Przez pierwsze pół roku pobytu tutaj, swój urlop planowałam spędzić w Japonii. Spośród wielu powodów chęci odwiedzenia tego miejsca, jest to kraj do którego mogłabym pojechać sama i wiedziałabym, że moja mama będzie spać spokojnie;).
Plany zmieniły się zimą, kiedy trafiłam na bilety do Peru w niezłej cenie.
Zadzwoniłam do Tima, którego znałam wtedy kilkanaście dni i powiedziałam, że chcę tam lecieć, pytając przy okazji czy nie chciałby mi towarzyszyć, co miało znaczący wpływ na mój wyjazd. Tim ma możliwość podróżowania samolotem za darmo, więc nie mogłam trafić na lepszego kompana podróży, których do tej pory często mi brakowało. Mój pomysł uznał za bardzo dobry i tak półtora miesiąca później wylądowaliśmy w Peru.
Styczność z nowym kontynentem i krajem zupełnie innym od tych, które do tej pory odwiedziłam, nie była takim zaskoczeniem, jakiego się spodziewałam. Czułam, że wszystko dookoła jest inne, nowe, ale mimo wszystko w żadnym momencie podróży nie doświadczyłam jakiegokolwiek rodzaju szoku. Podobno im więcej się widzi, tym mniej zaskakuje i pewnie to był jeden z powodów.
Ważnym celem naszej wyprawy było jedzenie. W tym temacie trochę się rozczarowałam, choć nie mam na myśli samej peruwiańskiej kuchni, do której nie mam zarzutów. Spodziewałam się po prostu większego dostępu do ryb i owoców morza, które tak mi się przed tą wyprawą marzyły. Choć pojawiają się w menu wielu restauracji na wybrzeżu, to miałam nadzieję na odwiedzenie targu jak ten w Salwadorze, a niestety nie spotkałam się z żadnym. Wiem, że to pewnie nie kwestia tego, że nie ma ich wcale, po prostu nie miałam szczęścia.
Bardzo pozytywnym zaskoczeniem był dla mnie transport publiczny. Pewnie nie przesadzę pisząc, że co drugi samochód w Limie jest taksówką, a niskie ceny (niekoniecznie dla miejscowych) zachęcają do korzystania z nich, co pozwala zaoszczędzić dużo czasu.
Wiele razy przesiadaliśmy się z autobusów do taxi, z taxi do busów itd. i tylko raz zdarzyło się, że czekaliśmy na autobus kilkanaście minut. W reszcie przypadków trwało to od 30sekund do 3minut;).
Międzymiastowe autobusy odchodziły co kilka- kilkanaście minut, a wysiadając zawsze można było dojrzeć kręcącego się w pobliżu taksówkarza, którego cennik nie różnił się od pozostałych.
Busy jeżdzące po mniejszych miastach wydają się również krążyć nieprzerwanie, trąbiąc, informując o celu podróży i zapełniając się szybko ludźmi. Podobnie jest z collectivo taxi, które nie ruszają, póki w samochodzie nie ma kompletu ludzi, lub zabierając pasażerów po drodze. Kierowca rozwozi według kolejności oddalonych miejsc.
Z powodu częstej potrzeby nawiązania kontaktu z miejscowymi (choćby w środkach transportu), podstawy hiszpańskiego podczas podróży do Peru są niezbędne, bo po angielsku nie załatwi się prawie nic.
Spotkałam jednak osoby podróżujące samotnie, mówiące po hiszpańsku na bardzo słabym poziomie i mimo wszystko radzące sobie w podróży. W końcu czasami sam uśmiech może zdziałać wiele;).
Hostel w którym zatrzymaliśmy się w Limie, był jednym z najlepszych w jakich byłam. Nie chodzi o atrakcje i wygody, ale klimat. To był prawdziwy backpackerski hostel, w którym zatrzymują się podróżujący po Peru czy nawet całej Ameryce Południowej interesujący młodzi (i nie tylko) ludzie. Pracownicy hostelu są bardzo sympatyczni, niezwykle pomocni, a atmosfera tego miejsca jest wręcz rodzinna, nawet na urodziny pań sprzątających pojawia się tort dla gości;).
