Lot do Nowego Jorku miałyśmy wieczorem, więc przed nami był cały dzień zwiedzania San Juan, stolicy Portoryko.
Wyspa została odkryta przez Kolumba i aż przez 400 lat była pod panowaniem Hiszpanii. Pod koniec XIX wieku doszło do wojny amerykańsko-hiszpańskiej, po której Portoryko przeszło w ręce Amerykanów i do dzisiaj jest państwem stowarzyszonym z USA.
San Juan wygląda dość niepozornie, do momentu kiedy nie wkroczy się na teren pięknego Starego Miasta. Nagle człowiek przenosi się do czasów kolonialnych i czuje się jak w Europie, bo klimat Hiszpanii jest bardzo wyraźny.
Na szczęście nie musiałyśmy wozić ze sobą walizki, więc spacerowałyśmy po Starym San Juan cały dzień.
Kawałek Castillo San Cristobal.
Sta Miasto położone jest na wzgórzu.
Przed zamkiem San Christobal.
Dalej szłyśmy wzdłuż Atlantyku.
Po drugiej stronie drogi znajdowały się piękne stare domy.
Ula z opalenizną, z której niewiele już pozostało;).
Pierwszy raz zdarzyło mi się zobaczyć slumsy tuż nad oceanem w stolicy kraju. Jak to możlwe? Przecież domy w takich miejscach są zawsze najdroższe, zwłaszcza że blisko nich były stare eleganckie kamienice. Nic tylko kupić tam budynek i poczekać, aż ceny pójdą w górę, bo w końcu to się musi zmienić;).
Idąc przy oceanie doszłyśmy do wielkiego trawnika przy forcie Castillo del Morro, gdzie ludzie puszczali latawce.
Od razu pomyślałam o "The Kite Runner", znacię tą książkę/film?
W ostatniej chwili zauważyłam też przechodzą obok wyjątkową dziewczynkę prowadzącą wyjątkowego psa;).
Później ruszyłyśmy w głąb Starego Miasta.
Niektóre kamienice miały bardzo intensywne kolory.
Przypadkowo znalazłyśmy się na 'kociej ulicy', na której wylegiwało się siedem kotów. Wiecie, że ostatni raz kota na ulicy widziałam chyba rok temu w Peru? W Stanach w ogóle nie widać bezdomnych zwierząt.
Druga część relacji z San Juan w kolejnym poście.
Ślicznie tam jest<3
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci tych wszystkich wspomnień :)
Chyba tu by mi się podobało najbardziej z całej tej wyprawy. Strasznie fajny widok na siódmym od góry. Mam wrażenie, że gdybym mogła zostać w tak pięknym miejscu tylko jeden (niecały?) dzień, to umarłabym z żalu, że nie mogę chociaż paru dni tam pobyć. ;)
OdpowiedzUsuńnat.
nat.-> No niby tak, ale też na drugi dzień już nie miałabym co robić, bo przeszłam całe Stare Miasto w jeden dzień. Oczywiście mogłabym przejść jeszcze raz i znajdować kolejne perełki i fajnie byłoby tam być dla samego bycia, ale pomijając fakt, że to był koniec wakacji, to nie umierałam z żalu z powodu długości pobytu w San Juan;).
OdpowiedzUsuńZazdroszczę opalenizny.;)
OdpowiedzUsuńY.
właśnie przeczytałam całą tę relację z Karaibów, bo miałam sporo do nadgonienia, i jejku- przysięgam, że kiedyś też będę na takim rejsie ;) same cudowności!
OdpowiedzUsuńuciełaś mamie stopy :)
OdpowiedzUsuńTeż od razu pomyślałam o The Kite Runner:) Tyle, że ja poprzestałam na filmie...
OdpowiedzUsuńA.
mam pytanie :) czy jak mieszkałaś w San Francisco to było jakieś trzęsienie ziemi które odczułaś ?
OdpowiedzUsuńKite Runner oglądałam, ale chyba nie zrobił na mnie większego znaczenia. bezdomne koty z krótkimi ogonami na potęgę spotkać można w Malezji, bleh! nie znoszę kotów
OdpowiedzUsuńświetne świetne zdjęcia! w ogóle zauważyłam że wszystkie zdjęcia z Karaibów mają taki jakby nowy 'styl'. odstawiłaś małą głębię ostrości i w ogóle kolory jakoś podkręciłaś - fajnie! ciekawie, coś nowego.
OdpowiedzUsuńwspaniale!
OdpowiedzUsuńTen kot nie wygląda na bezdomnego, istnieją jeszcze ludzie którzy wypuszczają koty na dwór, a nawet i tacy którzy widząc wylegującego się kota nie rzucą mu w łeb kamieniem ani go nie kopną (może nie w Nowym Yorku).
OdpowiedzUsuńKot
Anonimowy z 17:46-> Ucięłam celowo.
OdpowiedzUsuńAnonimowy z 18:25-> To nie nowy styl, tylko wiedziałam, że na Karaibach słonecznie, więc przez cały wyjazd używałam filtra polaryzacjnego i w żaden sposób (poza San Juan) ich nie przerabiałam. Przez filtr kolory są trochę intensywniejsze. A używałam przede wszystkim obiektywu 17-50mm, no bo 50tka na tym wyjeździe nie sprawdziłaby się dobrze.
Kot-> Ich wygląd nie świadczył o tym, żeby były domowymi pupilkami więc wydaje mi się, że są dokarmiane przez mieszkańców, ale bezdomne.
Podobają mi się te stare domy i ich intensywne kolory :). A Twoja mama musiała przeżyć chyba szok termiczny po powrocie do Polski :P
OdpowiedzUsuńAnonimowy z 19:32-> Przeżyłyśmy go obie po powrocie do NY. Chociaż przez to, że się wygrzałyśmy na Karaibach, to zimno nie było tak dokuczliwe jak przed wyjazdem.
OdpowiedzUsuńALe się opaliłaś ;) Wspaniałe miejsca zwidziłaś. Pozazrościć tylko ;))
OdpowiedzUsuńpiękne miasto.
OdpowiedzUsuńw poprzednich karaibskich postach faktycznie obróbki brak, a tu już ją widać, szczególnie winietowanie:) którą masz wersje tamrona? ze stabilizacją czy bez?
OdpowiedzUsuńPzdr.
Anonimowy z 00:25-> Bez stabilizacji.
OdpowiedzUsuńczytalam/widzialam.Nie wiem czy znasz 1000 splendid suns-ten sam autor a ksiazka to najsmutniejsza rzecz jaka keidykolwiek czytalam...
OdpowiedzUsuńNajlepsze jak dla mnie to to puszczanie latawców :D!
OdpowiedzUsuńBoże,piękne zdjęcia, PIĘKNE!!! przez Ciebie żyję już wakacjami! :D
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia. Też chciałabym kiedyś odwiedzić Karaiby. ;)
OdpowiedzUsuńUla podziwiam to jaka jestes ogarnieta osoba :) Wszystko co sobie wymyslisz potrafisz tak pozałatwiac ze staje sie to realne :) Ja niestety nie potrafie w zaden sposob sie za to zabrac :( Stad moj komentarz. Chciałam sie Ciebie zapytac jak sobie zalatwialas prace w UK ? Masz moze jakas sprawdzona stronke z ktorej korzystalas ? Byłabym wdzieczna za jakies rady :) Ola
OdpowiedzUsuńOla-> Dziękuję;). Zarówno pracę jak i mieszkanie znalazłam przez gumtree.com.
OdpowiedzUsuń