Coś tu ostatnio kontrowersyjnie, choć zdecydowanie niezamierzenie;).
W poniedziałek po 8 wydostaliśmy się z naszego ponurego pokoju, bo z samego rana czekał nas rafting.
Spytaliśmy się człowieka od raftingu, czy gdzieś w okolicy można zjeść szybkie śniadanie i wskazał nam miejsce niemalże na przeciwko.
Świeżo wyciskane soki, o tak!
Klimat miejsca podobał mi się strasznie, czułam się jak na końcu świata:).
A to jeden z najlepszych napojów w moim życiu. Okazało się, że pani miała w ofercie sok z lucumy, owoc pochodzący z Peru, o którym czytałam i bardzo chciałam spróbować. Sok był z dodatkiem mleka, więc powstał z niego w zasadzie shake i był to jeden z najsmaczniejszych w moim życiu!
Pojechaliśmy z ekipą kilka kilometrów (wzdłuż rzeki) na północ od miasta. Zanim zaczęliśmy, wyjaśniono nam zasady bezpieczeństwa.
Co zrobić w razie wpadnięcia do rzeki itd...
Osoba siedząca z tyłu wydawała polecenia typu "wiosłowanie do przodu/do tyłu, stop" i tak to wszystko wyglądało. Było bardzo ciepło, do tego wiosłowanie wymagało sporego wysiłku fizycznego, więc każda chłodna fala była bardzo przyjemnym orzeźwieniem i oczywiście frajdą.
Po jakimś czasie usiedliśmy na przodzie pontonu i było jeszcze fajniej. Zdjęcia moją kamerką zrobiła nam osoba w kajaku bezpieczeństwa.
Na rzece byliśmy ok. 45min. Do wyboru mieliśmy rafting dla początkujących i średniozaawansowanych. Wybraliśmy drugą opcję, ale teraz marzy mi się dołączenie w przyszłości do grupy zaawansowanej, bo musi to być świetna zabawa. Chciałabym też wpaść do rzeki czy zobaczyć jak to jest, kiedy przewraca się ponton. Mam nadzieję, że przekonam się w przyszłości.
A to już w drodze do Limy. Miałam ze sobą jedynie plecak (walizka została w hostelu w Limie) i okazało się, że nie wzięłam szortów na zmianę , a jedyne zostały zmoczone podczas raftingu. Musiałam więc spędzić dzień w piżamowych bokserkach ze Snoopy'm;).
Niektórzy proszą kierowcę tylko o przewiezienie czegoś i tak np. te koszyki jechały na targ.
Znów przejeżdżaliśmy przez Imperial, gdzie w poprzednim wpisie widzieliście zdjęcia z targu.
Collectivo taxi to według mnie świetny środek transportu. Polega to na tym, że taksówkarz rusza kiedy samochód zapełni się ludźmi albo czasami zbiera ich po drodze. Dzięki temu przejazd kosztuje grosze.
Peruwiańskie słodkości opierają się na dulce de leche, czyli skondensowanym mleku/masie krówkowej. Kiedy ja kupowałam przekąski na podróż, Tim czekał na zewnątrz, a kiedy do niego dołączyłam dotarły do nas zapachy jedzenia...
...które zaprowadziły nas do tego miejsca. Restauracja przy dworcu gdzie zmienialiśmy autobus, prowadzona przez panią w średnim wieku (na zdj. wychodzi z kuchni), której pomagał chyba syn lub wnuk.
Menu było jedno, ale że nawet to które było wywieszone było nieaktualne, to postanowiliśmy dać się zaskoczyć.
Po zobaczeniu zupy wiedziałam, że jesteśmy w peruwiańskim odpowiedniku polskiego baru mlecznego. Tradycyjnie, dużo, tanio, co nie zawsze sprzyja jakości;). Talerz pełen zupy (wody), makaronu, z kawałkiem mięsa i kukurydzą. Pamiętam, że zupa miała lekki smak pesto i była w porządku.
