A na dole posta przeczytacie o kolejnej zbliżającej się podróży....
Wiedziałam, że gdzieś w okolicy w której byliśmy znajdują się rosyjskie sklepy, nie byłam pewna czy są jakieś polskie, ale zależało mi na ich znalezieniu. Kiedy już pogodziłam się, że tego dnia na pewno do nich nie trafię, zobaczyłam z okna autobusu "Polish Delicatessen". Wysiedliśmy oczywiście na następnym przystanku;).
Przekraczając próg tego sklepu miałam wrażenie, że doświadczam teleportacji;). Nagle, z San Francisco przeniosłam się tysiące kilometrów na wschód, do osiedlowego sklepu. Na mojej twarzy widniał szeroki uśmiech. Rozglądałam się dookoła z głębokim zaciekawieniem i samą mnie dziwiło uczucie radości które mi towarzyszyło. Minęło ponad pół roku, kiedy ostatni raz byłam w polskim sklepie i od siedmiu miesięcy nie jadłam żadnych polskich produktów, aż tu nagle Kubusie, Delicje, Vegeta, ptasie mleczko... Niby nic, nawet za niczym konkretnym nie tęsknię, ale muszę przyznać, że fajnie było na chwilę znaleźć się w Polsce:).
Za ladą stał starszy pan, a telewizor ustawiony był na Superstację;). Chciałam, żeby Tim spróbował kilku rzeczy, więc kupiliśmy kabanosy, krakowską, pierniczki Alpejskie, kilka różnych cukierków (szkoda, że nie było Michałków). Sklep nie oferował alkoholu, więc odwiedziliśmy jeszcze kilka innych sklepów.
W drugim z kolei rosyjskim sklepie sprzedawano również produkty polskie i tam znalazłam piwo, a z dań na ciepło kupiłam na spróbowanie gołąbka. Smakował Timowi, mi też, choć nie było to coś, czym można by się zachwycić;).
W tym pojedynku wygrał Żywiec, choć jak Tim dowiedział się, że oba piwa kosztują około dolara, to uznał oba za rewelacyjne;).
Kolację zjedliśmy w North Beach, włoskiej dzielnicy. Sprawdziliśmy wcześniej kilka miejsc i wybraliśmy to, ze względu na pizzę jednego z najlepszych pizza-szefów na świecie;).
Scarola con Pancetta: Pizza z mozarellą, pancettą, sałatą, słodkimi pikantnymi papryczkami i kozim serem.
A to już piątkowy poranek, który rozpoczęliśmy najlepszymi wietnamskimi kanapkami w San Francisco. To mały wietnamski sklepik, w centrum, w nieciekawej okolicy, ale jak tylko weszliśmy do środka, to wiedzeiliśmy, że tutaj musi powstawać coś wspaniałego.
Mieliśmy szczęście, że jedyne dwa krzesła były akurat wolne.
I oto ona. Roast pork sandwich. Wspaniała kanapka z wieprzowiną, marchewką, papryką, kolendrą i słodkim sosem chilli za 3$ (to tanio). Nie dziwie się, że zazwyczaj czeka się tu 20min w kolejce, bo naprawdę jest na co.
Do tego sok kokosowy z miąższem. Nie piłam takiego wcześniej. Na początku smakuje dziwnie, ale z każdym łykiem jest coraz lepszy. A końcówka z wiórkami kokosowymi spoczywającymi na dnie puszki jest po prostu pyszna:).
Pogoda była nieciekawa, zbierało się na deszcz, więc jedyne co mogliśmy robić to jeść;). Na lunch poszliśmy do Boogaloos.
Tim zamówił quesadille z grillowanym stekiem, serem, sałatą, serwowaną z czarną fasolą, śmietaną i surówką z czerwonej kapusty.
Na moim talerzu widzicie grillowaną polentę z fetą, salsą ranchero, jajka w koszulkach, czarną fasolę i surówkę z czerwonej kapusty. Po lunchu musiałam wracać do pracy, a Tim wieczorem leciał na Florydę.
Ostatnie słowa jakie wypowiedzieliśmy do siebie z Timem przed rozstaniem brzmiały wyjątkowo fajnie, booooo...
"I'll see you in Peru...".
