28 gru 2013

Rzym.

Tak się złożyło, że trzeci rok z rzędu odwiedziłam Rzym w tym samym czasie, na początku grudnia. Dwa lata temu miasto było głównym celem wyjazdu, w zeszłym roku przystankiem w drodze do Australii, a tym razem z Rzymu lecieliśmy dalej do Fez.
Dwie noce w stolicy Włoch, żeby napełnić żołądki świetnym jedzeniem- do takiego planu raczej nie trzeba mnie namawiać. Wyszło na to, że nie byliśmy w żadnym nowym miejscu, tylko wracaliśmy do starych, sprawdzonych, których adresy znajdziecie w moim subiektywnym przewodniku po Rzymie.

To była pierwsza wizyta Tomasza w Rzymie, więc w planie wycieczki nie mogło zabraknąć Watykanu. Z centrum miasta pojechaliśmy do najbliższej stacji metra i szybko zauważyliśmy, że w stronę Placu św. Piotra zmierza podejrzanie dużo ludzi. Na miejscu czekały już tłumy i dojrzeliśmy papieża Franciszka. Później dowiedziałam się, że co środę odbywają się tam audiencje generalne. Zostaliśmy do końca audiencji. Duecentogradi to najlepsza jedzeniowa opcja, kiedy głód dopada w Watykanie. Niestety znowu nie udało mi się spróbować ich kanapki z mozzarellą i Nutellą, bo byłam zasłodzona po śniadaniu. Polegałam tylko na tym, co zamówił Tomek z Wojtkiem i wzięłam od nich kilka kęsów. Zajrzeliśmy do delikatesów Franchi, idealnego miejsca na zrobienie spożywczych zakupów w postaci tradycyjnych włoskich produktów, zapakowanie ich próżniowo i zabranie do domu. W sklepie można kupić też gotowe dania i zjeść na miejscu. Skusiliśmy się na talerz ośmiorniczek w pomidorach. Bardzo proste, a jednocześnie genialne w smaku... Uznałam je za najlepsze co zjadłam podczas tej wizyty w Rzymie. Dużo czasu spędziliśmy chodząc po ulubionym Trastevere. Poszliśmy też do piekarni Il Forno Roscioli, która szczerze mówiąc jest chyba jednym z moich ulubionych kulinarnych adresów na świecie. Przychodzę tam zawsze po pizzę, ale słodkie wypieki wręcz błagają, żeby ich spróbować....tylko nigdy nie mam już w brzuchu miejsca na deser. Najwięcej zjedliśmy pizzy z pomidorami, bo jest znacznie tańsza od reszty. Do tego dokupiliśmy pesto i szynkę parmeńską i niczego więcej do szczęścia nam nie brakowało. Spacer w stronę Trastevere. Postanowiliśmy wejść na wzgórze Janiculum, na które nie dotarłam ostatnim razem. Z jednej strony widok na Rzym, z drugiej na Watykan. Kolacja w La Mani Pasta i moja pasta z ricottą i bekonem. Zeszłoroczną carbonarrę wspominam trochę lepiej. Nie mogłam się doczekać powrotu do Pizzarium i dotarliśmy tam w dzień wylotu. Tylko miałam wrażenie, że ceny poszły trochę w górę, a może po prostu wcześniej tego nie odczułam jedząc sama. Spróbowaliśmy małych kawałków różnych pizzy, połączenia smaków nie zawiodły. Bardziej tradycyjne od mortadelli, karczochów z parmezanem, po surowego dorsza z pomidorami i pastą z ciecierzycy, albo ricottę z brzoskwiniową marmoladą z chilli i orzechami...mmm!

23 gru 2013

Cztery lata nietypowych Świąt Bożego Narodzenia.

