Na tą pierwszą składają się wpływy francuskie, hiszpańskie, portugalskie, afrykańskie oraz rdzenno amerykańskie. Dania mają wyrazisty smak, zazwyczaj są przyprawiane na ostro i skłaniają się ku europejskiej kuchni, dostosowanej do lokalnych produktów.
Nazwa kuchni kajuńskiej pochodzi od francuskojęzycznych Kanadyjczyków, sprowadzonych przez Brytyjczyków do Luizjany. W przeciwieństwie do spożywanej przez arystokratów kuchni kreolskiej, kajuńska była prostym, tanim jedzeniem dla ludzi z niższej klasy społecznej.
Wspólnym elementem obu kuchni jest kulinarna "święta trójca". Cebula, papryka i seler naciowy to trzy składniki będące podstawą wielu z kreolskich i kajuńskich dań, np. bardzo popularnego gumbo, etouffee czy jambalayi.
To, co mi się najbardziej odpowiada w luizjańskiej kuchni, to obecność dań obfitych w ostrygi, kraby, ryby, raki (żyjące w okolicznych bagnach) i krewetki... które tam na południu Stanów kojarzyły mi się z Bubbą jeszcze bardziej niż zawsze;).
W ostatni dzień pobytu spotkałam się z Timem.
Sam mieszkał przez parę lat w tych okolicach, wyprowadził się na dobre uciekając przed Katriną, a teraz odwiedzał swojego tatę. Razem w ciągu kilku godzin pochłonęliśmy ogromną ilość dobrego jedzenia, co jeszcze tylko poprawiło moją pozytywną opinię na temat Nowego Orleanu.
Tutaj jeszcze zdjęcia z hostelu z poprzedniego dnia.
Po wejściu do środka.
Wśród gości przeważali Francuzi i Australijczycy. To pomieszczenie było czymś w stylu dużego pokoju, z telewizorem, komputerem i bezprzewodowym internetem. Wieczorami brakowało miejsc do siedzenia, bo ludzie przychodzili skorzystać z netu, ugotować kolację w kuchni obok i kończyło się na pozytywnych rozmowach do wieczora, a później wspólnym wyjściu do barów. Każdy wieczór spędzałam ze 'wszystkimi', ale nikomu nie udało się mnie wyciągnąć do baru. Na pewno byłoby fajnie, ale rzadko kiedy chce mi się wieczorami gdziekolwiek ruszać.
Na zewnątrz były dwa stoły, grill, stół do bilarda i rowery do wypożyczenia.
W ostatni poranek Tim odebrał mnie z hostelu i razem pojechaliśmy do najsłynniejszej kawiarni Nowego Orleanu- Cafe du Monde, słynącej z francuskich pączków beignet i cafe au lait. Odwiedziłam ją sama poprzedniego dnia, ale miałam ze sobą tylko analoga, więc zdjęcia dopiero zostaną dodane.
Tymoteusz, mój ulubiony jedzeniowy partner;).
O kanapce z włoskich delikatesów Central Grocery, Tim opowiadał mi już kiedyś, a po dotarciu na miejsce ucieszyłam się podwójnie, bo okazało, że to miejsce było również i na mojej liście do odwiedzenia.
Był to stary włoski sklep spożywczy, na ścianie zauważyłam nawet plakat Jana Pawła II.
Muffaletta jest nazwą sycylijskiego chleba z sezamem, jak i również kanapki pochodzącej z Nowego Orleanu, właśnie z tego sklepu! Przekładana jest kilkoma rodzajami włoskich wędlin, żółtym serem, ale najważniejszy smak nadaje sałatka z oliwek.
Już po muffaletcie byłam pełna, a my mieliśmy jeszcze tyle do spróbowania! Następnym przystankiem był Cochon Butcher. Dzień wcześniej zjadłam tu wspaniałe pastrami z kaczką, ale zdjęcie nigdy się na blogu nie pojawi, bo zniszczyłam film, na którym zachowała się kanapka.
Tim chciał spróbować tamtejszej pork belly sandwich, czyli powiedzmy, że kanapki z bekonem oraz ogórkiem i miętą. Do tego serwowane były domowej roboty chipsy. Kanapka była dobra, ale duck pastrami znacznie lepsze.
Tuż przy Cochon Butcher znajduje się restauracja o takiej samej nazwie- Cochon, specjalizująca się w kuchni kreolskiej/kajuńskiej. Koniecznie chciałam się tam wybrać, żeby spróbować któregoś z niepoznanych do tej pory tradycyjnych dań, a najlepiej aligatora. Zamówiliśmy więc smażonego aligatora w świetnym sosie czosnkowo-chili. Mięso w teksturze najbardziej przypominało wieprzowine, a danie było ogólnie znakomite. Nie spodziewałam się, że będzie aż tak dobre.