No i drugie danie, wołowina z sosem, kawałek jukki, choć jak widzicie 70% talerza to suchy ryż:). W końcu chodzi o to, żeby tanio się najeść;).
Nie wiem czym był ten napój, ale czymś w rodzaju domowego kompotu z owoców, których nie byłam w stanie rozpoznać. Był rewelacyjny. Za obiad (dwie osoby) zapłaciliśmy 9zł i byłam zadowolona, że tam zjedliśmy, bo interesujące było odwiedzenie takiego miejsca.
Raspadilla to lody popularne w wielu miejscach na świecie, kryjące się pod różnymi nazwami. Jest to bryła kruszonego lodu (zamrożonej wody) w kubku, z wybranymi syropami/sosami, nadającymi lodowi smak.
A tu wygląda przeciętny, niewielki spożywczy, czyli podobnie jak w Polsce.
Po powrocie do Limy Tim nie czuł się za dobrze, dopadało go przeziębienie i popołudnie przeleżał w łóżku. Z tego powodu zamiast ruszać w głąb miasta, wieczorem wybraliśmy się do znajdującej się niedaleko hostelu, polecanej przez Lonely Planet restauracji, słynącej z bardzo dobrych dań mięsnych. Już wiedziałam czego spróbuję tej nocy.
Na początek przyniesiono nam ciepły chleb i sosy. Paprykowy, kolejny w stylu salsy pomidorowej i oliwa z pietruszką, ziołami i czosnkiem. Osobiście uwielbiam takie przekąski.
Jedno z tradycyjnych peruwiańskich dań- Cuy, czyli świnka morska. W smaku podobna do kurczaka. Moja kulinarna ciekawość wygrała z resztą argumentów, nawet ze wspomnieniem o mojej nieżyjącej już wiele lat (śwince morskiej) Pegi.
Wiem, jestem okrutna, ale wychodzę też z założenia, że nie można dzielić krajów jedną i tą samą miarą, bo wszędzie są inne zwyczaje. Tak jak w naszej kuchni są dania, które przeraziłyby niejednego obcokrajowca, tak podobnie jest z innymi państwami.
P.S. Spodziewajcie się, że w przyszłości zobaczycie na tym blogu jeszcze drastyczniejsze zdjęcia talerzy;).
W drodze do hostelu weszliśmy do kawiarenki, gdzie skusiłam się na peruwiańskie Tres leches. To biszkopt nasączony trzema rodzajami mleka: śmietanką kremówką, mlekiem skondensowanym słodzonym i niesłodzonym.
Marzeniem mojego chłopaka jest rafting - jak zobaczy Twoje zdjęcia to pewnie strasznie Ci będzie zazdrościł. Powiedz mi proszę, pytam z czystej ciekawości, ile kosztuje taka przyjemność :) Wygląda wspaniale, nawet ja bym chętnie spróbowała :)
OdpowiedzUsuńUla, a ja Ci dziękuję za poprzedni post,ten i kolejne, za to, że nie dałaś się tej nagonce. To co się teraz dzieje w niektórych środowiskach jest niefajne... Każdy przeżywa tragedię na swój sposób (bo takie jest nasze prawo) a inni narzucają swoją wolę, przez co to staje się jakieś takie sztuczne ;/
Ula! moje marzenie to kiedyś poznać Cię osobiście! ... szczyt moich marzeń!
OdpowiedzUsuńobściskuję :*
W Cuzco jest obraz Ostatnia Wieczerza, na którym na talerzu leży właśnie taka świnka - w całości. A jak się ją podaje w restauracjach, bo chyba widzę kawałki? To jakieś żeberka świnki czy coś?
OdpowiedzUsuńPs. nie wszystkie zdjęcia chcą mi się całe załadować :( buuuuu ...
OdpowiedzUsuńSanna's Land of Illusion-> Poziom średniozaawansowany kosztował ok 70zł, a początkujący był trochę tańszy. Spodziewam się jednak, że w innych, droższych krajach ceny są znacznie wyższe.
