To był mój pierwszy raz na tym odcinku 24tej ulicy. Pozytywne miejsce.
Noe Valley, to jedna z moich ulubionych dzielnic.
Tutaj w sumie robiłam zdjęcie czemu innemu, ale nagle pojawiła się w obiektywie fajnie wyglądająca pani w średnim wieku i w ostatniej chwili zrobiłam jej zdjęcie...Stąd wyszło, jak wyszło, czyli średnio;).
Canelle z La Boulange.
Na tej samej ulicy, kawałek dalej, był niewielki organiczny targ.
Można się tam najeść za darmo, bo każde stoisko czymś częstuje;).
Panowie zadbali o pozytywny nastrój;).
Z Church St. wsiadłam w Muni J i pojechalam do centrum.
Wysiadłam przy zatoce i poszłam do Ferry Building, gdzie z powodu weekendu, kolejnego przedpołudniowego targu z organiczną żywnością i dużej liczby turystów, znów wszędzie czymś częstowali;).
Macaroons z Miette.
Tort, też z cukierni Miette.
Ludzie spacerowali, robili zakupy na targu i jedli lunch nad zatoką.
Ja poszłam do meksykańskiej restauracji Mijita, gdzie zamówiłam znajdującą się na liście (100 dań do spróbowania w SF) zupę Albondigas, z mięsnymi pulpetami, nachos i kolendrą. Bardzo dobra!
Na zewnątrz Ferry Building.
Cheeseburger i frytki ze słodkich ziemniaków (też z listy) w Taylor's Automatic Refresher. Z tego dania większość zostawiłam sobie na później, bo godzinę wcześniej zjadłam zupę Albondigas i nie zdążyłam zanadto zgłodnieć.
A później poszłam na spacer Broadway'em.
Zagłębiłam się w tą okolicę bardziej niż zawsze.
W końcu z Broadway odbiłam do Chinatown.
Ula jak to Ula, kiedy ma do wyboru jedzenie lub picie dobrze jej znane, zazwyczaj decyduje się na to, czego jeszcze nie próbowała. Miałam przeczucie, że ten napój nie będzie mi smakował, ale wygrała ciekawość. I rzeczywiście, ten soczek z trzciny cukrowej smakował jak woda z cukrem, lub bardzo słodka herbata. Nie udało mi się wypić całego;).
Weszłam do kilku spożywczych kupić pare chińskich i japońskich słodyczy.
W Chinatown zawsze jest ruch i tłumy na ulicach i chyba jedyne miejsce gdzie można zobaczyć wiekowe babcie z plastikowymi siatkami targające po 10kg w każdej ręce;). Trochę jak w Polsce, za to kompletnie nie w amerykańskim stylu;).
Tu, na zdjęciu trwała walka o pomarańcze, bo pewnie były za pół darmo (w tej dzielnicy wszystko jest znacznie tańsze). Obserwowałam ten ścisk i zaczęłam się do siebie śmiać przypominając sobie, że Chinatown naprawdę rządzi się własnymi prawami;).
Świetne zdjęcia, uwielbiam je oglądać. San Francisco jest piękne. Lucky girl :)
OdpowiedzUsuńJak smakował hamburger i frytki? :)
OdpowiedzUsuńE.
uwielbiam twój blog, zdjęcia są wspaniałe i lubię kiedy jest ich tak wiele. widzę że wyprawa była ciekawa. czekam na więcej. pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńWspaniałe zdjęcia! Świetne miejsca! Ogromnie polubiłam Twój blog.
OdpowiedzUsuńBardzo tęsknie za USA i choć sama byłam aupair na Wschodnim Wybrzeżu, to tak, hmmm, czuję ten Twój pobyt w Stanach. Chciałabym zwiedzić SF, LA...
