Dostaję ostatnio wyjątkowo dużo maili i komentarzy z pytaniami o bycie au pair.
Próbując ułatwić sobie i Wam życie, postanowiłam stworzyć na ten temat osobny wątek, który umieszczę w zakładach ze stronami i gdzie będę mogła odesłać każdą ciekawą tego tematu osobę.
Pytajcie więc o co chcecie, bo na tej podstawie będzie opierał się post.
A poniżej mój nowy, zdobyty w San Francisco dzienniczek podróżny;).
31 lip 2010
30 lip 2010
Włoska zupa minestrone.
Składniki:
1 puszka włoskiej fasoli borlotti (lub innej podobnej)
4 plastry pokrojonego na małe kawałki boczku
2 małe czerwone cebule, obrane i pokrojone
2 marchewki, obrane, pokrojone
2 łodygi selera naciowego, pokrojone
3 ząbki posiekanego czosnku
1 mały pęczek bazylii
2 puszki pomidorów śliwkowych
2 małe cukinie
szklanka czerwonego wina
200g szpinaku
3 szklanki ugotowanego bulionu
sól morska, pieprz
oliwa z oliwek
garść tartego parmezanu
Przygotowanie:
Na rozgrzaną w rondlu oliwę wrzucić boczek, cebulę, marchewkę, seler naciowy, czosnek i posiekaną bazylię. Dusić 15-20min z uchyloną pokrywką, od czasu do czasu mieszając i uważając, żeby składniki były miękkie ale nie zbrązowiały.
Dodać pomidory, cukinię, szklankę czerwonego wina i dusić przez kolejne 15minut.
Następnie dołożyć szpinak, bulion i fasolkę. Posolić i popieprzyć
Jeśli zupa wydaje się być za gęsta, dodać więcej bulionu.
Gotową na talerzu zupę posypać odrobiną świeżej bazylii, parmezanem i polać delikatnie oliwą.
Przepis (po modyfikacji) pochodzi z książki "Jamie's Italy".
29 lip 2010
"Goodbye" breakfast.
Miniona sobota była ostatnim dniem Johanny w Stanach.
Przed odjazdem na lotnisko spotkaliśmy się w większej grupie na śniadaniu.
Update: Niestety po czasie strona hostingowa całkowicie zepsuła jakość zdjęć i pewnie nie wrócą już one do stanu z początku.
Spotkaliśmy się w Half Moon Bay, miasteczku, którego nazwą potocznie określa się też wszystkie inne blisko położone miejscowości (m.in. moją).
Zaczęliśmy od kawy i herbaty.
Surferskie cupcakes.
Niebieskie oczy, blond włosy... Nietrudno odgadnąć, że Matu pochodzi z północnej Europy, a dokładnie to mowa o Finlandii;).
Jitka, Rahel i odwiedzający ją chłopak z Niemiec.
Moja drożdżówka z budyniem i wiśniami + cappuccino.
Wgryzając się w bułę.
Cała reszta zamówiła pancakes lub french toast.
Pożegnanie i smutne miny Uli i Johanny.
Popołudniu pojechałam z Jitką i jej host rodziną zobaczyć rodeo. Niestety dojechaliśmy na miejsce tuż przed 18 i okazało się, że to praktycznie koniec.
Zobaczyłam kilku kowbojów, kapelę country, byka i pojechaliśmy z powrotem do domu;).
Przed odjazdem na lotnisko spotkaliśmy się w większej grupie na śniadaniu.
Update: Niestety po czasie strona hostingowa całkowicie zepsuła jakość zdjęć i pewnie nie wrócą już one do stanu z początku.
Spotkaliśmy się w Half Moon Bay, miasteczku, którego nazwą potocznie określa się też wszystkie inne blisko położone miejscowości (m.in. moją).
Zaczęliśmy od kawy i herbaty.
Surferskie cupcakes.
Niebieskie oczy, blond włosy... Nietrudno odgadnąć, że Matu pochodzi z północnej Europy, a dokładnie to mowa o Finlandii;).
Jitka, Rahel i odwiedzający ją chłopak z Niemiec.
Moja drożdżówka z budyniem i wiśniami + cappuccino.
Wgryzając się w bułę.
Cała reszta zamówiła pancakes lub french toast.
