31 lip 2011

Rooftop brunch.

Zaczęłam swoje najdłuższe od dwóch lat wakacje;).
Kiedyś mi się wydawało, że niemożliwe jest przeżycie roku bez dwumiesięcznego letniego odpoczynku, ale jednak życie jest brutalne i trzeba być twardym;).

Siedzę w autobusie, zadowolona, że działa WiFi, a miły pan kierowca wiezie mnie do Bostonu.
Zostanę tam do wtorku i zatrzymam się u Beth, chociaż w poniedziałek wybiorę się jeszcze na cały dzień do Portland.
Później mam lot do Milwuakee, skąd dojadę do okolic Chicago i pierwsze dwie noce spędzę u Diane. Jeżeli czytacie tego bloga od ponad dwóch lat, to ją też powinniście pamiętać z postów sprzed wyjazdu do Stanów.
Dwa dni przeznaczę na zwiedzanie Chicago, za to w piątek zaczyna się Lollapalooza, w którą uderzymy razem z Katarzyną!
Do Nowego Jorku wracam 8 sierpnia.
Mam nadzieję, że wszystkie plany się powiodą, a ja muszę w pełni nacieszyć się nadchodzącymi dniami, bo to już końcówka mojego pobytu w Stanach i ostatnie miasta, które tu odwiedzę (no dobra, jest jeszcze szansa na Baltimore;) ).


Zanim jednak spakowałam się, opuściłam dom i ruszyłam ku przygodzie, spędziłam miłe przedpołudnie w towarzystwie Agaty czytającej mojego bloga i jej chłopaka Michała.
Poznałyśmy się kilka tygodni temu, ale ostatnio nie miałyśmy wielu okazji, żeby spotkać się ponownie. Dzisiaj zaprosiłam ich na śniadanie/brunch u mnie na dachu i zrobiłam bananowe pancakes...;>.



Popsułam trochę przepis i pancakes nie wyszły takie jak powinny, ale i tak były smaczne;).

Szanowni goście.

Z syropem, owocami i ricottą.

Później zrobiło się już naprawdę gorąco i przenieśliśmy się do cienia.


Z Agatą i pięknie rozwianą grzywą;).

28 lip 2011

It's always sunny in Philadelphia.

Wizyta w Filadelfii była fajnym wypadem poza Nowy Jork. Okazja zobaczenia kolejnego, dużego amerykańskiego miasta zaledwie dwie godziny od Manhattanu.
Przez ciekawą historię znajduje się tam wiele atrakcji turystycznych- nawet polski akcent w postaci domu/muzeum Tadeusza Kościuszki (niestety akurat był remontowany).
Największe wrażenie zrobiły na mnie stare budynki, trochę inne niż w NYC, ale niektóre naprawdę piękne.
Jeżeli będziecie w Nowym Jorku, to warto wybrać się do Philly chociażby na jeden dzień.


Po kanapce musiałyśmy się pospieszyć, żeby zdążyć z odwiedzeniem Reading Terminal Market.

Targ skojarzył mi się trochę z Pike Place Market w Seattle. Niestety miałyśmy tylko kilka minut na zwiedzanie, bo targ zamykano o 18.

Jeden sklep miał ciekawe wyroby czekoladowe. Szczęki na patyku;).

Serce na Walentynki ;P.

Płuca.

I coś typowego dla  Filadelfii- czekolada w kształcie kanapki cheese steak.

Na liście do spróbowania miałam lody Bassett.

Gałka z orzechamii macademia i malinowe z kawałkami czekolady Kasi.
Amerykanie robią genialne lody i chyba wszystkie jakie jadłam były dobre, ale powyższe należały do tych najlepszych. Ciężko mi sobie wyobrazić jeszcze smaczniejsze.

Przez resztę czasu, jaka pozostała nam do odjazdu autobusu, spacerowałyśmy po centrum i oglądałyśmy stare budynki.

Ten budynek skojarzył mi się z domem rodziny Adamsów.
Schody przeciwpożarowe w Filadelfii były niesamowite, ciekawsze od tych nowojorskich. Słabo to widać na zdjęciu, ale większość z nich była zaczepiona o metalowy pręt i pewnie żeby spuścić je w dół, trzeba było przeciągnąć linę ręcznie



Piękne ozdobne schody.



Brukowana ulica? Nie, to drewno.

Malowane ściany skojarzyły mi się z Belfastem, chociaż może tutaj powstały tylko dla ozdoby.







I znowu ulica z pięknymi domami.


W tym miejscu trafiłyśmy na rewelacyjne drzwi, najbardziej klimatyczne jakie widziałam. Czułam się jak na planie filmu.


Okno zresztą wcale nie było gorsze.

Cudowne!

Z drugiej strony dom też wyglądał pięknie.



Miałyśmy jeszcze trochę czasu, więc poszłyśmy do jednego z okolicznych barów, który był na mojej liście.

Na ścianach wisiały zdjęcia psów.

Wypiłyśmy tam dwa koktaile, gumisiowy z żelkami, a drugiego nie pamiętam. Chociaż baru nie wybrałam z powodu jedzenia, to zamówiłyśmy na spółę łososiowego burgera z frytkami ze słodkich i 'zwykłych' ziemniaków. Był ok, ale bez rewelacji.

