29 wrz 2009

"You are what you love, not what loves you."

Miniona niedziela uświadomiła mi, że zakochałam się w tym mieście. Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, potrzebowałam trzech tygodni  na to wyznanie. Już zaczynałam myśleć, że może nigdy do tego nie dojdzie, ale jednak..
Moje pierwsze wizyty w San Franscisco nie dostarczyły mi tyle wrażeń, ile dała mi ta ostatnia. Zobaczyłam więcej piękna niż mogłam sobie wyobrazić, odwiedziłam miejsca do których będę wracać jeszcze nie raz i wiem, że za każdym razem będą zachwycać mnie tak samo.

Relację z niedzieli postanowiłam podzielić na dwie części, bo byłaby za długa;).

Z Sheeną skontaktowałam się przez coucsurfing. Mieszka pod San Fran, studiuje w Mieście i była na tyle miła, że zechciała spotkać się ze mną i pokazać mi miejsca, których jeszcze nie znałam.


Był upalny dzień, przed nami niezła górka, wiec zboczyłyśmy na chwilę z trasy...

...żeby zjeść lody w bardzo popularnej lodziarni w SF.

A jak jest popularna, to sami popatrzcie;). Kolejka kończyła się za rogiem.

Mają tam ciekawe smaki i europejskie rozmiary;). Zjadłyśmy lody o smaku miodu i lawendy oraz pieczonego banana. Pyszne!

Dolores Park. Tu urządza się pikniki z przyjaciółmi i...

...podziwia boską panoramę miasta!

W drodze na Mission Street.

Mission District to hiszpańska dzielnica, z która będą mi się kojarzyły m.in opuszczone kina, jakich tam wiele.

Napój o smaku tamaryndu.

Poszłyśmy na meksykańskie jedzenie. Zamówiłam Sopes.

Do zamówionego dania w meksykańskiej restauracji dostaje się zazwyczaj nachos i sosy gratis.

Jedna z ulic na której znajduje się wiele second handów i vintage store'ów. W tym sklepie można sprzedawać też swoje ciuchy.




Kupiłam tam okulary.


Sheena uwielbia słoneczniki. Zatrzymałyśmy się przy kwiaciarni, bo chciała zrobić kilka zdjęć swoim analogowym aparatem.

Castro street, znana jako "wioska gejów";).


26 komentarzy:

  1. Faktycznie w tym mieście można się zakochać, zupełnie inna kultura, dużo kolorów i smaków, lody o takich smakach muszą być naprawdę super.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale Ci zazdroszczę. Super relacja!

    OdpowiedzUsuń
  3. zupelnie inna kultura od europy:)uwazam ze europa maja wiecej zabytkow i muzeum niz w usa??

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam któregoś dnia całego Twojego bloga! i od tamtej pory codziennie prawie zagladam w poszukiwaniu nowości. Świetne zdjecia i opisy. Masz bardzo ciekawe życie:) zazdroszczę podróży do USA - moje marzenie zaraz po Rosji;)
    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. świetnie świetnie ;-)) a szczególnie te sklepy vintagowe ;-

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Chyba niezłej zadyszki można dostać chodząc po SF i tych górkach :D o chodzeniu na obcasach to już nawet nie wspominam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Brakuje mi u nas takich parków i sklepów :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Na widok takiej górki wzięłabym podwójną porcję tych lodów :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak zwykle piekne zdjecia i swietna relacja! :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Mniaaam te lody <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Nabrałam ochoty na lody :) Piękne słoneczniki-kocham te kwiaty,są takie pozytywne :)

    OdpowiedzUsuń
  13. nie moge z tego plakatu na koncu :D, a te domy, sa niesamowite, kojarza mi sie z filmami z dziecinstwa :)/ karolina

    OdpowiedzUsuń
  14. Lubię Twoje fotorelacje! Czekam na więcje! Baw się i szalej!!!

    OdpowiedzUsuń
  15. cudowne miejsce! a w tych secondhandach to już w ogóle same wymarzone rzeczy (patrz: buty!).

    OdpowiedzUsuń
  16. Piękne miasto. Mam nadzieję, że kiedyś też tam pojadę. A te smaki lodów... bomba. Zjadłabym takich 10 :D

    OdpowiedzUsuń
  17. zazdroszcze pokody i lodow o smaku pieczonych bananow:)
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  18. za kazdym razem wchodze tu i nie wiem jak skomentowac, bo to chyba glupie pisać jakbym byla Twoja dawno nie widziana ciotką 'oh jak wspaniale uleńko!' w kazydm komentarzu, skoro gadamy ze soba na gadu;D

    OdpowiedzUsuń
  19. ja lody o smaku lawendy jadłam w Paryżu. Natrafiłam również na róznane (bardzo mdłe swoja drogą)cebulowe i pomidorowe, przyznam "ciekawe" doświadczenie. :))

    OdpowiedzUsuń
  20. Pięknie tam:)Choć pewnie NY i tak nie przebija?:)Jednym słowem-masz dobrze:)

    OdpowiedzUsuń
  21. ile ja bym dala, zeby kiedys cos podobnego przezyc ;):)
    a ten sklep :0 ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. quickech to 24h sklep z zarciem&pharmacy. jest emga fajny, to moj drugi dom ^^ kocham tam cieple napoje, takie tam to samoobslugowe, mixujesz i w ogole no i potem dodatki sa mega fajne np. marshmallows sobie dodajesz, wiem ze to nic alee jestem addicted ^^ i kocham 99cents stores ! :D a i kojarzysz mi sie z jojo. tej piosenkarki zapomnianej przez wszystkich.
    ~giang.

    OdpowiedzUsuń
  23. quickcheck*
    giang

    OdpowiedzUsuń
  24. cudne okulary *.* i to że ci zazdroszczę podróży też nie muszę chyba wspominać ;))

    OdpowiedzUsuń
  25. uff, dobrze, ze sie dzieje, ze Ci sie podoba. jak patrze na Twoje zdjecia to tez mi sie zaczyna podobac... ale wiesz co... co do tej gorki to skacze z radosci na mysl ze M. jest plaski, plasciutki, plasciusienki ;-D

    OdpowiedzUsuń
  26. A ja myslalam ze San Fran to bear country :-))))

    OdpowiedzUsuń