Przypadkowo okazało się też później, że Anthony Bourdain jadł tutaj w swoim programie.
W drodze do kolejnego lokalu, przejeżdżaliśmy obok Superdome, słynnego stadionu miejscowej futbolowej drużyny The Saints. W 2005 obiekt posłużył również tysiącom ludzi za schronienie przed huraganem Katrina, ale nie obeszło się bez zniszczeń.
Jeden bar był zamknięty, więc pojechaliśmy na drugi koniec miasta do znanego mu innego miejsca, bo Tim chciał, żebyśmy zjedli słynną luizjańską kanapkę po'boy. Dzień wcześniej spróbowałam jej tradycyjnej wersji z krewetkami, ale to miejsce wydaje się być najbardziej lubiane za roast beef po'boy. Bar Domilise's wyglądał na dziure, podobnie do okolicy, w której się znajdował, co tylko zwiększyło moją ciekawość tego, co pojawi się na talerzu.
Toalety wyglądały jak wychodki, nie było tam nawet miejsca na umywalkę, więc ręce myło się w pomieszczeniu głównym lokalu;).
Marzyłam, żeby znów mieć pusty żołądek, poczuć głód, ale nic z tego. Nie było czasu, żeby zgłodnieć, powrót do domu zbliżał się wielkimi krokami, więc trzeba było jeść, żeby spróbować jak najwięcej;). W kanapce była wołowina, nierozpoznany ciemny sos, sałata, pomidor, ogórek i majonez.
Mimo że wszystko dzieliliśmy z Timem na pół i tak okazało się to wielką ilością jedzenia. Jedynym sposobem dla mnie na zjedzenie tej kanapki, było ściągnięcie wierzchniej części pieczywa. Udało się, a kanapka była naprawdę dobra. Później wyczytałam, że Domilise's odwiedził Anthony Bourdain w odcinku No Reservations z Nowego Orleanu. Oglądałam go więcej niż raz, ale nie pamiętam za wiele, więc teraz, kiedy sama odwiedziłam miasto, pora obejrzeć ten odcinek po raz kolejny.
Tuż przed podróżą na lotnisko zatrzymaliśmy się na pobliskim cmentarzu. Chciałam zobaczyć tamtejsze nagrobki, bo wyczytałam, że na wypadek powodzi, huraganów, ludzie chowani są tu w wysokich grobowcach.
Tim odwiózł mnie na lotnisko, co było dużą pomocą, bo dojazd do/z miasta był raczej tragiczny i zająłby mi z 2-3h.
Wspólny dzień pełen jedzenia był świetny i ogólnie to przez wszystko co spróbowałam w Nowym Orleanie, zaliczam wyjazd do bardzo udanych od strony kulinarnej.
.................
P.S. Część z Was widziała już ten link na Facebooku, ale w świątecznym wydaniu zielonogórskiej Gazety Wyborczej pojawił się o mnie artykuł, który możecie przeczytać TUTAJ.
Mysle, ze chociazby dla tych kanapek zwariowalabym dla stanow, jestem kanapkowym potworem :-) A Szwaby niestety nie maja zielonego pojecia o kanapkach :-(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
PS. Swietny artykul o Tobie !
Umywalka w widocznym miejscu. Dla mnie bomba! Przynajmniej widać czy facet ręce umył! ;)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem dlaczego tamtego dnia miałaś ze sobą tylko analoga. Za ciężko czy chodzi o bezpieczeństwo?
Uściski :)
jeju ja cie podziwiam... ty tyle jesz a nie widac tego po tobie... zazdroszcze metabolizmu ;)
OdpowiedzUsuńAnka G.
ULA NIE JEST CI PRZYKRO SPOTYKAC SIE Z TIMEM WIEDZĄC ZE NIE BEDZIECIE JUŻ RAZEM? OLA
OdpowiedzUsuńTyle dobrego jedzenia w jeden dzień! Zazdroszczę!:)
OdpowiedzUsuńZamierzasz studiować w Wielkiej Brytanii? Wow:)
OdpowiedzUsuńa co to miałby być za kierunek? wolałabyś w NY czy WB?;)
Muszę iść coś zjeść :)))
OdpowiedzUsuńHaj Ula, z czego zdawałaś maturę i jakie miałaś wyniki ?:)
OdpowiedzUsuńgdzie kupilas tak tanie bilety lotnicze?
OdpowiedzUsuńMARA
Anka G.-> No przecież nie jem tak codziennie! Pomyśl sobie o kolacji wigilijnej, dla mnie ten dzień był właśnie taką ucztą, a na codzień muszę ograniczać jedzenie do smutnych małych porcji, bo zamiast świetnego metabolizmu mam raczej tendencje do tycia.
OdpowiedzUsuńOla-> Nie, bo mimo wszystko lubię spędzać z nim czas.
Anonimowy z 12:23-> Napiszę o tym więcej w ciągu kilku dni.
Anonimowy z 12:45-> Podstawę z polskiego, rozszerzenie z biologii, rozszerzenie z niemieckiego, podstawe z angielskiego, a później jeszcze zdawałam angielski rozszerzony. Najlepiej poszły mi języki obce, zarówno z niemieckiego jak i rozszerz. angielskiego miałam ok 75%. Biologia i polski słabo.
Mara-> Na Ryanair.com, jedna teraz nie dostaniesz tam AŻ TAK tanich biletów.
najpiekniejszy hostel jaki widzialam w zyciu
OdpowiedzUsuńGosia-> Po prostu w drugi dzień kręciłam się praktycznie po tych samych miejscach co w pierwszy, a miałam ochotę porobić zdjęcia pentaxem. Dwa aparaty to za ciężka torba, więc zrezygnowałam z lustrzanki;).
OdpowiedzUsuńUla czy to, że bedac au-pair musialas uczeszczac na jakies zajecia w szkole liczy Ci sie podczas skladania papierow na uniwerek ?
OdpowiedzUsuńAnia
Jestem bardzo ciekawa jak Ci sie to wszystko potoczy z ta szkola :) Sama chcialabym bardzo studiwac w UK albo US i nie wiem jak sie mam za to zabrac. Wszyscy mi mowia ze mi sie nie uda bo to strasznie koszty itd. ehhh Ale twoj blog pokazuje ze nie ma rzeczy niemozliwych :)
Ania-> Tak sobie, zależy na jakie zajęcia chodziłaś, do jakiej szkoły i czy mają one coś wspólnego z tym co chcesz studiować. Papieru żadnego za to się nie dostaje, ale na pewno lepsze to niż nic.
OdpowiedzUsuńStudiami w USA może rzeczywiście nie zawracaj sobie głowy, ale UK jest jak najbardziej na wyciągnięcie ręki. Aplikowanie nie jest trudne, często nie trzeba za nie płacić, dopóki roczne zarobki nie przekroczą 15tys funtów i w przeciwienstwie do USA można liczyć na jakąś pomoc finansową.
Czytam bloga od dawna, ale pierwszy raz skomentuję. Artykuł super, doskonale rozumiem czemu nie wytrzymałaś zbyt długo na studiach- osobie, która w przeciągu miesiąca nocuje w 10 różnych miejscach niełatwo jest wdrożyć się w studenckie ramy:). A a propos jeszcze Nowego Orleanu to jestem ciekawa jak bardzo widać tam wpływy kultury francuskiej. Jestem zdeklarowaną frankofilką, widziałam na którymś zdjęciu, że ulice zaznaczone są jako "rue", ale jak to wygląda w praktyce?? Asia
OdpowiedzUsuńPs. Też latam z Ryanairem i też zaczęłam swoją przygodę od Porto:)
hej! świetny blog. obejrzałam dziś cały i zajęło mi to parę godzin, ale warto było! świetne zdj ukazujące usa w różnych dziedzinach. wiele dowiedziałam się przez równie świetne szczegółowe i konkretne notki. wspaniała jesteś! czekam na kolejne relacje z niecierpliwością! ;) pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego!
OdpowiedzUsuńpiękne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńbardzo podoba mi się Twój szablon! zrobiłaś go sama? :)
Jedziesz na rejs po Karaibach ?
OdpowiedzUsuńeh, taka młoda osoba a już tyle doświadczeń za Tobą, nic tylko podziwiać :)
OdpowiedzUsuńsama marze o podróżach ale w praktyce nie jest to dla mnie takie łatwe chociażby z takich przyziemnych powodów jakimi są finanse - najtańszy bilet jaki udało mi się znaleźć kosztował ok. 100-150zł, do czego trzeba doliczyć koszty dojazdu na lotnisko (rzadko nadarza się okazja by zrobił to ktoś z rodziny, co równałoby się z brakiem pokrycia kosztów z mojej strony) a i mieszkać gdzieś trzeba (18lat kończę dopiero za2m-ce więc couchsurfing jak do tej pory nie wchodził w grę), i takim oto sposobem weekondowy wypad do któregokolwiek państwa, nawet najtańszego, wynosi co najmniej 800zł (co jak na dwa dni nie jest wcale małą sumą, więc na jedną 'wycieczkę' zbierać bym musiała parę ładnych m-cy, a jadąc gdziekolwiek nie chcę sobie odmawiać wszelkich przyjemności które mogą być dodatkowo opłacane, jak wstępy do muzeum, galerii czy wieczorny wypad do klubu).
