Pisałam o tym miesiąc temu, ale przypomnę, że celem podróży do Portugalii było spotkanie się w Lizbonie ze znajomymi z Erasmusa z Birmingham, którzy w zeszłym roku spędzili na mojej uczelni semestr na wymianie. Najtańsze loty znalazłyśmy z Kasią do Faro, więc miałyśmy zacząć podróż od Algarve. Napisałam o tym Tiago (którego poznałam w Rio de Janeiro), a on wpadł na pomysł zrobienia z nami roadtripu i pokazania nam ulubionych miejsc w jego okolicy. Wziął kilka dni wolnego, przyjechał z Coimbry na południe i znowu w roli przewodnika sprawdził się tak dobrze jak w Brazylii.
Z lotniska pojechaliśmy w okolice Lagos, skąd pochodzi Tiago. W bagażniku miał już przygotowany cały sprzęt do campingu i wybrał gdzie będziemy nocować. Kiedy dotarliśmy na miejsce, rozstawiliśmy namiot, a krótko potem zjawił się przyjaciel Tiago, bo w czwórkę mieliśmy wybrać się na kolację.
Katarzyna!
Z początku nie mogłyśmy zapamiętać imienia przyjaciela Tiago. Podzielił się z nami jego ksywką- Janita, wymawiane "Żenita". Kiedy Kasia zażartowała w samochodzie "żenita się czy nie żenita?" parsknęłyśmy śmiechem i już było pewne, że to imię na pewno nie wyleci nam z głowy. Żenita okazał się też strasznie śmiesznym facetem i potem wspominałyśmy go z Kasią do końca pobytu w Portugalii;).
Zamiast czterech dań zamówiliśmy trzy, a porcje i tak były ogromne i nie zjedliśmy wszystkiego. Na zdjęciu ryż z owocami morza, był też ryż z nożenkami (znane mi do tej pory jako razor clams z ang.), a ponadto... grillowana ośmiornica z warzywami. Ryż z nożenkami był trochę za słony, ale reszta dań bardzo dobra, najbardziej smakowała mi ośmiornica.
Na deser (a raczej już dopchanie się) Tiago polecił nam spróbowanie ciasta z dynią figolistną, migdałami, anyżem i cynamonem. Było ciężkie, bardzo słodkie i wilgotne.
Wjechaliśmy na jakieś wzgórze zerknąć na Lagos nocą.
Później poszliśmy zapoznać się z życiem nocnym Lagos. To niewielka miejscowość, chętnie odwiedzana przez turystów, więc spotykaliśmy na ulicach grupki hałaśliwych Brytyjczyków. W jednym barze pograliśmy w piłkarzyki, a potem Tiago zaprowadził nas do swojego ulubionego.
W środku nocy pojechaliśmy za miasto, zjechaliśmy z głównej trasy na drogę szutrową i po chwili znaleźliśmy się gdzieś w polu, przed nieotynkowaną chatką. Weszliśmy do środka, a tam w najlepsze trwała impreza. Grupka ludzi w klimacie hippie siedziała w kółku z instrumentami, muzyka, którą tworzyli raz wychodziła im lepiej, raz gorzej, ale ciągle coś rozbrzmiewało, miejsce było super!
Usiedliśmy na wygodnych kanapach, popijaliśmy piwo i chociaż była 4 nad ranem, a ja miałam za sobą cały dzień podróży, nie chciało nam się wychodzić. W końcu się zebraliśmy, żeby zdążyć się przespać, zanim na cały dzień ruszymy w drogę.
Po godzinie 5 położyliśmy się w naszym namiocie, ściśnięci na jednym materacu. Zanim zasnęłam, słyszałam pianie kogutów i świergot ptaków.
Obudziłam się 2h później, w namiocie było już gorąco, a zamek namiotu rozpinałam tak, jakby była krok od uduszenia się. Wystawienie ręki, a zaraz potem głowy na chłodne powietrze było cudowne. Kasia zrobiła to zaraz po mnie i jeszcze udało jej się przysnąć w takiej pozycji.
