Przeprowadzka do Moss Beach, pierwszy przejazd Pacific Coast Highway z San Francisco i ta piękna świadomość, że przez cały rok tak będzie wyglądała moja droga do domu. Uśmiechałam się od ucha do ucha, a Devil's Slide nie znudziła mi się do ostatniego dnia w Kalifornii.
Longboarding na campusie uczelni Georgia Tech w Atlancie w chłodną, styczniową noc. Bawiłam się lepiej niż 15lat temu na podwórku i miałam ochotę jeździć do samego rana.
Czwartkowa noc w stolicy Peru pod hasłem pisco sour. Dobre towarzystwo, jeszcze lepsza muzyka i czysta radość z mojej pierwszej wizyty w Ameryce Pd.
Filipiny, wyspa Boracay i powrotna droga na lotnisko z przesiadkami z tuk- tuka na łódź, a później bus. Kierowca twierdził, że nie zdążę na samolot, ale widoki przy wschodzie słońce były zbyt piękne, żeby przejmować się czymkolwiek.
Odwiedziny Tima w San Francico w lutym i dzień fantastycznego jedzenia, który rozpoczął się od śniadania w ulubionej Tartine Bakery. Każdy posiłek tego dnia był niezapomniany, każdy kęs wiązał się z prawdziwym zachwytem.
Pierwsze godziny w Nowym Jorku i eksplozja radości. Wtedy patrząc na Central Park wszystko było inne, widziałam mniej, nie zdawałam sobie nawet sprawy z której strony jest Upper West Side, a z której UES. Teraz patrzę na to zdjęcie i rozpoznaje każdy widoczny trawnik, zbiornik wodny, poszczególne mosty, budynki i ulice... Chciałabym móc jeszcze raz wrócić do NYC i poczuć to, co za pierwszy razem.
Zwariowany dzień w Salwadorze dostarczył tylu wrażeń w krótkim czasie, że do dzisiaj wydaje mi się, jakby nigdy nie wydarzył się naprawdę. Na koniec tamtego dnia czekał mnie lot do Peru, więc cieszyłam się podwójnie.
Lollapalooza w Chicago. Pierwszy dzień festiwalu, wrażenie beztroskich wakacji oraz świetne
koncerty Two Door Cinema Club, Crystal Castles, The Kills i Coldplay. O północy miałam tylko ochotę cofnąć czas i przeżyć wszystko raz jeszcze.
Odkrycie parku Bernal Heights i tamtejszy widok na San Francisco o zachodzie słońca. Ciężko było siedzieć na wzgórzu, rozglądać się na wszystkie strony i przy okazji nie zakochać się w tym mieście.Pierwszy wieczór w San Juan na Filipinach. Pływanie na desce o zachodzie słońca, a później kolacja na plaży z lokalnymi surferami. Najlepszy grillowany tuńczyk i problemy z przeżuwaniem jedzenia, kiedy nie możesz przestać się uśmiechać.
To jest po prostu niesamowite, pochwalić się taką kolekcją miejsc i wspomnień, w dodatku w tym wieku. Tyle w temacie ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńImponujące podsumowanie! Widać, że strasznie tęsknisz za Stanami. Mogę Cię pocieszyć, że z wiekiem to przejdzie :)
OdpowiedzUsuńWidok na San Francisco wspaniały,nawet sobie nie wyobrażasz jak Ci zazdroszczę tych wszystkich podróży ;)
OdpowiedzUsuńula, jestes niesamowita, bardzo bardzo cie podziwiam :) mnie nie starczylo nawet odwagi zeby na erasmusa pojechac, ale jak czytam twojego bloga to czuje, ze jednak da sie jak sie cos postanowi :)
OdpowiedzUsuńOjej wielka szkoda, że nie skorzystałaś z Erasmusa! Ja bardzo chciałam- a nie miałam możliwości, więc mogłabym pojechać nawet jutro;)
UsuńMam wrażenie, że rozmowa z Timem tak Cię nostalgicznie nastroiła...? :)
OdpowiedzUsuńTydzień temu miałam sen o Kalifornii, później skontaktowałam się z moją rodziną z CA, do tego jeszcze rozmowa z Timem i tak cały tydzień sobie wspominam:).
Usuńjesteś kapitalna.
OdpowiedzUsuńu mnie uśmiech na twarzy wywołuje zawsze każdy Twój kolejny post, bo wiem, że będzie to piękny wizualny i dopracowany treściowo tekst.
i muszę powiedzieć, że to właśnie osoby takie, jak Ty pomagają mi zebrać siły (w tym roku praktykowałam w Walencji, mam nadzieję, że komentarz za rok będę pisała z jakiegoś niewielkiego pokoju w Madrycie, gdzie chcę postudiować przez kilka miesięcy) - DZIĘKUJĘ!
Dokładnie Ula,
Usuńna Twoje posty się czeka. Jesteś jedną z moich ulubionych lektur i dajesz mi wiele energii do działania, do odkrywania, dodajesz odwagi!
Masz duuuży wpływ na moje życiowe decyzje!
dzięki, bez Ciebie nie byłoby tak ciekawie.