Nie chce mi się wierzyć, że odkąd zaczęłam prowadzić bloga (a trwa to już 5 i 1/2 lat), tylko raz spędziłam Boże Narodzenie w domu, w 2008. Tyle odwiedzonych miejsc, przygód, doświadczeń, nawiązanych znajomości, a ja mogłabym przysiąc, że minął co najwyżej rok.
 I nawet ta ostatnia Wigilia spędzona w domu nie była do końca tradycyjna, bo wymyśliłam, że menu będzie zawierało dania kilku kuchni świata i pominęliśmy zwyczaj obdarowywania się prezentami.
Od tamtego czasu Boże Narodzenie spędziłam w San Francisco, Nowym Jorku, Birmingham i Melbourne. Nie żałuję, że nie było mnie w domu, bo mimo wszystko miałam stały kontakt z rodziną, "wpadałam" na domową Wigilie przez Skype i czułam się jakbym była obok. Poza tym dzięki temu, że cztery ostatnie święta wiązały się dla mnie z nietypowymi lokalizacjaim, pamiętam co robiłam w każdy z tych dni i pewnie zostanie to w mojej głowie jeszcze na długo.
Ale w tym roku cieszę się bardzo, że mogę znów uczestniczyć w przygotowaniach, obmyślać i tworzyć świąteczne menu i w końcu po kilku latach spędzić ten świąteczny okres z rodziną.

A teraz małe przypomnienie tego, gdzie byłam, kiedy mnie nie było.


2009, Kalifornia

Na Wigilię zaprosiła nas mieszkająca w Palo Alto, siostra mojego host taty. Nie było ciepło, ale w ogrodzie rosły mandarynki, co już odbiegało "trochę" od grudnia, do jakiego byłam przyzwyczajona. Na miejscu zebrała się większa rodzina, więc atmosfera była bardzo ciepła i świąteczna.
A później noc z 24 na 25, czyli moment dla św. Mikołaj na zakradnięcie się do domu przez komin i zostawienie prezentów pod choinką... Oglądając od dziecka świąteczne amerykańskie filmy, zawsze byłam ciekawa jak to jest dostawać prezenty w poranek pierwszego dnia świąt. No i w końcu się przekonałam. Pewnie inaczej wyglądałoby to z perspektywy bycia dzieckiem, ale mogłam popatrzeć na podekscytowaną małą Kylie.
Zastanawiam się, którą tradycję wolę i ciężko powiedzieć... to nasze siadanie przy choince po kolacji wigilijnej ma chyba w sobie trochę więcej magii.




2010, Nowy Jork

Moja host rodzina spędzała święta w swoim drugim domu, w Connecticut, ale ja wolałam zostać sama w mieście. Za dnia wybrałam się na Greenpoint i w restauracji Łomżynianka zjadłam całkiem smaczny barszcz z uszkami. Popołudniu, kiedy w Polsce było już po Wigilii, zadzwoniłam do domu i oglądałam rodzinę siedzącą przy stole przez Skype. Z kolei wieczorem pojechałam na Brooklyn spotkać się z Soe. Zjedliśmy pyszne kanapki banh mi w jego okolicy i wybraliśmy się na Dyker Heights, zwariowaną dzielnicę słynącą z przesadnie udekorowanych domów. Późnym wieczorem spotkaliśmy się w barze z trójką znajomych, a potem jeździliśmy autem po Brooklynie i słuchaliśmy muzyki. W środku nocy Soe odwiózł mnie do domu. Rozmawialiśmy po drodze, żartowaliśmy, ale ja cały czas z zachwytem wpatrywałam się w to, co mieniło się za szybą i myślałam sobie, że wyjątkowo pięknie wygląda Manhattan w tą bożonarodzeniową noc...



