajską kanapkę z cienką wołowiną, serem, jajkiem, pomidorem sałatką i majonezem. Emily i Lindsey.
Pożegnalna fota w hostelu. Wiem, że jeszcze się zobaczymy.
Palacio Salvo jest siedzibą władz lokalnych i chyba najbardziej charakterystycznym budynkiem Montevideo. Kiedyś był też najwyższym budynkiem w Ameryce Pd.
Urugwajskie cukiernie są lepsze od argentyńskich. Ulica, na której znajdował się mój hostel. Jednego dnia wybrałam się z poznaną w hostelu parą Niemców do Mercado del Puerto. Kiedyś można było kupić na targu świeże produkty, teraz wewnątrz znajdują się tylko restauracje. Dzień wcześniej obejrzałam odcinek "No Reservations: Uruguay" i Anthony'ego Bourdain pożerającego górę grillowanego mięsa w jednej z restauracji targu. Gdybym była sama, pewnie nie skusiłabym się na nic, ale Julia i Marc koniecznie chcieli zjeść tam obiad, więc dołączyłam do nich i zamówiliśmy dwa dania na trzy osoby. Zamówiliśmy filet de lomo, czyli polędwicę wołową. Mięso zaserwowano z frytkami, do tego była salsa chimichurri. Sam stek był świetny, ale podanie raczej słabe, salsę też jadałam lepszą.
Drugim daniem była pamplona de cerdo, nadziewana pieczeń wieprzowa. Zarówno Argentyńczycy jak i Urugwajczycy doskonale wiedzą jak dobrze przyrządzić mięso. Hostelowy basen. Poznałam w hostelu dwie Amerykanki, studiujące przez semestr w Chile. Usłyszałam może minutę z ich konwersacji zaraz po tym jak przyjechały i wiedziałam, że je polubię. Poznałyśmy się następnego dnia, a przez kolejne 24h tak się zżyłyśmy, że Lindsey pytała Emily, czy mogą mnie spakować do torby i zabrać do Chile. Strasznie rzadko zdarza mi się tak bardzo polubić dziewczyny, w tak krótkim czasie. Do tego były 5 lat młodsze ode mnie. Spędziłyśmy razem świetny wieczór, a następnego dnia poszłyśmy na lunch. Zamówiłam chivito, typową urugwajską kanapkę z cienką wołowiną, serem, jajkiem, pomidorem sałatką i majonezem. Emily i Lindsey.
Pożegnalna fota w hostelu. Wiem, że jeszcze się zobaczymy.
bardzo chciałbym Cię kiedyś poznać, mam nadzieję, że kiedyś to się spełni :) jesteś moją wielką inspiracją!
OdpowiedzUsuńUlka ile masz wzrostu? I czy mi się wydaje, że masz świetne nogi? :D
OdpowiedzUsuń158cm. Tak, wydaje Ci się, no ale są szczupłe i całkiem proste.
UsuńPiękne, klimatyczne zdjęcia. Uwielbiam je! A zdjęcia jedzenia o tej porze powinny być zabronione ;)
OdpowiedzUsuńTa kanapka wydaje mi się super prosta, ale w taki sposób, że trafia w samo sedno :) to-eat-list
OdpowiedzUsuńbardzo ciekawi mnie jak zapoznałaś się z dziewczynami z USA :)
OdpowiedzUsuńChodzi Ci konkretnie o pierwszy kontakt? Siedziałyśmy w pokoju wspólnym, internet przestał działać i chyba spytałam się czy im też, a dalej już pociągnęła się rozmowa na całą resztę tematów;)
Usuńnie przepadam za wielkimi miastami, dlatego pewnie Montevideo bardziej by mi się spodobało :) poza tym ma "monte" w nazwie :D
OdpowiedzUsuńLP to nie wyrocznia! Przewodnik po Urugwaju ma np. Bradt, w moim kajeciku najlepsze wydawnictwo przewodników. Once you go Bradt, you never go back ;)
OdpowiedzUsuńNapisałam to ogólnie (powinnam ująć w innych słowach), no bo muszą istnieć, ale zdarzają się bardzo rzadko. Tak czy inaczej zdecydowanie nie traktuję LP jako wyroczni. Nie należą do moich ulubionych przewodników, chociaż ulubionych też nie mam;)
UsuńBo pomimo zalewu przeróżnych publikacji o dobre przewodniki wbrew pozorom trudno. Powinnaś czym prędzej wskakiwać w tę niszę, mówię poważnie!
UsuńTeż tak uważam!
Usuńlubię jak piszesz "dobre,ale jadłam lepsze" :) no i zakończenie postu - niecierpliwie czekam na ciąg dalszy, kiedy znowu się spotkasz z dziewczynami :)
OdpowiedzUsuńcos niesamowitego tego zdjęcia, miejsca , to jak opisujesz , niesamowite .
OdpowiedzUsuńmusisz być niezwykle odważną osobą :) od dziecka marzę o podróżach; jednak nie odważyłam się przerwać nauki, podziwiam Cię :)
OdpowiedzUsuńChyba polubiłabym argentyńską i urugwajską kuchnie - wydaje sie dosyć prosta, całkiem swojska i duzą ilością smakowicie przyrządzanego mięcha, mniam.
OdpowiedzUsuńTrzecie zdjęcie przywołuje mi na myśl Plaza de Espańa w Madrycie :)
OdpowiedzUsuńJesteś jedyną osobą na świecie, której zazdroszczę, ale tak ładnie zazdroszczę:) A ja bidula wciąż nie mogę dotrzeć choćby do Berlina...No ale odkąd jest Twój przewodnik, to postanowiłam wybrać się na wiosnę. Piękne zdjęcia, piękna Ula (razem z nogami-nie wypieraj się już, bo masz świetne nogi ;) ) i piękny kraj. No i Twój sweterek na ostatnim zdjęciu też jest bardzo uroczy:) Pozdrawiam, Aldona.
OdpowiedzUsuńco miałaś na myśli pisząc, że rzadko zdarza Ci się polubić dziewczyny w tak krótkim czasie? w sensie, że nie lubisz dziewczyn czy coś?;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
jakiego filtra używasz do zdjęć powyżej, że maja taki fajny jakby minimalnie przymglony efekt? :)
OdpowiedzUsuńPowiedziałabyś mi, jak nabyłaś Canona 5D mark II? Noszę się z zamiarem zakupu tej lustrzanki a jestem au pair w stanach, i szczerze mówiąć trudno mi odłożyć tak wielką sumę na nowy, kupiłaś go może jakoś taniej? Gdzie polecasz go kupić? Na amazonie się trochę boję..
OdpowiedzUsuń