28 mar 2012

Baguio City, Philippines.

Chociaż moja podróż rozpoczęła się w sobotę, to tak naprawdę dopiero dzisiaj poczułam, że spędziłam więcej czasu na lądzie niż w powietrzu i na lotniskach;). Po wylądowaniu wczoraj na filipińskej wyspie Luzon, od razu wsiadłam w autobus i pojechałam na północ. Cel był odległy o ponad 10 godzin, więc postanowiłam podzielić drogę na pół i zatrzymać się na noc w Baguio City, 300-tysięcznym mieście położonym w górach Kordyrliery Centralnej. Miałam w planie pochodzić po mieście, a później spotkać się z umówioną wcześniej Couchsurferką. Spacerując po centrum, przypadkowo doszłam do tętniącego życiem targu, czyli zazwyczaj mojej ulubionej części odwiedzanych miast. Fotografowanie sprawiało mi początkowo trochę trudności, bo ewidentnie rzucałam się w oczy i przykłuwałam uwagę wszystkich dookoła, co odbierało mi pewność siebie. Niedosyć, że jedna z niewielu białych w mieście, to jeszcze z dużym plecakiem i aparatem. Ludzie nie chowali się przed zdjęciami, byli mili, ale co chwilę ktoś coś do mnie mówił i ciężko było skupić się w tym zmieszaniu. Dzisiaj, po 24h spędzonych w Baguio czuję się już niemalże jak u siebie, ale muszę ruszać dalej w drogę, przede mną cała noc jazdy autobusem po krętych, górskich drogach.

Update: Autobus był zapchany, zostaję więc na noc w tym samym miejscu, zaraz obmyślam plan B i cieszę się, że przynajmniej spędzę noc w łóżku, bo niewiele takich ostatnio;).



W pewnym momencie młoda dziewczyna spytała, czy może pochodzić ze mną po targu. Rozmawiałyśmy, a kiedy usłyszała moje plany na dalszą trasę spytała, czy jadę tam z mamą i tatą;). Potem przyszło zaskoczenie, że jednak nie jestem w jej wieku i nie mam 18 lat, jak myślała.
Balut, czyli kaczy embrion...Jeden z tych obrzydliwych smakołyków kuchni świata, które wielokrotnie oglądałam w podróżniczo-kulinarnych programach TV;).  Zawsze sobie obiecywałam, że spróbuję baluta przy okazji wizyty na Filipinach i stało się to dzisiaj! Jednak będę musiała zjeść jeszcze jednego, żeby zrobić zdjęcia wnętrza;).

24 mar 2012

Adventure is out there!

Pierwszy z biletów tej podróży kupiłam w lipcu zeszłego roku, a termin wyjazdu wydawał się wtedy tak odległy, jakby nigdy miał nie nastać.
A jednak doczekałam się.
Po przebudzeniu otworzyłam oczy i wiedziałam, że następnym razem położę się do łóżka w innym miejscu, kraju, na innym kontynencie. Uwielbiam to uczucie.
Wolałabym jednak mieć już za sobą nadchodzące dni, bo zanim dotrę na Filipiny, przede mną chyba najdłuższa podróż mojego życia...
Jestem właśnie w drodze do Manchesteru. Tam po przyjeździe pójdę do kina, żeby zabić trochę czasu. Noc spędzę na lotnisku i na szczęście dla mnie- tej nocy zmienia się czas, więc będę tam siedzieć godzinę krócej. Z samego rana wylatuję do Mediolanu i dopiero tam wsiądę w samolot, który odleci w kierunku Azji. Po 5h lotu dotrę do Dohy w Katarze, gdzie na lotnisku będę musiała przesiedzieć prawie 6h. Potem czeka mnie prawie 8-godzinny lot do Singapuru. Na tym etapie pewnie będę już płakać ze zmęczenia;). Kiedy dolecę do Singapuru, łapię samolot do Malezji i wreszcie w Kuala Lumpur przypomnę sobie co to łóżko, bo zarezerwowałam na noc hostel. Niestety nie pośpię za długo, bo 27.03 z samego rana mam lot na Filipiny.
Początkowo podróż nie miała być aż tak długa, ale w lutym dostałam telefon z Qatar Airways, że plan lotów został zmieniony i musiałam wybrać inny termin, a obecny był jedynym, który mi pasował. Niby przesunęło się to w czasie tylko o kilka godzin, ale zmienilo wiele, bo muszę dolecić z samego rana do Mediolanu, a w Katarze będę mieć znacznie dłuższą przesiadkę. Jednym słowem wydłużyło mi to podróż o kilkanaście godzin...
Na Filipiny dolecę pewnie pół żywa, ale cóż, chyba warto się przemęczyć dla tego, co będzie się działo w najbliższych trzech tygodniach;).
Jeśli jesteście ciekawi kiedy będę w poszczegółnych krajach, oto daty:
27.03- 4.04- Filipiny
4.04- 9.04 Bangkok
9.04- 15.04 Malezja/ Singapur
Biorę ze sobą komputer, więc na pewno uaktualnię bloga w trakcie podróży, chociaż regularnych wieści spodziewajcie się raczej na Facebooku i Twitterze.
Strasznie cieszę się na ta podróż, to będzie moja pierwsza wizyta w Azji, więc wszystko jest podwójnie ekscytujące! Chociaz tak naprawdę to nie chce mi się wierzyć gdzie jadę. Opuszczając akademik miałam wrażenie, jakbym wybierała się na luzna wycieczkę do Londynu;). Spakowalam się tak szybko i zabralam tak niewiele rzeczy, ze tym bardziej nie odczuwam, ze nie będzie mnie tu trzy tygodnie.
Chce odpocząć od szkoły, Birmingham i codzienności. Chce, żebym moim powodem do narzekania były upały, a nie zadania domowe. Chce płakać ze szczęścia przez widoki i pyszne jedzenie. Chce wnikliwie obserwować, fotografować i słuchać muzyki, która pózniej będzie przywolywac wspomnienia.
Nie wiem co mnie czeka, jakie przygody napotkam, jakich ludzi poznam. Nie wiem co przyniesie jutro.
I o to chodzi.