OdpowiedzUsuńellemo-> Przestań...tylko rozczarowałabyś się przy tym spotkaniu;). Które zdjęcia się nie ładują? Wybrane, czy jakaś część posta?
Ewa-> Była w kawałkach, choć ja z telewizyjnych programów kojarzę właśnie podaną w sposób o jakim piszesz.
sok z lucumy..mozna to do czegos (co mogę znac :D) smakowo porownac?
OdpowiedzUsuńto peruwiańskie Tres leches też wyglada bardzo interesująco ;p ech..jedzenie to moja słabośc..chciałabym chyba wszystkiego spróbowac..i przytyłabym z 10kg ;d
Ulu, od czwartego zdjęcia nie pojawia się już żadne całe 9oprócz koszyków jadących na targ) ....
OdpowiedzUsuńetam, rozczarowała ... heh ... na pewno NIE!
Hej. Świetna relacja, chociaż niektóre zdjecia nie chcą mi się załądowac... Marzę o raftingu i też go planuję na najbliżesz wakacje. Mogłabyś zdradzic ile ogólnie cała wycieczka Cię kosztowała? POzdrawiam.;D
OdpowiedzUsuńO. nie tylko mi się nie ładują ... a im bliżej końca to nawet moja bujna wyobraźnia nie pozwala mi na wymyślenie tego, co na zdjęciu jest ... hmmm ....
OdpowiedzUsuńjak kliknę na zdjęcia, to w programie ImageShack tez się nie ładują całe :(
OdpowiedzUsuńRafting to niezwykle ciekawe doświadczenie. Gdy człowiek go spróbuje staje się uzależniony (wiem co mówię :) )
OdpowiedzUsuńŚwinka morska? Muszę przyznać ,że bardzo chętnie bym spróbowała. Uważam, że próbowanie nowych dań , niekiedy dla nas szokujących , jest integralną częścią podróżowania.
http://megwearsviolet.blogspot.com/
pozdrawiam
meg
ja raczej nie widze w tym nic okrutnego, w koncu nie łaziłaś po restauracjach czy hodowlach dopraszając sie zebys sama mogła ja zabic i oporządzić- a ze tam i tak je jedzą... na wsi gdzie sie wychowałam w zasadzie do zadnego zwierzęcia nie podchodziło sie osobiście więc nie tylko kury, kaczki i inny drób ale też króliki. W sumie nic nadzwyczajnego ale mam słabość do futerkowych a taki królik to prawie jak kot ale cóż
OdpowiedzUsuńrobić;-)
mnie nawet zdjęcia raftingu nieco przerazają a obawa przed tym czego jesteś ciekawa powoduje że nawet do kajaka nichętnie wsiadam;-)
rafting brzmi jak z moich najeikszych koszmarów. Uwielbiam dulce de leche, dostałam od znajomych słodycze na jego bazie, przywieźli z am pd. Zastanwiałam się własneio czy się skusisz na świnkę:-)
OdpowiedzUsuńUlka nic się nie przejmuj! Dla mnei jest oczywiste, że każdy przeżywa to co się stało inaczej...
OdpowiedzUsuńLubię twoje opwieście i cieszę się, że dobrdze było!
Hej Ellemo, ja mialam ten sam problem, myslalam ze to wina wolnego neta, ale mysle teraz ze to wina Chroma (masz Chroma?). Jak otwieram zdjecia w mozzilli to sie elegancko ładują. W Chromie wszystko jest w porządku jeśli jest mało zdjęć. Sprobuj otworzyc strone w innej przegladarce.
OdpowiedzUsuńA swoją drogą myślałam, że wy jesteście z tego samego miasta i że się znacie kope lat!
Ja przewrocilam sie kajakiem do wody. Gdy temperatura powietrza nie przekracza 15 stopni-nie polecam.