Ale póki co wakacje najprawdopodobniej w... Peru, więc Twoje relacje z wakacji niezwykle mnie cieszyły i nastrajały :*
Zdecydowanie jedna z moich ulubionych Twoich serii. Będę pewnie do niej nie raz wracać :-)
OdpowiedzUsuńTęsknię za takim targiem, w B. wczesnoniedzielne wycieczki rowerem 'po pory' były wyczekiwanym weekendowym wydarzeniem.
Fajne 'boobie cake' ;-)
Ulaa, będziesz się śmiała, ale przez tego bloga i przez to jak wszystko opisujesz czuję jakbym Cię znała i nie wątpię, że większość tutaj odnosi takie wrażenie. Wszystko jest takie szczere i prawdziwe (ta świnka morska, kto by się odważył?! ;)).
OdpowiedzUsuńTrafiłam na Twojego bloga przypadkiem (przez szafiarki oczywiście). Trochę czasu już jestem czynnym odwiedzaczem i przez Ciebie zdecydowałam się na roczny wyjazd do Stanów. Miejmy nadzieję, że trafię do jakiejś znośnej rodzinki. W sierpniu mam zamiar wyjechać. Mam do Ciebie takie pytanie, bo było to dość dawno i zapomniałam spytać... Co się stało z Twoją pierwszą rodziną? To był single dad, czy mi się tylko zdawało? Aaa i jeszcze gdybyś zechciała coś więcej napisać o Tobie i Timie (przepraszam!), bo zżera mnie ogromna ciekawość jak to się z Wami ułożyło, że jesteście razem (Ula - nie chcesz to nie odpowiadaj :) )
Pozdrawiam,
Ja :)
E.-> Zarówno cheeseburger jak i frytki- bardzo dobre:).
OdpowiedzUsuńJa lub Ty:D-> Moja pierwsza rodzina to był ojciec z dwójką synów i o ile ojciec był stosunku do mnie bardzo w porządku, to dzieciaki (zwłaszcza jeden) były okropne.
Tima poznałam na Couchsurfing, lecąc na Florydę, zdecydowałam się spać na jego kanapie. Od początku bardzo się polubiliśmy i odkąd opuściłam Florydę byliśmy w stałym kontakcie. Po miesiącu odwiedził mnie w San Francisco i uznaliśmy, że można nazwać to związkiem. Później była wyprawa do Peru, w maju zobaczymy się w San Diego. Widzieliśmy się póki co tylko trzy razy, ale rozmawiamy praktycznie codziennie.
Jak zwykle fajna relacja :) jestem ciekawa tych frytek ze słodkich ziemniaków - smaczne były? Jakoś ciężko mi sobie wyobrazić ich smak ;)
OdpowiedzUsuńKurczę, właśnie mi się przypomniało, bo przed chwilą oglądałam mojego ulubionego Mr. Monka :D czy w SF na prawdę są takie fajne tramwaje?? W sensie takie o: http://farm3.static.flickr.com/2619/3709283079_2cffb871c0_b.jpg
Pewnie już gdzieś pokazywałaś na blogu, ale nie mogę sobie przypomnieć, a są czaderskie!!
Pozdrawiam :)
madziara-> Frytki ze słodkich ziemniaków są tu bardzo popularne, można dostać je w prawie każdym miejscu z frytkami. Zazwyczaj są też lekko przyprawiane na ostro. Mimo słodyczy niewiele różnią się od klasycznych frytek, choć jada się je prędzej z ranch, ziołowym sosem (w stylu naszego czosnkowego), niż z keczupem.
OdpowiedzUsuńTramwaje oczywiście są. Przejażdżka nimi to jedna z głównych atrakcji turystycznych, której jeszcze nie próbowałam;))). Bilet chyba 5$ kosztuje, więc zawsze było mi szkoda kasy, ale kiedyś się w końcu przejadę;).
Za tradycyjnymi frytkami nie przepadam, a za keczupem już w ogóle ;) natomiast na takie bym się chętnie skusiła.
