Przepis na klasyczną Lemon Meringue Pie, cytrynową tartę z bezą,
którą w nazwie zastąpiłam pianką, bo ta pierwsze kojarzy się przede
wszystkim z twardą kruchą bezą, która ma chyba tyle samo wrogów co
zwolenników, więc nie chciałam połowy z Was zniechęcać już na wstępie;).
Pewnie gdyby nie szkoła, nie upiekłabym akurat takiej tarty, bo nie
jestem fanką cytrynowego smaku w deserach, ale też nie mogę powiedzieć,
żeby mi nie smakowała. Po prostu nie byłam zachwycona tak jak koleżanki,
które nią poczęstowałam.
Jeśli lubicie połączenie wyrazistej kwaskowatości i słodyczy, to przepis jest dla Was.
Składniki:
Na kruche ciasto:
150g mąki
75g masła
75g cukru
1 duże żółtko
1 łyżka (15ml) wody
Nadzienie:
50g cukru
4 łyżki mąki ziemniaczanej
starta skórka i sok z 2 średniej wielkości cytryn
150ml chłodnej wody
2 żółtka
15g masła
3 białka
60g cukru
Przygotowanie:
Mąkę przesiać do miski, dodać pokrojone masło i za pomocą palców wcierać masło w mąkę do czasu kiedy ciasto będzie przypominało okruchy chleba.
Dodać cukier, wodę i żółtko, za pomocą łyżki wymieszać składniki, a
następnie rękami uformować z ciasta kulę. Formę do tarty wyłożyć ciastem
formując brzegi, lub rozwałkować i przełożyć do formy.
Podziurkować cisto widelcem i wstawić do lodówki na 30min.
Rozgrzać piekarnik do 180'C, wsadzić do środka tartę na 20-25min.
Żeby przygotować nadzienie, w małej misce należy umieścić cukier, skórkę
z cytryny, mąkę ziemniaczaną, wodę i wymieszać składniki do uzyskania
pasty.
W garnku lekko podgrzać resztę wody i sok z cytryny. Odstawić z gazu i
wmieszać pastę. Postawić z powrotem na kuchence i doprowadzić do
wrzesnia nieprzerwanie mieszając aż masa zgęstnieje.
Gotować na wolnym ogniu przez 3 min.
Dodać żółtka, masło, dokładnie wymieszać całość, gotować przez kolejną
minutę, a następnie rozprowadzić nadzienie na kruchym spodzie.
Na koniec ubić pianę z białek, łagodnie wmieszać cukier i przełożyć na wierzch tarty.
Piec 20-30min w temperaturze 150'C, aż beza zacznie nabierać złotego koloru.
31 paź 2011
No pumpking carving this year.
Halloween to jedno z moich ulubionych świąt, chociaż obchodziłam je tak naprawdę tylko raz, w Kalifornii.
Obchodzenie świąt w ogóle słabo mi wychodzi. Nieważne czy to Wielkanoc, własne urodziny czy Walentynki. Nie mogę sobie przypomnieć kiedy coś obchodziłam... Zdaje się, że było to Boże Narodzenie dwa lata temu, albo 22-gie urodziny, też w San Francisco...
W tym roku znowu ominą mnie święta z rodziną. Mam prawie miesiąc wolnego od szkoły, ale koniecznie muszę przeznaczyć ten czas na pracę (dług za szkołę nie znika), a bilety lotnicze do domu na ten okres są jak wiadomo żenująco drogie.
W zamian lecę do Polski w przyszły czwartek. Mam 10 dni wolnego od szkoły, więc wykorzystam to na obijanie się i przywiezienie z domu kolejnej walizki przydatnych rzeczy.
W piątek nasz akademik organizował imprezę Halloweenową. Zapomniałam o niej, nie planowałam uczestniczyć, ale przyszedł po mnie Champ z Kasią i zeszłam z nimi dwa piętra niżej, zobaczyć przebrania innych.
Champ, kolega z Tajlandii, najfajniejszy chłopak na moim piętrze. Przebrał się za kapitana- trupa;).
Z Kasią chodzę na hiszpański. Przyjechała do UCB na Erazmusa. Jest kolejną bardzo fajną dziewczyną, o najbardziej nielubianym przeze mnie żeńskim imieniu (wybaczcie Kasie!)... Coś mam pecha/szczęście do tych Katarzyn;).