Ula, your blog is great! My Polish friend told me about it and I fall in love with you : )
OdpowiedzUsuńSome time ago I've done withe rafting in West Virginia- that was fun! You should try one in US.
Cheers!
Katie
opisujesz wszystko w sposob bardzo stereotypowy, a twoja wiedza o danym kraju, ktora bazuje sie na wikipedii i przewodniku lonely planet tylko to potwierdza.
OdpowiedzUsuńwidac, ze nie masz pojecia na temat peru i peruwianczykow, a twoje zdjecia i komentarze (z bledami merytorycznymi) pod nimi tylko to potwierdzaja.
najbardziej irytujace jest w tym wszystkim, ze robisz zdjecia ludziom, ktorzy wcale sobie tego nie zycza i nie pytasz ich o zdanie.
z twojej wielkiej wyprawy do peru zostana tylko zwykle turystyczne zdjecia i stereotypy, ktore jak prawdziwy "gringo" mozesz opowiadac twoim wnukom czujac sie jak Kolumb....
PEGI
uuuu Pegi to sie rozpęta teraz burza i posypią komentarze. Nie wiem skąd ten atak, przeciez Ula byla w Peru tylko tydzień, wiec jak ma pisać, nie jak turysta? Nie ma pojęcia o peruwiańczykach? No pewnie, że nie ma, a skąd ma mieć! Może nas oświecisz droga Pegi i przy okazji poprawisz merytoryczne błędy Ulki
OdpowiedzUsuńUla, jak smakują te lody z lodu?
OdpowiedzUsuńjeeee czyli zdążyłaś z tą świnką :> właśnie zależało mi, żebyś jako osoba z doświadczeniem kulinarnym opisała jej smak.
OdpowiedzUsuńwidzę, że niektórzy wchodzą na tego bloga szukając tekstów, które świadczyłyby o Twoich wieloletnich studiach nad każdym krajem, do którego się wybierasz. więcej luzu PEGI, jak na każdym blogu emocje tu zamieszczone mają być spontaniczne i subiektywne, i ja jako stały czytelnik/oglądacz właśnie tego oczekuje, a nie wystudiowanych sformułowań. szukasz takich? z pewnością jest wiele zweryfikowanych przewodników, które zaspokoją Twoją ciekawość, no chyba, ze zjawiłaś/eś się tu tylko, żeby wylać jad, to już nie pomogę.
pozdrawiam podróżniczko! :D
fi'j
Super! Uwielbiam poznawać świat przez smaki, więc nie dziwię Ci się, że skusiłaś się na świnkę morską ;)
OdpowiedzUsuńFajnie Ula:) Co do wpadania do wody w czasie raftingu, to nie wiem jak w Peru, ale w Turcji woda w rzece miała mniej niż 10'C w środku lata. Facet, który "dowodził" danym pontonem celowo wrzucał wszystkich do wody. Najpierw było super, ale po kilkunastu sekundach nogi zaczynały cierpnąć z zimna i trzeba było wdrapywać się z powrotem na ponton:)
OdpowiedzUsuńCzy Twoja świnka morska nie czyta przypadkiem tego bloga, bo komentarz PEGI wygląda mi na zemstę zza grobu? ;):)
Pozdrawiam,
Gal Anonim:)
Matkojedyno,
OdpowiedzUsuńto chyba nasza polska przypadłość, że oczekujemy do innych perfekcji i dobrego tonu w każdej sytuacji. Albo że każdy z turystów czuje potrzebę zasilania wiedzy w 13-to tomowych podręcznikach przed podróżą do danego kraju. Autorka bloga przecież podpisuje pod każdym pojedyńczym postem 'to napisałam ja, Urszula, wielki Turysta i Podróżnik. czytajcie, uczcie się, a przede wszystkim przekazujcie mą wiedzę dalej, niech się niesie radosna nowina!'.
z wyrazami ciepła,
Kasia
(o nie! może ktoś byłby łaskaw sprawdzić czy w mojej wypowiedzi nie było błędów merytorycznych? napisałam to ja, Kasia, wielka..)