2011, Birmingham

To miały być najbardziej nieudane święta mojego życia. Nie pojechałam do domu z oszczędności i nastawiałam się, że święta przesiedzę zamknięta w swoim pokoju. I przy całej mojej niechęci do Birmingham, te święta były chyba najlepsze. Wstałam 24 grudnia, poszłam z Champem na zakupy, a jak w południe weszłam do kuchni, to nie wyszłam już niej do wieczora, do czasu kolacji, którą ze znajomymi zorganizowaliśmy na moim piętrze. Każdy przygotowywał coś typowo świątecznego dla swojego kraju. Z laptopa leciała muzyka, co jakiś czas ludzie wpadali w odwiedzinach, a później do gotowania dołączyli moi znajomi z Malezji i atmosfera przygotowań świątecznych była całkowicie rodzinna.
Na stole zebrały się dania fińskie, holenderskie, włoskie, chińskie, malezyjskie, brytyjskie i mieliśmy prawdziwą ucztę. A po pierwszej Wigilii zaliczyłam z Champem jeszcze następną, w drugim budynku akademiku, w towarzystwie Litwinów i kilku innych znajomych. Nie chciało nam się kończyć tej nocy i poszliśmy spać nad ranem, a ja śmiałam się do siebie, że jeszcze kilka dni wstecz wyobrażałam sobie te święta jako jeden wielki dramat.



 
2012, Melbourne

Najbardziej egzotyczna z dotychczasowych lokalizacja, początek lata, ale raczej mało spektakularne święta, głównie dlatego, że byłam sama. Za późno zaplanowałam kilka rzeczy i nie udało mi się zatrzymać u nikogo na Couchsurfingu, więc na czas pobytu w Melbourne zatrzymałam się w hostelu. A ten był ogromny, sprawiał wrażenie fabryki łóżek, a nie przytulnego miejsca, gdzie z łatwością zawiera się nowe znajomości. Pamiętam, że w dzień Wigilii temperatura dochodziła do 35'C i przy ilości słońca jaka jej towarzyszyła, nie miałam zamiaru się smucić. W dzień Wigilii wybrałam się na targ Queen Victoria Market, żeby zrobić zakupy na moją świąteczną kolacje. Kupiłam kilka produktów, które bardzo lubię i nie wymagały większego gotowania, a potem jedząc na dachu hostelu owoce morza, niekoniecznie tęskniłam za karpiem. Po kolacji czekał mnie już tylko leżak i wygrzewanie się na słońcu. 


Ostatni świątecznt akcent tego posta, to moja Christmas playlista na Spotify.



Wesołych Świąt!

22 gru 2013

New York shots.

Spędziłam w Nowym Jorku ponad pięć dni i w sumie to nie zasypię Was zdjęciami, bo aparat miałam ze sobą tylko kilka razy. Po części ze względu na pogodę, ale też znam już miasto na tyle, że nie chce mi się fotografować tych samych miejsc. Zresztą ostatnie krótkie wizyty w NYC posłużyły mi tylko do załatwienia najważniejszych spraw, spotkań, odwiedzenia paru nowych lokali. Kilka dni na eksplorowanie nowych miejsc czy w ogóle skupieniu się na fotografowaniu to trochę za mało.
Dwa tygodnie temu dodałam posta ze zdjęciami Buenos Aires z analogowego Olympusa, ale część rolki to były też foty z Nowego Jorku, które publikuję dzisiaj. Kilka ostatnich zdjęć zrobiłam iPhonem.
 

Madison Square Park i Flatiron. 

Empire State Building.

 Radio City Hall co roku w okolicach świąt oblegują tłumy ze względu na popularne świąteczne show "Christmas Spectacular".



