Śniegu zdecydowanie nie będzie, Mikołaj pewnie też mnie nie odnajdzie, ale niech wyjazd sam w sobie będzie prezentem.
Cieszę się, bo to pierwszy poważny weekendowy wypad odkąd tu jestem i odwiedzę kolejny ważny punkt na mapie USA.
Do zobaczenia w poniedziałek!
A poniżej zdjęcia sprzed kilku dni...
Niedzielę zaczęłyśmy z Eweliną od wybrania się na Gospel.
Dotarłyśmy na ostatnie 30min mszy. Grał zespół, śpiewał wieloosobowy chór (conajmniej 2/3 nie ma na zdjęciu), dało się poczuć tą radosną atmosferę. No i po raz pierwszy tańczyłam w kościele;).
Ciekawe doświadczenie, na pewno wybierzemy się po raz kolejny.
Później poszłyśmy na lody. To porcja Eweliny, czekoladowe z masłem orzechowym i kawałkami Reese's.
I mój lodowy cupcake. Foremka była z czekolady:).
Odrobina jesieni, której w tym roku nie doświadczyłam;).
Najcieplejszy początek grudnia w moim życiu;).
T-shirt z Target, spódnica i tenisówki z Urban Outfitters.
Po odprowadzeniu Eweliny na autobus do domu poszłam na spacer wzdłuż zatoki.
Bay Bridge prowadzący na wschodnią stronę zatoki.
Postanowiłam zjeść w Red's Java House gdzie Anthony Bourdain jadł podwójnego cheeseburgera w odcinku "No Reservations" w San Francisco.
Zamówiłam cheeseburgera.
W downtown spotkałam się z Julią, z którą pojechałyśmy do Sary, a następnie w trójkę pojechałyśmy zobaczyć zachód słońca na Baker Beach.
Mój Boże, ale Ci zazdoszcze! U Nas w Pl ledwo kilka stopni... szaro buro i ponuro;)
OdpowiedzUsuńbosko! cudowne zdjęcia ;)
OdpowiedzUsuńto ja chyba mieszkam w innym krakowie niż Alice bo właśnie miałam pisać, że ja też non stop biegam w tenisówkach i w ogóle to jest fantastyczna pogoda jak na ta porę roku...tylki te egipskie ciemności.....
OdpowiedzUsuńAh, marzy mi się takie ciepło. Chociaż świąt bez zimna to sobie jakoś nie wyobrażam;)
OdpowiedzUsuńOj - super widoki i na pewno super wspomnienia!!!
OdpowiedzUsuńŚwietna spódnica...
Ula, ale ty tam fantastycznie spedzasz czas ;DDDD
OdpowiedzUsuńach jak sielsko i miejsko;), ten chees wyglada jakby byl z domowego wypieku, nie to co nadmuchana buła;>
OdpowiedzUsuńjak cudownie! mam ndzieję, że podbijesz LA! ;)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę pogody, jedzenia i L.A!
OdpowiedzUsuńMatko! Nugdy w życiu nie widziałam takich foremkowych lodów! Wyglądają pysznie, szkoda, że u nas takich nie ma;)
OdpowiedzUsuńI wogóle to świetne zdjęcia i widoki:))
Cudownie tam masz! ;))
OdpowiedzUsuńprzeokropnie zazdroszcze :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Magda
Przetrzyj szlaki i pozdrow ode mnie moje przyszle miasto zamieszkania ;) (i hope so)
OdpowiedzUsuńStrasznie zazdroszcze pogody, szczegolnie braku przymrozkow...
nawiązując do tych butach na koturnach,wiesz może czy z ebaya przysyłają do Polski?
OdpowiedzUsuńFajny dzien :))) A ten tiszert wsadzilabym w spodnice, wydluzylby nogi.
OdpowiedzUsuńmarcepanowa-> mhm jasne, a przy okazji uwydatniłby odstający brzuch i szerokie bary;). U Ciebie by się to sprawdziło, u mnie niestety nie.
OdpowiedzUsuńa gdzie bylyscie na te lody?
OdpowiedzUsuńuoo, zawsze chciałam iść do takiego kościoła, żeby sobie pośpiewać!
OdpowiedzUsuńUla, Ula.. jak gdzieś tam spotkasz Tarantino to spakuj go do walizki i przywieź do Polski:)
OdpowiedzUsuńyoasia
aż mi się buzia śmieje jak oglądam te zdjęcia i czytam co u Ciebie!!! :** buziaki Ula!
OdpowiedzUsuńKaczka
Mam wrażenie, że nad tym wybrzeżem można odnaleźć siebie . :)
OdpowiedzUsuńTen cupcake musiał być pyszny !
OdpowiedzUsuńPiękne widoczki :)
zazdroszczę Ci tych wspaniałych widoków :) moim marzeniem jest odwiedzić kiedyś USA mam rodzinę w NY i Chicago, którzy mieszkają tam na stałe, ja mieszkać bym na stałe nie chciała ale zobaczyć i owszem!
OdpowiedzUsuńi pytanie do Ciebie: mieszkasz w USA na stałe z całą rodziną? :)
pozdrawiam.
zazdroszczę Gospel! i ten grudniowy dzień heh.. bajka;)
OdpowiedzUsuńZazdroszaczę Gospel.... Nie! wszystkiego zazdroszczę:) Niecierpiliwe czekam na relację z LA :D
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńMam pytanie jak godzisz obowiązki w pracy z tak licznymi wypadami na miasti i za maisto:)?
Zastanawiałam się kiedyś nad takim wyjazdem, ale z opowieści au pair'ek wynikało,ze ejst niewiele wolnego czasu na zwiedzanie czy wyjscia ze znajomymi- a jak obserwuje twojego bloga to wyglada na to,że jest wręcz pzreciwnie i że jest super. Możesz pzredsawić więcej szczegółów organziacyjnych Twojej pracy tam?
Będę wdzięczna,
Kaśka
Anonimowy z 18:49-> Nie mów 'nie', dopóki tu nie przyjedziesz:). Zwłaszcza do Kalifornii:).
OdpowiedzUsuńJa jestem tutaj na rok, bez rodziny.
Kaśka-> Nie wychodzę często i nie wyjeżdzam często za miasto, to był jeden z pierwszych wyjazdów. Jeśli coś już robię to w weekend, bo co najwyżej mogłabym popołudniami, ale teraz szybko robi się ciemno.
Tak jak i Twoja koleżanka, też chciałabym mieć więcej czasu na wyjazdy...
Jeśli jesteś ciekawa to napiszę Ci mój plan pracy:
PN i WT- 13-17
ŚR- CZW- 8-17
PT- 11-17
SOB- 8-11 (przynajmniej jedną sobotę w miesiącu mam wolną)
Maksymalna liczba godzin pracy to 45h. Większość au-pair pracuje właśnie tyle, ja trochę mniej.