Ludzie w akademiku znowu zrobili mi swietna niespodzianke. Kiedy wychodzilam z budynku już gotowa do drogi, na srodku placu staly dziewczyny i jak tylko otworzylam drzwi, zrobiły dla mnie pożegnalne show ze spiewaniem kartkami, kwiatami i usciskami. Strasznie miłe to było, nigdy nikt mnie tak nie żegnal :).

22 mar 2012

Peanut butter & jelly cupcakes.

 Kultowa amerykańska kanapka peanut butter & jelly w formie babeczek.




Składniki (na ok 18 babeczek):

1 i 3/4 szklanki mąki
1 łyżka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki soli
170g miękkiego masła
1/2 szklanki cukru
75g (2/3 szklanki) masła orzechowego
3 jajka
1/2 szklanki śmietany (np. 12%)
1/2 łyżeczki ekstraktu lub olejku waniliowego

Krem:
170g serka kremowego typu Philadelphia
1/4 szklanki cukru
1/2 łyżeczki soli
1 szklanka masła orzechowego
1/2 łyżeczki ekstraktu lub olejku waniliowego
+ dżem truskawkowy

 Przygotowanie:

Rozgrzać piekarnik do 180'C.
Wsypać suche składniki do jednej miski. W drugiej ubić masło z cukrem, a następnie dodać masło orzechowe i wymieszać aż powstanie jednolita masa. Dodawać po jednym jajku, mieszając po każdym. Dodać śmietanę i ekstrakt waniliowy i połączyć całość.
Teraz można zacząć stopniowo dodawać suche składniki, najlepiej w trzech dawkach, mieszając po każdej. Gotową masą wypełnić 2/3 papierowe foremki. Piec przez ok 20min, aż babeczki zaczną nabierać lekko złotego koloru.

Odstawić do wystudzenia i w tym czasie przygotować krem z masła orzechowego.

Ubić serek i cukier. Dodać masło orzechowe, sól, wanilię i wymieszać aż wszystkie składniki się połączą. Jeśli krem jest zbyt gęsty, można dolać odrobinę mleka. Babeczki ozdobić kremem, a na czubek nałożyć odrobinę dżemu truskawkowego.

 Zmodyfikowany przepis pochodzi ze strony Marthy Stewart.

20 mar 2012

Florence and The Machine.

Tydzień temu, razem ze znajomymi wybrałam się na koncert Florence and The Machine. To jeden z tych zespołów, które bardzo chciałam zobaczyć na żywo, a nie miałam jeszcze okazji.
Koncert odbywał się w hali LG Arena w Birmingham i był moim pierwszym poważniejszym koncertem wewnątrz. Wszystko się udało, ale jednak nie ma to jak otwarta przestrzeń, lato w powietrzu i trawa pod nogami (a czasami błoto)...

 Towarzyszyli mi Marcin, Klaudia, którą poznałam dzięki temu blogowi i Elena z Erasmusa.
 Hala mieści 15tys. i w trakcie koncertu wyglądała na wypełnioną po brzegi.
 Marcin, najfajniejsza osoba z Erasmusa tego semestru.
 The Horrors jako support.
 Wcześnie zjawiliśmy się na miejscu, musieliśmy długo czekać, ale za to byliśmy blisko sceny.
Miałam małe obawy jak Florence Welch będzie brzmiała na żywo, ale była fantastyczna. Miałam też wrażenie, że z każdą piosenką rozkręcała się coraz bardziej i nawiązywała coraz lepszy kontakt z publicznością.
Szkoda, że "Shake it Out" i "Dog Days are Over" było jedno po drugim, bo za dużo

Nagrałam kilka video...

Tydzień temu wróciłam do iPhona 4 i stąd te nagrania i zdjęcia. Dostałam go od Soe, z umową, że pewnego dnia zwrócę mu poniesione koszty. Fajnie było podłączyć iPhona do iTunes i dostać cząstkę  nowojorskiego życia z powrotem. Aplikacje, notatki, kontakty,  ostatnio otwierane strony internetowe, galeria pełna zdjęć z całego roku. Nawet w wybieranych numerach znalazłam te, z którym połączyłam się na początku września.
Wczoraj jednak zajęłam się odblokowywaniem urządzenia, żeby używać go jako telefonu i chociaż się udało, to w lewym górnym rogu ciągle widnieje "brak sieci". Spędziłam już nad tym z 10h, ale nic nie skutkuje. Jeżeli ktoś z Was miał podobny problem, to chętnie się dowiem, jak sobie poradziliście.


I jeszcze jedna sprawa: czy mamy tu jakieś miłe osoby pracujące w dziale kreacji w agencjach reklamowych? Moja najdroższa Bzu potrzebuje 15 osób do badań do pracy magisterskiej, więc jeśli zechcielibyście pomóc, napiszcie na bezukowa@gmail.com. Dziękujemy;).

14 mar 2012

British regional food.

Tematem dzisiejszych zajęć Food and Recipe Development była regionalna kuchnia Wielkiej Brytanii. W parach przyrządzaliśmy dania charakterystyczne dla danego regionu, często zapomniane, a dla niektórych zupełnie nieznane.
W UK, podobnie jak w wielu innych krajach w ostatnich latach, temat powraca moda na gotowanie od podstaw, zdrowe odżywanie, a kryzys ekonomiczny przyczynił się do rozpopularyzowania lokalnych produktów. Wiele modnych restauracji zamienia niezbyt dobrze kojarzone brytyjskie przysmaki w wyrafinowane dania, magazyny kulinarne odnawiają tradycyjne przepisy na zdrowsze opcje i razem z popularnymi szefami kuchni na ekranach TV i w książkach zachęcają Brytyjczyków do odkrywania własnej kuchni na nowo.

Razem z koleżanką z grupy pracowałam nad daniami regionu w którym mieszkamy, czyli West Midlands/ Midlands. Wybrałyśmy dwa przepisy, jednym z nich był Bread Pudding. Spotkałam się z wieloma przepisami na ten deser, ale my użyłyśmy tego, który pochodził z regionalnej kuchni.
Po prawej Chelsea Buns, wywodzące się z Londynu, bardzo podobne do cynamonowych ślimaczków.

Parkin, tradycyjne ciasto owsiano-melasowe pochodzące z północnej Anglii, regionu Yorkshire. Lekko słodkie, w teksturze dość ciężkie, rozsypujące się.
Walijskie "kotlety" z ziemniaków i porów smakowały mi chyba najbardziej ze wszystkich niesłodkich dań. Z prawej małże przyrządzone po walijsku, smażone na głębokim tłuszczu.
Kotlet jagnięcy i wątróbka z północnej Anglii serwowane z...nie jestem pewna czy czasem nie były to ziemniaki, pory i szałwia.
Faggots and Peas to drugie przygotowywane przeze mnie danie, z którymi spotkacie się również w Szkocji. Opiera się na mięsnych podrobach (użyłyśmy m.in serca, wątróbki), co w przeszłości wiązało się oczywiście z niezamożnością ludzi. Pokrojone lub zmielone mięso formowuje się w klopsy owija w błonę ochraniającą jamę brzuszną świni (my jej nie użyłyśmy). Pewnie już na tym etapie kilk osób zostało obrzydzonych, ale w smaku danie jest ok. W przypadku takich dań pociesza mnie fakt, że wykorzystywane są tańsze/gorsze części mięsa, co oznacza, że zwierzę nie oddało swojego życia tylko dla kawałka ładnej polędwicy.  Faggots serwuje się tradycyjnie z groszkiem, puree ziemniaczanym i sosem.

Welsh rabbit to ser na toście/chlebie podawany z różnymi składnikami. Z kolei welsh cakes to popularne ciasteczka, w oryginale pieczone na kamiennej patelni.
Manchester Tart, z kremem (wyszedł trochę za rzadki) i malinami, posypana kokosem.
Żadnej z nazw tych dań nie pamiętam, ale placek po prawej stronie był ze słodkim nadzieniem i rodzynkami.
Scones wywodzą się ze Szkocji i południowo- zachodniej Anglii. Bardzo je lubię i dzisiaj też należały do jednego z najlepszych dań według mnie. Nazwy wypieków po prawej stronie nie pamiętam, ale w smaku przypominały brytyjski pudding świąteczny.
Niestety przez gotowanie ucierpiał mój tydzień weganizmu. Szkoła utrudnia mi zadanie, podobnie było z poniedziałkowymi warsztatami na temat fińskiej kuchni, z których dodałam zdjęcia na blogowego Facebooka. Soe ukarał mnie dodatkowymi, więc eksperyment zakończę w środę, bo wtedy mam kolejne zajęcia z gotowania...

11 mar 2012

Vegan week.

Rozpoczęłam dzisiaj tydzień weganizmu, nie sama, bo razem z moim przyjacielem z NYC, Soe. Gadaliśmy ostatnio dużo na temat odżywiania, więc kiedy wpadłam na ten pomysł, wiedziałam, że Soe chetnie do mnie dołączy i będziemy dzielić się wrażeniami przez Skype;).
Za cel tego eksperymentu stawiam sobie przekonanie się na ile trudne będzie to do wykonania, o ile bardziej świadoma będę musiała być przy wyborze jedzenia i jak ciężko będzie mi odmówić sobie niektórych produktów. Tydzień wegetarianizmu nie byłby większym wyzwaniem, ale już odstawienie wszystkich produktów pochodzenia zwierzęcego może odrobine skomplikować życie. Oczywiście budżet mam ciągle ten sam, niski, więc nie będę szaleć z wymyślnymi przepisami i wieloskładnikowymi daniami, a koszty mam zamiar utrzymać na tym samym poziomie.
Za tydzień napiszę jak nam poszło i pokażę czym się żywiliśmy;).

Pewnie przez cały tydzień będę jeść podobne śniadania jak dzisiaj: mleko sojowe z płatkami, otrębami, muesli i bananem. W porze lunchu i dwie godziny później zjadłam jeszcze dwa banany, bo wczoraj kupiłam dużo na targu;).
 Na obiado-kolacje zrobiłam makaron udon z kapustą i soją edamame, a na koniec wymieszałam z łyżką ulubionego ostrego chińskiego sosu z czarnej fasoli. Przepis wymyśliłam w trakcie krojenia kapusty, a danie wyszło bardzo dobre. Na deser zjadłam winogrona i z przykrością odmówiłam koledze ciasteczka, bo oczywiście zawierały mleko.

9 mar 2012

Fringe, bangs.

 Wczoraj zaliczyłam najdłuższą i najnudniejszą wizytę u fryzjera. Poszłam do swojej szkoły, gdzie można oddać się w ręce początkujących studentek kierunku Salon Business Management ze specjalnością fryzjerstwa. Po każdym strzyżeniu włosów studentka musiała konsultować się z nauczycielką i proste podcięcie końcówek zamieniło się w niekończący się zabieg.
Poza odświeżeniem długości, nie miałam zamiaru zmieniać wyglądu grzywki, ale tak jakoś wyszło, że fryzjerka ucięła trochę więcej;). Ostatecznie uznałam, że to nawet lepiej, bo od początku chciałam mieć krótszą grzywkę i chociaż może nie czyni mnie ona ładniejszą, to fajnie jest zmienić fryzurę. 
Możliwe, że za kilka miesięcy skrócę grzywkę jeszcze bardziej, a póki co, jestem ciekawa jak ułożą się włosy po pierwszym myciu, bo jednak po wyjściu od fryzjera wygląda się inaczej niż dzień później;).
W tym wszystkim najlepszy był fakt, że zamiast 6 funtów, zapłaciłam £1. Nie wiem skąd ten rabat, może przez długość wizyty.




 
Update z 10.03: A tak wygląda grzywka dzisiaj, po umyciu i zwykłym wysuszeniu suszarką. Odrobinę inaczej, ale według mnie jest dobrze i tylko upewniłam się, że za jakiś czas wypróbuję jeszcze krótszą wersję. 
P.S. Nawet pomalowałam dla Was rzęsy! I tak jak ostrzegałam w komentarzach, nadal ich nie widać;).

7 mar 2012

Food and Recipe Development.

Wreszcie mam okazję pokazać Wam, jak spędzam środowe poranki. Nie wzięłabym do szkoły aparatu, gdyby nie to, że musiałam zrobić zdjęcia przygotowanym dzisiaj daniom. Na szczęście wygląda na to, że za tydzień będę mogła już fotografować telefonem.
Na przedmiocie Food and Recipe Development pracujemy nad produktem zwanym Quorn i z nim wiąże się też praca zaliczeniowa (60% oceny) z przedmiotu. Quorn jest imitacją mięsa, do którego produkcji wykorzystuje się rodzaj grzyba rosnącego w UK. Jest bogaty w białko, odpowiedni dla wegetarian i dostępny w różnej postaci- kawałki, mielone, kiełbaski, szynka, burgery, filety i inne. Na początku semestru odwiedzili nas przedstawicieli firmy, opowiedzieli o produkcie i zrobili dla nas demonstrację kulinarną przy użyciu różnych produktów Quorn. Stworzyli takie dania jak tajskie curry, sałatka z wrzywami i mango, wrapy z tortilli z nadzieniem, paella i kilka innych. Najprzyjemniejszym etapem było oczywiście jedzenie tego wszystkiego;).
Później na zajęciach każdy z nas losował, nad czym będzie pracował i ja trafiłam na filety.
Naszym zdaniem jest opracowanie przepisu na stronę internetową Quorn, który będzie zdrowym daniem głównym, odpowiednim na posiłek dla rodziny. Przepis ma być inspirujący, ale też nietrudny do zrobienia dla przeciętnego konsumenta, który może nie mieć doświadcenia w gotowaniu. Mamy również wziąć pod uwagę trendy kulinarne i zdrowotne. Byłoby pięknie, gdyby chodziło tylko o ugotowanie dania, niestety sprawa jest bardziej skomplikowana i wymaga zapisywania wszystkiego po drodze oraz stworzenia raportu na 3tys słów. Tak czy inaczej, zajęcia w kuchni są najfajniejsze, 3h mijają w tempie ekspresowym, a jak wracam do domu z zapasami jedzenia na kilka dni, to tym bardziej mam przekonanie, że warto na nie chodzić;).


Kuchnia w której mamy zajęcia i stanowisko nauczyciela.

Stanowiska są dwuosobowe, więc nawet jeśli pracujemy indywidualnie, to zawsze mimo wszystko obok drugiej osoby. Mamy swoją swój blat, zlewozmywak i szafkę z całym sprzętem. Dzisiaj gotowałam obok Rity, która pochodzi z Hong Kongu, ale chodziła do szkoły w UK, więc na początku nawet nie zorientowałam się, że nie jest stąd.
Mieliśmy dzisiaj pierwsze zajęcia na których pracowaliśmy nad indywidualnymi przepisami. Zrobiłam risotto z chorizo, quorn, rozmarynem i pomidorkami w occie balsamicznym. Niestety danie nie wyszło tak dobre jak zazwyczaj i myślę, że to wina chorizo. Zamiast klasycznej, podłużnej, zamówiono dla mnie chorizo na wzór kiełbasy krakowskiej i nie sprawdziła się. Postanowiłam, że rezygnuje z tego przepisu i następnym razem zrobię buraczkowe risotto, przynajmniej będzie wegetariańskie.
Na drugie danie wybrałam linguine ze szpinakiem, sosem gorgnozola + oczywiście filety quorn, które pokroiłam na kawałki. Wyszło pyszne, no i plus za niewielką ilość składników oraz prostotę w przygotowaniu. Następnym wprowadzę małe poprawki i zobaczymy jakie danie wybiorę na ostateczne za kilka tygodni.
Amy.
Co tydzień, razem z grupą osób, która pracuja nad filetami, wypełniamy zamówienia na potrzebne nam produkty na zajęcia za dwa tygodnie. Na przyszłej lekcji mamy przerwę od Quorn i w parach będziemy robić brytyjskie dania regionalne. Nauczycielka podzieliła nas na pary i każdej został przydzielony jakiś region w UK, a my musieliśmy wybrać dwa tradycyjne dania, które przyrządzimy na zajęcia.
Moja filetowa grupa, a z prawej Paul z Francji. Dobrze jest mieć go w grupie, bo przynajmniej nie czuje się osamotnionym obcokrajowcym w grupie Brytyjczyków;).