Oczami wyobraźni byłam tam wiele razy. Popularne lokalizacje mają to do siebie, że za pomocą zdjęć, filmów, tekstów, rozmów wyrabiamy sobie opinię na ich temat i wiemy mniej więcej jak się poczujemy, gdy pewnego dnia znajdziemy się na miejscu. Moje przekonanie trochę minęło się z rzeczywistością i zaliczyłam kilka drobnych rozczarowań, ale jednocześnie nie mogę powiedzieć, żeby Japonia nie spodobała mi się i nie zainteresowała swoją innością. Wrócę tam kiedyś.
Na moje wrażenia z wyjazdu mogło też wpłynąć kilka rzeczy. Chyba jeszcze nigdy nie zaczynałam podróży tak zmęczona jak tym razem. Przemieszczanie się z Nowego Jorku na przeciwległy punkt Ziemi, z przystankami po drodze, zaliczaniem kilku stref czasowych i nieprzespanymi nocami sprawiło, że na miejsce dotarłam nieżywa i obojętna na to, czy jestem w Japonii czy Polsce. A kiedy po kilku dniach doszłam do siebie, to czekała nas kolejna nieprzespana noc, lot samolotem i cały dzień zwiedzania. W ogóle chyba przez większość czasu czułyśmy się zmęczone, prawie każdej nocy zasypiałyśmy jak dzieci. Powietrze było bardzo wilgotne, temperatura przekraczała często 35'C, na nogach byłyśmy każdego dnia od rana do wieczora, a przez cały pobyt przeszłyśmy między 50 a 100km.
Brakowało jakiegoś punktu odpoczynkowego, dnia spędzonego na plaży, blisko wody i "nicnierobienia", bo wizja całego dnia w hostelowym łóżku to już przecież nie to samo i ewidentne marnowanie czasu. Odwiedzałyśmy różne parki, ale tam zawsze polowały na nas jakieś krwiożerce stworzenia i zostawiały na całych nogach ugryzienia przypominające te po komarach. Japońskie lato przypomina to nowojorskie, a i trzeba przyznać, że zwiedzanie jej w sierpniu bywa wyzwaniem.
Po tych samotnych wyjazdach z ostatnich lat poczułam też różnicę w podróżowaniu w większym gronie. Niby tylko mama i Bzu, dwie bardzo bliskie osoby, a jednak brakowało mi trochę tej wolności i swobody i decydowaniu wyłącznie o samej sobie. Oczywiście dużo jest plusów posiadania kompanów w podróży, ale w samotności przeżywam podróże jednak inaczej. Doświadczam ich intensywniej, daję się ponieść temu co mnie otacza, łatwiej jest fotografować. Funkcja kierownika, zarządzanie ludźmi, nie należy do moich ulubionych zajęć, ale przynajmniej Bzu mogła ponabijać się z marudnej "pani szef", która jak się nie wyspała, to bezpieczniej było z nią nie rozmawiać. Momentami byłam załamana paskudnością swojego charakteru, ale ciężko go zmienić, oj ciężko.
W dzisiejszym poście dodaję zdjęcia z niezwykle zwariowanej dzielnicy Shinjuku. To centrum biznesu, handlu i rozrywki. Wieżowiec obok wieżowca, mnóstwo kolorów, rysunków i krzykliwych napisów. Znajduje się tu również najbardziej ruchliwy dworzec kolejowy świata, przez który dziennie przewija się 3,5 miliona ludzi! Części rozrywkowej nie da się opisać słowami, niech zdjęcia ją zobrazują, a już najlepiej doświadczyć tego kiczu samemu.
Szukałyśmy w Shinjuku pewnej restauracji, którą zapisałam sobie na liście do odwiedzenia, ale nie udało nam się jej odnaleźć. Skończyłyśmy więc w zwykłym barze, zamówiłam surowego mielonego tuńczyka z ryżem i dodatkiem wodorostów.
Uliczka w części rozrywkowej.
Nie zapomnimy z Bzu wejścia do salonu Pachinko. Było tam tak potwornie głośno, że kiedy wybuchnęłyśmy śmiechem, nie słyszałyśmy samych siebie. Pachinko to japońska gra, połączenie bilardu i pinballa, od fliperów odróżnia ją brak 'łapek'. W ramach wygranej dostaje się kolejne kulki do gry, można je też wymienić na gry rzeczowe. Hazard w Japonii jest nielegalny, dlatego nie gra się na pieniądze.
W tego typu miejscach z różnego rodzaju automatami i grami bawi się już raczej młodsze pokolenie, głównie nastolatki. Znalazłyśmy tam z Bzu automat do purikury, a efekty zobaczycie niedługo na blogu.
Nocą Shinjuku robi jeszcze większe wrażenie.
Na początku ekscytowałyśmy się na widok każdej Japonki w kimonie, ale później okazało się, że wcale nie tak trudno spotkać Japończyków w ich tradycyjnym stroju. Zaskakiwały czasami klapki japonki, niektóre, te bardziej tradycyjne wyglądały na strasznie niewygodne.