Na dobrą sprawę było już za gorąco, żeby wrócić do spania, marzyło nam się wskoczenie do basenu, ale otwierali go dopiero o 10, więc tak sobie do tej 10tej przeleżeliśmy.
A kilka minut po 10 byliśmy już oczywiście na basenie. Tiago zostawił nas na chwilę, pojechał pożegnać się z rodzicami i około południa ruszyliśmy w drogę.
Przywiózł od babci pyszne migdałowe ciasteczka. Położyłam je na ziemi bo nie mogłam znaleźć dobrego tła do zdjęcia i wyszły tu jak kamienie haha.
Pamiętacie głośną sprawę zniknięcia małej Brytyjki- Madeline McCann? Tiago pokazał nam kurort, w którym zatrzymała się wtedy jej rodzina, a znajomy Tiago nawet obsługiwał jej rodziców w restauracji, w wieczór kiedy dziewczynka zaginęła.
Zatrzymaliśmy się w kilku miejscach z pięknymi widokami, a pierwszy dłuższy przystanek urządziliśmy sobie przy Praia do Burgau.
Tiago musiał napić się tego, co typowy południowec pije kilka razy dziennie, espresso!;) Dla nas zamówił pastel de nata, chyba najbardziej typowy portugalski, słodki wypiek.
Obijałam się trochę z robieniem zdjęć i pomijałam niektóre miejsca, widoki, ale kolejnym przystankiem była jedna z ulubionych plaż Tiago, Praia de Cabanas Velhas. Dalej Praia da Salema. Plaża Martinhal. Dotarliśmy do Sagres, które przypominało mi trochę Kornwalię...płaski teren bez drzew, klify, ocean, piękno, ale i wiatr urywający głowę.
Przylądek Sao Vincente, to najbardziej wysunięty na płd-zachód punkt Europy. Znajdowała się tam stara latarnia morska. Byłam zafascynowana, kiedy Tiago powiedział mi, że jego tata w niej pomieszkiwał, bo dziadek przez pewien czas zapalał w tej latarni światła. Myślałam, że o takich rzeczach można przeczytać tylko w książkach.Wiało strrrasznie, taka cena za genialny widok.
Przy latarni zrobiliśmy sobie małą przerwę na zdjęcia.
Jadąc dalej napotkaliśmy przy drodze pastucha z kozami <3 W końcu porządnie zgłodnieliśmy, a Tiago zaproponował zjedzenie pizzy na plaży, oh yeah! Zabrał nas do pizzerii, gdzie pracował jego znajomy i za dwie pizzę zapłaciliśmy mniej niż normalnie zapłacilibyśmy za jedną. Wybraliśmy pizzę z chorizo, oliwkami i jajkiem, a drugą z karczochami, szynką, pieczarkami, oliwkami. Zjedzone przy plaży- podwójnie pyszne!
W barze przy tej samej plaży też pracował ktoś ze znajomych Tiago. W zasadzie gdzie się nie ruszyliśmy, wszędzie spotykał kogoś znajomego. Po pizzy przyszła pora na kolejne espresso tego dnia. Kasia zamówiła też jedno dla siebie, a Tiago wybrał dla nas deser.
Ciasto znowu było mocno migdałowe i słodkie, smaki typowe dla Algarve.
Praia de Castelejo przypominała mi Kalifornię. Fale były całkiem duże, woda zimna i średnio nadawała się do kąpieli, ale plaża była piękna.
Kasia spała na tylnim siedzeniu, w końcu i nam się zachciało spać, więc pojawił się pomysł zrobienia przerwy na drzemkę.
Znaleźliśmy cichą, bezwietrzną plażę, zabraliśmy z samochodu ręczniki, uformowaliśmy z piasku poduszki i w pięknych oklicznościach ucięliśmy sobie popołudniową drzemkę.
