Miette Patisserie wewnątrz Ferry Building.
ich śliczne cupcakes...
...i torty.
Takimi autami jeździmy w San Francisco...;P
Słynna Lombard Street, najbardziej kręta ulica na świecie.
Weszłam z dziewczynami na górę...
...i zeszłyśmy na dół drugą stroną ulicy;).
Spacerowałyśmy i minęłyśmy uroczy ogródek.
Idąc do Columbus Ave doszłyśmy do skrzyżowania z Broadway. Wiszą nad nim książki symbolizujące pisarzy lat 50tych, którzy upijali się w okolicznych barach i zastanawiali nad sensem istnienia;).
Słynna kawiarnia, w której bywali przedstawiciele Beat Generation w latach 50tych.
Tuż przy kawiarni Vesuvio znajduje się uliczka chodzącego nią niegdyś Jack'a Kerouac'a.
Jedna z myśli wyrytych na chodniku.
Uliczka Kerouac'a prowadzi do Grant Ave, głównej ulicy Chinatown. Poza wierszami, cytatami na chodniku i suszącymi się w oknach gaciami Chińczyków, nic na niej nie ma;).
Grant Ave
Sklep rybny.
Usiadłyśmy w chińskiej piekarni/kawiarni i zaczęłam szukać czegoś egzotycznego do zjedzenia.
Kupiłam kostkę dziwnego 'puddingu' o intensywnym zapachu ruby z kawałkami krewetek oraz futrzaną bułkę;). Była chyba posmarowana smalcem na wierzchu, ale czym była ta 'sierść', to nie wiem do dzisiaj. Obie przekąski były znośne, ale nic zachwycającego;).
Ewelina wybrała kulkę ryżu zawijaną w liściu, która okazała się być nadziewaną wszystkim, zaczynając od ryby, aż po kiełbasę;).
Bułka nadziewana jakimś słodkim (ryżowym?) kleikiem i orzechami. Dobra.
Wąsaty chłopiec czekający na swoją bułkę rozmaitości?;)
Kiedy wyszłyśmy z piekarni/kawiarni na zewnątrz było już ciemno. Niektórzy zaczynali już sprzątać interes.
Pojechałyśmy do centrum handlowego. Na środku stała wielka choinka, a po jednej jej stronie siedział Mikołaj, z którym można zrobić sobie zdjęcie (drogo). To dla mnie taki bardzo 'filmowy' obrazek.
Zamówiłyśmy do podziału 12 california rolls z mięsem kraba i awokado;).
Ok.21 wróciłyśmy do Sary i zaczęłyśmy się szykować do wyjścia do klubu/baru. Sukienka jest z H&M.
This was my Saturday. I walked with my friends around SF and in the evening we were off to a club/bar.
Strasznie lubię czytać Twojego bloga , planuję sobie w przyszłości spróbować być au-pair, chociaż mam dopiero 14 lat, ale bardzo mnie to interesuje :)
OdpowiedzUsuńW tak w ogóle, to jestem ciekawa, czy masz rodzeństwo?
Sliczna jest ta sukienka z H&Mu :) U nas takiej nie ma :/
OdpowiedzUsuńhehe fajny post,rozsmieszyły mnie twoje komentarze, bułka rozmaitości;p a tej włochatej to bym chyba do giemby nie wlożyła ale do odważnych świart należy :):) pozdro ula:)
OdpowiedzUsuńjaka piekna cukirnia!!a mysl wyryta na chodniku- cudowna...po raz kolejkny- ula nie poznaje Cie- klub co tydzien?;-)
OdpowiedzUsuńAnonimowy-> Dziękuję! Mam brata, 5lat starszego;).
OdpowiedzUsuńIrenka-> w PL też były te sukienki, choć ja akurat kupiłam ją w Berlinie;).