A to już pobliska dzielnica finansowa i rządowa, gdzie dla odmiany nocą na ulicach nie widać prawie nikogo.
Bzu wyczytała, że ze szczytu jednego budynków można za darmo podziwiać panoramę miasta. Niestety w miejscu skąd był najlepszy widok otworzono restaurację, ale i tak udało nam się zrobić trochę zdjęć.
Uliczka w części rozrywkowej.
Nie zapomnimy z Bzu wejścia do salonu Pachinko. Było tam tak potwornie głośno, że kiedy wybuchnęłyśmy śmiechem, nie słyszałyśmy samych siebie. Pachinko to japońska gra, połączenie bilardu i pinballa, od fliperów odróżnia ją brak 'łapek'. W ramach wygranej dostaje się kolejne kulki do gry, można je też wymienić na gry rzeczowe. Hazard w Japonii jest nielegalny, dlatego nie gra się na pieniądze.
W tego typu miejscach z różnego rodzaju automatami i grami bawi się już raczej młodsze pokolenie, głównie nastolatki. Znalazłyśmy tam z Bzu automat do purikury, a efekty zobaczycie niedługo na blogu.
Nocą Shinjuku robi jeszcze większe wrażenie.
Na początku ekscytowałyśmy się na widok każdej Japonki w kimonie, ale później okazało się, że wcale nie tak trudno spotkać Japończyków w ich tradycyjnym stroju. Zaskakiwały czasami klapki japonki, niektóre, te bardziej tradycyjne wyglądały na strasznie niewygodne.
A to już pobliska dzielnica finansowa i rządowa, gdzie dla odmiany nocą na ulicach nie widać prawie nikogo.
Bzu wyczytała, że ze szczytu jednego budynków można za darmo podziwiać panoramę miasta. Niestety w miejscu skąd był najlepszy widok otworzono restaurację, ale i tak udało nam się zrobić trochę zdjęć.
magia!
OdpowiedzUsuńzdjęcia nocą - na żywo musi to być niesamowite uczucie stać w otoczeniu tych świat. i ten widok na rozświetlone, zapiera dech w piersiach.
OdpowiedzUsuńwow!uwielbiam twojego bloga! ;*
OdpowiedzUsuńrewelacyjne zdjecia! Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego ile osob zazdrosci Ci tych podrozy ;) super!! pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńZ tym Pachinko to nie do końca prawda :) Japończycy płynnie omijają prawo, bo w pobliżu każdego salonu znajduje się skup gadżetów, :) Tym samym - nie łamią prawa, bo pieniądze pochodzą z innego miejsca...
OdpowiedzUsuńA to ciekawe!
Usuńwoow, zdjęcia nocne przeboskie! Jak je zrobiłaś?Na trybie manualnym?:D
OdpowiedzUsuńDzięki! Tryb manualny, wyższe ISO i niska przesłona;).
UsuńZdjęcia z góry w nocy są niesamowite. W życiu nie widziałam tak zapierającego dech widoku zamkniętego w fotografii.
OdpowiedzUsuńNo, zupełnie jak u nas w Nowym Targu, wszedzie kiczowate reklamy :)
OdpowiedzUsuńte zdjęcia panoramy miasta nocą zapierają dech w piersiach, przeogromne miasto, można poczuć się takim malutkim :-) uwielbiam Twojego bloga, ale pisałam to już wiele razy :-)
OdpowiedzUsuńaaa moje oczy ;D
OdpowiedzUsuńszacunek, dawno nie widziałam tak dobrych zdjęć na jakimś blogu.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo!
UsuńZdjęcia nocą robią niesamowite wrażenie!
OdpowiedzUsuńHej Ula! Właśnie przeglądałem posty z Chicago itd. Mam pytanie, jakimi liniami leciałaś z i do NYC? Ile wynosił koszt takiego biletu. Płaciłaś za bagaż podręczny i nadawany do luku? Bardzo dziękuję za wszelkie inforamcje! :)
OdpowiedzUsuńJaponia : MAGIA, MAGIA, MAGIA :) Czekam na więcej :)
Adam
Pamiętam, że do Chicago leciałam z Bostonu i nie pamiętam czym, z kolei do NYC wracałam chyba AirTran. W Stanach teraz chyba już u większości liinii płaci się za nadawany bagaż, a mi się wydaje, że leciałam z podręcznym. Koszt biletu w dwie strony to było chyba coś około 250$. Przez to, że w Stanach nie ma tak tanich linii jak w Europie, to nie mogę polecić Ci konkretnych, które miałyby bilety w najniższych cenach, bo to się ciągle zmienia.
UsuńDzięki - AirTran to dobra opcja! Myślałem, że leciałaś takim wynalazkiem jak Spiritair lub czymś regularnym :)
UsuńOk - wiem, mniej więcej czego szukać.
Aaaa, ostatnia rzecz - czy z Bostonu leciałaś z opcją Multicity bo było taniej, czy tam już byłaś i stamtąd wyruszałaś?
