30 sie 2012

Hello Tokyo.

Zastanawiałam się jak powinna wyglądać relacja z Japonii, ale nic przełomowego nie przyszło mi do głowy. Przywiozłam dużo zdjęć, więc posty pewnie będą pojawiać się do października, ale jeśli znudzi mnie temat, to dla odmiany dodam coś innego. Planuję napisać trochę o informacjach praktycznych połączonych z mini przewodnikiem, będą też wrażenia i odczucia z tego kraju. Myślę, że część postów będzie tradycyjnie opierała się o fotorelacje pokazujące naszą podróż dzień po dniu, a inne będą zawierały więcej tekstu. Na początek dodaję zdjęcia z pierwszego wieczoru w Tokio oraz następnego dnia.


Pierwsza wizyta w japońskim centrum handlowym i pierwszy zachwyt ubraniami, bo tylko kilka marek znałam z Europy czy Stanów, większość była japońska,  a co za tym idzie trochę inne trendy i powiew świeżości w porównaniu do tego, co nosi się w zachodnim świecie. Ceny w większości przebijały nasze możliwości, ale można było znaleźć ubrania w dobrych cenach, z czego jak najbardziej skorzystały Bzu i moja mama.
 Przed niektórymi barami stoją automaty, w których zamawia się danie, płaci, a później paragon wręcza kucharzowi. Nie ma w nich opcji wyboru języka angielskiego, ale po obrazkach widać co się zamawia, a automaty są proste w obsłudze.

Grillowana wolowina z kimchi na ryżu, sałatka i miseczka miso.

Dla mojej mamy wybrałam japońskie curry.
Okolice naszego hostelu.
Shibuya to jedna z bardziej popularnych dzielnic Tokyo.

Słynne skrzyżowanie w Shibuya, najbardziej zatłoczone na świecie. Kiedy zapala się zielone światło, ludzie przecinają ulicę w czterech kierunkach, również na skos, przez środek skrzyżowania.

Nad skrzyżowaniem znajduje się Starbucks, który jest drugim najbardziej dochodowym lokalem na świecie (tuż po, uwaga, lotnisku Stansted w Londynie). Sprzedaje się tam napoje tylko w największym rozmiarze, a okna zasłonięte są żaluzjami, żeby ludzie nie przychodzili tam wyłącznie w celu sfotografowania skrzyżowania.

Sklep ze szczeniakami i kociętami.


Szkoda nam było tych maluchów, miałyśmy ochotę zabrać wszystkie do domu.


Ogromny H&M w Shibuya.

Automaty z napojami stoją na każdym kroku.

Wybierzesz windę, czy może wolisz spalić kalorie?
Po tym co znałam z Japantown w San Francisco liczyłam na genialne sklepy papiernicze i chociaż znalazłyśmy podobne, to jednak liczyłam, że będzie ich więcej.
Przylepne mini zakładki do zaznaczania stron w książkach.

Nigdzie nie ma takich naklejek jak w Japonii, podobnie jest z taśmami klejącymi, gumkami do mazania i wieloma innymi.

Tam gdzie do windy wchodzi dziesięciu Japończyków, tam zmieściłoby się pięciu Amerykanów;).
Udon w zupie i na zimno i z wieprzowina, jajkiem i innymi dodatkami.

Przejście przez Ueno Park w drodze z Shibuya do Harajuku. Więcej zdjęć w kolejnych postach.
W Tokio główną rozrywką są zakupy, centra handlowe są na każdym kroku, nie tak przestrone jak zachodnie, raczej wielopiętrowe i ciasne. Odwiedziłyśmy wiele z nich, bo kiedy latem na dworze panuje straszny upał, w klimatyzowanych wnętrzach centrów handlowych można przynajmniej odpocząć.

Żarówiaste stoisko z naleśnikami. Dobranoc Harajuku.

25 sie 2012

One afternoon in Rome.

Nasza podróż do Japonii wiązała się z wizytą we Włoszech, bo wylot do Tokio miałyśmy z Rzymu.
Po locie z Nowego Jorku, przystanku w Londynie i dwóch nieprzespanych nocach, znalazłam się na południu Europy. Wylądowałam w Pizie i zamiast godzinę oczekiwania na pociąg wykorzystać na odpoczynek, wybrałam się zobaczyć Krzywą Wieżę. W moich podróżach zawsze znajdzie się sytuacja w której jestem o włos od spóźnienia się na środek transportu i podobnie było tym razem. Biegnąc w upale z walizką na dworzec wyjątkowo żałowałam wcześniejszej chęci zobaczenia wieży... Ledwo żywa w pociągu, nabierałam energii próbując spać w drodze do Rzymu. Z dworca odebrała mnie już Bzu. Nie widziałyśmy się ponad rok i doszłyśmy do wniosku, że jak na razie za każdym razem spotykamy się w innym mieście/kraju. Resztę dnia spędziłyśmy spacerując po Rzymie, co zobaczycie na poniższych zdjęciach.
 

Przy Campo de' Fiori kupiłam w Ruggeri kilka plasterków szynki parmeńskiej, scamorzę i kawałek sera owczego.

Ulubiona pizza w kawałkach z Il Forno Roscioli + kupiona wcześniej szynka.

Było gorąco, bardzo chciało mi się pić i zimne piwo okazało się zbawieniem. Normalnie nie piję piwa dla przyjemności, ale tam na Trastevere smakowało mi jak nigdy.

Liczyłyśmy na pyszną włoską kolację, ale niestety okazało się, że dwie bardzo lubiane przeze mnie restauracje były akurat zamknięte.
Wieczorem dotarła do Rzymu moja mama, a na drugi dzień rano pojechałyśmy już na lotnisko.

17 sie 2012

Financial District, Wall Street.

Pewnie czekacie już na zdjęcia z Tokio, ale nie wiem czy uda mi się jakieś dodać na bloga podczas pobytu tutaj. Przed nami pierwszy pełny dzień zwiedzania i cieszę się, że tą niekończącą się podróż mam już za sobą. Od niedzieli odwiedziłam Nowy Jork, Londyn, Pizę, Rzym, lotnisko w Moskwie, żeby w końcu dotrzeć do Japonii i nie powiem, żebym czuła się dzisiaj wypoczęta.
Jeżeli jesteście ciekawi co dzieje się u nas na bieżąco, polecam śledzić profil bloga na Facebooku, albo Twittera Bzu, bo jej relacjonowanie jest barwniejsze i zabawniejsze od mojego;).

A teraz wrócimy na przeciwną stroną kuli ziemskiej, do Nowego Jorku.
Z zamiarem dodanie zdjęć z Financial District zanosiłam się jeszcze w zeszłym roku. Lubię spacerować tą okolicą, bo kryje w sobie trochę nowojorskiej historii. To tu rodziło się miasto, tutaj osiedlili się pierwsi osadnicy. Holendrzy nazwali je Nowym Amsterdamem, a przez Wall Street ciągnął się płot, który był północną granicą miasta. Kilkadziesiąt lat później został rozebrany przez Brytyjczyków. Pod koniec XVIII było to już miejsce załatwiania interesów, a kupcy i handlowcy z czasem zawiązali porozumienie, które w końcu przekształciło się w Nowojorską Giełdę Papierów Wartościowych. Dzisiaj oczy świata finansowego zwrócone są na New York City Stock Exchange, ponieważ jest to największa giełda na świecie. Przieciętny dzienny obrót papierami wartościowymi przelicza się w miliardach dolarów.