Chrysler Building. Dwa lata temu w dzień Wigilii wybrałam się do Łomżynianki na barszcz z uszkami.
Ostatnie zdjęcie do 'wypystrykania' przypadło na Peter Pan Bakery na Greenpoincie, niedaleko miejsca, gdzie wywołuję film. Williamsburg. Siedziba NYT i książka HONY w Strand, która trafiła na listę bestsellerów chwilę po tym jak została wydana. Jestem pewna, że znacie facebookowe Humans of New York. Ja ciągle jestem pod wrażeniem sukcesu jaki osiągnął Brandon, tak prostym, a jednocześnie pięknym pomysłem. Wizyta w NYC nie byłaby kompletna bez odwiedzenia mojej host rodziny. Ojcowie się nie zmieniają, czego nie mogę powiedzieć o Maddie i Dereku. Od kilku miesięcy mieszka z nimi nowa au pair, z poprzednią im nie wypaliło. Obecna zrobiła na mnie dużo lepsze wrażenie, jest z Sao Paulo i okazało się, że mamy urodziny tego samego dnia. MoMa. Ippudo jest znaną japońską restauracją w NYC, którą zresztą od dawna miałam wypróbować, ale nie mają tam tak przyjaznych cen jak miejsca, w których zazwyczaj jadam. Jednak w ramach zadania "spróbować jak najwięcej ramen w NYC i wybrać najlepszy" musiałam się tam w końcu wybrać. Chociaż zupa była bardzo smaczna, to nudle nie były tak udane jak np. w pobliskim Totto Ramen.No. 7 Sub i ich Zucchini Parm z cukinią w panierce, włoskim serem Fontina, piklowanymi jalapenos i chipsami. Gdyby tak smakowały wszystkie wegetariańskie kanapki, to nikt nie pytałby o mięso.
A po prawej zwiedzanie Whole Foods. Nie ma to jak chodzenie po sklepach z żywnością, skanowanie zawartości półek i węszenie za spożywczymi trendami! Tylko np. takie kawowe masło orzechowami z nasionami chia mogłoby być trzy razy tańsze...
Dotarcie do Saltie uważam za jedno z najważniejszych dokonań tego pobytu w NYC. 2,5 roku się wybierałam się na ich kanapkę, Scuttlebut. W międzyczasie Saltie wydało książkę, w której wspomnianej kanapki tylko wierciło mi dziurę w brzuchu, że jeszcze jej nie spróbowałam. Ale wreszcie nadszedł ten dzień, a ja w pełni szczęścia wgryzłam się w kanapkę i ani trochę się nie rozczarowałam. Dodam i opiszę w subiektywnym przewodniku. Bitwa ciastek. Gingrebread cookie z Saltie oraz compost cookie, popisowe ciacho z popularnego Momofuku Milk Bar. Lewa strona miażdży prawą, także jeżeli wybierzecie się na kanapkę do Saltie, nie zapomnijcie o deserze.

19 gru 2013

Nowy Jork i początek weekendu.