Przed wyjazdem przeczytałam na jednym z blogów, że kiedy poznaje się kogoś w Limie, to poza imieniem jest się pytanym ile razy zostało się okradzionym;). Kradzieże rzeczywiście są na porządku dziennym, nie tylko w Limie i Peru, ale i wielu innych miejscach Ameryki Południowej. Przez tych kilka dni poznałam ludzi, którzy stracili w Peru i Chile drogie aparaty, a nawet całe plecaki z pieniędzmi i dokumentami, ale grunt to rozwaga i ostrożność, a wtedy nic złego się nie stanie.
Tak jak pisałam na samym początku, nie jestem zachwycona swoją relacją z Peru, uważam, że mogła być lepsza, ale kilka z powodów wyszło tak jak wyszło.
Pewnie kiedyś wrócę do Peru, bo są tam miejsca, które bardzo chciałabym odwiedzić i jeżeli będę prowadzić jeszcze bloga to postaram się przedstawić wszystko w ciekawszy sposób;).
Nie mogę się doczekać również odwiedzenia innych krajów Ameryki Południowej. Gdybym miała teraz wskazać jedno miejsce w Am.Pd., które bardzo chciałabym odwiedzić, to na chwilę obecną byłoby to chyba Buenos Aires.
A to kilka zdjęć z ostatniego dnia w Limie.
Ceviche (tradycyjne peruwiańskie danie) z owoców morza, czyli surowe krewetki, kalmary i przegrzebki marynowane w soku z limonki.
Ceviche z ryby (nie pamiętam rodzaju) w leche de tigre i marynacie limonkowo-paprykowej.
W ostatni dzień wybraliśmy się te do supermarketu, żeby kupić kilka spożywczych pamiątek. Tak jak wspominałam w poprzednich postach, peruwiańskie słodkości opierają się na skondensowanym mleku.
W dziale cukiernianym zauważyłam ciasto z lucumą. Po soku z lucumy, który dwa dni wcześniej tak bardzo mi zasmakował, musiałam spróbować tego ciasta. I nie rozczarowałam się, było pyszne.
Ostatnie wspólne popołudnie, bo tego wieczoru Tim wracał do domu, a ja następnego ranka.
Siedzieliśmy na ławce, rozmawialiśmy o naszym wyjeździe i śmialiśmy się z różnych zabawnych sytuacji jakie spotkały nas w Peru.
Słońce obniżało się...
Aż w końcu ostatnie promienie zniknęły za horyzontem i wróciliśmy do hostelu.
A to już Kostaryka, gdzie mimo planu odwiedzenia miasteczka w pobliżu lotniska, nie wypuszczono mnie z niego uznając, że mam za mało czasu do lotu. 3,5godziny to może niewiele, ale w takich sytuacjach- nie dla mnie;). Niestety musiałam podziwiać kostarykańskie góry zza okna lotniska licząc, że uda mi się tu jeszcze wrócić.
na pewno się uda. a od wielu osób słyszałam,że CR to raj na ziemi...
OdpowiedzUsuńuściski... (migdala)
OdpowiedzUsuńniesamowita wyprawa! podziwiam Cię, że miałaś tyle odwagi, żeby na dobrą sprawę sama się wybrać w tak odległe i nieznane miejsca, chociaż dla Ciebie to w sumie pikuś ;) btw, możesz zdradzić z jakiego powodu Tim podróżuje za darmo? po całym świecie? ;>
OdpowiedzUsuńPozdrawiam~!
ach... ach... ach...
OdpowiedzUsuńno, się nagadałam, nie?
Kocham Twojego bloga.
OdpowiedzUsuńJest zajebisty!