Nie znam tej dziewczyny, ale miała fajny makijaż. Zresztą dużo osób miało świetnie pomalowane twarze. Byłam pełna uznania, bo ja bym tak nie potrafiła;).
Tess z Holandii i chłopak z Malezji z jej piętra konsumują galaretkę z wódką.
Obchodzenie świąt w ogóle słabo mi wychodzi. Nieważne czy to Wielkanoc, własne urodziny czy Walentynki. Nie mogę sobie przypomnieć kiedy coś obchodziłam... Zdaje się, że było to Boże Narodzenie dwa lata temu, albo 22-gie urodziny, też w San Francisco...
W tym roku znowu ominą mnie święta z rodziną. Mam prawie miesiąc wolnego od szkoły, ale koniecznie muszę przeznaczyć ten czas na pracę (dług za szkołę nie znika), a bilety lotnicze do domu na ten okres są jak wiadomo żenująco drogie.
W zamian lecę do Polski w przyszły czwartek. Mam 10 dni wolnego od szkoły, więc wykorzystam to na obijanie się i przywiezienie z domu kolejnej walizki przydatnych rzeczy.
W piątek nasz akademik organizował imprezę Halloweenową. Zapomniałam o niej, nie planowałam uczestniczyć, ale przyszedł po mnie Champ z Kasią i zeszłam z nimi dwa piętra niżej, zobaczyć przebrania innych.
Champ, kolega z Tajlandii, najfajniejszy chłopak na moim piętrze. Przebrał się za kapitana- trupa;).
Z Kasią chodzę na hiszpański. Przyjechała do UCB na Erazmusa. Jest kolejną bardzo fajną dziewczyną, o najbardziej nielubianym przeze mnie żeńskim imieniu (wybaczcie Kasie!)... Coś mam pecha/szczęście do tych Katarzyn;).
Nie znam tej dziewczyny, ale miała fajny makijaż. Zresztą dużo osób miało świetnie pomalowane twarze. Byłam pełna uznania, bo ja bym tak nie potrafiła;).
Tess z Holandii i chłopak z Malezji z jej piętra konsumują galaretkę z wódką.
29 paź 2011
Druga część + mini subiektywny przewodnik po Manchesterze..
Nasz spacer po dzielnicy Northern Quarter opierał się na zwiedzaniu second handów i poszukiwaniu fajnego miejsca, żeby coś zjeść.
To było idealne miejsce na znalezienie kostiumu na Halloween... gdybym go szukała;).
Urocza kawiarnia, z menu opierającym się na śniadaniu, lunchu i deserach.
Urocza kawiarnia, z menu opierającym się na śniadaniu, lunchu i deserach.
Te czekoladowe filiżanki z bitą śmietaną w lewym górnym rogu wyglądały przeapetycznie.
Edge Street.
Po wejściu do Home Sweet Home, już nie chciałam stamtąd wyjść. Wiedziałam, że tamtejsze jedzenie będzie dobre.
Zamówiłyśmy meksykańską sałatkę z kurczakiem, jalapeno, awokado, czerwoną fasolą, nachos, polana cytrusowym dressingiem.
Ponadto deska 'rozmaitości' z serami camembert, feta, lancashire, łososiem, chorizo, wędliną, oliwkami, suszonymi pomidorami, pesto, oliwą z balsamico, chlebem. Wszystko było pyszne i niedrogie.
Z tego co pamiętam we wtorki organizowane są tu wieczory Scrabble.
P.S. Zastanawiam się nad powrotem do opcji komentowania. Nie jestem przekonana, ale możecie napisać, jeśli Wam na tym zależy, a może raczej jest to bez znaczenia...
Z tego co pamiętam we wtorki organizowane są tu wieczory Scrabble.
Ten sam pub, co w poprzednim poście tylko kilka godzin później i trzy razy więcej ludzi.
Trochę wskazówek, gdzie zjeść, co zobaczyć. Byłam tylko w kilku z nich, ale żadne miejsce nie znalazło się na liście przypadkowo, więc może Wam uda się je odwiedzić.
