Żartowaliśmy, że jego mieszkanie byłoby idealną lokalizacją dla couchsurferów, ale właśnie z powodu popularności Nowego Jorku nie może tego zrobić, bo w skrzynce znajdowałby po kilkanaście wiadomości dziennie;).
Pierwsze co zrobiłam, to wyszłam przez okno na schody przeciwpożarowe. Ten żółty dach, to tajska restauracja.
Fajnie byłoby mieć znajomych w całym budynku, wspinać się po schodach przeciwpożarowych i pukać w ich okna;)
Zanim pojechałam do Soe, kręciłam się po Upper West Side i kupiłam dla nas cream puffs z Beard Papa's, które już kilka razy chcieliśmy spróbować.
Jedno ciastko z nadzieniem waniliowym, drugie bananowym. Dobre!
Pokój Soe, obraz na ścianie z Ikei.
W typowych nowojorskich kamienicach okna są tylko po dwóch stronach budynku, czyli w pokoju Soe i jego współlokatora, a w salonie, kuchni i łazience panuje wieczna noc. Dobrym pomysłem było wetknięcie świeczek w dziury w ścianie (po lewej). Dają fajny efekt!
Kuchnia, czy raczej aneks/ kącik kuchenny. Nic dziwnego, że Nowojorczycy tak często jadają poza domem, a rodziny nie wybierają takich budynków na miejsce zamieszkania;).
Zanim wyszliśmy z domu, poszliśmy na dach.
Tam, gdzie widać lampki, to czyjeś sympatyczne okienko w dachu.
Pod wieczór pojechaliśmy do Washington Heights (płn. Manhattan) na kolację do Johana, kolegi Soe.
Nie była to zwykła kolacja, chociaż to tyle, co mogę na ten temat powiedzieć;).
Większość gości znałam, poza dwiema osobami.
Zwykłe-niezwykłe red velvet cupcakes na deser.
W razie czego możecie nawiązać ze mną kontakt przez Facebooka, Twittera, lub emaila, chociaż ta ostatnia metoda jest najmniej skuteczna, bo odpisywanie na wiadomości nie przychodzi mi łatwo;).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz