Moje zagraniczne wyjazdy najczęściej wyglądają tak, że najpierw kupuję bilet lotniczy, a dopiero później załatwiam resztę;). Powód tego wyjazdu był taki sam jak kilkanaście ostatnich- tani lot + chęć zobaczenia nowego kraju/miasta:).
Mogę powiedzieć, że wyszukiwanie tanich lotów lotniczych to moje hobby, dlatego także tym razem transport wyniósł nas niewiele, bo za bilety Poznań-> Londyn-> Oslo-> Londyn-> Poznań, zapłaciliśmy 50zł za osobę;).
Zdarzało mi się już latać za 86groszy w dwie strony, ale o tym może innym razem;).Oslo zaskoczyło mnie pozytywnie, spodziewalam się brzydszego i nudniejszego miasta, po tym co czytalam.
Sztokholm jest rzeczywiscie ladniejszy, glownie ze wzgledu na stare miasto, którego Oslo praktycznie nie ma. Szwedzi i szwedki są też ladniejszy i prowadza wedlug mnie w rankingu na najlepiej ubrany naród;).
Bawilam sie w Oslo, w fotografowanie "street fashion", ale w Sztokholmie mialam większy i lepszy wybór;).
W Kopenhadze byłam dawno temu, ale z tego co pamiętam to stolica Danii też była ładniejsza od tej norweskiej, jednak każda skandynawska stolica ma swój urok:).Podobalo mi sie w Oslo to, ze jest nieduże, a na zwiedzenie wszystkich waznych obiektów i obejscia centrum miasta wystarczyly nam 4godziny. Gdyby ktos sie spieszyl, moglby to zrobic nawet i w dwie:).
To miasto idealne do zwiedzenia w jeden dzien!
Jest tam tez duzo pomników i fontan, no ale to mi akurat obojetne, choc fontanny lubie, bardziej od pomników;).
Norwegia jest strasznie droga. Wiedzialam, ze jest tam drogo, ale nie myslalam, ze, az tak! Dobrze, ze bylam tam tak krótko, bo tylko byloby mi bardziej przykro, ze niczego nie moge sobie kupic...;)).W Londynie zatrzymaliśmy się głównie dlatego, że musiałam odebrać od mojej współlokatorki dwie torby, które nie zmieściły mi się do bagażu przy przeprowadzce z UK.
Nie mieliśmy dużo czasu na zwiedzanie, jednak do hostelu wróciliśmy dopiero o 00:30, także udało mi się pokazać tacie wszystkie najważniejsze miejsca i obiekty w centrum Londynu.
Oslo.
Oslo z okna samolotu.
Za mną parlament.
Pałac królewski.
Mieszkańcy Oslo to wyluzowani ludzie;))).
Będąc pod Pałacem trafiliśmy na uroczystą zmianę warty. Nie zabrakło orkiestry, żołnierskiej musztry i było to naprawdę ciekawe widowisko:).
Stare, dobre Vespy...Chłopaki wiedzieli co dobre;).
Ratusz w Oslo.
Ogromny statek pasażerski odpływał z portu. Tak dużego nie widziałam jeszcze nigdy. Kiedyś muszę się wybrać na rejs z prawdziwego zdarzenia:).
Widok z zamku i fortecy Akershus na port i ratusz.
Znowu zamek i forteca Akershus, tym razem od innej strony;).
U dziadka Roosvelt'a na kolanach:)
Najdroższy hamburger i frytki w Mc'u jakie kiedykolwiek jadłam.
Za obie rzeczy zapłaciłam ponad 20zł ;P.
Bardzo ciekawy architektonicznie budynek Opery. Dach kończy się w wodzie i można po nim spacerować.
Niby wspinam się po dachu;). Był troche stromy, ale póki nie jest oblodzony można wejść na samą górę z większą lub mniejszą zadyszką;).
Ja i tata w odbiciu szyby Opery;).
Oslo street fashion.
Dwa różne style, ale oba ciekawe. Dość często można było spotkać na ulicy dziewczyny w spodniach ze zwężanymi nogawkami, czy nawet ściągaczami przy kostkach i do tego sportowe buty.
Elegancja w męskim wydaniu.
I znowu zwężane przy kostkach nogawki:)
Tutaj tylko chłopak zasługuje na uwagę;).
Odważne kolory, mi się podoba;).
Słodki, norweski przysmak, który często widywałam w sklepach, jednak był tak drogi, że chęć spróbowania przegrała z oszczędnością;).
Jeden z moich ulubionych sklepów z butami. Rok temu w Sztokholmie kupiłyśmy sobie z mamą w Dinsko kilka świetnych i tanich par butów. W Norwegii ceny już niestety były dużo wyższe mimo, że wybór wciąż ciekawy.
Londyn.
Tatę zachwyciła brytyjska architektura:).
Richie, moja współlokatorka z Londynu:).
Zdjęcie wyszło jakby było robione Holgą;))).
Wygłodzeni po całym dniu, wybraliśmy się z tatą do Chinatown, na bufet za 5,90£, czyli płacisz raz i jesz ile chcesz. Uwielbiam takie miejsca szkoda, że u nas ich nie ma, a jeśli jest to płaci się dużo więcej i dostaje niekoniecznie lepsze jakościowo jedzenie...
Przynajmniej najedliśmy się na zapas z tatą ukochanych krewetek i małż :).
Mój tata, a za nim Big Ben i Parlament Westminster tuż przed północą.
Zanim wyruszyliśmy na lotnisko, usiedliśmy sobie rankiem w Starbucks, wypiliśmy dużą latte i spróbowaliśmy czekoladowo-bananowego koktailu, który był pyszny.
I po tych ponad dwóch bardzo intensywnych dniach, trzeba było wracać do domu.
Zarówno ja, jak i tata wróciliśmy z wyprawy zadowoleni:).