22 sty 2010

My first day in Atlanta (part one).

W czwartek musiałam opuścić Florydę, żeby ruszyć na północ. Spóźniłam się na mój lot z Miami do Atlanty, ale linie lotnicze bez problemu 'wrzuciły' mnie na następny, który był po kilku godzinach.
Do Georgii dotarłam około północy. Jeff czekał na mnie przed lotniskiem, a kiedy go zobaczyłam to łzy napłynęły mi do oczu, bo nie chciało mi się wierzyć, że dotarłam do miejsca o którym tyle mi opowiadał, które jest tak daleko od miejsca naszego ostatniego spotkania i  że to wszystko dzieje się naprawdę:).

Dziękuję za wszystkie głosy, jakie oddaliście na mojego bloga w konkursie "Blog Roku"! Jesteście super!
Nie udało mi się przejść do finału, co nie było zresztą niespodzianką, choć zawsze istnieje jakaś nadzieja na przyszłość;). Pociesza mnie to, że Wasze smsy nie zmarnowały się i dochód z nich przekazany zostanie na turnusy rehabilitacyjne dla osób niepełnosprawnych.


Kiedy obudziłam się w piątek rano, śniadanie czekało już na mnie na stole;D. Bardzo mi się spodobała kuchnia w domu Jeffa...Nie ma to jak jeść i podziwiać widoki za oknem.


Wyruszyliśmy z domu ok 11. Naszym pierwszym przystankiem był dom, w którym Jeff mieszkał w trakcie studiów (skończył je w grudniu). Nadal mieszka tam jego najlepszy przyjaciel (o którym nasłuchałam się w PL) i reszta współlokatorów.

To były pokój Jeffa, teraz mieszka w nim dziewczyna z Chin. Widząc jej pokój poczułam się dumna i pomyślałam sobie "jak ktoś mógł mnie kiedykolwiek nazwać bałaganiarą?" ;D

Pokój Ramziego, najlepszego przyjaciela Jeffa.

A to jego muzyczny kącik;).

Kuchnia i duży pokój.

Nietrudno zauważyć, że mieszkają tu studenci;).

Odszukajcie na tej lodówce polski akcent;). Tymi słowami Ramzi miał mnie przywitać, ale ostatecznie nie udało mu się ich nauczyć;).

Pojechaliśmy do Piedmont Park, skąd rozpościera się bardzo ładny widok na centrum Atlanty.

Jeff zabrał dla nas lunch z domu, Ramzi kupił coś sobie po drodze i rozłożyliśmy się w parku na kocyku. Pogoda była piękna.

Kurczak, sałatka, rzodkiewki, fasola.


Po przylocie do Atlanty nie mogłam się nadziwić, że drzewa są bez liści a trawa żółta;))). W San Francisco jest zielono, a że na Florydzie palmy rosną na każdym kroku to nie muszę wspomniać;).


Po lunchu pojechaliśmy do szkoły dziewczyny Jeffa, która studiuje w żeńskim collegu.

Partyjka szachów w oczekiwaniu na Jennę;).

Jenna zrobiła nam małą wycieczkę po campusie. Odwiedziliśmy m.in. planetarium.

Biblioteka.

Momentami czułam się jak w Hogwarcie;).

Później wróciliśmy do centrum Atlanty. Cała trójka chciała mi pokazać pewne miejsce, ale zgubili się i musieli skorzystać Google Maps. Śmiałam się, że mieszkają tu całe życie (poza Ramzim), a gubią się w centrum;).

Relacja z dalszej części dnia w kolejnym poście. Za dużo działo się w pierwszy dzień, żeby wszystkie zdjęcia wrzucić na raz;).

20 komentarzy:

  1. śliczna ta dziewczyna Jeffa:)) chciałabym więcej jej zdjęć! Ogólnie śliczna z nich para;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ulu!!!wiecej wiecej wiecccejjj!!!im dłuzej śledze Twojego bloga tym mniej sycące wydają mi sie kolejne posty :D ciągle mi mało :D jestes swietna -trzymaj tak dalej!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ona jest modelką (głównie stroje kąpielowe);). Kilka jej zdjęć chyba pojawi się w kolejnym poście.

    OdpowiedzUsuń
  4. moze to takie glupie gybanie ale...moze jakbym uczyla sie na takiej ladnej uczelni wszystko przyszloby mi latwej?glownie nauka?;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. jak zwykle świetne zdjęcia i opisy :) Karolina, Katowice

    OdpowiedzUsuń
  6. gosia-> Ja wiem tylko tyle, że nie mogłabym studiować na uczelni z samymi dziewczynami. Zwariowałabym;).

    OdpowiedzUsuń
  7. ojeju..co post to przystojny facet :D chociaż ta różnorodność jest ciekawsza..chodzi mi o miasta..wsiadasz w jednym miejscu, lecisz kilka godzin i jestes w zupełnie innym świecie..chyba mozna powiedziec, ze wlasnie to najbardziej lubie w podrózach..poza moim ulubionym "aspeketem kulturowym" :d

    OdpowiedzUsuń
  8. ojoj, lubisz takie czarne tosty ? ^^

    fajne chłopaki:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Pięknie !!! Mam pytanie byłaś w Nowym Yorku ???


    ps to mój e-mail karam12@o2.pl czekam na odp

    OdpowiedzUsuń
  10. Czesc Ula,
    nie wierze, ze Twoj blog nie zostal zakwalifikowany do finalu... dla mnie to blog roku :-) p.s. dzieki Tobie ja i moj chlopak odkrylismy pancakes'y z syropem klonowym (miazga) -stala czytelniczka, ktora rzadko, ale czasem dodaje komentarze - Magda

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Ulenko,prosze tak nie zaniedbywac foodmessu :) serdecznosci
    ps,niezaleznie spostrzeglam ze i komentarz ponad moim o jedzeniu hehe :)

    OdpowiedzUsuń
  12. To jest po prostu niesamowite - leżysz na złotym trawniku i patrzysz na wieżowce , to jest tak bardzo amerykańskie, że zapiera dech w piersiach, marzenie !

    OdpowiedzUsuń

  13. zagubiony omułek-> Zazwyczaj nie jem mocno spieczonych, chyba że niechcący się tak spali;).

    fanpir-> Byłam we wrześniu:).

    Magda-> Bardzo Ci dziękuję;).

    Anonimowy 14:20-> Przepraszam;D. Słabo mi idzie z tym foodmes...jakoś ostatnio niczego ciekawego nie gotuję...

    OdpowiedzUsuń
  14. A skąd znasz Jeffa tak w ogóle? :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Fajnie w tej bibliotece... ale faktycznie szkoda, że dookoła same baby ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Anonimowy-> Jeff był latem wolontariuszem w moim mieście, a ja się nim (i jeszcze dwiema Amerykankami) opiekowałam. http://adamantwanderer.blogspot.com/2009/06/bye-beth.html

    OdpowiedzUsuń
  17. Ach ten Jeff ;-) Znów sobie trochę powzdycham ;-)
    Lady M.

    OdpowiedzUsuń
  18. oniemiałam na widok ich 'studenckiego' mieszkania - myślałam, że one wyglądają tak tylko w serialach ;)
    szkoda, że w Polsce (czytaj: w Warszawie) wynajęcie jednopokojowego mieszkania kosztuje ponad 1000 zł...eh.

    OdpowiedzUsuń
  19. Rozbroił mnie ten biedny misiaczek porzucony na podłodze pośród tych wszystkich śmieci :(

    dorotka :)

    OdpowiedzUsuń