Lecąc do Limy miałam 7-godzinną przesiadkę w San Salwadorze. Mogła być krótsza, ale jeśli już udaje mi się gdzieś być, to staram się zrobić wszystko, żeby jak najwięcej zobaczyć z danego miejsca.
Tak ułożony lot był strzałem w dziesiątkę i wiedziałam o tym zaraz po opuszczeniu lotniska, pędząc taksówką do stolicy. Uśmiechałam się od ucha do ucha i co tu dużo mówić, życie było piękne.
W mieście czekał na mnie couchsurfer- David. Szybko doszłam do wniosku, że jego 63letnie życie byłoby niezłym materiałem na film, a on sam był bardzo barwną postacią.
Po odwiedzeniu kilku miejsc dołączył do nas przyjaciel Davida, 75letni Carlos i w takim składzie zostaliśmy do końca;).
Jak spędziłam tych kilka godzin w Środkowej Ameryce w towarzystwie dwóch starszych panów, dowiecie się z relacji poniższej oraz jutrzejszego posta.
Taksówka (25$) była najszybszym transportem do oddalonego ok. 45min San Salwadoru.
Pożyczyłam od taksówkarza telefon i zadzwoniłam do Davida, żeby poinformować go, że jestem już w drodze do miasta.
Umówiliśmy się przed kawiarnią, David już tam czekał. Wypiłam mrożone cappuccino i wysłuchałam historii o II Wojnie Światowej, Holocauście i Polsce z lat 80tych, w której David przez jakiś czas przebywał i ruszyliśmy dalej.
Pojechaliśmy do muzeum, gdzie moja wiedza na temat Salwadoru znacznie się powiększyła. Laura była moim przewodnikiem i opowiedziała mi o najstarszych dziejach tego kraju, aż po wydarzenia aktualne. Było naprawdę ciekawie.
.
Salwador to najmniejszy kraj Ameryki Łacińskiej. Przyznajcie szczerze, czy ktoś z Was (kto tam nie był) potrafiłby wskazać to państwo na mapie?:)
Zbroja, czyli prosty przykład dlaczego rdzenna ludność nie miała szans w walce z Hiszpanami
Produkty powstałe z drzewa balsamicznego.
Kawa to jedna z głównych uprawianych roślin.
Wyroby ręczne, których jest niestety coraz mniej.
Z muzeum odebrał nas Carlos i zanim pojechaliśmy nad Ocean, zatrzymaliśmy się w (podobno) niebezpiecznej dzielnicy, gdzie Carlos musiał załatwić jedną sprawę. David zaproponował, żebyśmy zostali w samochodzie, ale Ula musiała zrobić zdjęcia, więc on sam do mnie dołączył;).
Obok znajdował się 'dworzec' autobusowy.
Na drogach widuje się głównie stare amerykańskie autobusy, warte kilka dolarów, a jeśli kierowca chce mieć pracę to musi sam swój autobus naprawić;).
W cieniu babcia cerowała spodnie, a obok rozkręcał się rodzinny biznes.
Tych drzew z różowymi kwiatami widziałam całkiem sporo, ale niestety nie wiem co to za gatunek.
Zabawnie skonstuowany sklepik. Maleńkie wejście, niski sufit i świeże bułeczki za ladą.
Czy to ambulans, nie wiem szczerze mówiąc, ale gdybym wiedziała, że w Peru będę jeździć jeszcze bardziej zapchanymi pojazdami, to pewnie odpuściłabym sobie to zdjęcie;).
Przydrożny zakład stolarski.
Dotarliśmy do położonej nad Pacyfikiem miejscowości La Libertad. Po wyjściu z samochodu myślałam, że się roztopię. To było jedno z najgorętszych miejsc w jakich w życiu byłam.
Cdn...
Aaaa na dalsza część czekamy!!!! :D
OdpowiedzUsuńpiękne zdjęcia, czekam na następne części, masz bardzo ciekawe posty !!!
OdpowiedzUsuńwięcej chcę! wiesz, to głupie, ale jak napisałaś kiedyś, że wyjeżdzasz do usa, to nie mogłam się tego doczekać i tak samo teraz nie mogę się doczekać twojego peru
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten moment, kiedy dowiaduję się, że dodałaś coś nowego na bloga :))) nie mogę się doczekać kolejnych wpisów!
OdpowiedzUsuńw końcu długo wyczekiwany post z urlopu! ehh zazdroszczę Ci że masz okazję to wszystko zwiedzić!!!
OdpowiedzUsuńszczerze zazdoszczę ! zdęcia są mega ! ale wspomnienia zapewne 1000% raz lepsze ! jak większośc czekam z niecierpliwością na c.d :)
OdpowiedzUsuńAnia
Wypas. Ula a Ty się nie boisz tak podróżować do nieznajomych? I spać u nich?
OdpowiedzUsuńNareszcie pierwsza część opowieści, już nie mogłam się tego momentu doczekać:) Zdjęcia się niesamowicie klimatyczne:) A co do couchsurfera to był chyba dość nietypowy?;)
OdpowiedzUsuńFilipa,
ja też tak chcę!
OdpowiedzUsuńTak! Jest kolejny wpis. I czekan oczywiście na następny. Ula, powinnaś kiedyś pomyśleć o wydaniu jakiegoś albumu,foto/sprawozdania ze swoich podróży. ps. To ile tam było stopni???