świeetnie prowadzisz swojego bloga, fajnie poczytac i pooglądac sobie co ktoś zwiedził ; ) chociaż pewnie fajniej byłoby samemu zwiedzac : D i robisz śliczne zdjęcia. może trochę posłodziłam, ale wszystko szczerze :)
OdpowiedzUsuńo matko, jakie klimatyczne foty. uwielbiam twórczość beatników,więc z chęcia przeszłabym się tropem ich twórczości/ pozdrawiam cieplo ;)
OdpowiedzUsuńno teraz to cie kocham! Fascynuje sie bitnikami, masz wiecej zdjec z tej ulicy? Szczegolnie uwielbiam Bukowskiego. RRobilas moze jakies zdjecia cytatom jego autorstwa?? Nie wiem czy znasz piosenkarza Toma Waitsa, nie jest moze do konca bitnikiem ale moze byly tam jakies rzeczy zwiazane z nim??
OdpowiedzUsuńJak dla mnie, to możesz zostać jeszcze kilka lat w San Francisco ;) Bylebyś tylko zamieszczała jak najwięcej takich zdjęć, które choć odrobinę zrekompensują mi to, że ja tam raczej nigdy nie zamieszkam, mimo, że bardzo bym chciała. Pozdrawiam serdecznie i czekam z utęsknieniem na każdą nową notkę :)
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle, to widzę, że w komentarzu do góry piszesz, że masz brata starszego i tak mi się przypomniało: kiedyś zamieściłaś tu swoje zdjęcie z nim i ja miałam baaardzo silne wrażenie, że go skądś znam :) I się tak zastanawiam, czy twój brat nie był może kiedyś harcerzem? albo może studiował w Poznaniu i kojarzę go skądkolwiek...?
OdpowiedzUsuńależ ty masz boskie włosy! na tym zdjęciu wyglądają zniewalająco! :) zazdroszczę... :)
OdpowiedzUsuńFajnie... Potrafisz sprawić, że czytelnicy spacerują po SF razem z Tobą. Warto pomyśleć jak to wykorzystać...
OdpowiedzUsuńgosia-> Sarah wychodzi wieczorami średnio 4 razy w tygodniu, więc jakie mam wyjście?;) Za granicą jakoś bardziej chce mi się wychodzić, jak wrócę do Polski to znów przestanę;P.
Anonimowy-> Było tam tylko kilka cytatów i z tego co wiem, to żadnych Bukowskiego. Toma Waitsa nie znam i nie eksplorowałam tej okolicy na tyle dokładnie (dopiero zamierzam i wtedy też zrobię więcej zdjęć), żeby wpadło mi w oko coś z nim związanego.
Dziękuję wszystkim za komplementy!:)
pozazdrościć tych wojaży, największe wrażenie zrobiła na mnie ta kręta ulica, cos niesamowitego !
OdpowiedzUsuńIn the company of best friends there's never enough wine... ;))
OdpowiedzUsuńPiękne
Po pierwsze zazdroszczę pogody, po drugie
OdpowiedzUsuńczy te foty były cykane nowym obiektywem??
Anonimowy-> Tak. Spytam z ciekawości, zauważasz jakąś różnice?
OdpowiedzUsuńMoje słowa są jak najbardziej szczere :) A jeśli chodzi o Twojego brata... to cały czas mam dziwne wrażenie, że widzę go w mundurze harcerskim :) Ale wydział prawa też nie jest od rzeczy, bo miałam tam swego czasu sporo zajęć. Albo może po prostu on ma sobowtóra ;)
OdpowiedzUsuńpokręcona ulica wymiata! jest niesamowita! nie mogli zrobić jej prostej? chyba że za bardzo stromo by bylo :) hehe
OdpowiedzUsuńwreszcie znalazłam Twojego bloga! Genialne zdjęcia! I zazdroszczę Ci tych widoków i SF :)
OdpowiedzUsuńps. mogłabyś podać przepis na jakieś najprostsze muffinki, takie, żeby każdy mógł je zrobić i żeby były dobre :)
bardzo Cię proszę :)
Świetne zdjęcia :) jak zwykle przeniosłam się do innego świata na chwilę... heheh ten dziwak ze smalcem i sierścią przypomniał mi regionalną "bułkę" z Czarnogóry, miałam wrażenie, że przepis obejmuje całonocne moczenie w smalcu... bleehhh. Bardzo ładnie Ci w tej sukieneczce :)
OdpowiedzUsuńoch ależ Ci zazdroszczę tej Ameryki:)
OdpowiedzUsuńcudne zdjęcia, ta kręta uliczka jest nieziemska! a Mikołaj w centrum handlowym rzeczywiście jak z filmów o świętach, kojarzy mi się od razu z Kevinem (chociaż tam chyba nie było takiego epizodu)
Twoje zdjęcia świetnie oddają klimat tych wszystkich miejsc(tak mi się wydaje bo nigdy w nich nie byłam)
Twój blog ogląda mi się jak reportaż w telewizji o najsłodszych i najciekawszych miejscach w Ameryce
SU PER:)
ja jakos nie moge sie przelamac do cupcakes...