Nasz autobus spóźnił się ponad godzinę, kierowca nie oszczędzał na klimatyzacji, pod koniec drogi już trzęsłam się z zimna i nie mogłam się doczekać kiedy znowu wyjdę na ten upał;).
Idąc na metro przydarzyła nam się przygoda na miarę Gotham City, bo latał nad nami helikopter  i oświetlał różne miejsca, ewidentnie kogoś szukając. W końcu trafiłyśmy na grupę policjantów, którzy z latarkami zaglądali w różne szpary. Spytałam co się dzieje i szukali kogoś, kto jak podejrzewali ukrył się na tyłach jednego z budynków.
Miałam nadzieję, że może tej nocy zobaczę wreszcie Batmana ;P.




Poniżej kilka miejsc w Philly, o które warto zahaczyć z pustym żołądkiem;).

Cheese steaks,
najlepsze kanapki charakterystyczne dla Filadelfii znajdziecie w:

Tony Luke's
39 E Oregon Ave
Philadelphia, PA 19148

 John's Roast Pork
14 Snyder Ave
Philadelphia, PA 19148

Jim's Steaks

431 N 62nd St
Philadelphia, PA 19151

Desery:

Bassetts Ice Cream
Reading Terminal Market
45 N 12th St

Philadelphia, PA 19107

Famous 4th St Cookie
Reading Terminal Market

Capogiro Gelato
119 S 13th St
Philadelphia, PA 19107

Bary:

Good Dog Bar
224 S 15th St
Philadelphia, PA 19102

Grace Tavern
2229 Gray's Ferry Ave
Philadelphia, PA 19146

26 lip 2011

Philadelphia.

Relacja z czwartkowej wizyty w Filadelfii, pierwszej stolicy Stanów Zjednoczonych i ważnym miejscu z punktu widzenia historii USA.

Zwiedzanie i fotografowanie utrudniał 37 stopniowy upał, ale z pomocą kilku litrów wody, dzień nie zakończył się zgonem.


Wizytę w Philadelphii rozpoczęłyśmy z Kasią od cmentarza, gdzie spoczywa Benjamin Franklin.


Na wielu nagrobkach widniały daty z XVIII wieku, z innych nie można było już nic wyczytać.

Znalazłyśmy też nagrobki mężczyzn będących jednymi z tych, którzy podpisali Konstytucję Stanów Zjednoczonych (były bardziej zadbane od tych).

Przeszłyśmy przez Stare Miasto...


....i doszłyśmy do najstarszej, nieprzerwanie zamieszkiwanej ulicy USA.

Krótka i wąska uliczka pełna pięknych domów.

Gdybym miała mieszkać w Philadelphii, to tylko w którymś z tych domów.







Kolejną atrakcją było Museum of Art, a raczej znajdujące się przed nim schody, po których wbiegał Rocky Balboa.

Na miejscu był taki jeden Rocky, któremu nawet upał nie był straszny.

Nie obeszło się bez małej kąpieli w fontannie przed muzeum. Wchodził do niej chyba każdy, kto wspiął się na górę.

Ratusz miejski.


Tamtego dnia chyba pobiłam rekord spożytych płynów w ciągu dnia. Pochłonęłam ponad 3 litry, a nie należę do osób, które dużo piją. Nie mam takiej potrzeby, chociaż znam zalecenia dotyczące dziennej dawki wody;).
Przy okazji dodam, że green tea Arizona jest jedyną ice tea, która smakuje mi tu w USA. Wszystkie inne nie równają się tym europejskim.

W centrum wsiadłyśmy do autobusu, który zawiózł nas do południowej części Philly. Celem była wyszukana kilka dni wcześniej kanapka.

Po wyjściu z autobusu czekał nas jeszcze 25 minutowy spacer. Dzielnica była biedna, momentami obskurna, a ponadto czułyśmy się jak na pustyni. Cieszyła nas jednak wizja jedzenia, klimatyzacji i możliwości umycia rąk.

Na chodnikach były pustki.

W końcu doszłyśmy do Tony Luke's. Nie mogłyśmy uwierzyć, że przy wszędzie obecnej klimatyzacji, akurat to miejsce musiało okazać się 'barem na świeżym powietrzu' i bez toalety;).

Nie zamówiłyśmy słynnej kanapki cheesestake, ale roast pork provalone z brokułami w dziwnej formie i do tego nałożyłyśmy sobie pikle. Pomimo dyskomfortu jedzenia brudnymi rękami w upale, z dziwnymi, kąsającymi muchami, obie uznałyśmy, że kanapka warta była tego cierpienia;).

Bar gościł kiedyś u siebie jeden z programów kulinarnych na Man v. Food. Chodzi w nim o to, że prowadzący jeździ po restauracjach na terenie USA, które serwują specjalne ogromne porcje dla 'odważnych' chcących się z nimi zmierzyć. Tony Luke's ma w menu 2-kilogramową kanapkę monster cheesestake.
W programie prowadzący podejmuje wyzwania, a widz może mu kibicować i podziwiać jak krztusi i poci się z wysiłku nad porcją żarcia, którą najadłaby się afrykańska wioska.
Słabe.

W drodze powrotnej do centrum miasta. Chowałam się za śmietnikiem, byle tylko znaleźć się na chwilę w cieniu.

Dalsza część relacji w kolejnym poście. 

PS. Dzisiaj kończą się aukcje wystawionych przeze mnie przedmiotów na Allegro.