Cieszę się więc że mam rodzinę za granicą a w gimnazjum organizowane były tygodnowe wymiany(za którymi tęsknię w liceum), co umożliwiło podróże, choć może nie aż tak swobodne jakbym chciała (;
od dawna moim marzeniem jest zostanie au-pair w stanach i,choć przede mną prawie 1,5 roku, to starania zaczynam już teraz (godziny przepracowane z dziećmi, prawo jazdy itp), mam nadzieję, że się uda i życzę Ci aby i Tobie spełniła się reszta Twoich postanowień i marzeń, które z pewnością będą się mnożyć (;
A mozesz dac jakies szczegoly o tym doormenie. Dlaczego jest to beznadzieje podejscie do zycia?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
czytałam ten artykuł, do którego link podałaś. hmm... jest właściwie o wszystkim i o niczym,
OdpowiedzUsuńjaki był jego cel?
nie rozumiem tego zachwytu nad Tobą, Twoim blogiem, i życiem, bo wielu ludzi żyje podobnie
Miałaś cudowną pogodę w Nowym Orleanie! Aż zatęskniłam za słońcem;p Hym, muszę ciocie odwiedzić w Zielonej i ukraść gazetę:D Fajnie, że gazety piszą o młodych ludziach i ich pasjach!
OdpowiedzUsuń"nie rozumiem tego zachwytu nad Tobą, Twoim blogiem, i życiem, bo wielu ludzi żyje podobnie"- śmieszna jest zazdrość co niektórych, aż przykre... wcale dużo ludzi nie żyje podobnie, np. ja tak nie żyje, siedzę w Polsce, wielu moich znajomych także... To źle, że młody człowiek ( i nie tylko młody) chce się dzielić swoimi zainteresowaniami, osiągnięciami itd. ?:/ Najlepiej siedzieć cicho zamknąć się w swoim świecie i nie daj Boże zrobić coś ponad przeciętność, bo mogłoby to kogoś urazić :/ Ludzie weźcie się za własne życie, a nie próbujecie uczyć innych jak żyć!
Wszyscy się zachwycamy Ulą(może nie wszyscy) Bo Ula jest wspaniała!
OdpowiedzUsuńJa osobiście nie znam drugiej takiej osoby, która tak żyje i spełnia swoje marzenia:)
Ale oczywiście nikt nie mówi że takich ludzi nie ma więcej
Ulka, jak bedziesz chciala jakies rady odnosnie studiowania w uk, pomocy, pozyczek studenckich to daj znac:-)
OdpowiedzUsuńPaula-> Masz na myśli nagłówek? Tak, zrobiłam sama ze zdjęć z Flickr.
OdpowiedzUsuńAnonimowy z 22:54-> Tak. Więcej na ten temat wkrótce.
Anonimowy z 6:01-> Śmieję się z niego, bo jest takim stereotypowym facetem, trochę typem macho i strasznym imprezowiczem. Nigdy nie był poza USA, a jak podróżuje, to tylko do Miami, gdzie w 5dni wydaje ponad 2tys dolarów na przelot, hotel, imprezy i alkohol. Dla mnie to puste, bo za takie pieniądze mogłabym odwiedzić kilkanaście krajów;).
To jeden z przykładów;).
Anonimowy z 6:26-> Autor artykułu czyta mojego bloga, podoba mu się i uznał mnie za ciekawą Zielonogórzankę, którą chciał przedstawić na łamach GW.
Moja osoba nie musi robić na Tobie wrażenia, zwłaszcza jeśli sama żyjesz podobnie.
A ten dziennikarz przyleciał do Ciebie, czy jak odbył się ten wywiad?
OdpowiedzUsuńWielu ludzi żyje podobnie? Ten anonim chyba żartuje, bo nie znam takiej osoby w moim otoczeniu :P
OdpowiedzUsuńa wywiad pewnie odbył się internetowo :P
Kontaktujesz się z hostami z SF? Co tam u Kylie?
Anonimowy z 17:37-> Aż taką gwiazdą nie jestem, żeby dziennikarze latali za mną do Stanów;))). Rozmawialiśmy internetowo oczywiście, przez GG.
OdpowiedzUsuńAnonimowy z 18:30-> Tak, dzwonili do mnie przed świętami. Wszystko u nich dobrze, parę rzeczy zmieniło się u ich znajomych co mnie zaskoczyło, Kylie brzmi coraz poważniej, a z nowej au pair są zadowoleni.
Mam pytanie odnośnie play dates, na które chodzisz z dzieciakami. Czy po zaprowadzeniu ich na miejsce masz czas wolny, czy np. razem z opiekunką wymyślacie im zabawy? :)
OdpowiedzUsuńwłaśnie przeczytałam artykuł o Tobie... jestem pod wielkim wrażeniem. Tam wszystko opisane jest w skrócie i chyba do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, że w tak krótkim czasie zwiedziłaś aż tyle miejsc! I nie miałam pojęcia o Twoich planach, studiach. Czyli przygodo trwaj :))
OdpowiedzUsuń