To Eat & Drink:
Teacup and Cakes
55 Thomas Street, M4 1NA
Kawiarenka w groszki, najlepsza na w śniadanie/lunch/brunch/podwieczorek
Home Sweet Home
Edge & Hare Street, M4 1
Świetny wystrój kawiarni, świeże, zdrowe produkty, lunch/lekka kolacja/ciasta/desery.
Jack Spratt
11 St. James Square
John Dalton Street, M2 6WH
Zdrowe jedzenie w niskich cenach. Miejsce specjalizuje się w kanapkach, idealne na lunch. Prosty, przyjemny wystrój.
The Koffee Pot
21 Hilton Street, M1 1JJ
Brytyjskie jedzenie w niskich cenach, przede wszystkim śniadanie, lunch. Klimat trochę w stylu amerykańskiego dinera.
Sugar Junction
60 Tib Street, M4 1LG
Herbatka o 5tej, pita w kwiecistych filiżankach w stylu vintage. Cupcakes, ciasta, milkshakes, ale poza deserami można tam również zjeść normalne dania.
North Tea Power
36 Tib Street, M4 1LA
Dobre miejsce na przyniesienie swojego laptopa i wypicie kawy/herbaty. Jest też miejsce na zaparkownie roweru.
Soup Kitchen
31-33 Spear Street, M1 1DF
Bar (wino piwo), kawiarnia. Menu składające się przede wszystkim z zup i kanapek, operające się nowoczesnej kuchni brytyjskiej. Surowy wystrój, długie stoły i ławy do siedzenia dobre do spotkań w większych grupach.
Unicorn Grocery
89 Albany Road, M21 0BN
Supermarket z organicznymi produktami.
To See:
Ryan Vintage
48-50 Oldham Street, M1 1
Second hand z ubraniami i meblami/dekoracjami domowymi
American Graffiti
12-14 Hilton Street, M1 1JF
Second hand w amerykańskim klimacie.
Real Camera
7 Dale Street, M1 1JA
Sklep z ogromnym wyborem aparatów analogowych
Cornerhouse
70 Oxford Street, M1 5NH
Kino z filmami niezależnymi, galeria sztuki nowoczesnej
Ewelina. Na początku pobytu tutaj pisałam, że studiowałyśmy razem w Warszawie. Teraz Ewelina jest na ostatnim roku, przyjechała na Erasmusa do mojej szkoły i mieszkamy na tym samym piętrze:).
Z prawej diabelski młyn w centrum miasta. Wygląda jak wciśnięty za wszelką cenę...chyba komuś spodobał się pomysł London Eye...
Poniżej subiektywny przewodnik po Manchesterze.Z prawej diabelski młyn w centrum miasta. Wygląda jak wciśnięty za wszelką cenę...chyba komuś spodobał się pomysł London Eye...
Trochę wskazówek, gdzie zjeść, co zobaczyć. Byłam tylko w kilku z nich, ale żadne miejsce nie znalazło się na liście przypadkowo, więc może Wam uda się je odwiedzić.
To Eat & Drink:
Teacup and Cakes
55 Thomas Street, M4 1NA
Kawiarenka w groszki, najlepsza na w śniadanie/lunch/brunch/podwieczorek
Home Sweet Home
Edge & Hare Street, M4 1
Świetny wystrój kawiarni, świeże, zdrowe produkty, lunch/lekka kolacja/ciasta/desery.
Jack Spratt
11 St. James Square
John Dalton Street, M2 6WH
Zdrowe jedzenie w niskich cenach. Miejsce specjalizuje się w kanapkach, idealne na lunch. Prosty, przyjemny wystrój.
The Koffee Pot
21 Hilton Street, M1 1JJ
Brytyjskie jedzenie w niskich cenach, przede wszystkim śniadanie, lunch. Klimat trochę w stylu amerykańskiego dinera.
Sugar Junction
60 Tib Street, M4 1LG
Herbatka o 5tej, pita w kwiecistych filiżankach w stylu vintage. Cupcakes, ciasta, milkshakes, ale poza deserami można tam również zjeść normalne dania.
North Tea Power
36 Tib Street, M4 1LA
Dobre miejsce na przyniesienie swojego laptopa i wypicie kawy/herbaty. Jest też miejsce na zaparkownie roweru.
