31 gru 2011

2011 review + New Year's Eve at Times Square.

Zanim rozpoczęłam pisanie tego posta, z ciekawości przeczytałam podsumowanie roku 2010.
Ostatnie zdanie brzmiało tak:
"Jestem ciekawa skąd będę pisać podsumowanie roku 2011, ale w głębi duszy chyba już znam odpowiedź... Pozostawię to życzenie dla siebie i za rok napiszę, czy się spełniło."

Nie spełniło się. Nawet po kilku miesiącach od napisania tamtego posta nie było już koniecznie moim celem. To chyba najlepiej pokazuje, że dużo się zmieniło w minionym roku.
Zaczynając 2011 byłam nastawiona, że chcę zostać w Nowym Jorku. Papiery do szkoły w Anglii składałam na wszelki wypadek, z nastawieniem, że się nie dostanę. Powoli zaczynałam planować kolejny rok w Nowym Jorku, ale z czasem coś się zaczęło zmieniać.
W marcu/kwietniu okazało się, że dostałam się do wybranej szkoły w UK. Ucieszyłam się, ale nie wywołało to natychmiastowej zmiany decyzji. Ciągle uznawałam ją za plan zapasowy.
Proces rekrutacji do szkoły w Nowym Jorku, przeciągał się, i kiedy pewnego dnia dostarczyłam do biura collegu brakujący dokument, nagle zaczął chodzić mi po głowie powrót do Europy...
Znowu zaczęłam rozważać "za i przeciw" obu opcji i po tygodniu-dwóch zmieniłam nastawienie.
Wiedziałam, że wiele osób będzie się dziwiło, że chcę porzucić Nowy Jork na rzecz jakiejś nory w Anglii, ale priorytetem był mój rozwój i przyszłość (haha jak to poważnie to brzmi). Wiedziałam, że szkoła w UK da mi więcej niż ta nowojorska, która poziomem była niższa, droższa, a studiowanie fotografii na poziomie associate degree mogłoby się okazać zmarnowaniem dwóch lat.

Inna sprawa, że teraz w Anglii nie żyje mi się nawet w połowie dobrze, tak jak w Stanach.
Miejsce zamieszkania ma duże znaczenie, a później cała reszta...
Jestem z siebie zadowolona, że w ciągu 2-3 tygodni od opuszczenia NYC potrafiłam bez większych problemów przestawić swój tryb życia. Co tygodniowe 200$ wpływające na moje konto zamieniło się na okrągłe zero. Przeprowadziłam się do UK i od razu zredukowałam swoje wydatki do minium, dzięki czemu wciąż żyję z pieniędzy, które tu przywiozłam we wrześniu, a było to jakieś 250funtów. Praca się na mnie obraziła, po tym jak rzuciłam pierwszą i nie mogę znaleźć kolejnej.
Nie ma mowy o jedzeniu poza domem, ciuchach, kosmetykach, książkach, a już na pewno nie sprzęcie fotograficznym.  Mieszkam 5min od zakupowego centrum miasta, za każdym razem przechodzę obok całej ilości sklepów z ubraniami, reklamującymi wyprzedaże, a w większości z nich nie byłam ani razu. Do ogromnego centrum handlowego w centrum miasta po raz pierwszy wybrałam się w grudniu i to tylko w poszukiwaniu pracy. Chodzę więc w garstce starych ciuchów i chciałabym się w końcu fajnie ubrać, ale są inne priorytety...
Da się przeżyć siedząć ciągle w swoim pokoju i wychodząc tylko do znajdującej się na przeciwko szkoły, ale nie powiem, momentami mam tego dość. Birmingham jest takie nieinspirujące, nie robię tu żadnych zdjęć, analogów nie ruszam, bo wywołanie filmu kosztuje. Nie mogę się też stąd za bardzo ruszać, bo chociaż mam czas, to gorzej z kasą.
Nic, co gotuję, nie nadaję się na bloga Foodmess, nie wypróbowuje nowych przepisów, od czasu do czasu mogę tylko liczyć na szkołę. Nie mam możliwości pracy nad fotografią jedzenia, bo mam jeden talerz i paskudne sztućce, które nie nadają się do zdjęć. Niby błaha rzecz, ale dla mnie ważna, bo zlaeży mi, żeby rozwijać się w tej dziedzinie. Hmmm, zaczęła ogarniać mnie lekka frustracja, oczy się zaszkliły, więc zmieńmy lekko temat...

Obojętnie jak negatywnie brzmi to, co napisałam wyżej, jeśli spytacie mnie, czy żałuję decyzji o wybraniu Birmingham nad Nowym Jorkiem, to powiem, że nie. Wielokrotnie zadawaliście mi zresztą to pytanie:).
Od początku zakładałam, że to, co czeka mnie po sierpniu 2011, nie będzie bajką. Jestem tutaj z konkretną misją, na czas trwania studiów, a one mają mi pomóc w osiągnięciu tego, co chciałabym w życiu robić. Gdybym nie uważała, że jestem teraz na właściwej drodze, to już by mnie tu nie było.
Jak na fakt, że nienawidzę szkół i są one dla mnie okropną męką, to można powiedzieć, że swoją lubię;). Póki co, nie sprawdziło się wiele czarnych scenariuszych, które zakładałam przed przyjazdem tu. Bałam się, że od razu wpadnę w depresję, nie poradzę sobie z niczym. A tu niespodzianka, do tej pory zgromadziłam tylko oceny z przedziału A++ i B, w tym piąteczkę z najważniejszego eseju tego semestru. Miło, chociaż znam siebie i dobre oceny nie chodzą z Ulą w parze. Prędzej czy później wyjdzie moje klasyczne podejście do szkoły, a za nim posypią się tróje i dwóje;).
Póki co, chyba powinnam się cieszyć, że pierwszy raz jestem na dobrej drodze do zaliczenia pierwszego semestru...Do trzech razy sztuka...haha.
I wiecie co? Fajnie jest po pięciu latach szukania tego, co chce się w życiu robić, być oficjalnie na drodze do osiągnięcia celu. Ostatnie lata z pewności też mnie do niego prowadziły, ale teraz jest to bardziej oficjalne, bo czy chcę, czy nie chcę, papier ze szkoły daje dużo większe możliwości.

Postanowień na 2012 chyba nie mam...
Dobrze byłoby zaliczyć pierwszy rok studiów, dostać się na dobre praktyki w czerwcu, bo one są moim priorytetem, jeśli chodzi o ten rok szkolny.

Po tym narzekaniu na biedę może zaskoczą Was moje plany podróżnicze, ale już chyba wielokrotnie udowadniałam na blogu, że nie trzeba być bogatym, żeby podróżować. Poza tym według mnie pasja mówi sama za siebie, jestem gotowa żałować sobie wszystkiego, na każdym kroku, byleby tylko móc gdzieś pojechać...
Tym sposobem na przełomie marca i kwietnia spędzę trzy tygodnie w Azji, odwiedzając Singapur, Malezję i Filipiny.
Historia tej podróży sięga lipca. Będąc jeszcze w Nowym Jorku kupiłam bilet z Malezji na Filipiny za 40$. Wcześniej sprawdziłam na stronie mojej uczelni przerwy świąteczne na 2012, aby mieć pewność, że będę mieć wtedy wolne. Uznałam, że nawet jeśli nie wykorzystam biletu, to niewiele stracę, ale w głowie ciągle miałam tą podróż i szukałam taniego sposobu, żeby dostać się do Azji. Nie jest to najlepszy okres pod względem cen, bo obejmuje Wielkanoc, ale właśnie wtedy mam trzy tygodnie wolnego. Na szczęscie w listopadzie udało mi się kupić bilet do Singapuru za 1500zł u jednych z najlepszych linii na świecie, Qatar Airways.
I ten wyjazd przynajmniej trzyma mnie teraz przy życiu;).
Wiem, jestem nienormalna, w marcu mija termin zapłaty za szkołę (17tys zł), będę bankrutem, po czym wyruszę w egzotyczną podróż...haha...
I tak ma być! Żadne głupie pieniądze, nie będą stawać mi na drodzę w robieniu tego co kocham. Skoro do tej pory wydawałam w Anglii średnio 5-10 funtów tygodniowo, to znaczy, że mogę tak przeżyć kolejny semestr. Sprzedam coś, zarobię, a południowa Azja, to nie droga Europa i też nie będę potrzebować tam ogromnych sum. Może i będę musiała głodzić się tu w Anglii, ale na jedzenie w Azji znajdą się fundusze, wiadomoo!;)

Blog prowadzony z Birmingham nie jest już tak atrakcyjny jak z Nowego Jorku, wiem o tym i zauważyli to również niektórzy z Was. Statystyki idą w dół, odkąd wróciłam ze Stanów ubyło ok 1/4 czytelników. Dziękuję więc tym, którzy ciągle tu zaglądają, za wszystkie komentarze, maile i masę miłych słów!
Niestety początek roku na blogu nie zapowiada się ciekawie. W styczniu mam mnóstwo roboty w szkole, w lutym będę w domu, ale postaram się to Wam zrekompensować wiosną, zdjęciami z Azji (o ile nie sprzedam do tego czasu aparatu, bo takie opcje też już chodziły mi po głowie);).