Ja też melduję problemy. Część zdjęć nie otwiera mi się w Safari ale w Mozzilli wszystko działa. Przeważnie nad poranna kawą muszę wykłócać się z Lee o dostęp do jego komputera z Mozzillą ;-)
OdpowiedzUsuńCo do tego mleka, to może 'zredukowane'? (Jak np. 'redukcja balsamiczna'). Bo wygląda na to, że 'evaporation' i 'reduction' to w kuchni to samo.
Ta górzysta część Peru wydaje mi si e być piękniejszą, szczególnie widoki z filmiku to potwierdzają.
OdpowiedzUsuńSpróbowałabyś psa lub kota ? Czy to już dla Ciebie inna kategoria niż świnka morska ?
OdpowiedzUsuńNie wiem skąd te problemy z załadowaniem zdjęć, ale wygląda na to, że niektórzy z Was znają przyczynę:)
Sardynka-> Nie potrafię porównać do niczego...
Anonimowy z 9:45-> Odpowiedziałam na to pytanie w poprzednim poście jeśli możesz tam zajrzeć.
PEGI-> Jasne, że nie mam dużej wiedzy na temat Peru i nie dziwię się, że Ciebie, jako eksperta to drażni.
Lonely Planet i Wikipedia nie były głównym źródłem moich informacji.
A zrobić kilkaset zdjęć bez ani jednego przedstawiającego obcą osobę, to ponad moje możliwości. Turystką w każdym razie nie jestem, co nie znaczy, że wielkim podróżnikiem i odkrywcą.
Julia-> Nie próbowałam tych lodów.
Ja próbowałam takie lody i były ohydne :)
OdpowiedzUsuńDlaczego nie jesteś turystką?
Wiesz Ty co... Wojtka dla takiego Tima rzucić :// Przecież Wojtek był sympatyczniejszy i na pewno przystojniejszy! A taka porządnicka się wydawałaś;]
OdpowiedzUsuńGunio.
Evaporated Milk to chyba odpowiednik naszego słodkiego do zemdlenia mleka skondensowanego, chociaż pewna nie jestem ;)
OdpowiedzUsuńA właśnie przypomniałam sobie kogo przypomina mi Tim - wypisz wymaluj Danny Messer z CSI:Ny :D
buahahaa uwielbiam takie PEGI zazdrosnice:D żalllll yoasia
OdpowiedzUsuńczytam sobie czasami forum polskich au pair i powiem, że już kilka razy widziałam jak polecały sobie wzajemnie Twojego bloga ;>
OdpowiedzUsuńhttp://forum.aupairpoland.com.pl/viewtopic.php?f=4&t=4696&st=0&sk=t&sd=a&start=2190
jak sama możesz przeczytać, motywujesz ludzi do wyjazdu xDD
OdpowiedzUsuń157-> Może według definicji jestem turystką, ale według ogólnego wyobrażenia "turysty" się nią nie czuję. Sama organizuję swoje wyjazdy, staram się omijać 'obowiązkowe punkty wycieczek', unikam innych turystów, nie robię sobie zdjęć tam gdzie nakazuje przewodnik, dobijają mnie wyjazdy organizowane przez biura podróży, lubię docierać do miejsc gdzie jestem jedyną 'obcą' itp. itd.
Gunio-> A wiesz gdzie mam Twoje zdanie, prawda? Nie wtrącaj się do prywatnych spraw.
Anonimowy 21:22-> Dzięki za informacje i linka, choć jakoś dumna się z tego powodu nie czuję i nie zachęcam nikogo bezpośrednio do wyjazdu;).
Chętnie bym z tobą na ten temat porozmawiała, ale na blogu nie wypada :)
OdpowiedzUsuń157-> Możemy gdzie indziej jeśli chcesz (np. GG?), tylko powiedz jak Cię znaleźć;).