Wyjazd z Buenos Aires był dość bolesny, ale byłby jeszcze bardziej, gdybym w rękach nie trzymała biletu do Nowego Jorku. Dziesięć godzin później powiedziałam "dzień dobry" jednemu z moich ulubionych miast. Pomimo położenia za oceanem, w ostatnich latach udaje mi się odwiedzać je częściej niż stolicę własnego kraju. Nie mam nic przeciwko, powiem Wam. Co więcej miłoby spędzić tam jeszcze co najmniej jeden rok życia.
 No więc radość byłaby duża już z samego faktu, że po dłuższej przerwie zerknę chociażby na Chrysler Building, ale cieszyłam się podwójnie, bo czekało mnie spotkanie z moim kochanym przyjacielem, Marcinem.
Poznaliśmy się na pierwszym roku studiów w Birmingham, kiedy Marcin był studentem na Erasmusie w mojej szkole. Mieliśmy dużo czasu, żeby przegadać całe życie i pewnie też dlatego nie chce mi się wierzyć, że znamy się niecałe dwa lata. Rzadko pojawia się na blogu, bo mieszkamy daleko od siebie i spotykamy nie tak często jak byśmy chcieli, ale na dobrą sprawę nie ma dnia, żebyśmy nie byli w kontakcie.
Jeszcze w Birmingham, moje opowieści ze Stanów zainspirowały Marcina do wyjazdu jako au pair. Rok później skończył licencjat i zaczęliśmy poszukiwania host rodziny. Przeglądałam profile pojawiających się na koncie rodzin i czułam, jakbym cofnęła się do wakacji 2009 i sama przygotowywała się do wyjazdu. We wrześniu Marcin poleciał w końcu do Stanów i mieszka teraz pod Nowym Jorkiem. Zajmuje się dwoma chłopcami, ma świetny kontakt z host rodzicami i ogólnie wszyscy go uwielbiają, bo z Marcinem nie da się inaczej.
 Untitled
 W każdy piątek w Nowym Jorku można wybrać się do kilka muzeów za darmo. Zaczęłam od International Centre of Photography dawkując sobie bardzo inspirujące foto-wystawy. A potem przebiłam się przez piątkowy tłum 42nd St i na samym środku Grand Central wyściskałam Marcina. Poszliśmy w strone MoMa, a uśmiech nie schodził nam z twarzy z przez tą całą sytuację i miejsce spotkania.
Untitled Przebrnęliśmy przez wszystkie piętra MoMa, niektóre galerie znam już na pamięć, ale każda wizyta w tym miejscu jest inspirująca.UntitledZmieniliśmy dzielnicę, bo na zaspokojenie głodu wybrałam lokal This Little Piggy Had Roast Beef w East Village.
Untitled Untitled Wygląd tej kanapki połowa osób uzna pewnie za obrzydliwy, a druga za apetyczny. Nie musi być piękna, kiedy jest taaak dobra. Pieczeń wołowa, mozzarella, domowe frytki w bagietce na zakwasie, która po czasie przesiąka sosem z pieczeni. Zjedzenie tej kanapki wymaga stosu serwetek tuż obok, ale nawet Marcin potrafił się zachwycić, chociaż jest raczej ignorantem jedzeniowy (tak, nawet on posiada kilka wad).
Untitled Przecznicę dalej czekał już na nas w barze Soe, kolejna z najbliższych mi osób w NYC. Był z nim Hein oraz jego współlokator, ale szybko zmył się do domu i zostaliśmy w czwórkę nad dzbanem piwa.Untitled Untitled Różnie bywało w Tompkins Square Park przez ostatnie 20lat, ale nie zmieniło się chyba tylko to, że jeżeli coś szeleszczy w trawie, to prawie zawsze są to ganiające się szczury. Tak czy inaczej, latem jest to jeden z moich ulubionych miejskich parków.Untitled Soe mieszkał kiedyś w lokalizacji marzeń, w sercu NYC, ale później rzucił pracę, wyjechał w kilkumiesięczną podróż i dopiero niedawno wrócił do Nowego Jorku na trochę dłużej. Tym razem zależało mu na tańszym pokoju i przeprowadził się na Harlem.Untitled  Mieszkanie miało niewiarygodnie długi, wąski korytarz i mogłoby spokojnie pojawić się w filmie American Gangster, gdzie przewijają się obrazy naćpanego Harlemu sprzed kilkudziesięciu lat.
Spaliśmy z Marcinem w pokoju gościnnym, gdzie zapach uruchomionego nad ranem, świeżo pomalowanego grzejnika, wykasował nam w mózgach część szarych komórek.Untitled Pożegnaliśmy się z Soe i zaliczyliśmy spacerek po mroźnym Harlemie, idąc w stronę Central Parku.Untitled Król wszystkich parków miejskich, nie trzeba nikomu przedstawiać.Untitled Untitled Untitled Jackie Kennedy Reservoir chyba już zawsze będzie przypominał mi bieganie dookoła zbiornika w upalne nowojorskie lato.Untitled Untitled Untitled Upper West Side.Untitled Południe zbliżało się wielkimi krokami, a my nadal mieliśmy puste żołądki. Na śniadanie wybrałam Mila Cafe na Columbus, między 93th a 94th St. Whoaa, toż to jedno z lepszych śniadaniowych miejsc w NYC w jakich byłam! Nothing fancy nor hipster, klimat i wystrój też nie wykracza poza zwykłość, ale może dzięki temu ceny są niskie, menu bardzo w porządku i po naszej kanapce (pastrami, colesławem i szwajcarskim serem) stwierdzam, że jedzenie świetne. Odkąd wróciłam, myślałam o tej kanapce już nie raz, a to coś znaczy!
Untitled Central Park najładniej wyglada w październiku, ale załapałam się jeszcze na resztkę kolorowych liści. Untitled Tak się składa, że ten chłopiec ma dzisiaj urodziny, więc w tym miejscu po raz ostatni przesyłam mu najserdeczniejsze życzenia! Untitled Untitled Untitled Pokazałam Marcinowi Dakota Building i miejsce, gdzie zamordowano Johna Lennona.
Untitled Z 72nd St pojechaliśmy downtown.Untitled Chinatown.
Untitled
Niska temperatura = apetyt na gorącą azjatycką zupę. Jeszcze lepiej, kiedy można połączyć zupę z pierogami, niekoniecznie pływającymi w bulionie, a zupie ukrytej w pierożkach. W Europie prędzej zjem dobrą pho czy wonton soup, niż znajdę soup dumplings, także wybór był oczywisty.  Jeden z moich ulubionych zimowych posiłków!Untitled
Nudle Lo mein to był drugi strzał w dziesiątkę. Kiedyś strzeliłyśmy z Bzu focha na Shanghai Cafe, ale po takim posiłku o wszystkim zapomniałam.Untitled Little Italy jest coraz mniejsze, na dobrą sprawę poza ostatnimi, tradycyjnymi, delikatesami, niewiele tam pozostało.Untitled Po przejściu kilku kilometrów zrobiliśmy w East Village jeden z ostatnich jedzeniowych przystanków, tacos. Jadałam lepsze, więc jeszcze nie wiem czy trafią do subiektywnego przewodnika.
Untitled
Pierwszy śnieg w tym roku zaskoczył mnie w Nowym Jorku, w drodze po lody zresztą, bo przecież niska temperatura nie jest wystarczającą wymówką, żeby nie odwiedzić Big Gay Ice Cream Shop!
 Untitled
Jego Wysokość, Salty Pimp.Untitled Po najlepsze lody włoskie na świecie przychodzi się tutaj.Untitled