Na sam koniec chcę napisać tylko, że jestem wdzięczna, że spotkało mnie w minionym roku tyle pozytywnych rzeczy. Odwiedziłam nieznane wcześniej kraje, miasta, zawiązałam nowe przyjaźnie, byłam zdrowa, a w mojej rodzinie nie wydarzyła się żadna tragedia. Jeśli 2012 będzie podobny, to będę z niego w pełni zadowolona.
Tym razem przewidywanie tego, gdzie będę świętować kolejnego Sylwestra nie jest już takie ekscytujące. Pewnie będzie to Anglia lub Polska, chociaż nie miałabym nic przeciwko, gdyby w 2012 życie zaskoczyło mnie jeszcze bardziej...

Życzę Wam przeżycia 2012 w taki sposób, żeby 31.12.12 móc podsumować go z wielkim uśmiechem na twarzy, a najlepiej z przekonaniem, że był to najlepszy rok w Waszym życiu!


I na koniec małe przypomnienie Sylwestra 2010/2011... 
 W zeszłym roku krótko przed północą pojechałam na Times Square. Ludzi było mnóstwo, ale zajęłam takie miejsce w tłumie, że pomimo bycia kilku ulic miejsca wydarzenia, widziałam ekran odliczający ostatnią minutę i moment opuszczenia sylwestrowej kuli. Pomimo tej całej kiczowatej otoczki, odliczanie minuty do północy na Times Square było naprawdę niesamowite. Przy ostatnich 10 sekundach przechodziły mnie ciarki, a kiedy wybiła północ, wszystkich ogarnął totalny szał... No i jeszcze to "New York, New York" Franka Sinatry...echh... Słuchałam tego i płakałam, kiedy pierwszy raz byłam na Manhattanie, nuciłam wzruszona w Sylwestra, a pół roku później była to ostatnia piosenka jaką puściłam sobie przed odjazdem na lotnisko i oczywiście też nie mogłam powstrzymać łez...

Przewińcie do 02:40, tam zaczyna się odliczanie minuty. Nawet teraz jak słyszę tykanie tego zegara, to jeżą mi się włosy :D. Confetti było tak dużo, że latały po Nowym Jorku jeszcze z 20minut po wybiciu północy na odległość kilkunastu przecznic. Wzięłam sobie nawet kilka bibułek na szczęście i mam je w domu...Nie miałam tylko kogo pocałować kiedy wybiła północ, więc chyba będzie trzeba jeszcze powtórzyć Sylwestra w NYC;).
Fajerwerki pojawiły się też nad Central Parkiem...
Później poszłam spacerem do domu i byłam ogromnie szczęśliwa, bo chociaż mijały wtedy cztery miesiące od przeprowadzki do NYC, to ja nadal nie mogłam uwierzyć, że mieszkam w tym fantastycznym Nowym Jorku...

118 komentarzy:

  1. Nie tylko Ty wzruszyłaś się przy tym poście! Mnie również zaszkliły się oczy, głównie z Twojego szczęścia, że miałas szansę spędzić Sylwestra na Times Square!
    Życzę Ci wygranej w loterii, mało wydatków i dalszej uporczywości w spełnianiu marzeń! You're my hero, Ula :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne, zostawiam pierwszy komentarz pod tym postem.

    Ula, jesteś niesamowitą dziewczyną. Wiele razy słyszałaś pewnie, ale zazdroszczę Ci. Bardzo.
    Czytałam tego posta i chce mi się ryczeć bo zaczęłam czytać Twojego bloga kiedy byłaś jeszcze w San Francisco ( najpierw moja koleżanka pokazała mi foodmess), później ja zaczęłam czytać tego bloga. Jestem z Tobą przez Twój cały pobyt w NY i jestem tez teraz. Dla mnie blog nie stał się mniej ciekawy. Jest niesamowity. Mnie też zakręciła się łza podczas czytania tego posta.

    Dzięki Ula.
    Jeszcze nie pokazałaś co potrafisz. ;)

    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  3. faktycznie, kupa zmian, ale dobrze że w końcu znalazłaś cel i się nie poddajesz, ja ciągle szukam ;)
    a co birmingham, to miałam takie samo zdanie na jego temat jak Ty, a ostatnio nawet zaczynam lubić to miejsce, więc chyba nie jest tak tragicznie!
    szczęśliwego nowego :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ta 1/4 to au pairki

    OdpowiedzUsuń
  5. No i widzisz, zawsze jest to światełko w tunelu. :) Całe szczęście, że na przyszły rok będziesz mogła wziąć ten kredyt.

    Życzę Ci wszystkiego najlepszego, manny z nieba w postaci potrzebnych pieniędzy i kolejnych podróży, a także znalezienia fajnej pracy i dostania się na praktyki tam, gdzie chcesz. Oraz spełnienia kolejnych marzeń.

    Będzie dobrze, zobaczysz. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jej jak zazdroszczę, byłam na tej nowej komedii romantycznej o sylwestrze w tym cudownym mieście. MARZĘ BY TAM POJECHAĆ, a Ty jestes ogromną szczęściarą, że tam mieszkałaś <3 życzę Ci wszystkiego, co najlepsze. przetrwasz te trudne czasy i zwiedzisz zapewne cały świat! jesteś cudowna :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ula! Wszystko prędzej czy później dobrze się ułoży i masz rację pieniądze nigdy nie powinny być przeszkodą do realizowania marzeń. Też miałam ostatnio "gorszy okres" - zrezygnowałam z pracy, która mnie frustrowała i żyłam za marne oszczędności - nie mogłam pozwolić sobie na wiele rzeczy, ale czułam się w końcu wolnym człowiekiem.
    Jeśli chcesz, mogę dać Ci namiar na couchsurfing u znajomej w Singapurze.

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajnie, że zdajesz sobie z tego wszystkiego sprawę i bierzesz życie w swoje ręce, a nie pozwalasz mu mijać i użalasz się nad sobą. Gorsze (finansowo!) czasy miną wkrótce, trzymam za to kciuki. Grunt, że nie przestałaś realizować swoich pasji. I tego życzę Ci na przyszły rok!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ula!
    Ja Dzięki Tobie wiem, że bardziej sensowne jest życie w zgodzie w sobą nawet jeśli oznaczałoby to pójście zupełnie odmienną drogą niż nakazuje "schemat".

    I za to Ci Dziękuję! Bo nie ma nic wspanialszego niż przeżywanie życia własnoręcznie napisanym scenariuszem :)

    Trzymaj się ciepło ! :)

    Magda

    OdpowiedzUsuń
  10. czytam Cię od Twojej podróży na Karaiby, kilka razy tylko się odezwałam. Poznałam Cię dzięki Aife, najpierw na foodmess. Zaglądam tam strasznie często, bo ciągle zaopminam przepisu na bananowy chlebek;) Dzisiaj też go zrobiłam, podobno fajnie mi wychodzi.

    Spełnienia marzeń! Wszystkich, nawet tych najskrytszych!

    Buziaki
    Klara

    OdpowiedzUsuń
  11. Sama się wzruszyłam czytając to! Życzę Ci, aby wszystko w Nowym Roku szło Ci jak najlepiej i żebyś nie żałowała, że zdecydowałaś się na studia w UK.
    Aaa, no i Singapur- świetna wiadomość, już się nie mogę doczekać!

    OdpowiedzUsuń
  12. Zazdroszczę Ci niesamowicie! Czytam i nie mogę wyjść z podziwu!


    Szczęśliwego Nowego Roku! : *

    OdpowiedzUsuń
  13. Ula wszystkiego dobrego w Nowym Roku, żeby się spełniały dalej Twoje marzenia, żeby praca się znalazła już 2 stycznia i żebyś mogła dalej podróżować. I nie sprzedawaj aparatu !!! Zbędne obiektywy w ostateczności ale nie ruszaj aparatu.
    Jeszcze raz wszystkiego dobrego !!! Buźka :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Czytam twojego bloga od dawna, zanim wyjechałaś do Stanów i nie zamierzam przestać. Jesteś niezwykle inspirującą osobą, mającą w życiu prawdziwe pasje i jesteś najdoskonalszym przykładem tego, że nie należy się poddawać, nie wolno bać się zmian i trzeba walczyć, nawet jeśli to ciężkie, o to czego się chce. A twoja obecna sytuacja tylko to potwierdza! :) więc nie poddawaj się, bo jesteś inspiracją dla wielu osób.