OdpowiedzUsuńA Tobie smakuja??
Oj jak fajnie - mistrzowskie widoki!!!
OdpowiedzUsuńI fajna sukienka:)
o, bitnicy, wąsaty chłopiec i dziwne jedzenie :D
OdpowiedzUsuńdziwnego jedznenia to ja bym się bała zjeść, podziwiam :)
Bardzo inspirujące!
OdpowiedzUsuńZachwyciła mnie ta kręta ulica! ;))
OdpowiedzUsuńZdjecia z Lombard Street sa cudne, takie wakacyjne... W ogole Twoje fotki kojarza mi sie zawsze z latem i jego najpiekniejszymi chwilami.
OdpowiedzUsuńa ja tam bym tej bułki spróbowała, nawet jakby miała być niedobra, jak mam okazję, to próbuję wszystkiego (ostatnio dopiero pierwszy raz jadłam sushi i się o mało niechcący nie udusiłam :))
OdpowiedzUsuńveroni-> dokładnie, była zbyt stroma więc zdecydowali się zrobić krętą:).
OdpowiedzUsuńAnonimowy-> Ja korzystam często z tego przepisu: http://kuchnia.tv/kuchnia_przepis_0-0-329_muffiny-z-malinami-i-biala-czekolada.html
Dzięki dziewczyny!
zanim odpowiem na twoje pytanie odnośnie różnicy w jakości zdjęć, muszę się najpierw zapytać, czy w jakiś sposob obrabiałaś te dzisiejsze foty? mam na myśli filtry w photoshopie itp.
OdpowiedzUsuńZ tego co zauważyłam przy poprzednim obiektywie koloryzowałaś zdjęcia, także naprawdę ciężko jest to wtedy ocenić, oczywiście widać w tych nowych fotach inną ogniskową, większy zakres obrazu (zwłaszcza ostatnie zdjęcie), ale żeby porównać je jakościowo musiałabyć zamieścić nieobrobione foty:)
aha... zapomniałam dodać, świetna sukienka;)
OdpowiedzUsuńnie wiem...bo cupcakes dla mnie pieknie wygladaja i zawsze spodziewam sie jakiegos zaskoczenia w nich...i zawsze mnie rozczarowywuja.
OdpowiedzUsuńDla mnie cupcakes to tylko muffin z kremem...
Ale ja w ogole nie lubie tutejszych wypiekow- jedyny wyjatek stanowi pumpkin pie.
Tutaj ludzie lubie straszna slodycz, nie dbajac o smak.
A dla mnie to zadna przyjemnosc!
Ciasta i wypieki- zdecydowanie wole made in poland!
Oglądając Twojego bloga, przez chwilę mam wrażenie, że tez jestem w SF;)
OdpowiedzUsuńśliczna sukienka!
nawiązując do jednego z twoiego poprzedniego wątku, wiesz może czy te buty z ebaya przysysyłają do Polski? będę bardzo wdzięczna za odpowiedz :)
OdpowiedzUsuńCzarujące są te małe dzieła sztuki cukierniczej ;) Torty, ciasteczka, wystrój ... :)
OdpowiedzUsuńUla...ja Cie proszę, nie pokazuj jedzenia..:)
OdpowiedzUsuńta kręta ulica wygląda jak namalowana, coś pięknego!
OdpowiedzUsuńnie tylko Mikołaj w centrum jest jak z filmu, fotorelacja z Chinatown również:) i piękna ta kręta ulica!
OdpowiedzUsuń