9 gru 2013

Córka Rybaka w Central Parku.

Skrycie marzyłam o nakryciu głowy Córki Rybaka, aż któregoś dnia napisała do mnie Monia Kucel- twórczyni tych pięknych czapek, i tuż przed wyjazdem do Argentyny znalazłam czerwoną w swojej skrzynce. Obowiązkowo trafiła do plecaka na miesięczną podróż i chociaż ominęła Miami, przydała się już w pierwszy dzień w Buenos Aires. Później zrobiło się za ciepło, bo wiosna przerodziła się prawie w lato, ale na listopadowe temperatury Nowego Jorku znowu była w sam raz. Zresztą gdyby nie zagubiony bagaż (odnalazł się ze wszystkim!) to miałabym ją ze sobą w Maroku, ale jeszcze zdążę się nacieszyć po powrocie.
Czapka zrobiona jest w z wełny peruwiańskiej i alpaki, każda posiada metkę z numerkiem, według kolejności w której została wykonana. Pierwsza seria czapek została już wyprzedana, ale w zeszłym tygodniu Monia napisała o grudniowej edycji i 20 czapkach w czterech kolorach – musztardowym, czarnym, neonowym zielonym i intensywnym różu.
Zdjęcia zrobiliśmy z moim przyjacielem Marcinem w Central Parku. Więcej Nowego Jorku zobaczycie w kolejnym poście, a podsumowanie Argentyny pojawi się, kiedy już wrócę do domu.

Untitled Untitled Untitled Untitled Untitled Untitled Untitled