Uznałam też, że na sam koniec relacji z Peru zrobię notkę podsumowującą, zawierającą trochę wrażeń, zaskoczeń i rozczarowań i informacji praktycznych dotyczących tego kraju.
Póki co, życzę Wam miłego pierwszego dnia w Limie;).
Lot z San Salwadoru do Limy dłużył mi się potwornie, chyba dlatego, że pomylił mi się czas i oczekiwałam lądowania przed ostatnie dwie godziny;).
W Limie wylądowałam ok 21 i czekałam przez 1,5h na przylot Tima. Miło było go zobaczyć po miesiącu. Pierwszy raz też wychodząc z lotniska zostałam przywitana jak gwiazda;). Na zewnątrz było mnóstwo fanów, pisk, flesze, autografy. Razem z nami wychodził z lotniska zespół rockowy, który przyleciał z Miami. Od początku kiedy ich zobaczyłam wyglądali mi na profesjonalistów, ale kto to był, ani ja, ani Tim nie wiedzieliśmy. Czyli nie ma to jak zobaczyć kogoś sławnego i nie wiedzieć kto to jest;).
W drodze do hostelu byłam w rewelacyjnym humorze, opowiadałam Timowi o Salwadorze i ciągle się śmiałam;).
W pierwszy poranek przeszliśmy się nad Ocean, który był kilka kroków od hostelu.
Lima położona jest tak naprawdę wysoko nad Oceanem, więc podziwialiśmy Pacyfik z klifów.
Na to wyznanie miłości zareagowaliśmy w stylu "awwww...how romantic..", ale szybko okazało się, że takich serc jest dookoła wiele, więc nasze zdanie zmieniło się na "ale kicz..." ;).
Przeszliśmy się wzdłuż Oceanu, mijając zadbane parki, place zabaw, korty tenisowe. Moje wyobrażenie o najlepszej części Limy nie było aż tak dobre, jak to co zobaczyłam. Tutaj chyba starali się uzyskać efekt barcelońskiego parku Guell;).
Całujący się pomnik;).
A teraz patrząc z południa na północ.
Później przeszliśmy się jedną z głównych ulic dzielnicy Miraflores. W porze lunchu usiedliśmy w jednej z kawiarenek i zamówiliśmy kanapki. Moja była z rybą, warzywa + chipsy z tamtejszych słodkich ziemniaków.
Temperatura (25-27'C) sprawiała, że co chwile chciało nam się pić.
A to esencja Peru, Inca Kola;). Napój, kochany przez Peruwiańczyków, którego sprzedaż przewyższa Coca Cole! Po raz pierwszy spróbowałam jej w Atlancie, więc smak był mi znajomy. Jeśli jesteście ciekawi, to smakuje trochę jak guma do żucia no i jest oczywiście gazowana.
Niektóre rośliny zachwycały swoimi kolorami.
A to dom, który często mijaliśmy bo był tej samej ulicy, co nasz hostel. Lubiłam go, bo miał klimat Ameryki Południowej, a przede wszystkim nie był zakryty wysokim murem, jak większość tamtejszych domów.
W pierwszą noc wyszukaliśmy w książce i internecie peruwiańską restaurację z owocami morza. Szukaliśmy jej długo, ale w końcu wyszło na to, że już nie istnieje, bo nie było jej pod podanym adresem. Wylądowaliśmy więc w pobliskiej, polecanej przez Lonely Planet restauracji sushi...
No i sushi, jak to sushi, było dobre, ale ceny trochę za wysokie. Tak czy inaczej byliśmy zawiedzeni, że w pierwszą noc skończyliśmy w japońskiej a nie peruwiańskiej restauracji. Humor trochę mi się popsuł, ale liczyłam, że kolejne dni przyniosą więcej peruwiańskiego jedzenia.
relacja jak zawsze bardzo ciekawa. pierwsze zdjęcie jest zachwycające. fajnie, że masz możliwość by zobaczyć tyle fascynujących miejsc (:
OdpowiedzUsuńjak zwykle super ;)
OdpowiedzUsuńOlka
nie wiem który raz to piszę ale masz cudownego bloga! nie ma dnia żebym na niego nie weszła :D
OdpowiedzUsuńoj zazdroszczę!!!
OdpowiedzUsuńJedzenie wygląda bardzo apetycznie. Jadnak ja też byłabym bardzo zawiedziona gdybym zamiast czegoś peruwiańskiego musiała zjeść sushi.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną część relacji .
http://megwearsviolet.blogspot.com/
pozdrawiam
meg
ten park rzeczywiście jakby stylizowany na gaudiego ;)
OdpowiedzUsuńjej,znów przepiękne zdjęcia - szczególnie to 1!
OdpowiedzUsuńUpał Cię usprawiedliwia w lenistwie, zdecydowanie :)
OdpowiedzUsuńchipsy ze słodkich ziemniaków - oznacza to, że były słodkie ?
J. -> Ich smaku nie zaliczałabym do słodkich (choć bardziej niż klasyczne chipsy), ale to trochę tak jak z frytkami ze słodkich ziemniaków. Próbowałaś kiedyś? Niby są słodkie, ale też przyprawione i smakują 'frytkowo' a nie deserowo;).
OdpowiedzUsuńjestem strasznie ciekawa co to był za zespół. możesz podać dokładną datę kiedy to wszystko się działo?
OdpowiedzUsuńania
Ten park nad oceanem to coś wspaniałego:)
OdpowiedzUsuńA zdjęcie z lamą masz?:P
Filipa,
a masz! .. chlust chlust! na lany poniedziałek!
OdpowiedzUsuńTwoje wpisy i tak zawsze są super! Uwielbiam je czytać :D
OdpowiedzUsuńmozesz byc dla siebie krytyczna, ale i tak Twoje zdjecia zawsze przenoszą mnie w krainę marzen (i lekkiej zazdrosci!)
OdpowiedzUsuńcaluje swiatecznie
werka z eliwer
Ania-> Wieczór 23marca, a kapela była amerykańska. Kilku młodych facetów z dużą ilością tatuaży.
OdpowiedzUsuńFilipa-> Z lamą nie, ale zdjęcie lamy mam;).