Powinnam zacząć od Salwadoru, ale stworzenie posta na ten temat zajęłoby mi pewnie kilka godzin, więc na prawdziwą relację będziecie musieli poczekać jeszcze kilka dni.
W miarę na bieżąco staram się uaktualniać Twittera, co możecie zaobserwować też na moim blogu, w kolumnie po prawej stronie.
Tak czy inaczej na poprzedniego posta nie mogę już patrzeć, więc postanowiłam napisać kilka słów;).
Od piątku byliśmy poza Limą, zwiedzając południowe wybrzeże, spędzając dwie noce w małej oazie na pustyni, a ostatnią w miejscowości otoczonej górami, słynącej z winnic i raftingu na tamtejszej rzece.
Dziś rano po raz pierwszy w życiu zmierzyłam się z raftingiem i bawiłam się świetnie.
Niedawno wróciliśmy do Limy. Tim nie czuje się teraz najlepiej i drzemie, a ja czekając na niego tworzę "szybkiego" posta. On jutro wieczorem leci do domu, a ja w środę rano. Już teraz wiem, że zabrakło nam czasu na wszystko co chciałam zrobić, ale mam nadzieję, że Tim się nie rozchoruje i jeszcze uda nam się co nieco nadrobić w ciągu ostatnich 24h.
Możecie się domyślać się, jak smutno mi z powodu kończących się wakacji i że wcale nie cieszę się na myśl o powrocie. Cieszę się jednak, że robiąc na blogu relację z wyjazdu będę mogła przeżyć wszystko jeszcze raz...
Nie myśl o tym, że coś się kończy tylko wyciśnij ostatnie chwile jak cytrynkę :)
OdpowiedzUsuńKama
Mam nadzieję, że to tylko chwilowa niedyspozycja i Tim poczuje się lepiej. Ciekawa jestem ile kart pamięci wypełniłaś zdjęciami? No i gdzie będzie Wasze kolejne spotkanie? Mój związek też przez pierwsze miesiące był 'long-distance", trzymam za Was kciuki :-)
OdpowiedzUsuńWspaniale to wygląda, już się nie mogę doczekać kolejnych zdjęć. Bawcie się dobrze :)
OdpowiedzUsuńpozdrowienia dla Tima :) a Ty się nie smuć bo doskonale wiesz, że na miejscu nie wysiedzisz i zaraz znowu gdzieś wyruszysz :)
OdpowiedzUsuńeh .... się rozpłynąć można!
OdpowiedzUsuńDokładnie - nie ma się co martwić, bo koniec jednego jest początkiem drugiego:)))
OdpowiedzUsuńEch Ula jestes niesamowita i tyle!!!!
OdpowiedzUsuńKiedy wracasz?
OdpowiedzUsuńMaguśka
przepiękne widoki, zazdroszczę pobytu , pozdrawiam
OdpowiedzUsuńnie myśl, że wakacje się kończą, tylko łap chwilę :)
OdpowiedzUsuńKorzystaj z ostatnich chwil! czekam z niecierpliwością na pełną relację! :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńGosia-> No właśnie problem w tym, że nie mamy pojęcia...Wychodzi na to, że za jakieś dwa miesiące...w San Francisco lub w innym amerykańskim mieście...
Maguśka-> W San Francisco ląduję o 00:15, w nocy z środy na czwartek.
a kiedy kończy się Twoja przygoda z au-pair w USA? ;> Monika.
OdpowiedzUsuńświetne zdjęcia, kocham twój blog :)
OdpowiedzUsuńRafting i noc spędzona w oazie, to brzmi imponująca i na pewno było nie lada przeżyciem, szczególnie to pierwsze, nie bałaś się?:)
OdpowiedzUsuńFilipa,
Co takiego dzieje się z twoją LCC?
OdpowiedzUsuńTo tylko przedsmak relacji z Peru, a ja już umarłam z zazdrości. Polly
OdpowiedzUsuńNo właśnie Ula już kilka razy LCC Ci psuła humor, o co chodzi w ogóle ? :)
OdpowiedzUsuńto ty i Tim coś teges?; o
OdpowiedzUsuńnie wiedziałam, szczęścia życzę:)
Maja:)
Monika-> we wrześniu, a jeśli zdecyduję się na przedłużenie programu to we wrześniu 2011.