Tim dołączy do mnie na miejscu i wygląda na to, że spędzimy tam osiem świetnych dni, obżerając się owocami morza, wygrzewając na słońcu, zwiedzając, poznając ludzi, i korzystając ze wspólnego czasu ile się da...
Ze względu na porę roku i odległość nie odwiedzimy Machu Picchu, ale na pewno wyruszymy poza Limę.
Dokładnej trasy jeszcze nie znam, ale w najbliższych dniach muszę się zabrać ostro za przygotowania podróży;).
Loty ułożyłam sobie tak, że spędzę również po kilka godzin w Salwadorze i na Kostaryce. Jest to wystarczająca ilość czasu, żeby opuścić lotnisko (zwłaszcza w przypadku San Salwadoru), więc mam zamiar coś zobaczyć. Wiąże się to z ryzykiem i wymaga świetnej organizacji, ale znając siebie, pewnie nie odpuszczę takiej okazji;).
Nie wiem czy coś jeszcze Was interesuje, ale jeśli macie pytania, to miejsca w komentarzach nie brakuje;).
uroczo
OdpowiedzUsuńpatrząc na zdjęcia , przypomniało mi się jak bardzo jestem głodna :D
OdpowiedzUsuńzazdroszczę Peru ! :)
czekam z niecierpliwością na relację. Twoje jedzenie tutaj odzwierciedla moje menu z tego tygodnia. Robiłam wieprzowinę na słodko ( z ananasem, chilli, sosem sojowym i cukrem) i taco:-)
OdpowiedzUsuńUla, a kiedy wracasz do Polski? tak z ciekawości :))
OdpowiedzUsuńDlaczego akurat Peru?~157
OdpowiedzUsuńKiedy masz czas na opiekę nad dzieciakami?
OdpowiedzUsuńMagda
Aż łezka w oku się kręci, na samą myśl, że ja prawdopodobnie nigdy nie zobaczę tego co Ty ;/ To moje marzenie, ale co z tego wyniknie?! Nigdy nie wiadomo ;/
OdpowiedzUsuńMam pytanie - pracujesz jako... ?
kurcze..wszystko co napisalam mi sie skasowało ;d ale to leciało jakos tak :
OdpowiedzUsuńnawet czosnek wisiał na ścianie :D super
podobają mi się nowe tematy i nagłówki. to czcionka czy Twoje pismo? (chociaż pewnie ze względu na brak polskich liter np w słowie "podróże" to chyba czcionka) i jeszcze chciałabym napisac, ze mam nadzieję, że na zazdrości się nie skonczy i Twoje podróże mnie zmobilizuje do czegoś większego :D a teraz lece na krakowskie przedmiscie XD
pozdrowienia ;p
już nie mogę się doczekać Twojej podróży do Peru i tych wspaniałych fotek ;)
OdpowiedzUsuńJesteś lepsza niż niejedna książka turystyczna ;)
Na pewno miło było zobaczyć polski sklep. Uczucie pewnie podobne, gdy zobaczyłaś w fabryce coca coli krakowski plakat ;)
Sprzedawcą był Polak ?
OdpowiedzUsuńPowiem tylko WSPANIALE! Wspaniale sędziliscie czas, wspaniale, ze kolejny raz zobaczycie się w Peru. Będzie romantycznie...;)
OdpowiedzUsuńUla, a gdzie według Ciebie (z Twoich doświadczeń) jest drożej - w NY czy w Kalifornii? Chodzi mi o jakieś hoteliki, gastronomię, środki transportu?
OdpowiedzUsuńCzemu akurat Peru? Znalazłaś tanie bilety czy poprostu, spełinenie kolejnego marzenia? :)
OdpowiedzUsuńPo prostu wspaniały dzień :) Ze względu na to, że czesto jadacie na mieście, jestem ciekawa czy dużo to w USA kosztuje?
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Maja
zazdroszczę Ci jak chuj.
OdpowiedzUsuńCiesze sie, ze to beda wspolne wojaze! I to w takim wspanialym miejscu jak Peru. Co do przesiadek w Ameryce Srodkowej, pewnie nikt nie musi Ci tego mowic, bo jestes stara wyjadaczka :-) ale w Kostaryce (domyslam sie, ze w San Jose?) miej oczy po kazdej stronie glowy. Brat Lee wlasnie stamtad wrocil i mial nieciekawe doswiadczenia. Ale z drugiej strony on jest 'sissy traveler'. W kazdym razie uwazaj na siebie!