    OdpowiedzUsuń
  15. szczęśliwego Nowego Roku, żebyś znalazła fajną pracę, była zadowolona z tego co robisz. nie przejmuj się, moja siostra też teraz studiuje za granicą i też ma problemy finansowe, ale w przyszłości się wam to opłaci.
    czytam Twojego bloga od dawna i nie mam zamiaru przestać. ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  16. Czytam Twojego bloga od niedawna i strasznie mi się podoba. Fantastycznie piszesz...czytając Twoje posty wydaje mi się, że jestem w tych miejscach które opisujesz :) I jeszcze fotografie - bomba :)
    Podziwiam tak odważne, ambitne i realizujące swoje cele jak Ty. Jesteś niesamowitą dziewczyną, z której powinno brać się przykład. Rzeczywiście pieniądze nie są najważniejsze, ważniejsze są przeżycia. Bardzo się cieszę, że znalazłam Twój blog :)
    Pozdrawiam i Szczęśliwego Nowego Roku!:)
    -Ada.

    OdpowiedzUsuń
  17. nie pomyslałas o kredycie studenckim w anglii ktory ponoc nie musisz splacac chyba ze zaczniesz po studiach zarabiac rocznie 40.ooo [tej sumy akurat nie jestem pewna]mozesz nawet pozniej wyjechac i miec to w dupie.Moze warto cos dowiedziec sie o tym. Kalina pozdrawiam z ZG i zycze lepszego 2012

    OdpowiedzUsuń
  18. łłłłlleee NY to NY, ja bym nie wyjezdżała ;p

    OdpowiedzUsuń
  19. NYC - moje marzenie. Ah, uwielbiam Twoje zdjęcia, uwielbiam czytać Twoje przemyślenia.
    życzę udanego Nowego Roku! :)


    xoxo
    www.hellomaja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  20. Ula nawet nie wiesz ile razy swoimi postami doprowadziłaś mnie do płaczu ;p zawsze będziesz inspirującą osobą, niezależnie od tego w którym miejscu na ziemi będziesz się znajdować, nie chodzi powiem o miejsca, tylko o twoje spostrzeganie, poszukiwanie i to w jaki sposób tym się z nami dzielisz :)

    Szczęśliwego 2012! :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Wszystkiego Najlepszego w 2012 roku, jestem o dobrych kilka lat starsza, i szczerze podziwiam Twoją zaradność i determinację w realizacji marzeń. Czytałam wcześniej teraz też zaglądam, bo naprawdę dobrze się czyta Twoje posty, nawet z "nudnej" Anglii nadajesz ciekawie i z polotem. Trzymaj się ciepło Ula.

    OdpowiedzUsuń
  22. Czytanie twoich relacji i oglądanie zdjeć od bardzo dawna jest dla mnie ogromną przyjemnością, bez względu na to czy to Nowy York czy Birmingham.
    Twój blog motywuje do odkrywania, poznawania i zmian.
    Więc nie dokońca świadomie biorę z Ciebie przykład, rzucam studia i za dwa tygodnie
    uciekam do uroczego francuskiego miasteczka.
    Tak przynajmniej widze początek swojej podróży,co bedzie dalej nie mam pojęcia.


    Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku
    Pozdrawiam
    Karolina

    OdpowiedzUsuń
  23. Ula! To, co napisałaś o tym jak oszczędzasz na swoje pasje naprawdę mnie podtrzymało na duchu. Sama kończę w tym roku studia, weekendy i nie tylko pracuję, żeby po obronie zrealizować swoje marzenia. I naprawdeeee ciężko jest mi oszczędzać, ale trzeba, żeby później zyskać z nawiązką. Trzymam kciuki za Ciebie kciuki i czytam i wpadam i nie wpadaj na pomysł jakiegoś hasła, czy coś, bo uwielbiam czytać, co piszesz noo pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Ula, czytam Twojego bloga już od 3 lat, ale dopiero teraz (może z okazji Nowego Roku) zostawię komentarz. Może to taki dobry czas na podsumowania :)

    Wierzę, że lepiej żałować rzeczy, których się zrobiło, niż że się czegoś nie zrobiło. I Ty to udowadniasz na każdym kroku. Jesteś bardzo inspirującą i motywującą osobą. Nawet jak się nie uda, to zawsze wiesz, że próbowałaś i nie odpuściłaś. A chyba to jest najważniejsze.

    Poza tym cienie świadczą o tym, że gdzieś świeci słońce :)

    Wszystkiego pięknego, samych niesamowitych przygód i doznań w Nowym Roku :))

    pozdrawiam,

    m.

    OdpowiedzUsuń
  25. Kochana Uleńko !
    Jesteś inspiracją a twoje życie marzeniem dla większości czytelników. Przeprowadzka gdziekolwiek nie zniechęci mnie do czytania twojego bloga.
    Proponuje wydrukowac go, obłożyć a nastepnie sprzedawac za symboliczny grosz a w ten sposób opłacisz sobie studia z góry z mgr włącznie :)
    A w Nowym Roku życze Ci spełnienia marzeń, wytrwałości oraz samych przyjemnych chwil w życiu!
    Marty

    OdpowiedzUsuń
  26. Czytam twojego bloga od wieków, i nie przestanę, dopoki będę znajdowac tu nowe posty; chociażbyś dodawała je z Koziej Wólki, gdzie psy d...i szczekają, a zdjęcia robione były cyfrówką za 200 zeta z marketu. Jesteś moją inspiracją. Czytajac twojego posta sprzed roku, poruszona nim, postanowiłam zmienić w swoim życiu to, co czyniło mnie nieszczęśliwą; zrobiłam to, i chociaz teraz JESZCZE nazwać się zadowolona z życia nie mogę, wierzę, że za rok będę mogła powiedziec co innego. Uwielbiam cię, dziewczyno.

    A aparatu nie waż się sprzedawać! Jeśli to zrobisz, przyrzekam, że oddam ci swojego Nikona :P

    Pozdrawiam, i wszelkiej pomyślności w nadchodzącym 2012 roku.

    Olga

    OdpowiedzUsuń
  27. Wreszcie zdecydowałam się na skomentowanie Twojego bloga. Czytam go już bardzo długo i naprawdę podziwiam Cię i zazdroszczę Ci dosłownie wszystkiego! HAAHA! Mieszkałaś w Nowym Jorku, teraz w Anglii. Dzięki Tobie dowiedziałam się wielu przydatnych rzeczy :) Gdy pierwszy raz na niego weszłam przeczytałam połowe twoich dotychcasowych postów, a na drugi dzień resztę! HAHA Serio! najlepszy blog jaki znam :) w Nowym Roku życzę Ci dużo kasy, zdrowia i szczęścia :)

    pozdrawiam, Klaudia.

    OdpowiedzUsuń
  28. dziewczyno, jestes niesamowita! trzymam mocno za ciebie kciuki, moja corka podaza twoimi sladami i tez cie podziwia, bez wzgledu na to w jakiej czesci swiata jestes:) spelniaj swoje marzenia i bedza nadal taka jaka jestes, bo jestes swietnym czlowiekiem:) cauchy. air

    OdpowiedzUsuń
  29. Jesteś cholernie inspirująca. Ten post jest taki podbudowujący.
    Nie lubię filozofować, ale dajesz siłę.


    W nowym roku życzę Ci tyle samo emocji i radości, to w poprzednim.

    OdpowiedzUsuń
  30. Ula, ile masz lat ?
    Spelnienia marzen w tym Nowym Roku. Pozdrowienia z pieknego Dublina :)

    B

    OdpowiedzUsuń
  31. Ula, nie przejmuj się. Jeszcze tam wrócisz, jeśli tylko będziesz chciała. Do miejsc w których czujesz się jak w domu zawsze się wraca:)Poza tym, pociesz się, tysiące pragnęło by być teraz na twoim miejscu.

    Szczęśliwego nowego roku życzę!

    OdpowiedzUsuń
  32. Ula, nie wiem co napisać :) Czytając tego posta czułem się tak jakbym sam miał/chciał przeżyć wszystko to co ty robisz.Twoje życie jest ( i to nie żadna przesada) inspirujące, przykład ;> kupiłaś bilet za 40$ i postanowiłaś jechać do Azji ot tak ( znając mnie wszystko bym przemyślał 100 razy i rozrysował karteczkę za i przeciw).W każdym razie mogę to powiedzieć w starym roku : chciałbym znaleźć się na twoim miejscu wiosną ( Azja, aż jęknąłem z bólu na SINGAPUR, MALEZJĘ).To co napisał do ciebie twój przyjaciel z NYC, ja wiem, że ty tam wrócisz bo widać, że NYC to twoje miejsce na ziemi.Czego mogę ci życzyć ? Oprócz standardowego zdrowia, szczęścia i spełnienia marzeń, życzę ci przede wszystkim abyś zawsze widziała, że szklanka jest do połowy pełna, bo twój przypadek pokazuje, że tak jest :) Pogodnego 2012 r.