Filipa-> Lubię sporty ekstremalne więc nie bałam się;).
Anonimowy z 18:46 i J.-> Czasami moja host mama zamiast powiedzieć mi wprost, że coś jej nie pasuje, mówi mojej LCC, a ona przekazuje mi. Nie znoszę takich sytuacji.
Maja-> Jesteśmy od niedawna parą.
Nie będę anonimowa :P
OdpowiedzUsuńJestem Olga i mam pytania dotyczące twoich zdjęć. Głównie ze względu na nie lubię tu zaglądać; są świetne. Jakiego sprzętu obecnie używasz, i czy obrabiasz jakoś zdjęcia, a jeśli tak, w jakim programie? Ciekawią mnie częste akcenty błękitu na Twoich fotkach, zwłaszcza na zdjęciach zrobionych na zewnątrz, muszę przyznać, ze bardzo mi to odpowiada; obraz jest wtedy niesamowicie "czysty". Czy to kwestia obróbki, czy po prostu tamtejszego powietrza?
Pozdrawiam :)
Witaj, tu ponownie Olga. Znalazłam już wszystkie potrzebne mi informacje w "Answers&Questions". Pozdrawiam ponownie :)
OdpowiedzUsuńAż mnie ciarki przeszły, gdy zobaczyłam, że dodałaś nowego posta. :) Czekam na "pawdziwą" relację. I jak Tim? Mam nadzieję, że się nie rozchorował. :*
OdpowiedzUsuńCześć;) odwiedzam twojego bloga juz od dawna ;) jest super i w ogóle pozazdrościć tobie Pobytu w USA to moje marzenie i tez mam zamiar je spełnić jednym z nich jest wizyta w Tennessee dokładnie Chattanoga ;) I oto nawiązujące pytanie miałaś kiedyś okazje tam być ?
OdpowiedzUsuńmoze nie konkretnie w Chattanooga ale tennessee lub atlanta ?
Pozdrawiam Maci ;)
Fajniutko,że tak sobie podrózujesz,kiedyś Cię zarzucem gradem pytań "Co,jak,za ile?!" jak będę miała chwilkę,bo naprawdę ciekawi mnie to jak udaje Ci się tak tanio latać wszędzie itp.no i właśnie aplikuję jako Au Pair,więc fajnie by było jakbyś mi udzielila paru wskazówek niczym Starsza Siotra ;)
OdpowiedzUsuńSzczęścia wam życzę,widać,że oboje macie podobne zainteresowania (chyba :D)!
Wybacz mi moją 'znajomość' angielskiego, ale co oznacza to co masz napisane w 'o mnie'?
OdpowiedzUsuńK.
http://dessertfirst.typepad.com/dessert_first/2010/03/national-food-bloggers-bake-sale-in-san-francisco-.html
OdpowiedzUsuńAG
stało się coś z Timem? ;o
OdpowiedzUsuńTwój twitter .... nie napawa optymizmem ... coś się stało z Twoją host rodziną ?? 3maj się !
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńAśa-> Rozchorował się odrobinę, ale nie było najgorzej;).
Maci-> Byłam w Atlancie i też pamiętam stamtąd znaki kierujące do Chattanoogi, ale tam nie dotarłaml). Posty z Georgii znajdziesz tutaj:
http://adamantwanderer.blogspot.com/search/label/Atlanta
K.-> Oznacza mniej więcej to: "Sypiam lekko, marzę ciężko. Dołuje mnie rzeczywistość, muszę odnaleźć świat fantazji i przenieść się do niego."
AG-> Dzięki za linka! Przyjrzę się jemu dzisiaj dokładniej;).
Anonimowy z 11:21-> W końcu się odnalazł, jest już w domu, ale jeszcze nie znam szczegółów z jego lotów;).
wonderful-> Nic się nie stało, trzeba po prostu pamiętać, że są również moim szefem, a dodatkowo mamy nałożone zasady z Cultural Care.