OdpowiedzUsuńno tak, nie wiadomo o co chodzi anonimowi nade mna ;/ brak słów. Szkoda mi tylko tych anonimów, którzy pisza konkretnie, nie obraźliwie na temat i z szacunkiem, bo trafiają do tego samego worka, jak ten nade mną. Aż żal.
OdpowiedzUsuńZaczęło mi burczeć w brzuchu gdy przeglądałam Twoje wspaniale dania ;)
KURCZE, TAK CI ZAZDROSZCZE TEGO WYJAZDU. TEZ BYM TAK CHCIALA CHOCIAZ WIEM, ZE NIE MOGE NARAZIE SOBIE NA TO POZWOLIC, BO MAM DOPIERO 16 LAT :( JESTES TAKA SLICZNA, SZCZUPLUTKA, LADNIE SIE UBIERASZ I W OGOLE WYDAJESZ SIE TAKA PRZYJAZNA:) DOBRA, IDE DALEJ WERTOWAC TWOJEGO BLOGA. POZDRAWIAM I BEDE ZAGLADAC CODZIENNIE! :*
OdpowiedzUsuńEwelina.
już się nie mogę doczekać zdjęć z Limy! Peru to takie magiczne miejsce... ah! Moim marzeniem jest właśnie odwiedzenie tego miejsca :)
OdpowiedzUsuńP.S uwielbiam twojego bloga! jejku jak ja Ci zazdroszczę tych wszystkich podróży...
Maliin
To musiał być wspaniały dzień:)Oby więcej takich:)
OdpowiedzUsuńNareszcie napisałaś o Peru,już nie mogę się doczekać relacji z tej podróży i tych Twoich nieziemskich zdjęć:)
Ula powinnaś zostać zawodową podróżniczką (chyba jest coś takiego?:D), bo to w jaki sposób opisujesz to wszystko bardzo mi się podoba i w ogóle nadmiar informacji w twoim wypadku nie przygniata mnie, wręcz przeciwnie:)) Mam niedyskretne pytanie, Czy Tim jest twoim chłopakiem?:>:D hehe:) Pozdrawiam!:))
OdpowiedzUsuńUla.. Ula.. Peru ah.. :) Super,ze pokazalas Timowi ten sklep:) Moze tak mu zasmakuje polskie piwo, ze wpadnie kiedys do Polski:D yoasia
OdpowiedzUsuńTo musi być niezwykłe, że możesz sobie wszystko sama zaplanować, tą całą podróż, a potem to realizować:)
OdpowiedzUsuńNIEZWYKŁE:):)
Trzeba było mu dać spróbować Ciechana ;)
OdpowiedzUsuńmiło natknąć się na polski akcent za oceanem :) czekam na relację z Limy, bo czytając Twoje posty często wydaje mi się, jakbym sama tam była :)
OdpowiedzUsuńja nie mogę! normalnie ... ah ... :P (a u mnie bazgroły ślimaczane a tu takie przygody!)
OdpowiedzUsuńoooo ja! właśnie spełniasz moje marzenie przede mną :) Ameryka Południowa ohhh :)
OdpowiedzUsuńTeż jestem ciekawa, co łączy Cię z Timem :D
OdpowiedzUsuńA moim faworytem jest sok kokosowy! :)
Widzę, że przewodnik po Peru już zakupiony:) Czy takie książki są naprawde przydatne?
OdpowiedzUsuńCholernie mi sie podobają twoje zdjęcia, i w tej sprawie mam pytanie czy przerabiasz je jakoś w programach graficznych?
OdpowiedzUsuńhalszka-> Teraz to nie wiem, bo chyba przedłużę pobyt tutaj o rok, więc albo wrzesień 2010 albo 2011.
OdpowiedzUsuń157 i Anonimowy-> Bo to jeden z krajów z mojej listy "must", jedno z moich marzeń podróżniczych. Poza tym znalazłam bilety w niezłej cenie, jest tam tanio, a jedzenie pyszne.