    OdpowiedzUsuń
  33. Ula super plany z tym wyjazdem, zazdroszcze, moze za rok :) ja tym razem wybieram sie na ten sam rejs co bylas rok temu
    Aneta z NY

    OdpowiedzUsuń
  34. Jesteś, byłaś i będziesz moją motywacją i dowodem na to, że marzenia można spełniać mimo wszystko. Więc dla mnie możesz być gdziekolwiek, ale jesteś to Ty :)

    OdpowiedzUsuń
  35. Ula, bez względu gdzie będziesz, zawsze będę czytała Twój blog. ;) Z okazji Nowego Roku życzę ci szczęścia, znalezienia dobrej podróży, wiele inspiracji i jeszcze więcej podróży! ;))

    Klaudia

    OdpowiedzUsuń
  36. A ja mam pytanie z innej beczki, jak się nazywała ta ksiązka o jedzeniu - jak je fotografować. Kupiłaś ją chyba w USA, mówiłaś, że jest gruba i ciężka :)
    Zapomniałam wtedy zapisać i teraz szukam...
    Pozdrawiam noworoznie,
    Anita

    OdpowiedzUsuń
  37. Ula, jesteś moją inspiracją w dążeniu do swoich marzeń i podziwiam Cię za to, że potrafisz żyć bardzo oszczędnie i ukróciłaś sobie przyjemności, żeby wydać pieniądze na podróże! Tylko jedna sprawa - nie sprzedawaj aparatu!!! Marzyłaś o nim tyle, nie pozbywaj się narzędzia swojej pracy, którą wykonujesz perfekcyjnie (swoją drogą stracisz kolejną 1/4 czytelników, bo wątpię, żeby zaglądali tylko, by Cię czytać - nie uznaj tego jako zarzutów, ale śmieję się teraz w duchu, bo znam z własnego doświadczenia, że ludzie patrzą tylko na zdjęcia, nie czytają, tego nad czym poświęciłam trochę czasu, a potem dostaję komentarz i się zastanawiam "kobieto, czy tobie się nie pomyliły posty przypadkiem????" hahaha).
    Tak trzymaj, jesteś super! Już czekam na marzec... ;)

    OdpowiedzUsuń
  38. Blog nie stracił na atrakcyjności, przynajmniej dla mnie :) czytam każdy Twój post, niemalże od samych początków... Twoje podróże niesamowicie inspirują, sprawiają, że chce się zrobić coś kreatywnego i gdzieś spontanicznie wyruszyć :)
    Także trzymaj się tam ciepło, realizuj kolejne plany, a wszystko skrzętnie opisuj, aby inni też mogli skorzystać z Twoich doświadczeń :)
    pozdrawiam!
    Adrianna

    OdpowiedzUsuń
  39. Szczęśliwego Nowego Roku :*
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  40. Ula życzę Ci realizacji planów w 2012!
    Tosska

    OdpowiedzUsuń
  41. Bardzo Cie podziwiam, Twój zapał i entuzjazm! Życze CI aby wszystkie Twoje marzenia spełniły sie. Twoj blog jest świetną inspiracją!
    Ksenia

    OdpowiedzUsuń
  42. tyle tu już wspaniałych życzeń. trochę tak klasycznie zacznę. zdrowia!! żeby nigdy nie przeszkadzało się Ci realizować. żebyś zawsze podejmowała właściwe decyzje i nigdy ich nie żałowała. a co do pieniędzy to te na pewno się znajdą. jak ktoś tak bardzo chcę jak Ty to jakoś je skombinuje. żebyś zawsze była taka odważna jak jesteś teraz. i trochę więcej wiary w siebie i naukę, na pewno rozwalisz wszystkie egzaminy i eseje i co tam jeszcze będziesz musiała zaliczyć. życzę Ci jeszcze, żebyś ciągle poznawała nowych świetnych ludzi, którzy nigdy Cię nie zawiodą. bądź w tym nowym roku szczęśliwa i ciesz się nawet z małych rzeczy!

    a jak czytałam twój post to się poryczałam jak małe dziecko.

    Wieczór

    OdpowiedzUsuń
  43. Oj tak zgadzam się ze wszystkimi! Człowiek napatrzy się na Twój blog i chce tego samego!:) Niewątpliwie mieszkanie w NY, czy SF nie można porównać do mieszkania w Anglii, chociaż tutaj też można znaleźć wiele ciekawych miejsc, ale to wszystko zależy co kogo interesuje. No nic, życzę spełniania kolejnych marzeń, a co za tym idzie inspirowania ludzi !:)

    Pozdrawiam Serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  44. A nie myślałaś nigdy, żeby poszukać jakiegoś sponsora dla swojej podróży? Np. jakaś firma zafundowałaby Ci bilety lotnicze, a Ty byś chodziła w ich koszulce czy coś :P

    (Wiem, naiwna jestem.)

    OdpowiedzUsuń
  45. Jesteś dla mnie wielką inspiracją. Życzę Ci spełnienia marzeń i pozostania tak fascynującą osobą jaką jesteś.

    Pozdrawiam,
    Magda

    OdpowiedzUsuń
  46. a ja bede tu wpadac bez znaczenia o czym bedziesz pisac bo jestes dla mnie przykladem jak zyc i korzystac z zycia, Udanych podrozy i rowniez wyjatkowego 2012!

    OdpowiedzUsuń
  47. Ups... Też zaprzestałam wchodzić na Twojego bloga, głupia ja. Przepraszam i poprawę obiecuję ;). Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku, Ulu. Podziwiam Cię, bo wydajesz się być tak silna i zdeterminowana - sama w obcym kraju, a jednak dążysz do spełniania swoich marzeń. Tak dalej :)! Wierzę w Ciebie i w to, że osiągniesz wszystko, co sobie zamierzyłaś. Bo kto, jak nie Ty?

    OdpowiedzUsuń
  48. Wszystko fajnie, podsumowane, wzruszajace, ale skad studentka z dlugiem do splacenia, bez pracy kupuje bilet za 1500 zl do Azji? Tymbardziej ze do Azji bedziesz musiala na 3 tygodnie przynajmniej 800 zl zabrac, w Singapurze juz ceny nie sa takie niskie. Rozumiem zachwyty osob ktore nigdzie nie podrozowaly nigdy, ale wkurza mnie kiedy dzieci bogatych rodzicow wyjezdzaja sobie na wakacje, chwala sie tym jeszcze i pisza ze kazdy moze wybrac sie w taka podroz. No nie kazdy bo zaden student nie dysponuje okolo 2500zl. 7 funtow/tydz w Anglii? to napisz co jesz, chleb i popijasz woda?
    ciekawski

    OdpowiedzUsuń
  49. sama się trochę wzruszyłam czytając ten post!
    jesteś niesamowita :)
    + z jednej strony rozumiem, że analogi odstawiłaś w kąt bądź co bądź to drogie hobby, ale strasznie żałuję, bo Twoje lomo fotki są świetne !!!

    OdpowiedzUsuń
  50. Jesteś niesamowitą osobą i wiem, że kiedyś się spotkamy.

    OdpowiedzUsuń
  51. Ula! Cieszę się, że obie podjęłyśmy decyzję o zmianie miejsca zamieszkania i zaczęciu nowych studiów. Miałam Ci napisać maila, bo to przede wszystkim Ty pomogłaś mi podjąć tę decyzję, ale doszłam do wniosku, że na pewno dostajesz ich mnóstwo i moje wywody nie będą zbyt ciekawe. W każdym razie, cieszę się, że zaczęłam studiować wiedzę o teatrze. Mam teraz więcej czasu, zaczęłam pracować jako wolontariusz w Teatrze Polskim, weekendy spędzam w pociągach, podróżując do chłopaka. Opłacało się! Ja wchodzę i będę wchodzić tu dopóki będziesz miała siły w palcach, by coś napisać;) A lubię odwiedzać Twego bloga dlatego, iż jesteś jednym, wielkim(małym ciałkiem:P) motywatorem! Uwielbiam Cię za to i jeszcze raz dziękuję za pomoc i empatię :). Natalia

    OdpowiedzUsuń
  52. uwielbiam Twoje podsumowania :) Ale jak przeczytałam gdzie wybywasz w marcu to znienawidziłam Cię na jakieś 2 minuty :D

    OdpowiedzUsuń
  53. ahahah i co nawet jak piszesz, ze oszczedzasz i jest ciezko, to komentarze brzmia: JAK JA CI ZAZDROSZCZE! :D oh Ula co tu duzo mowic: rob swoje! i badz nadal moja bohaterka! wspanialego 2012!

    OdpowiedzUsuń
  54. I mam nadzieję, że się nie poddamy, gdy złapie nas chandra "trzeba-się-uczyć-idą-zaliczenia-nie-widzę-w-tym-sensu"
    ;*
    Natalia

    OdpowiedzUsuń
  55. Selamat tahun baru!
    Nie napisze, że nie zazdroszczę nyc, bo tak nie jest, ale zawarłam go już w planach na następny 31.12 ;P
    Zajebista podróż Ci się szykuje. Ja już Singapur odwiedziłam, a w lutym lecę do Malezji. Czekam na relację z Filipin!
    Powodzenia!
    Paulina
    P.S. Mogę polecić zajebistego hosta w Sg.