Soup Kitchen
31-33 Spear Street, M1 1DF
Bar (wino piwo), kawiarnia. Menu składające się przede wszystkim z zup i kanapek, operające się nowoczesnej kuchni brytyjskiej. Surowy wystrój, długie stoły i ławy do siedzenia dobre do spotkań w większych grupach.
Unicorn Grocery
89 Albany Road, M21 0BN
Supermarket z organicznymi produktami.
To See:
Ryan Vintage
48-50 Oldham Street, M1 1
Second hand z ubraniami i meblami/dekoracjami domowymi
American Graffiti
12-14 Hilton Street, M1 1JF
Second hand w amerykańskim klimacie.
Real Camera
7 Dale Street, M1 1JA
Sklep z ogromnym wyborem aparatów analogowych
Cornerhouse
70 Oxford Street, M1 5NH
Kino z filmami niezależnymi, galeria sztuki nowoczesnej
P.S. Zastanawiam się nad powrotem do opcji komentowania. Nie jestem przekonana, ale możecie napisać, jeśli Wam na tym zależy, a może raczej jest to bez znaczenia...
27 paź 2011
Manchester.
Pierwsze zdjęcie z Anglii! Chociaż akurat wcale nie z Birmingham.
Miesiąc temu, kilka dni po moim przyjeździe do Anglii wybrałam się z Eweliną do Manchesteru. Tanie bilety autobusowe, poza nami wybierało się pare innych osób i tak jakoś wybór padł na to miejsce.
Niezłe miasto, chociaż jakoś za bardzo zapadło mi w pamięć ogromne centrum handlowe na starówce. Nie żebym narzekała na wysokie stężenie fajnych ciuchów na km2, ale pomysł centrum miasta opierający się na zamkniętej przestrzeni do robienia zakupów średnio mi się podoba.
W ogóle jak obserwuję tutaj ludzi, to mam wrażenie, że Anglicy są jeszcze bardziej konsumpcyjnym narodem od Amerykanów, albo przynajmniej są z nimi na równi;).
Miło spacerowało się po Manchesterze, chociaż architektura jak na Anglię nie robiła ogromnego wrażenia i nawet hipsterska dzielnica Northern Quarter, była dość skromna. Byłam zaskoczona, kiedy wyczytałam że została wybrana Brytyjską Dzielnicą Roku.
Może miałam zbyt duże wymagania, może to wina popularności Manchesteru jako jednego z największych angielskich miast albo drużyny piłkarskiej, bo przecież nikt mnie nigdy nie zapewniał o jego atrakcjach i wyjątkowości.
Pewnie prawdą jest, że rządzi Londyn, a za nim długo nie ma nic, ale ja i tak chyba najbardziej cieszę się na zwiedzanie małych miasteczek i poznawanie walorów naturalnych tego kraju;).
P.S. Pozdrowienia dla czytelników z UK, wiem że jest Was trochę!
Miesiąc temu, kilka dni po moim przyjeździe do Anglii wybrałam się z Eweliną do Manchesteru. Tanie bilety autobusowe, poza nami wybierało się pare innych osób i tak jakoś wybór padł na to miejsce.
Niezłe miasto, chociaż jakoś za bardzo zapadło mi w pamięć ogromne centrum handlowe na starówce. Nie żebym narzekała na wysokie stężenie fajnych ciuchów na km2, ale pomysł centrum miasta opierający się na zamkniętej przestrzeni do robienia zakupów średnio mi się podoba.
W ogóle jak obserwuję tutaj ludzi, to mam wrażenie, że Anglicy są jeszcze bardziej konsumpcyjnym narodem od Amerykanów, albo przynajmniej są z nimi na równi;).
Miło spacerowało się po Manchesterze, chociaż architektura jak na Anglię nie robiła ogromnego wrażenia i nawet hipsterska dzielnica Northern Quarter, była dość skromna. Byłam zaskoczona, kiedy wyczytałam że została wybrana Brytyjską Dzielnicą Roku.
Może miałam zbyt duże wymagania, może to wina popularności Manchesteru jako jednego z największych angielskich miast albo drużyny piłkarskiej, bo przecież nikt mnie nigdy nie zapewniał o jego atrakcjach i wyjątkowości.