Adam
Byłam tam akurat więc stamtąd wyruszałam, ale mam wrażenie, że akurat też taniej było.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńZabieram info bo może się przyda :)
UsuńPs. Świetne zdjęcia! - szczególnie Tokio nocą. Będzie jakiś przewodnik po NYC?
Chodziło mi o Tokio, ale NYC też może być :)
UsuńNYC już powstał http://adamantwanderer.blogspot.com/2012/07/subiektywny-przewodnik-po-nowym-jorku.html, a do Tokio pojawi się może jakiś mini, czy po prostu mapka z tym co miałam zaznaczone.
UsuńBardzo fajny post!
OdpowiedzUsuń"marudnej "pani szef", która jak się nie wyspała, to bezpieczniej było z nią nie rozmawiać. " trochę jakbym czytała o sobie.. tylko zamiast "jak się nie wyspała" do mnie bardziej pasuję "jak się nie najadła" :-)
OdpowiedzUsuńTak czytając.. czytając twojego bloga.. pomyślałam sobie.. w sumie czemu nie. Też mogę się gdzieś sama wybrać. Tzn. oczywiście nie tak daleko jak Ty, aż tak odważna nie jestem;) Bo od zawsze jeździłam z kimś (czyt. rodzice albo chłopak).. i tak jakoś wyszło, że mam zabukowany Paryż w październiku.. może to będzie ciekawe doświadczenie.:-)
A co do zdjęć.. to one są trochę przerażające. Na pewno zobaczyć to i poczuć przez jakąś chwilę.. a potem wrócić do 'szarej rzeczywistości' (to chyba tu idealnie pasuje) jest ciekawe.. ale codziennie przechadzać się takimi świecącymi ulicami? Chyba można trochę zbzikować;)
Super, Paryż na początek będzie w sam raz! A z czasem, kto wie, może wybierzesz się gdzieś dalej:).
UsuńDużo, kolorowo, powalająco! Marzenie... :)
OdpowiedzUsuńdla mnie Japonia to jeden wielki kicz. ile mozna ogladac tego slodkiego anime na kazdym kroku, tych wszystkich slodziutkich rzeczy, ani to ladne, ani zabawne ( TAK - wyrazam swoja wlasna opinie, nie tuzinkuje i nie szufladkuje, zeby zaraz ktos madrzejszy ode mnie mi tego nie zarzucil ;)
OdpowiedzUsuńRozumiem Cię, ale pamiętaj, że to jedno z kilku dużych miast, dzieją się w nim zawriowane rzeczy, ale poza nim jest mnóstwo innych w których nie ma takich miejsc jak te ze zdjęć.
Usuńwiem, wiem, moj blad, bo chodzilo mi wlasnie o ta slodka 'Japonie' ;)
UsuńElles sont magnifiques les photos!J'aime beaucoup
OdpowiedzUsuńAngela Donava
http://www.lookbooks.fr
hej, czy ktos byl w Nepalu? z góry dziękuję za jakiekolwiek wrażenia
OdpowiedzUsuńOla
Te nocne zdjęcia są cudowne, zakochałam się <3
OdpowiedzUsuńUla, jesteś genialna, naprawdę. Jesteś wzorem do naśladowania :)
aż brakuje mi słów!!!!
OdpowiedzUsuńDroga Ulu!
OdpowiedzUsuńPrzepiękne zdjęcia, przeszły moje oczekiwania!
Wiem jak trudno zrobić dobre zdjęcia nocną porą w miejscach wysokich prześwietlonych wysokościowców,ale Tobie się to udało na medal!
Co do innych spostrzeżeń z tej wyprawy z większością się zgadzam. Podróżowanie samotne przerabiałam i bardzo lubię, obecnie podróżuję z moim mężem i nie męczy mnie to. Jednak już podróżowanie w większym gronie również nie dla mnie, zbyt dużo kompromisów ;-)
Zobaczysz, że z perspektywy czasu spojrzysz na ten wyjazd bardziej przychylnie.
Ulka
you are in shinjuku? i miss that place so much!!!
OdpowiedzUsuńi hope you had chance to stop by there again! there's an izakaya right around Shijuku JR East exit (actually kinda in between of East and South exit) This place is call "Unoya (うのや)" it's one of the really really good izakaya that i know! their foods are delicious~ hope you get a chance to stop by there! :D
swietny blog
OdpowiedzUsuńtrafilam tu dzisiaj i od razu dodaje do obserwowanych
sama pisze bloga o podrozach (jak na razie to tylko Francja i
Polska)
p.s. tez pochodze z ZG :)
pozdrawiam
"Bzu wyczytała, że ze szczytu jednego budynków można za darmo podziwiać panoramę miasta. Niestety w miejscu skąd był najlepszy widok otworzono restaurację, ale i tak udało nam się zrobić trochę zdjęć." - pamiętasz może adres/nazwę tego budynku? :)
OdpowiedzUsuń