OdpowiedzUsuńTo jak już się przejedziesz tym ekskluzywnym tramwajem to zamieść fotorelację, z resztą pewnie i tak byś to zrobiła ;)
Pani w średnim wieku? myślałam, że to jakas młoda dziewczyna!
OdpowiedzUsuń"mijita" to pewnie skrót od "mi hijita"= moja córeczka :)
Na długo jedziesz/lecisz do San Diego?
Ula, ile potraw z listy już skosztowałaś? :>
OdpowiedzUsuńAtrevete-> Zwróć uwagę na jej siwe włosy;). Do San Diego lecę na trzy dni, od piątku do poniedziałku.
OdpowiedzUsuńAnonimowy z 21:11-> Bardzo niewiele, ledwie powyżej 10:/. W między czasie kiedy próbowałam dań z listy, ktoś podał mi linka do listy z 2010, a tam już nie było kilku pozycji, które były na liście z 2009 i musiałam częściowo od nowa zaczynać;).
To właśnie dzięki serialowi "Detektyw Monk" pokochałam San Francisco. Na Twoich zdjęciach jest tak jak w filmach, kolorowo, przyjemnie. Te sklepy takie niecodzienne, przyciągają uwagę. Nie to co w Polsce. Ach jakbym chciała tam być!
OdpowiedzUsuńKarolina :)
co Z Twoim paznokciem???hm?
OdpowiedzUsuńAnonimowy z 22:24-> A co ma być? Lakier obdrapany i tyle;).
OdpowiedzUsuńUla, co ty robisz tak po nocach, że tak późno spać chodzisz?:)
OdpowiedzUsuńjak zawsze bardzo podoba mi się Twoja relacja :)
OdpowiedzUsuńa świeżo wyciskany sok (raczej napój) z trzciny cukrowej z lodem jest wyśmienity, taki w kartoniku to tam pff :P jeśli będziesz miała kiedyś okazję to musisz go spróbować :)
Hej Ula ;) Trochę mi się nudziło, więc zrobiłam to dla Ciebie - http://i41.tinypic.com/2ljhkev.png Heh. :) Pozdrawiam, Kinga :)
OdpowiedzUsuńTak wypisujesz, że te miesiące będą takie złe a ja się nadziwić nie mogę, że tak piszesz. SF zdążyło Ci się już znudzić ? :)
OdpowiedzUsuńFajne zdjęcia. :)
OdpowiedzUsuńZaplanowałaś już swoją wyprawę do San Diego? Masz jakieś szczególne miejsca które chcesz ma zobaczyć?
OdpowiedzUsuńKinga-> Ojej, wielkie dzięki! To strasznie miłe!:*
OdpowiedzUsuńJ.-> Jasne, że SF nie zdążyło mi się znudzić, bo nawet nie miałam i nie będę mieć jak się nim nacieszyć. W końcu nie mieszkam w mieście i bywam tam jakieś 4 razy w miesiącu, a przez resztę 26dni poza pracą i szkołą nie robię NIC i nikogo nie widuję. Dodatkowo ostatnio jeszcze muszę więcej pracować, więc na ten miesiąc nastawiam się równie negatywnie jak na poprzedni.
Anonimowy z 21:23-> Nie, jeszcze nic nie planowałam. Na miejscu spotkam się z Timem, który ma tam brata i sam mieszkał w tym mieście przez 'chwilę', więc pewnie zabierze mnie w kilka miejsc. O San Diego zacznę czytać za tydzień lub dwa.
OdpowiedzUsuńAnonimowy z 10:11-> Masz na myśli, że chodzę spać po północy? Nie lubię spać, więc staram się chodzić jak najpóźniej, śpiąc jednocześnie tyle czasu, żeby na drugi dzień móc normalnie funkcjonować;).
OdpowiedzUsuńsuper blog, zapraszam do siebie
OdpowiedzUsuń