Pewnie prawdą jest, że rządzi Londyn, a za nim długo nie ma nic, ale ja i tak chyba najbardziej cieszę się na zwiedzanie małych miasteczek i poznawanie walorów naturalnych tego kraju;).
P.S. Pozdrowienia dla czytelników z UK, wiem że jest Was trochę!
Jednym z pierwszych odwiedzonych miejsc była Manchester Art Gallery. Może nie była to MoMa czy The Met, ale zawsze to jakaś dawka sztuki na dobry początek dnia;).
Patrząc na te buty nie chce się wierzyć, że kobiety miały kiedyś tak małe stopy.
Ratusz.
To był jednych z tych gorących dni, których Brytyjczykom brakuje, więc pomimo środka tygodnia i wczesnej godziny, bary i restauracje z siedzeniami na zewnątrz były zapełnione.
Katedra.
Po obejściu ścisłego centrum poszłyśmy w stronę Northern Quarter. Po drodze natrafiłyśmy na sklep z pięknymi analogowymi aparatami.
Restauracje Dough poleciła mi koleżanka z Manchesteru, jako miejsce ze świetną pizzą. Nie miałam okazji wypróbować, zjadłyśmy gdzie indziej.
Jednym z najfajniejszych miejsc na jakie trafiłyśmy był ten vintage store, nie tylko z ciuchami, ale też dodatkami do domu.
Restauracje Dough poleciła mi koleżanka z Manchesteru, jako miejsce ze świetną pizzą. Nie miałam okazji wypróbować, zjadłyśmy gdzie indziej.
Jednym z najfajniejszych miejsc na jakie trafiłyśmy był ten vintage store, nie tylko z ciuchami, ale też dodatkami do domu.
24 paź 2011
"Just Kids" Patti Smith.
Książka moich wakacji...
"Just Kids", to opowieść o przyjaźni, sztuce, ambicjach, rocku i Nowym Jorku z lat 60-70 tych.
Autorka Patti Smith, to piosenkarka, autorka tekstów, poetka i jedna z najważniejszych kobiet w historii rocka, która zmieniła oblicze punk rocka.
Chociaż minęło kilkadziesiąt lat, o swojej młodości, najbliższym przyjacielu Robercie Mapplethorpie opowiada tak, jak gdyby zdarzyło się to rok temu.
Na powieść natrafiłam zimą, kiedy w internecie szukałam książek o Nowym Jorku lat 60-70tych, bo Miasto z tego okresu wyjątkowo mnie fascynuje.
Spora część akcji "Just Kids" dzieje się w słynnym Chelsea Hotel, z czasów bycia oazą artystów, a nawet przez lata domem dla wielu z nich.
Patti poznaje tam m.in. Allena Ginsberga, Boba Dylana, przesiaduje w pokoju z Janis Joplin czy wspomina ostatnie spotkanie z Jimi Hendrixem.
Wyjścia do Max's Kansas City, The Factory Andy'ego Warhola zmieszane z ulicami Nowego Jorku, na których pochłaniałam tą książkę, wprowadzało mnie w wyjątkowy nastrój.
W jedną z moich ostatnich nocy w NY, razem z Katarzyną (która też przeczytała "Just Kids") stałyśmy przed Chelsea Hotel, wpatrywałyśmy się w jego ciemne okna, wyobrażałyśmy sobie jak to było kiedyś... Które okno należało do Patti i Roberta, Dylana Thomasa czy Jima Morrisona, gdzie zamordowano Nancy Spungen, w którym pokoju Kerouack pracował nad "On the Road" itd...
I tylko charakterystyczny neonowy napis Chelsea już się nie świecił...Na początku sierpnia hotel zakończył swoją działalność i zmienił właściciela. Planowana jest niewielka renowacja i ponowne otwarcie. Mam nadzieję, że nie wprowadzi się tam żadna sieć hoteli, bo to byłoby tragedią, ale wątpie, żeby Miasto pozwoliło sobie na taki błąd.
"Just Kids" dostępna jest tylko w wersji anglojęzycznej, ale znajdziecie ją na eBayu, Amazonie, a nawet w Empiku online.
Gorąco polecam!