    OdpowiedzUsuń
  56. Ula, cudownie ze jedziesz do Azji, przezyjesz fantastyczna przygode! Mieszkalam przez rok w Wietnamie, przejechalam autostopem Laos i Kambodze i nie sadze by cos piekniejzego moglo mnie w zyciu spotkac. Ale jedna rada - zaszczep sie, i skoro lecisz pod koniec marca - zrob to teraz. Inna woda, inne bakterie - szkoda tracic czasu na lezenie w lozku i chorowanie. Ja chociaz mieszkalam w Wietnamie i bylam przyzwyczajona do tamtejszej wody, srednio higienicznego przygotowanego jedzenia - w Kambodzy bardzo chorowalam. Na pewno przezyjesz wspaniala przygode i pamietaj - najlepsze jedzenie jest gdzies w malych uliczkach, pochowane, sprzedawane przez kobiety ktore gotuja wszystko przy Tobie - nie w restauracjach i turystycznych dzielnicach. Powodzenia! :)

    OdpowiedzUsuń
  57. Ula, Azja??!!!! Fantastycznie!! Zycie i jedzenie rzeczywiscie duuuzo tansze, ale uwaga na Singapur, w ktorym mimo wszystko jest drogo ;|
    My jedziemy do Singapuru, do Malezji i na Bali juz 17go lutego....achhhh

    Pzdr
    Kasia
    (smiechula)

    OdpowiedzUsuń
  58. ja też jestem stałą czytelniczką choć raczej rzadko zostawiam komentarz. ale nie martw się Ula będzie dobrze. znalazłaś to czego większość z nas nie ma czyli cel w życiu!życzę ci powodzenia i zazdroszczę, bo ja ciągle szukam.

    powodzenia raz jeszcze i życzę ci abyś za rok nadal nie żałowała zupełnie niczego!
    Sylwia C.

    OdpowiedzUsuń

  59. AAAAA jesteście niesamowici!!! Tyle pięknych komentarzy!!!
    Ściskam wszystkich razem i każdego z osobna;).

    Kalina-> No właśnie problem w tym, że na tym rok go nie dostałam, bo studiowałam poprzednio. Załapię się natomiast na dwa kolejne lata.

    m.-> Wooow, czytasz bloga już tyle czasu i dopiero wczoraj zostawiłaś pierwszy komentarz? Haha, super! Pozdrawiam serdecznie:).

    B-> Kurczę, powinnam była wczoraj odpowiedzieć na to pytanie, bo dzisiaj rocznikowo mam już 24 lata ;)).

    Anita-> "Food Styling: The Art of Preparing Food for the Camera" napisane przez Delores Custer.

    ciekawski-> Zamiast zarzucać coś bezpodstawnie nie mógłbyś zacząć od prostego pytania? Mama nauczycielka, tata urzędnik, jednym słowem moi rodzice to milionerzy;].
    Sprzedałam poprzedni aparat i większość sumy poszło na bilet.
    W Angli żywię się całkiem nieźle, bo zgodnie z moimi kulinarnymi zainteresowaniami potrafię stworzyć wiele smacznych, zdrowych dań niewielkim kosztem. A piję rzeczywiście tylko wodę i herbatę.
    Wiedz też, że nie zdawałam matury w maju, mam pare lat więcej, za sobą kilka prac, sprzedaże internetowe, jakieś dochody z reklam na blogu.
    Ponadto od dziecka odkładałam każdy grosz 'na czarną godzinę' i teraz te wszystkie oszczędności pokryją w dużej części dług za szkołę.
    Nie chodzę do klubów, barów, nie wydaję na alkohol, fajki, kosmetyki ciuchy, a mam za to na podróże. Kwestia priorytetów, więc jak widzisz każdy może. Potrzeba tylko trochę zaradności, sprytu, no i przede wszystkim pasji, bo to ona sprawia, że jest się gotowym do poświęceń.

    Natalia-> Cieszę się ogromnie, że mogłam Ci pomóc i że jesteś teraz szczęśliwa!

    paulina-> Dzięki, w razie czego zgłoszę się.

    Aiko-> Nastawiam się na jedzenie dużej ilości chili, bo to chyba jedyny sposób, że nie chorować po jedzeniu;). Jak będę za miesiąc w PL, to zajmę się sprawą szczepień. Dzięki!

    smiechula-> To super!:)

    OdpowiedzUsuń
  60. Mogłabyś napisać, jak spędzałaś lata po skończeniu liceum? Czytam Twojego bloga i pogubiłam się w Twoim studiowaniu/pracowaniu. Zazdroszczę tylu życiowych doświadczeń. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  61. Ula uwielbiam Cię, to świetne, że mierzysz wysoko i blogując inspirujesz do tego innych! (to nie było konstruktywne, wiem :))

    OdpowiedzUsuń
  62. Twojego bloga czytam od dobrych 5 lat i czasami mam wrażenie, jakbym Cię znała z "reala". Pamiętam Twoje wcześniejsze przygody ze studiami, wtedy sądziłam, że zbyt szybko sie poddałaś, ale teraz widzę, że rzucenie dwóch kierunków nie wynikało jedynie z lenistwa i było słuszną decyzją Mogłaś skończyć anglistykę, w najlepszym wypadku nadal mieszkać w swoim niewielkim miasteczku i zarabiać marne grosze układając ciuchy w jakiejś sieciówce, a połowę pensji przepijać na cotygodniowych imprezach. Tymczasem postanowiłaś postąpić inaczej niż wszyscy i zaczęłaś sama szukać szczęścia, nie czekajac aż ono znajdzie Ciebie. Oczywiście piekielnie Ci zazdroszczę (pewnie nie tylko ja) nie tylko tego, co widziałaś, przeżyłaś, czego próbowałaś, ale przede wszystkim odwagi i konsekwencji, choć wiem, że nie mam do tego prawa, bo sama nie zrobiłam nawet połowy z tych rzeczy, z lenistwa i strachu. Poświęciłaś wszystko dla marzeń, które przestały być nierealne, a z dnia na dzień stają się prawdziwe.
    Z tą Azją wcale mnie nie zaskoczyłaś, innego kierunku podróży nawet nie brałam pod uwagę :)
    W Singapurze mieszka pewne polskie małżeństwo; wspólnie prowadzą kanał na youtube o tematyce podróżniczo-kulturalno-kulinarnej "PoznajSingapur" oraz bloga "AzjatyckiCukier" (głównie uroda, moda, kultura). Myślę, że jeśli się z nimi skontaktujesz, to chętnie udzielą si wszelkich rad dotyczących podróży :)

    OdpowiedzUsuń
  63. Ula, dajesz czytelnikowi taką siłę, taką nadzieję, że wystarczy czegoś cholernie mocno chcieć i w końcu się spełni - prędzej czy później. w nowym roku życzę Ci, żebyś dokonywała dalej trafnych wyborów i żebyś dalej była taka odważna. podziwiam Cię, moim zdaniem jesteś najcudowniejszym człowiekiem w całym internetowym światku, pozdrawiam gorąco!

    A.

    OdpowiedzUsuń
  64. Ula! Odwiedzam Cię prawie od początku istnienia bloga i nadal będę, tak długo, jak nie znudzi Ci się jego prowadzenie :) Zostaw sobie chociaż jeden aparat, bo bez Twoich zdjęć byłoby smutno, i pisz dużo, bo bardzo lubię Cię czytać: inspirujesz i podnosisz na duchu! Pozdrowienia z Krakowa :)

    OdpowiedzUsuń
  65. Ula przede wszystkim podziwiam cię za determinację w spełnianiu swoich marzeń:}
    Uwielbiam ludzi, którzy pomimo trudności nie rezygnują z tego co kochają!
    :*
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  66. Ula cudnie, że jedziesz! nie mogę już się doczekać relacji na blogu;)
    sama czy z kimś??

    happy new year

    keit

    OdpowiedzUsuń
  67. Ula no, kurczę. Serio, Twój blog jest najlepszy ze wszystkich. Nawet pisałam o nim wypracowanie na maturze z francuskiego. I naprawdę, zawsze jak odpalam komputer to sprawdzam czy nie ma nowego posta, bo obojętnie o czym napiszesz i tak zawsze będzie to ciekawe i inspirujące (+ te świetne zdjęcia).
    A na nowy rok życzę Ci tego, żebyś się nie zmieniała i żebyś mogła spełnić swoje wszystkie marzenia. :)

    OdpowiedzUsuń
  68. Czytam twojego bloga już od jakiegoś czasu (co prawda nie zostawiam komentarzy, ale postaram się to zmienić ;)) i naprawdę cię podziwiam i trochę ci zazdroszczę ;).
    Chciałabym życzyć ci, żebyś nie straciła swojego zapału, determinacji, spełniała swoje marzenia, odkrywała nowe, ciekawe miejsca i dalej inspirowała wszystkich swoich czytelników!