Potem z Katarzyną trochę się pogimnastykowałyśmy.
Słońce było coraz niżej...Wjechaliśmy na górę z Castelo de Aljezur, żeby stamtąd zobaczyć jak znika za wzgórzami i oceanem. Zastanawialiśmy się gdzie spędzić kolejną noc... Camping nie brzmiał tak genialnie po poprzedniej bardzo krótkiej nocy, a chcieliśmy się wyspać. Dojechaliśmy do Arrifany i Tiago zadzwonił do kuzyna, który w domu blisko plaży ma niewielki Bed&Breakfast. Rodziny nie było jeszcze w domu, więc poszliśmy na mały spacer (widok na zdjęciu) i spędziliśmy trochę czasu w restauracji.
Dostałyśmy z Kasią ładny dwuosobowy pokój, Tiago spał za darmo u kuzyna w domu, koszty rozdzieliliśmy na całą trójkę i wyszło bardzo tanio. A kładąc się do łóżka byłyśmy przeszczęśliwe, że mamy przed sobą długą i wygodną noc!
Katarzyna!
Z początku nie mogłyśmy zapamiętać imienia przyjaciela Tiago. Podzielił się z nami jego ksywką- Janita, wymawiane "Żenita". Kiedy Kasia zażartowała w samochodzie "żenita się czy nie żenita?" parsknęłyśmy śmiechem i już było pewne, że to imię na pewno nie wyleci nam z głowy. Żenita okazał się też strasznie śmiesznym facetem i potem wspominałyśmy go z Kasią do końca pobytu w Portugalii;).
Zamiast czterech dań zamówiliśmy trzy, a porcje i tak były ogromne i nie zjedliśmy wszystkiego. Na zdjęciu ryż z owocami morza, był też ryż z nożenkami (znane mi do tej pory jako razor clams z ang.), a ponadto... grillowana ośmiornica z warzywami. Ryż z nożenkami był trochę za słony, ale reszta dań bardzo dobra, najbardziej smakowała mi ośmiornica.
Na deser (a raczej już dopchanie się) Tiago polecił nam spróbowanie ciasta z dynią figolistną, migdałami, anyżem i cynamonem. Było ciężkie, bardzo słodkie i wilgotne.
Wjechaliśmy na jakieś wzgórze zerknąć na Lagos nocą.
Później poszliśmy zapoznać się z życiem nocnym Lagos. To niewielka miejscowość, chętnie odwiedzana przez turystów, więc spotykaliśmy na ulicach grupki hałaśliwych Brytyjczyków. W jednym barze pograliśmy w piłkarzyki, a potem Tiago zaprowadził nas do swojego ulubionego.
W środku nocy pojechaliśmy za miasto, zjechaliśmy z głównej trasy na drogę szutrową i po chwili znaleźliśmy się gdzieś w polu, przed nieotynkowaną chatką. Weszliśmy do środka, a tam w najlepsze trwała impreza. Grupka ludzi w klimacie hippie siedziała w kółku z instrumentami, muzyka, którą tworzyli raz wychodziła im lepiej, raz gorzej, ale ciągle coś rozbrzmiewało, miejsce było super!
Usiedliśmy na wygodnych kanapach, popijaliśmy piwo i chociaż była 4 nad ranem, a ja miałam za sobą cały dzień podróży, nie chciało nam się wychodzić. W końcu się zebraliśmy, żeby zdążyć się przespać, zanim na cały dzień ruszymy w drogę.
Po godzinie 5 położyliśmy się w naszym namiocie, ściśnięci na jednym materacu. Zanim zasnęłam, słyszałam pianie kogutów i świergot ptaków.
Obudziłam się 2h później, w namiocie było już gorąco, a zamek namiotu rozpinałam tak, jakby była krok od uduszenia się. Wystawienie ręki, a zaraz potem głowy na chłodne powietrze było cudowne. Kasia zrobiła to zaraz po mnie i jeszcze udało jej się przysnąć w takiej pozycji.