Nawet nie wiecie jak miło jest coś takiego przeczytać. Mieć wpływ na czyjeś życiowe decyzje...czuję się zaszczycona! :*
Usuńwow, ale mnie zainspirowałaś! zaczęłam myśleć o moich niezapomnianych momentach i okazuje się że kilka ich jest i w takich chwilach jak tak kiedy wracam z pracy o 3 rano i padam ze zmęczenia to naprawdę pomaga ;)
OdpowiedzUsuńTwoja lista momentów jest imponująca :)
OdpowiedzUsuńczasem warto się zatrzymać i pomyśleć o tych dobrych chwilach, których nie da się zapomnieć.
Piękne uśmiechy, piękne wspomnienia. I ta taka radość w serduchu, fajna rzecz.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony mam ochotę napisać Ci, że trzeba się też cieszyć codziennością, z drugiej strony przecież tą codzienność tworzy kilka szczegółów. No i ciężko się wraca do rzeczywistości po tak intensywnych doświadczeniach.
Ale tu widzę zbiór wspomnień z kilku lat.. mam nadzieję, że pod koniec roku będzie też podsumowanie 2012.. i również zbierzesz tyle dobrych momentów z ostatnich dwunastu miesięcy:)
OdpowiedzUsuńTeż to lubię, wracać do zdjęć, do muzyki, która z danym miejscem mi się kojarzy. Tych kilka wyjazdów uratowało ten rok, który był dla mnie dość ciężki - staram się pamiętać tylko Kretę, Norwegię, Rygę itd.:) podróż na swój przyjemny sposób odmóżdża (ale w tym momencie chodzi mi o pozytywne znaczenie tego słowa), odsuwa od problemów.. i dodaje sił przede wszystkim.
Oj kocham ten ból mięsni przyustowych z nadmiaru usmiechu. I te momenty kiedy jest TAK BOSKO ze nie wiadomo co z tym zrobic. Machać rękami, skakać, krzyczeć czy co. Ja w takich momentach najczęściej mimowolnie powtarzam ja pier....ole, chociaż na co dzień nie przeklinam;)
OdpowiedzUsuńJulka
Prowadzisz fantastycznego bloga, a twoje wpisy są bardzo ciekawe i interesujące. Czekam na więcej! Pozdrawiam cieplutko, Paulina:)
OdpowiedzUsuńmnie twój post szczerze wzruszył, naprawdę :) cudowna kolekcja wspomnień :)
OdpowiedzUsuńJejku, to co tutaj napisałaś jest niesamowite, te wszystkie niezapomniane chwile i przeżycia. Na prawdę zazdroszczę. Sama chciałabym tyle podróżować, zwiedzić obie Ameryki, Azję, Afrykę, Australię - cały świat. W te wakacje lecę do Rzymu i mam nadzieję, że będzie to pierwszy mój krok w rozpoczęciu przygody z podróżami.
OdpowiedzUsuńNiektórzy przez całe życie nie zwiedzają tyle miejsc co ty i nie doświadczają tylu wspomnień, także masz szczęście, że urodziłaś się odważną podróżniczką, która sprawiła że te wszystkie wspomnienia miały podstawę aby powstać :) Mnie również inspirujesz.
OdpowiedzUsuńaż ciarki mnie przeszły. jak brakuje mi motywacji do dzialania wystarczy ze zaczne czytac twojego bloga i automatycznie nabieram sil. dziekuje :)
OdpowiedzUsuńUla! Już nie nadążam z mówieniem "oo to będzie mój ulubiony post" na Twoim blogu! :D
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemny wpis. Zdjęcie, krótkie zdanie. Miło się czyta i przy okazji to ciepło na sercu...
Bardzo mnie wzruszył ten post...
OdpowiedzUsuńFajnie to wszystko przedstawiłaś i potrafiłam poczuć z Tobą to podróżnicze podekscytowanie. Uśmiechy ludzi, pyszne jedzenie, zapierające dech w piersi widoki. Ach, te widoki... I to poczucie, że jest się tam tylko na chwilę, że trzeba wykorzystać i wdychać i próbować, bo jutro będziesz gdzieś indziej i czekają na Ciebie zupełnie inne emocje...
Wydawało by się prosty koncept na post: zdjęcie i króciutki opis, a tyle we mnie strun poruszył, że ciężko mi przestać o nim myśleć. :-)
Pozdrawiam,
Kasia
Cieszę się, że się spodobał!
Usuńmnie na razie się udało odwiedzić miesiąc temu nowy jork:D baardzo miło wspominam i nawet skorzystałam z Twojego kulinarnego przewodnika po tym mieście:) do tej pory trzymam wizytówkę katz's deli w portfelu:)... mój blog ma trochę inną tematykę, ale zdjęcia z nyc obowiązkowo wstawiłam:)
OdpowiedzUsuńPamiętam moment jak pierwszy raz trafiłam na Twojego bloga, pomyślałam: "bogata, ma wszystko". Wyjeżdza, bo jej się nudzi.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za to.