    U mnie za rok matura, a dalej nie mam pojęcia co. Jakieś marzenia, plany są, ale czy znajdzie się odwaga ;). Mam nadzieję, że tak i że będę mogła także zwiedzić co najmniej tyle ile ty ;).

    Jeszcze raz wszystkiego najlepszego!
    Pozdrawiam i życzę powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  69. Jesteś niesamowitą inspiracją, myślę, że nie tylko dla mnie, ale i dla wszystkich czytelników! Życzę żeby rok 2012 przyniósł masę wspaniałych niespodzianek, a każdy kolejny dzień był motywacją do realizowania swoich marzeń!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  70. Jeju uwielbiam Cię ! Może nie czytam bloga od poczatku, ale uważam że jest super.
    Chyba muszę zacząć zbierać/oszczędzać tak jak ty, bo bardzo bym chciała jechac do NYC( ale to raczej dopiero po 18-tych urodzinach może rodzinka się torche dołoży ;P) Tak jak w poprzednich komentarzach potwierdzam, że jestes naprawdę inspirującym czlowiekiem
    Martyna
    PS też kiedyś pływałam ; )
    Mam nadzieje że podróż do Azji dojdzie do skutku

    OdpowiedzUsuń
  71. dopiero niedawno odkryłam twoją strone.
    masz talent nie tylko do zdjęć ale też do prowadzenia bloga.
    3maj sie ciepło ;)

    OdpowiedzUsuń
  72. Ula, bloga czytam juz od niepamietnych czasow, ale nigdy nie komentowalam (bo zawsze wolalam role anonimowej czytelniczki). Pamietam, ze jak tutaj trafilam to przeczytalam wszystkie posty w przeciagu kilku dni. Nadal kiedy widze informacje o nowym poscie czym predzej pedze aby go przeczytac. Aby w czesci wynagrodzic czas poswiecony na napisanie kazdego postu, napisze tylko ze twoj blog jest jednym z najbardziej inspirujacych jakie subskrybuje. Dagmara

    OdpowiedzUsuń
  73. Wzruszyla mnie pierwsza czesc tej notki, na miejscu Twoich rodzicow serce by mi sie krajalo, jakbym czytala, ze moje dziecko siedzi tylko w akademiku zeby nie wydawac pieniedzy, pije tylko wode i herbate, nie moze pozwolic sobie na ciuchy czy kosmetyki... nie zazdroszcze tego uczucia Twoim rodzicom :(

    OdpowiedzUsuń
  74. Ula, ja mimo, że żałuję, że opuściłaś Nowy Jork (trochę dziwnie to brzmi -wiem :P) to dalej z przyjemnością śledzę Twoje losy :) Obojętnie skąd będziesz pisała, mnie zawsze będzie miło Ciebie odwiedzać, bo masz talent do pisania i oczywiście do robienia zdjęć :) Myślę więc, że znajdziesz inny sposób zarobku, a aparat zawsze będzie dzielnie Tobie towarzyszył :)
    Wszystkiego najlepszego! Najważniejsze, że wiesz, że jesteś na właściwiej ścieżce... :) Powodzenia i trzymaj się :)

    OdpowiedzUsuń
  75. Ula, napisz jakie byś chciała sztućce, wyślę Ci :)

    Jesteś cudowna w swoim uporze, w swoim dążeniu do celu, w braku tego nie-mogę-coteraz-o-ja-biedna. Bo chociaż wszyscy czasem się tak czujemy, to nieliczni mają siłę to przezwyciężyć i iść dalej. Ty tą siłę masz :)

    Co do pracy - ja swoje pięć fuch od czerwca 2011 zamieniłam na marne 1,5 i chociaż mój budżet okazał się być lekko niedoszacowany, to nie żałuję - "klepanie biedy" uznaję za tymczasowe, a na dodatkowym czasie zyska samorozwój :) U Ciebie, myślę, jest podobnie :)
    Poza tym z tak antykonsumpcyjną postawą mogłabyś napisać jakiś poradnik na czasy kryzysu :D

    Gratuluję Ci ocen (tak, tak!), życzę szczęśliwego Nowego Roku i ściskam serdecznie :*

    K.

    OdpowiedzUsuń
  76. Ula, jesteś niesamowita. Jestem starsza od Ciebie i nieustająco podziwiam Cię za odwagę, pomysły i wybory których dokonujesz. Inspirujesz mnie do moich własnych podróży, małych i wielkich. Czytam Twojego bloga od dawna i nie przestanę, gdziekolwiek los Cię poniesie. Szczęśliwego Nowym Roku, wszystko się ułozy, zobaczysz :)
    Pozdrawiam, Marta.

    OdpowiedzUsuń
  77. jesteś moją inspiracją <3 Marta

    OdpowiedzUsuń
  78. Muszę przyznać, że chwilę się zastanawiałam co Ci napisać tutaj ;) Pewnie i tak nie zdołasz dobrnąć do tego komentarza ale co mi tam...:P

    Jesteś ogromną inspiracją do podążania za swoimi marzeniami i do tego, żeby się nie bać podejmować odważnych decyzji mam nadzieję, że i ja kiedyś się odważę coś poświęcić aby móc i swoje marzenie spełnić ;)
    Nawet nie wiesz jak zazdroszczę Ci tej Azji...
    Może kiedyś jak już zamieszkam w Japonii :3 będziesz chciała zobaczyć kolejne części Azji i kto wie...;)

    Tymczasem życzę Tobie (i sobie :P) udanego pierwszego roku studiów i obyśmy dotarły do końca z fajnymi wynikami! :)))

    Udanego 2012! ^^

    Pozdrawiam, Magda.

    OdpowiedzUsuń
  79. Bardzo miło przeczytać taką szczerą i osobistą notkę na blogu. Mimo, że nie jest łatwo potrafisz cieszyć się życiem i stąd ten wyjazd do Azji. I super! Należy Ci się :) Teraz przy planowaniu wyjazdów zagranicznych będę myśleć jak by to zrobiła Ula, żeby było tanio. Pozdrawiam i życzę spełnienia marzeń 2012 roku!

    OdpowiedzUsuń
  80. Na tegoroczną edycję jest już za późno, ale może wystartujesz w kolejnej? Mogłabyś sfinansować coś bardzo fajnego z takiego stypendium! http://www.stypendiumzwyboru.pl/

    OdpowiedzUsuń
  81. Hej! Mam takie pytanie, trochę nie do tematu, ale czy byłaś w Pradze i możesz polecić miejsca/ restauracje godne odwiedzenia? Z góry dzięki! I wszystkiego dobrego, dużo optymizmu i uśmiechu na Nowy Rok!!

    Kaśka.

    OdpowiedzUsuń
  82. Piękny post :)

    Ula pamiętaj, pieniądze zawsze ale to zawsze da się jakoś zorganizować! Jak tylko masz chęci i zdrowie i uśmiech na twarzy to już jest połowa sukcesu! Ja trzymam kciuki, żeby wszystko było dobrze i żeby ta podróż się udała no i oczywiście za zaliczenie pierwszego roku studiów hehe :))

    Pamiętaj, że bycie sobą jest najważniejsze w życiu- bo mamy tylko jedno tu na Ziemi :) I warto to wykorzystać tak żeby niczego nie żałować!

    A co do popularności bloga to dla mnie Twój jest numerem jeden i uwielbiam go :)

    Jeszcze raz szczęśliwego Nowego Roku:)
    Buziaki,
    Karola

    OdpowiedzUsuń
  83. Ula, życzę Ci przede wszystkim wytrwałości w tym co robisz! Wiele [jeśli nie większość] z nas śledzi Twoje poczynania dlatego, że nam samym brakuje odwagi by robić to, co Ty. Część odejdzie, ale wiele Twoich fanów nadal pozostanie. Najważniejsze, żebyś była szczęśliwa i spełniała się w tym, co kochasz.
    Twój blog bardzo wyróżnia się na tle innych, piszesz szczerze i ciekawie, dlatego tyle osób to czyta:)

    OdpowiedzUsuń
  84. życzę Ci takich Sylwestrów jak najwięcej!!!
    i jeszcze jedno!! Kochana to właśnie Ty zaraziłaś mnie miłościa do tego iasta!!!
    zaczełam czytać Twojego bloga dokłądnie rok temu w Świeta, gdyż zobaczyłam wzmiankę o Twoim blogu w gazecie lubuskiej ( moi rodzice mieszkaja w ZG, ja od 10lat w Warszawie).. i bardzo mi się podoba!!
    Ulla życzę Ci spełnienia marzeń, szcześcia i gratuluję Ci wytrwałości i odwagi w poszukiwaniu własnej drogi!! oby tak dalej!!
    pozdrawiam,
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  85. Spośród wszystkich blogów o tematyce podróżniczej, które poznałam, Twój jest jedyny, którego przeglądam codziennie i chętnie do niego powracam :) Mam nadzieję, że 2012 rok nie poskąpi Ci wielu wspaniałych podrózy, nowych przyjaźni i wspaniałego jedzenia w przeróżnych zakątkach świata :) Wiem, że tak będzie, bo z Twoją determinacją i oporem zajdziesz tam gdzie tylko zapragniesz :)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  86. i *uporem* wkradł mi się błąd do mojej wypowiedzi . Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  87. Ula! Wszystkiego Dobrego w Nowym Roku! Tak myslałam że do Azji jedziesz. Usciski, nie daj się i rób to co kochasz najbardziej!