Na dobrą sprawę było już za gorąco, żeby wrócić do spania, marzyło nam się wskoczenie do basenu, ale otwierali go dopiero o 10, więc tak sobie do tej 10tej przeleżeliśmy.
A kilka minut po 10 byliśmy już oczywiście na basenie. Tiago zostawił nas na chwilę, pojechał pożegnać się z rodzicami i około południa ruszyliśmy w drogę.
Przywiózł od babci pyszne migdałowe ciasteczka. Położyłam je na ziemi bo nie mogłam znaleźć dobrego tła do zdjęcia i wyszły tu jak kamienie haha.
Pamiętacie głośną sprawę zniknięcia małej Brytyjki- Madeline McCann? Tiago pokazał nam kurort, w którym zatrzymała się wtedy jej rodzina, a znajomy Tiago nawet obsługiwał jej rodziców w restauracji, w wieczór kiedy dziewczynka zaginęła.
Zatrzymaliśmy się w kilku miejscach z pięknymi widokami, a pierwszy dłuższy przystanek urządziliśmy sobie przy Praia do Burgau.
Tiago musiał napić się tego, co typowy południowec pije kilka razy dziennie, espresso!;) Dla nas zamówił pastel de nata, chyba najbardziej typowy portugalski, słodki wypiek.
Obijałam się trochę z robieniem zdjęć i pomijałam niektóre miejsca, widoki, ale kolejnym przystankiem była jedna z ulubionych plaż Tiago, Praia de Cabanas Velhas. Dalej Praia da Salema. Plaża Martinhal. Dotarliśmy do Sagres, które przypominało mi trochę Kornwalię...płaski teren bez drzew, klify, ocean, piękno, ale i wiatr urywający głowę.
Przylądek Sao Vincente, to najbardziej wysunięty na płd-zachód punkt Europy. Znajdowała się tam stara latarnia morska. Byłam zafascynowana, kiedy Tiago powiedział mi, że jego tata w niej pomieszkiwał, bo dziadek przez pewien czas zapalał w tej latarni światła. Myślałam, że o takich rzeczach można przeczytać tylko w książkach.Wiało strrrasznie, taka cena za genialny widok.
Przy latarni zrobiliśmy sobie małą przerwę na zdjęcia.
Jadąc dalej napotkaliśmy przy drodze pastucha z kozami <3 W końcu porządnie zgłodnieliśmy, a Tiago zaproponował zjedzenie pizzy na plaży, oh yeah! Zabrał nas do pizzerii, gdzie pracował jego znajomy i za dwie pizzę zapłaciliśmy mniej niż normalnie zapłacilibyśmy za jedną. Wybraliśmy pizzę z chorizo, oliwkami i jajkiem, a drugą z karczochami, szynką, pieczarkami, oliwkami. Zjedzone przy plaży- podwójnie pyszne!
W barze przy tej samej plaży też pracował ktoś ze znajomych Tiago. W zasadzie gdzie się nie ruszyliśmy, wszędzie spotykał kogoś znajomego. Po pizzy przyszła pora na kolejne espresso tego dnia. Kasia zamówiła też jedno dla siebie, a Tiago wybrał dla nas deser.
Ciasto znowu było mocno migdałowe i słodkie, smaki typowe dla Algarve.
Praia de Castelejo przypominała mi Kalifornię. Fale były całkiem duże, woda zimna i średnio nadawała się do kąpieli, ale plaża była piękna.
Kasia spała na tylnim siedzeniu, w końcu i nam się zachciało spać, więc pojawił się pomysł zrobienia przerwy na drzemkę.
Znaleźliśmy cichą, bezwietrzną plażę, zabraliśmy z samochodu ręczniki, uformowaliśmy z piasku poduszki i w pięknych oklicznościach ucięliśmy sobie popołudniową drzemkę.