Magda-> Wbrew pozorom czasu na opiekę nad Kylie mam aż za dużo i to jest to czym się tu przede wszystkim zajmuję. Pracuje prawie 45h tygodniowo, a moimi jedynym całym wolnym dniem jest niedziela.
No name-> Jako au pair.
Anonimowy z 12:19-> Tak, Polak;).
Aśa-> Masz na myśli stan Nowy Jork i Kalifornie czy NYC i konkretne miasto w Kalifornii? Kalifornia jest chyba najdroższym stanem USA, ale wiadomo, że NYC to drogie miasto. Co do San Francisco to ceny są podobne.
Maja-> To jedna z różnic między Polską a USA. Taniej wychodzi jadać na mieście niż gotować w domu, zwłaszcza jeśli mowa o jednej-dwóch osobach. Nie jest to jednak powód dla którego ja jadam na mieście. Bardzo lubię odwiedzać nowe miejsca i próbować różnego jedzenia, a w Polsce nie stać mnie na to za bardzo, więc korzystam tutaj, zwłaszcza, że od poniedziałku do piątku/soboty jadam w domu.
kaloryczna i Ola-> Tim jest moim nowym chłopakiem.
W poście sprzed kilku miesięcy z twoimi odpowiedziami do naszych pytań powiedziałaś że o tanich podróżach zrobisz osobnego posta, a jeśli nic nie przegapiłam to jeszcze takiego nie napisałaś, więc przypominam, bo nie mogę się doczekać :)
OdpowiedzUsuńKlaudia
Anonimowy z 19:58-> Nie kupiłam przewodnika, wypożyczyłam z bibloteki. Lonely Planet to najlepsze przewodniki na świecie, ale te, czy inne, wszystkie są przydatne, bo pozwalają się dowiedzieć więcej o miejscu podróży i lepiej przygotować do wyjazdu. Ja niekoniecznie sugeruję się restauracjami czy hotelami polecanymi przez przewodnikiem, ale np. Tim będąc w Buenos Aires odwiedził kilka restauracji polecanych przez przewodnik Lonely Planet i wszystkie były znakomite.
OdpowiedzUsuńAnonimowy z 20:11-> Dzięki:). Tak, przerabiam zdjęcia, ale co i jak dokładnie to moja mała tajemnica;).
Ok dzięki, chciałam tylko wiedzieć czy te piękne kolory to zasługa tamrona:D
OdpowiedzUsuńKlaudia-> Ostatnio odwiedzając kilka turystycznych stron czy blogów poczułam coś okropnego. Zobaczyłam, że wszystko jest już tak na wyciągnięcie ręki, że powoli podróżowanie traci sens i staje się czymś zwykłym...Już nie wystarczy polecieć gdzieś daleko, w dzisiejszych czasach trzeba się przeczołgać przez tysiące kilometrów, żeby wyróżnić się z tłumu...
OdpowiedzUsuńJa nie chcę się do tego zanadto przyczyniać, więc post raczej nie powstanie. Przepraszam, ale wszystko można znaleźć w internecie, wpisując odpowiednie hasła w Google.
Wybrałaś już na jaki kurs się wybierzesz?:)
OdpowiedzUsuńAnonimowy-> Najprawdopodobniej TOEFL Preparation: Grammar and Writing, Focus on English Pronunciation i hiszpański. Nic specjalnego;).
OdpowiedzUsuńOoooo czekam z niecierpliwością na relacje z Peru :D Chyba w pewnym momencie cos ominełam...kiedy rozstałaś sie z poprzednim chłopakiem?Wyglądaliscie na szczesliwych...cały czas mysłałam ze z nim jestes :P Ale najwazniejsze ze teraz jestes szczesliwa :) PS: Tim jest bardzo przystojny ;)~~plo :)
OdpowiedzUsuńJak Ty to robisz, że to co sobie postanowisz to realizujesz? Jak się motywujesz do tych działań? Wiem, że pewnie to kwestia charakteru, ale bardzo bym chciała poznać ta Twoją „tajemnice”:)
OdpowiedzUsuńPlo-> Miło Cię "widzieć"! Z W. rozstałam się ponad miesiąc temu, możesz przeczytać o tym więcej 'wiesz gdzie';>.
OdpowiedzUsuńAnonimowy z 21:57-> To na pewno kwestia charakteru ale też tego, że jeśli czegoś BAAAAARDZO chcę, to osiągam to, bo robię podświadomie wszystko, żeby to zrealizować. Nie potrzebuję motywacji do tych działań, żyję tym, to mnie uszcześliwa, a moje pragnienie bycia szczęśliwą jest bardzo silne:).
A jak jest z rzeczami, których Ci się nie chce robić, a wiesz, że musisz? Jak sobie z tym radzisz?
OdpowiedzUsuńCzy bekonowa kawa wygrywa z wiśniową?;)
OdpowiedzUsuńMnie ciekawi Ula tolerancja Twojego chłopaka, on nigdy nie ma nic przeciwko, a szczegolnie teraz kiedy jestes daleko że, nocujesz, spotykasz sie i spedzasz czas z chłopakami? Ja to rozumiem i nic nie zarzucam, ale faceci wiele rzeczy spostrzegają inaczej, np.wiem, że moj chłopak, choć wydaje sie to głupie, mialby troszke przeciwko ;)
OdpowiedzUsuńP.S. pozytywna zmiana wygladu bloga
Jezu Pisula Ula milion razy pisala ze nie ma juz chlopaka w Polsce. Chyba musi osobny post powstac zeby ludzie nie zadawali ciagle tych samych pytan. Ula, z tego co pamietam, mialas wybrac przedmioty zwiazane z pisaniem o podrozach i z fotografia. Zmienilas zdanie? Szkoda...Czekam na kartke z Peru :D ~157
OdpowiedzUsuńMoże Pisula pyta o obecnego chłopaka, który też jest daleko od Uli...
OdpowiedzUsuńJa mam pytanie z trochę innej beczki, ciekawi mnie jakie relacje masz z rodzicami swojej podopiecznej, czy ograniczają się one do sfery dość oficjalnej (chociaż wydaje mi się to raczej niemożliwe, jeśli się mieszka tak długo pod jednym dachem) czy są raczej przyjacielsko-rodzinne? Patrząc z boku, nie do końca wiadomo jak to jest, bo z jednej strony mieszkasz z daną rodziną, niejako "wchodzisz" w ich życie, będąc z nimi prawie 24 h na dobę, jesteś na pewno świadkiem wielu prywatnych scen, a z drugiej strony jakby na to nie patrzeć, jesteś też poniekąd "w pracy". Jakie są twoje odczucia w tej kwestii? Czy możesz powiedzieć, że czujesz się tam jak w domu, czy jednak odczuwasz jakiś dystans itp?
OdpowiedzUsuńhanneke
Ula będziesz surfować?
OdpowiedzUsuńWawi
A jakie inne miejsca sa na Twojej liscie? I kiedy zaczniesz te kursy?
OdpowiedzUsuń;]
Dziekuje za inspiracje.
Anonimowy z 22:18-> No i właśnie to niestety działa w dwie strony...Jeśli chcę czegoś bardzo to osiągam to, ale jeśli czegoś szczerze nie chcę, to zaczynają się dla mnie schody nie do pokonania...Są jeszcze drobniejsze sprawy z którymi radzę sobie nieźle, o ile mam "na boku" coś, co motywuje mnie do robienia tego, za czym nie przepadam;).
OdpowiedzUsuńAnonimowy z 22:34-> Masz na myśli tą z Budapesztu?! Jeśli tak, to nie wierzę, że ktoś o tym pamiętał!;) Wiśniowa chyba była lepsza, ale głownie dlatego, że była intensywniejsza w smaku:).
Pisula-> Zerwałam z moim chłopakiem ponad miesiąc temu. Nie napiszę o tym w poście, dlatego muszę spodziewać się, że jeszcze nie raz ktoś o to zapyta w komentarzach. W każdym razie mój były chłopak nie miał nic przeciwko moim wyjazdom i poznawaniu ludzi. Wiedział na czym polega couchsurfing i znał mnie dobrze, a z zazdrością radził sobie bez problemu.
hanneke-> Tak jak podejrzewasz, nasze stosunki nie mogłyby być oficjalne, o ile nie trafiłabym do jakiejś okropnej host rodziny, którą moja na szczęście nie jest;). Układa się między nami bardzo dobrze, rozmawiam z nimi jak ze znajomymi, dużo żartujemy i śmiejemy się. Czuję się tu jak w domu, choć oczywiście nigdy nie będę czuła się jak w moim rodzinnym domu. Porównałabym raczej tą sytuację do mieszkania ze współlokatorami:).
Wawi-> Chcę bardzo i ciągle mnie to dręczy! Wszystko przez to, że mam mało wolnego czasu, a kiedy mam wolne to na dworze już się zciemnia. Przez kwiecień i maj będzie jeszcze gorzej, bo będę mieć szkołę. Druga sprawa to pieniądze. Muszę kupić piankę za min. 100$ i wydać jakieś 100-200$ na deskę, a ciągle zbieram na coś innego. Od wczoraj zachciało mi się nowego aparatu i ten wydatek chyba znów stanie przed surfingiem...
Anonimowy z 3:06-> Ciężko powiedzieć ale na pewno na liście umieściłabym Nową Zelandię, Australię, Japonię, Indonezję, Chiny, Chile. Tak naprawdę to niewiele jest krajów, których nie mam ochoty odwiedzić;).
Kursy zaczynają się w ostatnim tygodniu marca, ale pierwszy tydzień opuszczę ze względu na Peru.
Dopiero kilka dni temu znalazłam Twojego bloga, czytając o kawie bekonowej przypomniałam sobie jak pisałaś, że wiśniowa jest Twoją ulubioną:)
OdpowiedzUsuńNo i oczywiście gratuluje tak wspaniałego bloga:)
Droga Ulu,ogladam Twojego bloga od czasu do czasu i jest niesamowity!Ciagle nutruje mnie pytanie,bo najwyrazniej nie doczytalam jak Ty to robisz,jak to sie stalo,ze jestes w tych krajach i na czym polega Twoja praca,kiedy nauczylas sie angielskiego i ile masz obecnie lat oraz musisz byc chyba abrdzo bogata skoro mozesz pozwolic sobie na tyle wyjazdow,prosze odpowiedz!
OdpowiedzUsuńCzy to normalne, że czasem mam tytuły powstów "graficzną" czcionka a czasami starą, pomatańczową? :(
OdpowiedzUsuńE.
http://myfxadvice.com automated forex
Ula mam nadzieje że uda ci się poszaleć na desce jednak,bo szkoda byłoby zmarnować taka okazję :)
OdpowiedzUsuńWawi
Tim jest mega przystojny i uroczy, pewnie tez wpsanialy z charakteru, zazdroszczę ci bardzo mocno. życze wam szczescia.
OdpowiedzUsuńTwoja imienniczka
1)A zdradzisz nam tajeminice ile kosztowal bilet do Peru? Ciekawa jestem czy bilety do ameryki poludniowej ze stanow sa tansze niz z Polski?
OdpowiedzUsuń2)Czy odwiedzasz jakies fora internetowe zwiazane z tanimi lotami? Moj kolega ostatnio polecial do Nowej Zelandii za 1700zl w obie strony!! Powiedzial ze udalo mu sie taki bilet kupic poniewaz na jakims forum poszla plotka ze beda takie tanie bilety, podobno promocja trwala 5 minut. Nie chial niestety zdradzic adresu forum...Moze ty cos o tym wiesz?~157
Pamiętam kiedyś ktoś w komentarzu zaprosił Cię do zabawy, ukazywanie szczęścia:) To mogłoby być ciekawe:):)
OdpowiedzUsuńGratuluje! Bo ja do Peru wybieram sie juz 2 lata ;-))))
OdpowiedzUsuńA wczoraj tez znalazlam swietny polski sklep w okolicach TO.
W koncu swieza dostawa ogorkow kiszonych!
Anonimowy z 11:34-> Polecam przeczytać tego posta, odpowie na wszystkie Twoje pytania;). http://adamantwanderer.blogspot.com/2009/10/my-answers.html
OdpowiedzUsuńE.-> Pomarańczowa czcionka pojawia się, zanim strona całkowicie się załaduje i jest to normalne;).
157 z 15:15-> 1)Bilet kosztował mnie 550$, nie jest to super tanio, ale dużo tańszego i tak bym nie miała szans znaleźć. Z Polski na pewno byłby droższy, ale z któregoś z Europejskich krajów można by znaleźć bilet poniżej 2tys zł.
2) Nie odwiedzam żadnych forum związanych z biletami lotniczymi.
3) Odpowiedź do wcześniejszego pytania które pominęłam: Nie zdecydowałam się na "travel writing" bo okazał się to kurs online, a takiego nie mogę wziąć. Co do fotografii to strona szkoły beznadziejna, nie mogłam znaleźć żadnych interesujących mnie informacji i poddałam się.
Kurcze ;)
OdpowiedzUsuńUwieelbiam Twojego bloga i Ciebie ;*
Przeczytałam wszystkie notki więc już Cię trochę poznałam ;)
Świetnie się czyta i ogląda te świetne zdj.
Niestety ale nie byłam jeszcze za granicą [mam 15 lat], ponieważ moją rodzine nie stać na jakie kolwiek wyjazdy :( , lecz twój blog tak mnie pochłania że czuje się jakbym tam była i zwiedzała razem z tobą ;)
Naprawdę bardzo się ciesze, że na Ciebie "wpadłam".
Pozdrawiam i życzę udanych podróży! ;*
P.S.: Mam nadzieje, że moje życie też tak kiedyś będzie wyglądało. :)
już nie mogę doczekać się relacji z peru :)
OdpowiedzUsuńzjadłabym jakąś dobrą pizzę :) ach :D ale w łodzi ciężko taką dostać ;]
widziałam, że pisałaś o pomyśle zostania w stanach jeszcze rok. myślisz o kolejnym roku au pair?
mortish-> Tak, zresztą nie mam za bardzo innego wyjścia jak to...
OdpowiedzUsuńhm, nic od Ciebie nie odgapiłam, nigdy tu nie byłam więc nie miałam jak. Z resztą nagłówek nie jest mojego dzieła. ale skoro tak Cię to drażni, spoko, dam inny ;]
OdpowiedzUsuńna drugi raz nie osądzaj innych jak nie masz pewności.
Dlaczego uważasz, że nie masz innego wyjścia?
OdpowiedzUsuńOriko
nagłówek był ze strony deviantart.com ... a jeżeli nie wierzysz, wystarczy tam wejść i poszukać :) nie wiem jakim cudem miałabym coś od Ciebie odgapić, skoro pierwszy raz weszłam na Twojego bloga kiedy zostawiłaś mi komentarz... hm... pozdrawiam ;]
OdpowiedzUsuńOriko-> Bo to nie Unia Europejska i nie mogę sobie ot tak zamieszkać i znaleźć inną pracę. Zresztą nie znalazłabym lepszej od obecnej, więc po prostu przedłużę program.
OdpowiedzUsuńnic się nie stało :) gdybym wiedziała, to bym go nie wzięła... no, było-minęło :)
OdpowiedzUsuńula, dzisiaj pierwszy raz będziesz mogła obejrzeć galę rozdania oscarów bez zarywania nocy :))
OdpowiedzUsuńAch, przepraszam, myślałam, że mortish pyta o to czy w ogóle chcesz zostać (i wtedy innym wyjściem byłby powrót do kraju ;-)), a nie czy myślisz o przedłużeniu programu, mój błąd, przepraszam ;-)
OdpowiedzUsuńOriko
ja też, kiedy wyjeżdżam za granicę, widząc coś polskiego, cieszę się ;D
OdpowiedzUsuńoddali 'polski klimat' w tych delikatesach, nie ma co ;)
ja mam jedno pytanko :D
OdpowiedzUsuńjak wgl zaczęła się twoja przygoda z tym podróżowaniem?
Mallin
Przeczytaj proszę odpowiedzi od 64 do 67 z tego posta: http://adamantwanderer.blogspot.com/2009/10/my-answers.html :)
Wybaczcie za pytanie, ale kto jest byłym chłopakiem Uli? Może jakiś post z nim związany? Bo w postach przewinęło się wielu mężczyzn , a ja nie mam pojęcia który z nich to ten właściwy ;P
OdpowiedzUsuńAnonimowy-> Pojawił się np. w tym poście: http://adamantwanderer.blogspot.com/2009/05/blog-post.html
OdpowiedzUsuńświetny blog, aż mam ochotę rzucić się na komputer jak widzę te dania :)
OdpowiedzUsuń