    Zofia

    OdpowiedzUsuń
  88. Ula, nie przejmuj się przeciwnościami losu - twoi czytelnicy wierzą w ciebie. :) Nie martw się też tymi, którzy przestali czytać twojego bloga, kiedy wyjechałaś z NYC, bo, moim zdaniem, nie stracił on wcale na atrakcyjności, a to dzięki coraz lepszym zdjęciom. Dlatego pod żadnym pozorem nie sprzedawaj aparatu!!! Lepiej podaj swój numer konta, a chętnie podzielimy się swoimi oszczędnościami na tyle, na ile będzie to możliwe (bo pewnie większość z nas odkłada na podróże, do których nas zainspirowałaś. :) ). A przynajmniej ja na pewno. :)

    Powodzenia w realizacji marzeń w nowym roku!

    OdpowiedzUsuń
  89. Ula to wcale nie jest taki głupi pomysł (Wandy), bo ja tez chętnie dorzuciłabym Ci jakieś moje 'grosze' (a z tydzien dwa spokojnie bys za to przezyla) :D

    OdpowiedzUsuń
  90. Albo, tak jak ktos wyzej powiedział, mogłabys wydac bloga chocby w pdfie jako ebooka za jakastam symboliczna opłata!

    OdpowiedzUsuń
  91. Ula powodzenia w Nowym Roku! Życzę Ci znalezienia fajnej pracy i wielu wspaniałych podróży!!! pozdrawiam gorąco! :)

    OdpowiedzUsuń
  92. jestes niesamowita!
    w nowym roku,zycze ci dalszej energii i pozytywnego myslenia! trzymaj sie:)

    daka z uk

    OdpowiedzUsuń
  93. mi tez sie lezka zakrecila, mimo, ze ogolnie jakas miekka nie jestem... zazdroszcze podrozy, cikekawego zycia, pierdu pierdu... przede wszystkim zazdroszcze, ze zdajesz sie wiedziec czego chcesz od zycia i probujesz to osiagnac. ja nie umiem sie zmusic do prostych codziennych aktywnosci... i nie wiem jak wziac sie w garsc, jak znalezc cel albo chociaz sens w tym, co robie. bo w sumie mam spoko zycie... tylko nie umiem w/z nim zyc.

    OdpowiedzUsuń
  94. czytajac o tym jednym talerzu zrobilo mi sie tak przykro, ze jak pomyslałam o mojej pracowniczej znizce w ikea, mam ochote podarowac Ci jakas ładna miseczke, talerzyk i takie tam..

    OdpowiedzUsuń
  95. I jeszcze jedno Ula - słyszałaś o tym?
    http://www.morawska.pl/memorial-im-piotra-morawskiego-miej-odwage.html

    OdpowiedzUsuń
  96. Ula, cieszę się niezmiernie, że trafiłam na Twojego bloga. Późno, bo dopiero w listopadzie, ale jak widzisz, masz nowych czytelników :)

    jesteś dla mnie jak life coach!!

    Stonka

    OdpowiedzUsuń
  97. za żadne skarby nie sprzedawaj aparatu, bo sam jest skarbem :) bo jak się potem spogląda na zdjęcie to jest ta wspaniała świadomość, że to kurczę nie był sen, że to naprawdę było :)

    OdpowiedzUsuń
  98. Przegladam rozne blogi podroznicze, najczesciej podrozuja osoby w wieku 30 lat ktore rzucily dobre stanowiska pracy i wyruszyly w podroz. Nie jest po prostu mozliwe zeby 23 latka oszczedzila 20 tys zlotych, wiec nie wciskaj kitu, ze oszczedzalas przez cale zycie. Widzialem takich rozpieszczonych "podroznikow". Po drugie chyba nikt nie uwierzyl (mam nadzieje) w te 5-7 funtow tygodniowo w Anglii, w Azji ledwo takie pieniadze by wystarczyly... wiec nie trzyma sie to kupy. Sama napisalas ze zadne pieniadze nie zatrzymia cie przed podrozowaniem - no to zycze powodzenia, wiekiego szczescia i dobrego sponsoringu. Pisalas o tanim lataniu - tak owszem, ale na uwadze trzeba miec tez to, ze lotniska znajduja sie nawet 100km od miast, a dojazd to zazwyczaj okolo 10 euro x 2 lub wiecej... wiec okolo 100zl na sam autobus. Sam duzo podrozuje, wiec nie zazdroszcze, ale denerwuje mnie takie mydlenie oczu. Zalicz Azje, ale moze troche lepiej niz przejscie sie ulicami stolic, czy jak to bylo w przypadku Meksyku
    ciekawski

    OdpowiedzUsuń
  99. A z czego oszczędzałaś skoro jak napisałaś kiedyś na blogu, że szybko powywalali Cię z prac w Londynie i z tego powodu musisz wracać do domu, bo oboje nie macie pieniędzy na utzymanie się. Nic kupy się nie trzyma. Mieszkasz w akademiku, za który płacą zapewne rodzice, nie masz obowiązków płacić rachunków, czynszów(nie mówie tu o kredycie studenckim) i do tego nie masz pracy, bo nawet ci się nie chce szukać, albo... nie musisz.

    OdpowiedzUsuń
  100. szkoda,że kasujesz "te mniej wygodne" dla Ciebie komentarze;/
    słabe

    OdpowiedzUsuń
  101. Rozumiem zazdrość i zawiść niektórych czytelników, rozumiem też zachwyt innych :)
    Nie widzę jednak sensu w przelewaniu Uli kasy, czy wysyłaniu talerzy i sztucców! To chyba trochę przesada... Ula jest młodą, zdrową osobą i na pewno da sobie radę. Jeśli ktoś chce kogoś wesprzeć to proponuje WOSP :D

    OdpowiedzUsuń
  102. Dobrze że nie proponujesz Caritasu. Jak ktoś chce kogoś wspierać, to niech wspiera kogo chce - jego kasa.
    Nie wiem, czemu tak zaglądacie Uli w portfel i zarzucacie jej kłamstwo oraz przypisujecie skrywaną fortunę. Są inne blogerki, które sobie na to "zasłużyły" o wiele bardziej, a Ula, mam takie wrażenie, jest wyjątkowo szczera ze swoimi czytelnikami, chociaż zachowuje sensowne granice prywatności.

    OdpowiedzUsuń
  103. Dziękuję za wszystkie linki, chęć pomocy, nie spodziewałam się tylu komentarzy!

    ciekawski-> O rany człowieku, czemu Cię tak krew zalewa? Wmawisz mi, że kłamię, bo irytuje Cię, że młodsza od Ciebie dziewczyna podróżuje częściej niż Ty w tym samym wieku?
    Nigdzie nie napisałam, że zaoszczędziłam 20tys zł, w 5-10funtów tygodniowo nie musisz wierzyć, ważne, że ja umiem liczyć. Co do taniego latania, to co chcesz udowodnić? Że nawet całkowity koszt transportu wynoszący 20-40euro to suma na którą mimo wszystko nie może być mnie stać?
    Piszesz o 30letnich podróżujących, którzy nagle stwierdzili, że kariera to nie wszystko, założyli bloga na czas podróży i zamyknęli go po powrocie. Ja nie jestem/byłam w rocznej podróży, po prostu wyjeżdżam często i nie potrzebuję na to jednorazowo 20tys.
    Pewnie zaraz mi powiesz o pokładach złota ukrywanych w ogrodzie, bo to NIEMOŻLIWE, żeby 23latka nie przeznaczała 600zł na zestaw kosmetyków, ale na zagraniczną podróż!!
    No i przepraszam za ten Meksyk. Nie wiem jak śmiałam wykorzystać okazję bycia w San Diego i przejść przez granicę, żeby zobaczyć Tijuane.

    Anonimowy z 10:22-> A po co mam Ci pisać o źródłach moich oszczędności, skoro i tak nie uwierzysz? Ludzie nie zdają sobie sprawy, ile przepuszczają w życiu na różne "pierdoły", a inni na tym oszczędzają. Mogłam palić papierosy od 8lat, choodzić regularnie po klubach i barach i pewnie nie miałabym ani grosza. I tak, rodzice do czasu kiedy nie znajdę pracy rodzice pomagają mi z akademikiem, co chyba nie świadczy jednocześnie o ich ukrytym bogactwie, tylko zwykłym wsparciu dziecka na studiach. Nie płacą za moje podróże.

    Anonimowy z 10:25-> Nie skasowałam żadnego komentarza. Szłam spać było ich 100, wstałam przed chwilą było 105.

    Anonimowy z 11:18-> Nie bierz wszystkiego na poważnie, przecież wiele komentarzy napisanych jest z przymrużeniem oka;).

    OdpowiedzUsuń
  104. Nie rób z siebie takiej męczennicy. Nie utrzymujesz się normalnie. Niektórzy muszą godzić normalne życie czyt. praca, dom, rachunki, a czasem i dzieci, a do tego podróżują i nie piszą wszędzie jacy to oni wielcy są, bo oszczędzają na jakiś drobiazgach. Na razie masz nieskalane, samotnicze życie, do tego z pomocą rodziców i nie ma się czym Ula chwalić. Nie, nie zazdroszczę, uwierz mi. Osoby, które mają do powiedzenia coś innego na tym blogu, niż 'jaka Ty jesteś wspaniała' nie muszą być zazdrośni, opanujcie się.

    OdpowiedzUsuń
  105. Anonimowy z 12:33-> Tak, są ludzie, którzy mają ciężej, a ja wcale nie muszę Cię inspirować. Prowadzenie bloga wiąże się w zasadzie z chwaleniem w każdym poście;). A że korzystam z 'nieskalanego samotniczego życia'...chyba właśnie tak powinno się robić...przecież nie urodzę teraz dziecka, żeby było mi jeszcze cieżej;). Dzięki za opinię i tym lepiej, że mi nie zazdrościsz.

    OdpowiedzUsuń
  106. Jeśli rzeczywiście jest tak jak jest z Twoim budżetem to ja na 100% nie mam pasji do zwiedzania ;-)

    OdpowiedzUsuń
  107. No chyba jednak predzej uwierze w to ze masz poklady zlota w ogrodzie niz w to ze bez problemu znajdujesz 40 funtow na wyjazd. Nie masz zadnych trosk, rodzice placa za akademik, za szkole pewnie masz czas zaplacic i komfort ze jakby co to rodzice pomoga. Chwalisz sie oszczedzaniem.. ale na czym skoro nie zarabisz? Napisalas ze w Stanach na koncie po 200 dolarach zostalwalo ci 0. Zeby oszczedzac, trzeba miec przychody.. no nie ma cudow. Nawet to glupie 5 funtow tez co tydzien z nieba ci nie spada pewnie. Nie mysl, ze wszyscy to zli ludzie, bo kazdy na pewno pali papierosy, chodzi do pubow i wydaje pieniadze na piwo. Ludzie Ula, tez podrozuja, oszczedzaja i lataja tanimi liniami po Europie.
    Co do Meksyku - zaznaczenie go jako zwiedzonego kraju, po zaledwie kilku godzinach tam spedzonych.. slabe to, pozniej jest sie czym chwalic.
    ciekawski

    OdpowiedzUsuń
  108. Podziwiam tego ciekawskiego pana, serio. Jakąś zawiść widzę, bo nie wiem jak inaczej nazwać czepianie się takich szczegółów jak zaznaczenie Meksyku na mapie, skoro tam byłaś. No i brawa za wmawianie ludziom różnych rzeczy...Zmienia sobie fakty jak mu pasuje. To jest dopiero słabe...

    OdpowiedzUsuń
  109. ciekawski-> Nie mam pracy od 3 miesięcy i to sprawia, że nie mogę powiedzieć o oszczędzaniu? Ciągle mam przychody, nieregularne, ale mam. Do dzisiaj nie sprzedałam całego sprzętu fotograficznego od poprzedniego aparatu napisałam też, że zarabiam na reklamach. Funty, które do dzisiaj wydaje są pieniędzmi, które tu ze sobą przywiozłam, głównie wymienionymi dolarami, więc nic nie musiało spadać jeszcze z nieba.
    Rozumiem, że jak spędzasz 1 dzień nad Bałtykiem czy w Berlinie, to nikomu nie mówisz, że widziałeś morze albo byłeś w Niemczech, bo się nie liczy, tak? NIGDY nie twierdziłam, że zwiedziłam cały Meksyk czy podróżowałam po tym kraju, ale chcąc nie chąc byłam w nim i widzę, że strasznie Cię to drażni.
    Nie uważam, że ludzie chodzący do baru są źli, ale widzę ile wydają na co dzień moi znajomi. W listopadzie koleżanka z Holandii ubolewała, że przepuściła w Birmingham na życie codziennie conajmniej 4-5tys. euro, podczas gdy ja nie wydwałam wtedy jeszcze 200funtów.
    "Napisalas ze w Stanach na koncie po 200 dolarach zostalwalo ci 0." - nie wiem o co ci chodzi w tym zdaniu, ale wygląda na to, że znowu zupełnie przekręciłeś moje słowa, żeby wpasować je do swojej wymyślonej na mój temat wizji.

    OdpowiedzUsuń
  110. "Co tygodniowe 200$ wpływające na moje konto zamieniło się na okrągłe zero." chyba juz nie ma sensu dyskutowac
    ciekawski,

    OdpowiedzUsuń
  111. ciekawski-> Przez dwa lata bez przerwy przelewano mi na konto 200$, więc po powrocie do Europy jak najbardziej dało się zauważyć różnicę w przychodach, ale też zmieniłam styl życia. W Stanach po miesiącu przeciętnego oszczędzania kupowałam sobie nowy obiektyw, a teraz mogę sobie pomarzyć o nowym sprzęcie...
    Jeśli to koniec dyskusji, to 'do usłyszenia', bo pewnie znowu dojdzie w jakimś poście do wymiany zdań;).
    P.S. Nawet pamiętam Twój komentarz dotyczący tego nieszczęsnego Meksyku sprzed ok 1,5 roku. To musiałeś być Ty:).

    OdpowiedzUsuń
  112. "W Stanach po miesiącu przeciętnego oszczędzania kupowałam sobie nowy obiektyw, a teraz mogę sobie pomarzyć o nowym sprzęcie...| a działo się to tylko dlatego, że żyłaś tam wyłączenie na ich rachunek, bez płacenia za nic. Dostawałaś kase na czysto i kropka. Nie rob z siebie męczennicy.

    OdpowiedzUsuń
  113. ona nie robi z siebie męczennicy. wy czytając jej posty odbieracie ją jako męczennice, podczas gdy 90% ogółu internautów uważa ja po przeczytaniu tego samego za mądrą, miłą, rezolutną dziewczynę. czujcie się hipsterami, hejtujcie, my, czytelnicy lizusy, których oskarżacie o zarzucanie wam zawiści, jaramy się tym.

    OdpowiedzUsuń
  114. "do 15 stycznia 2012 r. czekamy na zgłoszenia młodych podróżników do konkursu o Nagrodę im. Andrzeja Zawady. Nagroda przyznawana jest już od dziesięciu lat i ułatwia młodym globtroterom realizację ambitnych celów podróżniczo-eksploracyjnych. Oprócz prestiżu - zwycięzcę konkursu wybiera Kapituła Kolosów złożona z podróżniczych autorytetów - Nagroda daje też wymierną korzyść finansową. Towarzyszy jej fundowany przez Prezydenta Miasta Gdyni grant w wysokości 15 tys. zł na zorganizowanie wyprawy.

    Projekty wypraw mogą zgłaszać kandydaci, którzy nie ukończyli 30 lat (dopuszcza się też możliwość zgłoszenie grupowego, jeśli średnia wieku nie przekracza 30 lat). Decydując o tym, komu przyznać Nagrodę, Kapituła bierze pod uwagę zarówno oryginalność i jakość projektu, na realizację którego kandydat zobowiązuje się przeznaczyć grant, jak i wcześniejszy dorobek podróżniczy uczestników konkursu. Wybrani kandydaci zostaną poproszeni o wygłoszenie podczas Kolosów w Gdyni prelekcji o swoim największym dotychczasowym dokonaniu.

    Zgłoszenia należy przesyłać pocztą na adres Urzędu Miasta Gdyni, ul. 10 Lutego 24, 81-364 Gdynia.

    Zwycięzcę poznamy podczas imprezy w marcu. "

    http://www.gdynia.pl/wydarzenia/70_73848.html

    Może Ci się przyda ;-)

    OdpowiedzUsuń
  115. Jej, ile tu dziwnych komentarzy ... Ja w każdym razie czytam Twojego bloga regularnie własnie teraz, kiedy jestes w Europie - to tak na pocieszenie, ze frekwencja się zmniejszyła po poworcie ze stanów:) Pozdrowienia:) Olgita

    OdpowiedzUsuń
  116. (dziwne, czyli te o męczennicy itp itd;))- olgita;)

    OdpowiedzUsuń