Jesteś moją motywacją do zmian, jeszcze trochę już niedługo i będę mogła robić co chce - po co mi były dwa kierunki studiów magisterskie? Nie wiem.
Wiem, że masz w sobie tyle emocji i dziękuje, że się ze mną nimi dzielisz.
PS. Nadal uważam że jestś piękna :)
Monika
Haha nie ma za co! Najważniejsze, że zmieniłaś zdanie :)
UsuńSuper, nowy nagłówek! Chciałam coś zrobić u siebie, ale nie wiem jakie wymiary musi mieć ten bilbord i jak się do tego zabrać. Jak próbowałam coś wkleić to albo za długie, albo za krótkie wychodziło.
OdpowiedzUsuńNie wiem jak masz szablon, ale w przypadku mojego szerokość 1200 mieści się idealnie w wymiarach szablonu nagłówka.
UsuńMasz rację. Metodą prób i błędów właśnie taki wymiar znalazłam 1200 na 334. Dzięki!
UsuńUwielbiam Twojego bloga! Jednym z moich największych marzeń jest kiedyś odwiedzić Amerykę, szczególnie słoneczną Kalifornię. :)
OdpowiedzUsuńTyle wspaniałych miejsc, niektórym nie jest dane lub sami nie chcą zwiedzić chociaż garstki z nich. Cieszę się, że wykorzystujesz każdą okazję, że żyjesz pełnią życia, swoją pasją. "Odkrycie parku Bernal Heights i tamtejszy widok na San Francisco o zachodzie słońca. Ciężko było siedzieć na wzgórzu, rozglądać się na wszystkie strony i przy okazji nie zakochać się w tym mieście. - muszę dopisać do mojej listy celów:)
OdpowiedzUsuńUleczka aż się wzruszyłam ;) wspomnienia są wieczne, tego nie zabierze nam nikt!
OdpowiedzUsuńpzdr,
E.
Ula *.* coś wspaniałego. Nawet Ci nie umiem zazdroszcić. Sam chcę przezyć swoje własne chwilę do których będę wracał z utęsknieniem. To Twoje życie i korzystaj dziewczyno ile wlezie mimo wszystko!!!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
Marcin.
Lollapalooza - zazdroszczę!!!
OdpowiedzUsuńJak to mówią - wszystko co mamy to wspomnienia... Pozostaje nam je pielęgnować i gromadzić jak najwięcej tych dobrych :)
A ja z innej beczki... bo mam wrażenie, że ciągle narzekasz na Birmingham. Jak to jest - masz chociaż jeden pozytyw tego studiowania? Wybacz, ale jak ciągle czytam narzekanie na to miasto, pogodę, pewnie nie na studia... to mam ochotę spytać "to co Ty tam do diaska robisz, skoro tak nie chcesz tam być?" Czy już tak bardzo kochasz USA, że każde inne miejsce po prostu jest dla Ciebie beznadziejne?
OdpowiedzUsuńbeata
Pozytywna strona tego studiowania, to przede wszystkim to, co po nich nastąpi. Decydując się na Birmingham wiedziałam, że nie będzie tutaj super, że miasto nie zachwyci, a same studia będą po części dużym cierpieniem. Moja misja to skończenie ich i właśnie dlatego tutaj jestem. A że przy okazji nie jestem wyjątkowo szczęśliwa? No trudno, tak bywa i nie zamierzam udawać, że jest inaczej.
UsuńNatomiast co do ostatniego zdania, to albo zależało Ci tylko na tym, żeby być wredną, albo niezbyt uważnie czytasz tego bloga, jeśli wysuwasz takie wnioski.
Cóż, nie jestem wredna i pytanie takie nie było. Ja po prostu mam wrażenie, że gloryfikujesz USA.
Usuńbeata
Rozumiem, że jesteś z tych co Stanów nie lubią, bo gdyby wypisała wszystkie kraje, w których chciałabym pomieszkać, to pewnie nie przeszkadzałoby Ci to. Uwielbiam San Francisco i Nowy Jork, mam swoje powody bo w tych miejscach czułam się do tej pory najlepiej, mam stamtąd genialne wspomnienia i wiele zawdzięczam tym miejscom. Czy kocham USA? Nie.
UsuńSwietne zdjecia- straszliwie ci zazdroszcze zwiedzenia tylu miejsc
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
jestem teraz na Erasmusie i mam czasami gorsze chwile (tęsknota za rodziną i przyjaciółmi), ale po tym poście tylko się utwierdziłam, że ten wyjazd to była jedna z najlepszych decyzji. jesteś cudowna :)
OdpowiedzUsuńPiekne zdjecia, masz talent :) blog tez swietny.. sama tez prowadze bloga o Michaelu Jacksonie i serdecznie was na niego zapraszam http://mj-everforever.blogspot.com/ Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJestem tu od niedawna i Twoje posty po prostu wręcz zapierają dech w piersiach. Ukłucie zazdrości się często pojawia. ; )
OdpowiedzUsuńMogę zapytać jak w ogóle zaczęłaś swoje podróże? Jak wylądowałaś w Kalifornii, Nowym Jorku...? Od czego to wszystko się zaczęło? :)