Brawurka
Jesteś taka odważna, otwarta i śmiała, jaka ja nigdy nie byłam i nie będę. Podziwiam, Kobieto :) Dzięki temu, już tyle zobaczyłaś i przeżyłaś :)
OdpowiedzUsuńjak ja ci zazdroszczę, chcę gdzieś jechać do pracy na wakacje, w końcu to będą moje najdłuższe, ale zapewne nie wypali
OdpowiedzUsuńdobra, dobra..wszystko fajnie..ale dlaczego on może latać za darmo?!? :D zazdroszczę..chyba, że wiąże się z tym coś mało przyjemnego (jedna z moich znajomych tak ma w ramach rekompensaty w jednej z linii)..a wyjazd super..na prawde..z jednej strony to jest łatwe..jedziemy..ale cięzko się zebrac..ze mna nie ma kto pojechac..mam tyle pomysłów, widze tyle okazji..a nie mam z kim..mój chłopak ma ograniczenia czasowe..kolezanki.czasowo-finansowe..Tim to skarb XD
OdpowiedzUsuńUla sciskam :* dlaczego Twoje zdjecia nie chca mi sie ladowac?;((( tylko na FB srednio co drugie moge obejrzec;/
OdpowiedzUsuńTo ciekawe, co piszesz, bo ja miałam takie samo odczucie po podróży do Brazylii. Ale nie wydaje mi się, że jest to wynikiem "im więcej się widziało, tym mniej zaskakuje". Mamy jakieś wyobrażenie o ameryce południowej, a wszędzie toczy się takie samo życie jak u nas. Wszędzie są lotnika, banki, sklepy. Poza tym najczęściej zaskakują szczegóły, a tych nie da się zobaczyć w ciągu tygodnia podróży...
OdpowiedzUsuńA poza tym, relacja piękna, nie masz powodu by być niezadowolna.
czyżby Tim urodził się w samolocie że lata za free? :D
OdpowiedzUsuńkażdego razu jak przeglądam Twój (cudowny) blog zastawiam się się skąd masz na te podróże pieniążki...;) zazdroszczę ..
OdpowiedzUsuńMi bynajmniej relacja bardzo się podobała ;D .
OdpowiedzUsuńTwój blog to taka odpicowana lekcja geografii !
A mam jeszcze jedno pytanie, ale jeżeli jest zbyt prywatne to przepraszam :) :
Pod postem
'Paracas, Islas Ballestas, Pisco, Imperial and Lunahuana' Maglo zapytała się czy jesteś z Timem, a ty odpowiedziałaś, że jesteś. I teraz nie wiem czy miała na myśli to, że jesteście parą czy, że po prostu razem byliście w Peru ?
Inda ;D
Tim lata za darmo jednymi liniami lotniczymi, bo załatwił mu to przyjaciel, który pracuje dla nich jako pilot.
OdpowiedzUsuńewex-> Masz Chroma lub Safari? Bo wczoraj kilka osób też narzekało na ten problem i podobno to może być problemem. W Mozilli natomiast wszystko działa.
Anonimowy z 16:11-> Odpowiedź jest bardzo prosta. Dostaję za pracę jako au pair tygodniowo prawie 200$, które przeznaczone są tylko na moje przyjemności, więc mogę szybko zaoszczędzić większe sumy. W Europie nie zarabiam praktycznie nic, ale oszczędzam każdy grosz i latam za znacznie mniejsze pieniądze, co jest podstawą.
Inda-> Jesteśmy parą;).
Chyba niezbyt często się spotykacie. Strasznie szkoda, ale powodzenia:)
OdpowiedzUsuńMarcela-> Uwierz mi, ja też żałuję;))). Widzieliśmy się na razie trzy razy w życiu...Na Florydzie, w San Francisco i w Peru...
OdpowiedzUsuńA kiedy Afryka? :)
OdpowiedzUsuńFajnie tam masz. :D Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńMoże powinnaś zrobić post z nowym FAQ :D, albo "wszystko o Timie" bo pytanie o to czy jesteście parą pojawia się pod każdym prawie postem. Tak samo jak to dotyczące jego darmowych lotów.
