21 wrz 2009

Santa Cruz.

Weekend spędziłam praktycznie w całości poza domem, w kilku różnych miejscach.
W sobotę byłam w opustoszałym Aromas, a później nad Pacyfikiem, w Santa Cruz, światowej stolicy surfingu.
Ocean był akurat wyjątkowo spokojny, więc surferzy nie mieli tam za wiele do roboty;).
 Wszelkie wyjazdy z host-rodziną bardzo ograniczają mnie jeśli chodzi o zwiedzanie i robienie zdjęć, ale cóż mogę poradzić?

W zeszłym tygodniu założyłam bloga poświęconego zdjęciom jedzenia. Nie znaczy to, że tutaj nie będzie ich już w ogóle, ale tam będę dodawać dowolne ilości zdjęć. Miało to być konto na Flickr, ale wygrał blog, bo jest w 100% darmowy;).

Jedno z dzieci miało w sobotę mecz. Było to zaledwie 1,5h jazdy samochodem, a krajobraz zmienił się diametralnie. Zobaczyłam tą "wiejską" stronę USA. Pola, wąskie drogi, pustki na ulicach, gdzieniegdzie domy z dużymi terenami dookoła. No i poczułam się jak w Meksyku, bo w Aromas wszyscy mówili po hiszpańsku;).

Meksykański lodziarz u którego zaopatrzyłam się w Oreo na patyku;).

Boisko wyglądało tak jak wyglądają boiska w polskich wioskach.





Po meczu pojechaliśmy do Santa Cruz. Tą plażę wybrali chłopcy, oczywiście ze względu na wesołe miasteczko w którym później wylądowałam razem z nimi;P.



To co mnie bardzo zaskoczyło to foki śpiące na molo:). Pływają przy ludziach i żyją w tym miejscu z własnego wyboru.

Pierwszy raz w życiu poruszłam się między fokami w ich własnym środoowisku i miałam je na wyciągnięcie ręki. To dziwne, że obecność ludzi im nie przeszkadza.

Były przeurocze:).



Nie kąpałam się, moczyłam tylko nogi. Woda ma podobną temperaturę do naszego Bałtyku.






Na koniec dnia poszliśmy do restauracji.

Moja sałatka z krewetkami.


I spent Saturday in Santa Cruz, the surfing capital of the world. The Ocean was very quiet though;). This is my new blog about food.

21 komentarzy:

  1. no nareszcie jakis wpis, myslalam, ze sie nie doczekam!;), budki ratownikow jak ze slonecznego patrolu, nawet chyba nieremontowane od tamtych czasow;), piekne to swiatlo daje to slonce amerykanskie, palmy sa jak najbardziej na miejscu, foki sa nieziemskie, takie tlusciutkie i szczesliwie nieswiadome wyciekow ropy, a ta salatka taka orzezwiajaca na koniec :)/ pozdrawiam, karolina

    OdpowiedzUsuń
  2. foczki są przecudne.jak Ci się pracuje?

    OdpowiedzUsuń
  3. piękne zdjęcia, jak zawsze!
    a foki to takie rozkoszniaste stworzenia! :D

    pack-my-suitcase.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. to mój ulubiony wpis u Ciebie! a że foki są przeurocze, też mi odkrycie :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne zdjęcie chłopca w Mcbluzie !

    OdpowiedzUsuń
  6. obejżałam właśnie Cały Twoj blog. i po prostu jedno wielkie WOW:) wspaniałe.

    OdpowiedzUsuń
  7. No to zobaczyłam inną stronę Ameryki, bardziej swojską i spokojną. Foki przemiłe i słodkie,a oreo na patyku chętnie bym zjadła, u nas takich lodów jak na razie nie ma, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Z fokami to faktycznie zaskoczenie, niesamowite :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo zazdroszczę Ci tych podróży ;)

    Choruje ...

    http://megwearsviolet.blogspot.com/

    pozdrawiam
    meg

    OdpowiedzUsuń
  10. Przypomniał mi się niedzielny mecz na Brooklynie, gdzie zjechały się setki meksykanów. Część grała, część kibicowała, inni sprzedawali tradycyjne jedzenie, my zrobiliśmy sobie wtedy mini piknik na trawie. Wszystko w klimacie podobnym, do tych Twoich pierwszych zdjęć :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ale cute cute cute foki :D
    puci-puci ;) ;D

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie jest wielkim zaskoczeniem fakt że foki się nie bały, bo są to uchatki kalifornijskie, które pierwotnie bardzo szybko przyzwyczajają się do obecności ludzi a co za tym idzie są częstą atrakcją parków morskich i cyrków bo jako jedne z nielicznych bardzo szybko się uczą i nie są tak agresywne jak np. Nerpy czy foki pospolite, należą nawet do nieco innej rodziny, wiec określenie foka też nie jest zbyt poprawne, ale tak się przyjęło i tak już są nazywane. Mają też inną fakturę skóry/sierści niż nasze foki. :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Zakochałam się w tych fokach :) przeurocze :)

    OdpowiedzUsuń
  14. oo, szkoda, że osobny blog o jedzeniu! było ciekawiej, jak na jednym było jedzenie&moda&Twoje podróże.. :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Dla mnie było to jednak zaskoczenie bo jestem z tych, którzy nie odróżniają uchatek kalifornijskich od fok;). Przepraszam i dzięki za naukowe wyjaśnienie;).

    Anonimowy 3 -> Przepraszam, że usunęłam Twój komentarz ale chodziło o tamto przezwisko. Jeśli stanię się tak jak mówisz no to trudno.

    agnsk-> Jak pisałam wyżej: to że założyłam nowego bloga, nie znaczy, że nie będę wklejać już tu zdjęć jedzenia;). Po prostu nie będzie postów stricte jedzeniowych, natomiast jedzenie nadal bedzie sie pojawiac w roznych relacjach;).

    OdpowiedzUsuń
  16. Foki są rewelacyjne. A relacja świetna. Czekam wciąż na nowe wieści

    P.S. Lodziarz jest genialny :))))

    OdpowiedzUsuń
  17. Oczywiscie masz racje... fotki sa z opery... dumy Oslo! Uwielbiam chodzic tam na spacery i przy okazji zawsze napstrykam kilka zdjec.

    Twoje fotografie sa fenomenalne... ale to juz przeciez wiesz! :)

    A tak przy okazji to ja tez bylam au-pair! :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Foczki muszą się tam super czuć i mają tam spokojne życie skoro wybrały to miejsce :)) Są przeurocze :)))

    OdpowiedzUsuń
  19. z przyjemnością ogląda sie zdjęcia u Ciebie

    OdpowiedzUsuń
  20. Chyba nie przeczytałam dokładnie któryś z twoich postów.Ty się w USA uczysz czy pracujesz?? ^^"

    OdpowiedzUsuń
  21. Bradzo ale to bardzo podoba mi sie zdjecie z budka ratownikow!!!

    OdpowiedzUsuń