"Just Kids", to opowieść o przyjaźni, sztuce, ambicjach, rocku i Nowym Jorku z lat 60-70 tych.
Autorka Patti Smith, to piosenkarka, autorka tekstów, poetka i jedna z najważniejszych kobiet w historii rocka, która zmieniła oblicze punk rocka.
Chociaż minęło kilkadziesiąt lat, o swojej młodości, najbliższym przyjacielu Robercie Mapplethorpie opowiada tak, jak gdyby zdarzyło się to rok temu.
Na powieść natrafiłam zimą, kiedy w internecie szukałam książek o Nowym Jorku lat 60-70tych, bo Miasto z tego okresu wyjątkowo mnie fascynuje.
Spora część akcji "Just Kids" dzieje się w słynnym Chelsea Hotel, z czasów bycia oazą artystów, a nawet przez lata domem dla wielu z nich.
Patti poznaje tam m.in. Allena Ginsberga, Boba Dylana, przesiaduje w pokoju z Janis Joplin czy wspomina ostatnie spotkanie z Jimi Hendrixem.
Wyjścia do Max's Kansas City, The Factory Andy'ego Warhola zmieszane z ulicami Nowego Jorku, na których pochłaniałam tą książkę, wprowadzało mnie w wyjątkowy nastrój.
W jedną z moich ostatnich nocy w NY, razem z Katarzyną (która też przeczytała "Just Kids") stałyśmy przed Chelsea Hotel, wpatrywałyśmy się w jego ciemne okna, wyobrażałyśmy sobie jak to było kiedyś... Które okno należało do Patti i Roberta, Dylana Thomasa czy Jima Morrisona, gdzie zamordowano Nancy Spungen, w którym pokoju Kerouack pracował nad "On the Road" itd...
I tylko charakterystyczny neonowy napis Chelsea już się nie świecił...Na początku sierpnia hotel zakończył swoją działalność i zmienił właściciela. Planowana jest niewielka renowacja i ponowne otwarcie. Mam nadzieję, że nie wprowadzi się tam żadna sieć hoteli, bo to byłoby tragedią, ale wątpie, żeby Miasto pozwoliło sobie na taki błąd.
"Just Kids" dostępna jest tylko w wersji anglojęzycznej, ale znajdziecie ją na eBayu, Amazonie, a nawet w Empiku online.
Gorąco polecam!
23 paź 2011
Focaccia z kozim serem i tymankiem.
W obecnej sytuacji z ograniczonymi możliwościami gotowania, na pomoc
przychodzi szkoła i środowe zajęcia w kuchni, których efekty wraz z
przepisami będę mogła wrzucać na bloga.
W pierwszym tygodniu tematem zajęć było wypiekanie chleba i każdy musiał upiec włoską focaccie.
Robiłam ją wielokrotnie, ale poniższy przepis okazał się najlepszym jaki do tej pory wypróbowałam. Od siebie dodałam tymianek oraz kozi ser i chleb wyszedł doskonale.
Składniki:
400g i więcej mąki pszennej
1 saszetka drożdży (lub 20g świeżych)
30ml oliwy z oliwek
250ml ciepłej wody
szczypta soli
100g koziego sera
1 pęczek świeżego tymianku
Przygotowanie:
W misce wymieszać mąkę, drożdże i sól. Na środku uformować dziurę i wlać wodę oraz oliwę. Składniki połączyć szpatułką, a następnie przejść do wyrabiania ciasta rękami. Ugniatać* przez kilknaście minut, aż ciasto będzie miękkie i elastyczne. W razie klejenia się przy wyrabianiu dosypywać po odrobinie mąki, ale uważać, żeby nie wysuszyć ciasta całkowicie.
Umieścić w misce, przykryć ścierką lub plastikową folią i odstawić w ciepłe miejsce aż podwoi swoją objętość.
Po tym czasie ponownie zagnieść ciasto przez kilka minut, uformować w owal (można pomóc sobie wałkiem, ale nie rozprasowywać) i umieścić na płaskiej formie posypanej odrobiną mąki.
Wierzch ciasta delikarnie skropić oliwą, przykryć folią i odstawić na 20min do wyrośnięcia.
Kozi ser pokroić w drobne kawałki, listki tymianku oddzielić od gałązek. Przed włożeniem do piekarnika, na focaccię wyłożyć ser i posypać tymiankiem.
Piec w temperaturze 220'C przez 20-25min aż się zarumieni.
*Technika z jaką należy ugniatać chleb, (aby nadać mu elastyczności) do obejrzenia TU. Uderzanie ciastem o blat można pominąć;).
W pierwszym tygodniu tematem zajęć było wypiekanie chleba i każdy musiał upiec włoską focaccie.
Robiłam ją wielokrotnie, ale poniższy przepis okazał się najlepszym jaki do tej pory wypróbowałam. Od siebie dodałam tymianek oraz kozi ser i chleb wyszedł doskonale.
Składniki:
400g i więcej mąki pszennej
1 saszetka drożdży (lub 20g świeżych)
30ml oliwy z oliwek
250ml ciepłej wody
szczypta soli
100g koziego sera
1 pęczek świeżego tymianku
Przygotowanie:
W misce wymieszać mąkę, drożdże i sól. Na środku uformować dziurę i wlać wodę oraz oliwę. Składniki połączyć szpatułką, a następnie przejść do wyrabiania ciasta rękami. Ugniatać* przez kilknaście minut, aż ciasto będzie miękkie i elastyczne. W razie klejenia się przy wyrabianiu dosypywać po odrobinie mąki, ale uważać, żeby nie wysuszyć ciasta całkowicie.
Umieścić w misce, przykryć ścierką lub plastikową folią i odstawić w ciepłe miejsce aż podwoi swoją objętość.
Po tym czasie ponownie zagnieść ciasto przez kilka minut, uformować w owal (można pomóc sobie wałkiem, ale nie rozprasowywać) i umieścić na płaskiej formie posypanej odrobiną mąki.
Wierzch ciasta delikarnie skropić oliwą, przykryć folią i odstawić na 20min do wyrośnięcia.
Kozi ser pokroić w drobne kawałki, listki tymianku oddzielić od gałązek. Przed włożeniem do piekarnika, na focaccię wyłożyć ser i posypać tymiankiem.
Piec w temperaturze 220'C przez 20-25min aż się zarumieni.
*Technika z jaką należy ugniatać chleb, (aby nadać mu elastyczności) do obejrzenia TU. Uderzanie ciastem o blat można pominąć;).
22 paź 2011
Cats & Dogs.
Kajtusia jest młodsza niż ten blog. Pewnej grudniowej nocy małżeństwo pijaków z pobliskiego bloku wrzuciło nam do ogrodu kilkudniowe szczeniaki. Mój tata znalazł jednego podczas rannego spaceru z psem i to Loco, nasz bokser go zauważył. Nie mieliśmy pojęcia, że było ich więcej i zanim znaleźliśmy drugiego było już za późno...
Kiedy Kajtusia trafiła do nas była jeszcze ślepa. Przez długi czas myśleliśmy też, że jest Kajtkiem, stąd ta transformacja imienia, nie wiedzieliśmy też co za pies z niej wyrośnie;). Karmiłyśmy ją z mamą butelką, doglądałyśmy kiedy spała sobie smacznie w koszyczku pod grzejnikiem w moim pokoju, a przez to, że wychowywałyśmy ją od samego początku czuję się z nią bardzo związana. Na szczęście Kajtusia nie zapomniała o mnie przez te dwa lata w Stanach i kiedy przyjechałam, to szalała ze szczęścia, piszczała i posikała się z radości :).
Loco jest nadpobudliwy i wiecznie pełen energii, jak to zazwyczaj bywa z bokserami. Razem z Kajtusią dobrze się dogadują i śpią w jednym łóżku.
Fitka też jest przybłędą. Mama znalazła ją w piwnicy z chorą łapą. Wyleczyliśmy ją, Fitka grała przemiłego kotka, lubiła się przytulać, siadać na kolanach, ale kiedy już wiedziała, że nikt jej z domu nie wykopie, to zamieniła się w bitch i teraz nawet nie można jej dotknąć. Na zdjęciu strzela focha na Czarusia, który lubi ją zaczepiać, próbuje się bawić, ale ona tylko prycha i bije go łapą.
Subskrybuj:
Posty (Atom)