OdpowiedzUsuńprzepiękne zdjęcia! aż sama mam ochote gdzies pojechać.. chce wakacje, no!
OdpowiedzUsuńzdjęcia świetne i cieplutkie, biorąc pod uwagę, że w Pl sypnęło śniegiem na dolnym śląsku... niezłe są te ławki na ostatnim zdjęciu. pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńnie mogę się doczekać dalszych relacji!! :)
OdpowiedzUsuńNo super! Jak zawsze swietne zdjecia i swietne miejsca:D Czekam na kolejne czesci relacji:)
OdpowiedzUsuńA mapka po prawej stronie coraz bardziej czerwona ;-) Rewelacja.
OdpowiedzUsuńLady M.
ahh super :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i czekam na więcej!
Ten sklepik, jest naprawdę zabawny:) A domy na zdjęciu 11są wyjątkowe. Masz może jaszcze jakieś zdjęcia takich typowych domów, z tamtych okolic?;) Uwielbiam taki!:)
OdpowiedzUsuńWiem, że pewnie już to słyszałaś lub o tym czytałaś, ale i tak napisze !:D Twój, blog, Twoja pasja, Twoje życie jest tak wspaniałe, że gdy oglądam czy czytam Twoje nowe wpisy, dostaje takiego powera, że chętnie sama wybrałabym się na takie wycieczki !
OdpowiedzUsuńGratuluje pasji i serdecznie pozdrawiam:*
łaał, świetne zdjęcia i relacja :) jeszcze bardziej stęskniłam się za wakacjami. ile stopni było w tej miejscowości?
OdpowiedzUsuńcudownie! wyglada bardzo ciekawie i zazdroszcze chocby tych 7 godzin :)
OdpowiedzUsuńi ja uwielbiam "niebezpieczne dzielnice"! gdziekolwiek jestem, czy to w Waszyngtonie czy w Mexico City, zawsze staram sie wybrac do tego typu miejsc, bo maja wyjatkowy klimat i jakas prawde w sobie - a poza tym ludzi z ciekawymi historiami a ja uwielbiam rozmawiac z mieszkancami miejsca, w ktorym sie znalazlam :)
pozdrawiam serdecznie!
Rany, zazdroszczę Salvadoru, ale chyba jeszcze bardziej Limy ;) Mam takie pytanie nie na temat nieco, znasz może jakieś blogi innych Au Pair? :) Lidia
OdpowiedzUsuńA jak było na zajęciach? Miałaś dzisiaj hiszpański?:)
OdpowiedzUsuńA rozmawiałaś z tamtejszymi ludźmi po angielsku, czy próbowałaś po hiszpańsku?;)
OdpowiedzUsuńHej! Hej! Twoj blog mnie inspiruje. Nie tylko zaczelam pisac swojego, ale tez zaczelam gotowac (sledze twoje ulubione strony kulinarne). dzieki! Niech jeszcze sprawi ze zaczne robic piekne zdjecia to bede ci juz calkiem wdzieczna!
OdpowiedzUsuńps. Martwie sie tylko czy nie zapomnialas wyslac kartki do zwyciezyni twojego peruwianskiego konkursu :)
Niesamowite zdjęcia! Jak zwykle po przeczytaniu notki chcę więcej;p
OdpowiedzUsuńPS. Wesołych Świąt:)
Anonimowy z 11:39-> Mam trochę więcej na komputerze, ale niewiele.
OdpowiedzUsuńagata-> W cieniu powyżej 30'C, w słońcu ciężko mi ocenić, ale jak sobie porównuje do temperatury przeciętnej sauny, to mam wrażenie, że tam było z 70'C:)).
Asia a.k.a. Ashia-> Dokładnie!:)
Lidia-> Nie znam.
Anonimowy z 14:17-> Na razie chodzę tylko na angielski. Fajnie było, bo z okazji Wielkanocy w przerwie szukaliśmy w trafie czekoladowych jajek i znalazłam pięć;).
z 14:18-> Z Davidem i Carlosem po angielsku, ale z kobietą w kawiarni i z celnikiem na lotnisku zamieniłam parę słów po hiszpańsku.
157-> I niestety tu muszę przyznać, że w wysyłaniu kartek jestem beznadziejna...Kartkę mam, wypisaną, ale oczywiście czekałam do ostatniego dnia z wysłaniem i ostatecznie nie było jak (co zdarza mi się prawie zawsze:P). Będzie więc z USA, z peruwiańskim pozdrowieniem...Czy taka się liczy?;)
Hehe! No dobra, moze byc z Kaliforni! Ja kiedys zamiast wysylania kartek przywozilam je do domu i rozdawalam, takze nie jest zle :)Dzieki!
OdpowiedzUsuńsuper, ze Ci starsi Panowie byli na tyle mili, zeby sie Toba zaopiekowac! Wielki szacunek budza takie osoby, ktore tyle przezyly (a podejrzewam, ze ich zycie najlatwiejsze nie bylo) i mimo wszystko sa tak wewnetrznie mlodzi! Przykro mi tylko, ze maja problemy fizyczne & minimum co mlody zdrowy czlowiek moze z siebie dac (a nie tylko brac) to cierpliwosc :) pozdrawiam serdecznie ala
OdpowiedzUsuńAla-> Mądrze mówisz, ale ja byłam miła i z pewnością nie okazałabym moje niecierpliwości, która zresztą brała się tylko z obawy przed nie dotarciem na czas na lotnisko;).
OdpowiedzUsuń