Pożegnanie i smutne miny Uli i Johanny.
Popołudniu pojechałam z Jitką i jej host rodziną zobaczyć rodeo. Niestety dojechaliśmy na miejsce tuż przed 18 i okazało się, że to praktycznie koniec.
Zobaczyłam kilku kowbojów, kapelę country, byka i pojechaliśmy z powrotem do domu;).
27 lip 2010
Gazpacho night.
Z okazji 21 urodzin Johanny pojechałyśmy wieczorem do San Francisco i zamiast pójść do baru, tak jak na początku było w planie, niespodziewanie wylądowałyśmy w domu, gdzie działo się wiele dobrego...;)
Tu mieszka Carolina, koleżanka Johanny, która zaprosiła nas na hiszpańską kolację w domu sąsiada.
Goszczący nas Erik, swoją drogą bardzo fajny człowiek, przegadałam z nim sporą część wieczoru.
Zaraz po przywitaniu się ruszyłam do kuchni i pierwsze co zobaczyłam to smażenie hiszpańskiej tortilli.
Obok gotowało się danie, którego nie rozpoznałam i nie zapamiętałam nazwy...
Lubię spotykać ludzi niższych ode mnie, Lidia była jedną z tych niewielu osób;).
Ula i Johanna.
Erik ma dwie dwudziestoletnie córki. Powiedział mi, że jedna z nich kupiła sobie niedawno maszynę do pisania i wysłała Erikowi tą kartkę. Po przeczytaniu kartki wiedziałam, że polubiłabym tą dziewczynę.
On (bo imienia nie pamiętam) studiuje fotografię w Barcelonie. Zanim przyleciał zwiedzić San Francisco był w Nowym Jorku, gdzie musiał zrobić jakiś projekt do szkoły. Pokazał mi trochę zdjęć z tego projektu, a mnie skręcało z zachwytu.
Na stole zaczęło pojawiać się coraz więcej potraw.
Pa amb tomàquet, czyli kataloński chleb z pomidorami. Trzy osoby były z Barcelony (a jedna z Madrytu), stąd to katalońskie danie;).
'Fotograf'' był posiadaczem Canona 5d...achh...
W kuchni nalewano na talerze gazpacho. Mniam...
I w końcu zasiedliśmy do stołu.
Po kolacji przyszedł czas na deser i sto lat dla Johanny.
Lody z owocami.
Przy kolacji siedziałam obok Louisa. Urodził się w San Francisco, choć jego rodzice są z Ekwadoru. Przyjaźni się z Erikiem od dzieciństwa i jest muzykiem. Rozmawialiśmy o podróżach, muzyce, Nowym Jorku i dobrze się rozumieliśmy.
Lidia zrobiła moim aparatem kilka zdjęć.
Erik wręczył mi niespodziewanie wspomnianego wcześniej Canona 5d i powiedział, żebym się nim pobawiła, bo widział jak świeciły mi się oczy na widok tego aparatu;).
Później Louis przyniósł bębny ze swojego mieszkania piętro niżej i mimo później pory zaczęliśmy grać.
Musieliśmy trochę wyciszyć ton, bo sąsiedzi już spali.
Mi się najlepiej grało na zabawnej kalimbie, afrykańskim instrumencie. Po 1 w nocy pojechałyśmy do domu.
Tu mieszka Carolina, koleżanka Johanny, która zaprosiła nas na hiszpańską kolację w domu sąsiada.
Goszczący nas Erik, swoją drogą bardzo fajny człowiek, przegadałam z nim sporą część wieczoru.
Zaraz po przywitaniu się ruszyłam do kuchni i pierwsze co zobaczyłam to smażenie hiszpańskiej tortilli.
Obok gotowało się danie, którego nie rozpoznałam i nie zapamiętałam nazwy...
Lubię spotykać ludzi niższych ode mnie, Lidia była jedną z tych niewielu osób;).
Ula i Johanna.
Erik ma dwie dwudziestoletnie córki. Powiedział mi, że jedna z nich kupiła sobie niedawno maszynę do pisania i wysłała Erikowi tą kartkę. Po przeczytaniu kartki wiedziałam, że polubiłabym tą dziewczynę.
