Pisałam niedawno o Erasmusie, pytałam Was które z hiszpańskich miast wpisać na listę. Na drugie miejsce na liście, bo na pierwszym, no właśnie...Najpierw miało być Melbourne w Australii. Już wyobrażałam sobie obchodzenie świąt na plaży, kiedy okazało się, że wysyłają pojedyncze osoby, jest już ktoś chętny i przede wszystkim umowa, którą mają ze szkołą dotyczy innych kierunków.
Ostatecznie na aplikacji umieściłam Bangkok w Tajlandii. Kolejna świetna opcja i ta sama uczelnia, na której studiuje Champ. Oczami wyobraźni jadłam już
street food w Bangkoku i przy każdej możliwej okazji zwiedzałam inne kraje Południowo- Wschodniej Azji.
W biurze Erasmusa widziałam papiery z tamtego uniwersytetu, daty kiedy bym miała wyjechać i kiedy wrócić. Jednak kiedy koordynatorka zwróciła uwagę na to, co studiuję, na rozmowę wezwała mnie opiekunka roku. W skrócie powiedziała mi, że gdybym chciała pojechać na ten program, to prawdopodobnie musiałabym studiować pół roku dłużej, bo nie pokryją mi się przedmioty. Nikt w historii mojego kierunku nie był na żadnej wymianie, bo jeśli dowiadywali się o studiowaniu dłużej, to rezygnowali. Ja stwierdziłam, że mimo wszystko chcę jechać. Biuro zaczęło kombinować co tu ze mną zrobić i jak to wszystko załatwić.
Byłam w kontakcie mailowym z koordynatorką Erasmusa, a w środę specjalnie wcześniej przyjechałam do UK, bo wczoraj miałam rozmowę w sprawie wyjazdu. Kilka pytań w stylu "dlaczego chcesz jechać/ co Ci da wyjazd/ jak sobie poradzisz, blablabla..."
A tu niespodzianka. Zamiast pytań usłyszałam, że nie mogę nigdzie jechać.
Jest jeszcze tylko szansa, że MOŻE mogłabym pojechać do Helsinek, ale tego też nie wiadomo, niczego nie obiecują i wyjaśni się dopiero w marcu.
Powód dla którego nie mogę jechać wygląda tak, że mój kierunek jest dość unikalny, nie ma go na innych uczelniach i nie mogą znaleźć mi szkoły, w której mogłabym zdobyć potrzebne kredyty.
Jeśli mam przedmioty ogólne w stylu zarządzania czy marketingu, to nie jest ich wystarczająco dużo w semestrze, za to w innych szkołach nie ma przedmiotów praktycznych. Nie chcą też, żebym musiała studiować przez dodatkowy semestr, bo nie na tym ma polegać wymiana.
A mówią, że Erasmus jest dla wszystkich...
Pewnie nikt normalny nie przejąłby się tym aż tak, ale ja się trochę podłamałam i odechciało mi się wszystkiego. Nie mogę zaakceptować tej porażki i skoro nic nie jest w stanie powstrzymać mnie od realizacji marzeń, dlaczego musiało udać się to akurat tej przeklętej instytucji- szkole?
Na chwilę obecną czuję się największym nieudacznikiem świata i nie chce mi się nic robić. Oby szybko mi przeszło;).
To zabawne, że drugi semestr z rzędu, na kilka dni przed jego rozpoczęciem dowiedziałam się czegoś, co zupełnie rozkłada mnie na łopatki. Tym razem chyba jeszcze bardziej niż ten brak kredytu na szkołę. No właśnie, zapłacenie drugiej raty czeka mnie w najbliższych dniach. Ciekawe jaką minę miałaby 8/9-letnia Ula zbierająca grosz po groszu do swojego niebieskiego, a potem różowego pudełeczka "na czarną godzinę i podróże", gdybym powiedziała jej, że po 15latach oszczędzania pewnego dnia to wszystko wcale nie pójdzie na podróże, tylko na szkołę. Pewnie by się rozpłakała, biedna, bo wtedy znała już przedmiot "matematyka", bardzo go nie lubiła i chyba czuła, że spowoduje on ogromną niechęć do szkoły na wszystkie pozostałe lata edukacji;).
No cóż, muszę się teraz uporać z myślą, że w paźdzerniku nie będzie czekała na mnie nowa przygoda, nowe miejsce zamieszaknia, tylko Birmingham.
A na kolejną zimę powinnam zawiesić bloga na całą długość jej trwania. Mój poziom braku inspiracji sięga szczytu, w fotografii stoję w miejscu, kulinarnie też i tylko w jęczeniu osiągam doskonałe wyniki, zastanawiam się nawet, żeby zająć się tym profesjonlalnie, albo zmienić na kierunek studiów, może jęczących wysyłają na Erasmusa...
Powyższe zdjęcie zrobiła Asia, w muzeum w Goteborgu i wkleiła na blogową ścianę na Facebooku, bo skojarzyło jej się ze mną. Jest to dobre wytłumaczenie powodu mojej rozpaczy. Zanim napiszecie, że jestem nienormalna, postarajcie się naprawdę zrozumieć człowieka chorego psychicznie;].