OdpowiedzUsuńNie wkurza cię to? :)
Bardzo dobra relacja. Gratuluję "pomysłu na życie". ;)
Magda*
Szkoda, że to już koniec relacji z Peru, było naprawdę ciekawie:)
OdpowiedzUsuńTeraz czekamy na relacje z San Diego;)
Filipa,
wiesz,jesteś dla mnie inspiracją.niesamowitą(:
OdpowiedzUsuńLola
Anonimowy 19:56-> Kiedyś przyjdzie i czas na Afrykę. Na razie byłam tylko w Tunezji, więc chciałabym odwiedzić znacznie bardziej oddalone kraje...
OdpowiedzUsuńMagda-> Pytanie o Tima rozumiem, bo nigdzie w poście nie napisałam oficjalnie o tym, że jesteśmy parą.
Na pyt. o jego darmowe loty odpowiadałam na razie chyba tylko dwa razy;). Najbardziej to wkurza mnie pytanie o moje tanie loty, mam już ich serdecznie dość;).
Filipa-> San Diego przyszło mi do głowy wczoraj, bo znalazłam bilety w niewysokiej cenie. Czy pojadę, to jeszcze nie jest pewne:).
Tim przypomina mi Tripa van der Bilta z Gossip Girl.
OdpowiedzUsuńuwielbiam Twoj blog.. :) zazdroszcze Ci że sobie tak podróżujesz, zwiedzasz :) ja to sie boje nawet do innego miasta w Polsce pojechać sama :D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i czekam na kolejne zdjęcia :))))))
Ania
Musisz mieć dobry zmysł orientacji;) W zupełnie nowym mieście tak dobrze się odnajdujesz, zdarzyło Ci się kiedyś gdzieś zabłądzić, zgubić?:)
OdpowiedzUsuńI znowu powrót do rzeczywistości, szkoda że tak szybko to minęło bo było b.fajnie w Peru:)
OdpowiedzUsuńTo o czym będą teraz posty?:) Mam nadzieję że będą równie ciekawe, a "znając Ciebie" napewno będą:):)
Grand Canyon - Zamierzasz zobaczyć?
OdpowiedzUsuńMagda*
Bardzo ciekawa relacja z Peru!
OdpowiedzUsuńUla, mam pytanie, jak uzyskać taki efekt? Zeby zdjęcie nie było typowo czarno-białe, tylko tak jak u Ciebie na tym zdjęciu?
http://img64.imageshack.us/i/img0636jpgeffected.jpg/
A jak poznałaś Tima? :)I co ci się w nim spodobało, że zdecydowałaś się na związek na odległość? Jeśli nie jest to zbyt osobiste pytanie oczywiście. Miłych chwil wam życzę :)
OdpowiedzUsuńthe scientist-> Masz racje!:)
OdpowiedzUsuńAnonimowy z 9:36-> Zmysł orientacji mam rzeczywiście dobry, ale jasne, że zdarzyło mi się zgubić, choć nie przerażają mnie takie sytuacje;).
Anonimowy z 11:33-> O tym o czym były do tej pory, czyli nic konkretnego;).
Magda-> Zamierzam, tylko jeszcze nie wiem kiedy i jak się tam dostanę;).
Anonimowy z 15:10-> Z pomocą 'niebieskawego filtra.
conceivable.she-> Tima poznałam przez couchsurfing, zatrzymując się u niego w czasie pobytu na Florydzie. Ogólnie mówiąc to mamy strasznie wiele wspólnego, świetnie się nam rozmawia i od pierwszego dnia znajomości miałam wrażenie jakbym znała go od wielu, wielu lat.
Czy macie z Timem problemy językowe? Zdarzają się Wam nieporozumienia związane z tym, że angielski nie jest Twoim językiem ojczystym?
OdpowiedzUsuńAnonimowy z 18:23-> Zdarzają się nieporozumienia, czasami zabawne, ale ogólnie nie mamy problemu z porozumieniem się, bo nawet jak nie potrafię czegoś powiedzieć to da się to inaczej wytłumaczyć. Tim z kolei już dobrze zna mój poziom angielskiego i jeśli coś powie/napisze to wie co będę a czego nie będę rozumieć;).
OdpowiedzUsuńno widzisz...a ja wybieralam sie do Peru i wyladowalam w Japonii...z tego samego powodu- promocja!!!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!