On (bo imienia nie pamiętam) studiuje fotografię w Barcelonie. Zanim przyleciał zwiedzić San Francisco był w Nowym Jorku, gdzie musiał zrobić jakiś projekt do szkoły. Pokazał mi trochę zdjęć z tego projektu, a mnie skręcało z zachwytu.
Na stole zaczęło pojawiać się coraz więcej potraw.
Pa amb tomàquet, czyli kataloński chleb z pomidorami. Trzy osoby były z Barcelony (a jedna z Madrytu), stąd to katalońskie danie;).
'Fotograf'' był posiadaczem Canona 5d...achh...
W kuchni nalewano na talerze gazpacho. Mniam...
I w końcu zasiedliśmy do stołu.
Po kolacji przyszedł czas na deser i sto lat dla Johanny.
Lody z owocami.
Przy kolacji siedziałam obok Louisa. Urodził się w San Francisco, choć jego rodzice są z Ekwadoru. Przyjaźni się z Erikiem od dzieciństwa i jest muzykiem. Rozmawialiśmy o podróżach, muzyce, Nowym Jorku i dobrze się rozumieliśmy.
Lidia zrobiła moim aparatem kilka zdjęć.
Erik wręczył mi niespodziewanie wspomnianego wcześniej Canona 5d i powiedział, żebym się nim pobawiła, bo widział jak świeciły mi się oczy na widok tego aparatu;).
Później Louis przyniósł bębny ze swojego mieszkania piętro niżej i mimo później pory zaczęliśmy grać.
Musieliśmy trochę wyciszyć ton, bo sąsiedzi już spali.
Mi się najlepiej grało na zabawnej kalimbie, afrykańskim instrumencie. Po 1 w nocy pojechałyśmy do domu.
24 lip 2010
Creative Valencia.
Niedzielę spędziłam w dzielnicy Mission. Pora się pospieszyć z próbowaniem dań z listy Big Eat SF, w końcu został mi tylko miesiąc! W Mission znajduje się wiele pozycji z listy, a że chciałam spróbować jak najwięcej w jeden dzień, to wybrałam takie, do których mogę dojść na pieszo i które nie będą dużymi daniami;).
Hot dog, a w oryginale beer sausage with sauerkraut and grilled onions z Rosamunde Sausage Grill.
Odwiedziłam jeden z moich ulubionych second handów, Buffalo Exchange.
I wyszłam stamtąd z zupełnie nowymi trampkami za 15$.
Kilka tygodni temu otworzono Levi's Workshops, galerię przedstawiającą historię druku i projektowania, gdzie lokalni artyści będą mogli dać upust swojej kreatywności. Co kilka dni odbywają się różne imprezy, warsztaty, które są otwarte dla wszystkich. Potrwa to do końca sierpnia, a druga część warsztatów rozpocznie się we wrześniu w Nowym Jorku:).
Video promujące Levi's Workshops.
Na tej samej ulicy jest pizzeria, do której chciałam zajrzeć.
Mała, ciasna dziura sprzedająca pizzę głównie na kawałki.
Cheese slice.
Valencia jest jedną z moich ulubionych ulic, bo jest artystyczna, chodzą po niej fajnie ubrani ludzie i znajduje się tam wiele ciekawych sklepów, galerii, second handów.
W jednej z bocznych ulic odbywała się mała sesja fotograficzna.
Uliczna wyprzedaż.
Vintage store.
Little Otsu to niezależne wydawnictwo mające sklep tylko w San Francisco, które zajmuje się też sprzedażą online.
Urocze notatniki.
Później weszłam do sklepu z butami, gdzie znalazłam kilka fajnych modeli Jeffrey'a Campbella.
Boat shoes to jedne z moich must have tego lata, bez których chyba ostatecznie się obędę, o ile nie trafię na jakieś przeceny;).
Kolejny fajny sklep z kreatywnymi drobiazgami.
Następnym punktem z listy, do którego mogłam dojść na pieszo były (pieczone na miejscu) ciasteczka z Anthony's Cookies.
Z białą czekoladą oraz orzechami i bananami, a do tego mały kartonik mleka.
Mijałam też piekarnię, w której musiałam spróbować bułek nadziewanych kokosem, więc kupiłam jedną na śniadanie następnego dnia i pojechałam do domu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)