OdpowiedzUsuńEvaporated milk, to mleko skondensowane niesłodzone, a condensed milk to mleko skondensowane słodzone :)
OdpowiedzUsuńula, można powiedzieć, że stałaś się trochę sławna i teraz chyba coraz częściej będą pojawiać się takie głupie, chamskie komentarze. :(
OdpowiedzUsuńdziewczyny, jak mi zamula strasznie czasem komp, to też się zdjęcia nie chcą pojawiać, pewnie to od tego :P
jesteś podróżniczką z prawdziwego zdarzenia,a Pegi pewnie swojej mieściny nigdy nie opuszcza, ale wiedzę ma za to niesłychaną hahaha. Żal mi takich ludzi, po co oni wogóle czytają ten blog, nie podoba się wyłącz komputer i zrób cos ciekawego w życiu, bo pewnie twoje życie to ekran komputera
OdpowiedzUsuńDziuunia-> Dzięki, zmieniłam na Twoją wersję;).
OdpowiedzUsuńelizove-> Z dnia na dzień 'sławna' się nie stałam, ale masz rację powinnam się spodziewać częściej takich komentarzy.
Anonimowy z 00:39-> Nie wiem czy jestem podróżniczką z prawdziwego zdarzenia, ale w pewnym sensie rozumiem i wiem o co chodzi Pegi. W każdym razie dzięki za miłe słowa!
Nie za bardzo rozumiem czym sie niektórym naraziłas w poprzednim poście. Nie mam teraz czasu zerknąć co tez poniżej sie wydarzyło. Rafting to świetna sprawa. Miałam okazje tego spróbować w Chorwacji. Rzeka była piekielnie rwąca. Nasz sternik/przewodnik podkręcał dodatkowo atmosferę swoim usposobieniem. Do tego zabrał nas w miejsce, gdzie kazał nam wysiąśc z pontonu, wdrapywać się na skały a potem skakac do rwącej wody. A na koniec, gdy już powoli oswajalismy się ze świadomościa, że to koniec, zabrał na pod wspaniały wodospad.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci Twoich przygód i żałuje, że jestem taka stara i nie moge pójśc w Twoje ślady. :)
Pamiętam jak pierwszy raz natrafiłam na Twój blog, miałaś wtedy płynąć na wyspy Bahama, ale zapomniałaś jakiegoś ważnego dokumentu, wtedy to wydawało mi się, nie wiem czemu, takie nierealne. Bardzo zaciekawiły mnie Twoje przygody i od tamtej pory ciągle je obserwuję:)
OdpowiedzUsuńStrasznie się ciesze, że znalazłam Twój blog, jest wspaniały!;)
Filipa,
Może będzie kiedyś okazja pogadać na żywo :)
OdpowiedzUsuńUla, chyba musisz zrobić jakiś zlot fanów jak wrócisz do Polski;)
OdpowiedzUsuńech uwielbiam twojego bloga! :)
OdpowiedzUsuńmogłabym godzinami czytać o twoim życiu.
i sądzę, że gdybym kiedykolwiek cię spotkała na ulicy to moja reakcja równała by się temu zachwytowi, kiedy się widzi kogoś sławnego :)
A dzisiaj będzie post?:):)
OdpowiedzUsuńRany, Ulcia, niedługo faktyczni powstaną fancluby Uli :) będziesz dzisiaj wieczorem dostępna na skypie? (moim wieczorem;)
OdpowiedzUsuńdorotka.
Nie będę bo zaczynam pracę za półtora godziny, ale też mam do Ciebie sprawę! Może napiszę Ci o tym na gg:).
OdpowiedzUsuńMam podobne dylematy. Ale koncu dochodze do wniosku ze przeciez specjaly kulinarne jakiegos kraju moge zjesc tylko tam i sytuacja sie raczej nie powtorzy. Choc dlugo mi zeszlo zanim zamowilam wieloryba w Islandii...
OdpowiedzUsuńAle tak, jesli kiedys pojade do Peru- swinka morska jest na mojej liscie.