Potem z Katarzyną trochę się pogimnastykowałyśmy.
Słońce było coraz niżej...Wjechaliśmy na górę z Castelo de Aljezur, żeby stamtąd zobaczyć jak znika za wzgórzami i oceanem. Zastanawialiśmy się gdzie spędzić kolejną noc... Camping nie brzmiał tak genialnie po poprzedniej bardzo krótkiej nocy, a chcieliśmy się wyspać. Dojechaliśmy do Arrifany i Tiago zadzwonił do kuzyna, który w domu blisko plaży ma niewielki Bed&Breakfast. Rodziny nie było jeszcze w domu, więc poszliśmy na mały spacer (widok na zdjęciu) i spędziliśmy trochę czasu w restauracji.
Dostałyśmy z Kasią ładny dwuosobowy pokój, Tiago spał za darmo u kuzyna w domu, koszty rozdzieliliśmy na całą trójkę i wyszło bardzo tanio. A kładąc się do łóżka byłyśmy przeszczęśliwe, że mamy przed sobą długą i wygodną noc!
Portugalia jest przepiękna!
OdpowiedzUsuńI muszę jeszcze wspomnieć, że powinnaś dodawać więcej swoich zdjęć! Wyszłaś super, naturalnie i chwilami trudno mi uwierzyć , że stuknęła Ci już 25 :)Patrząc na Twoje zdjęcia, czasem mam wrażenie, że czas całkowicie stanął w miejscu.
Wniosek: Podróże odmładzają! ;)
Co to jest 25 lat? :-)
OdpowiedzUsuńkolejny genialny post. i super wyglądasz na zdjęciach ! : )
OdpowiedzUsuńCo zwykle zabierasz na takie wypady ze sprzętu elektronicznego? laptopa, smartphone czy może ograniczasz się do aparatu i zwykłej komórki? :)
OdpowiedzUsuńPraktycznie zawsze zabieram ze sobą iPhona, laptopa i aparat;)
UsuńWłaśnie przygotowuję się do większego wyjazdu, roadtripa po Europie. Jako iż jest to mój pierwszy wyjazd tego typu to już zrezygnowałam z laptopa, z obawy przed kradzieżą. Bardzo utrudnia mi to jednak działanie aparatem, brak miejsca do zgrywania zdjęć i zostawienie całej obróbki na później, czego strasznie nie lubię. I teraz walczę sama ze sobą co mam zrobić. Nie boisz się, że ktoś Ci ukradnie laptopa? Polecasz czy raczej odradzasz jego zabieranie, zakładając, że moim głównym środkiem komunikacji będą pociągi (oferta InterRail - może coś słyszałaś o tym programie i masz jakieś opinie?) i ewentualne autostopy, a nocleg na dziko lub u couchsurferów...
UsuńW miastach na pewno znajdziesz kafejki internetowe, gdzie bez problemu zgrasz zdjęcia na większego pena. Rozmiary ma toto małe, a ile mieści! Mnie się wydaje, że jeśli się jedzie w podróż, to po to, by jej smakować, oderwać się od rzeczywistości, a laptop w tym przeszkadza, ale wiadomo - co kto lubi :)
UsuńHmmm, ale równie dobrze mogą Ci ukraść portfel, telefon, czy w ogóle wszystko, a jak dla mnie Europa jest bezpiecznym kontynentem (przy odrobinie ostrożności). Prawie zawsze wożę ze sobą cały sprzęt, więc to raczej dla mnie naturalne, ale jak np. jadę autokarem i wsadzam bagaż do bagażnika, to laptopa i aparat biorę ze sobą do środka.
UsuńCzy InterRail to jest ten okresowy bilet do nieograniczonej jazdy pociągami po Europie? Jeżeli tak, to kojarzy mi się głównie z tym, że sporo kosztuje.
Tak tak, to to. Są różne opcje, osobiście wybrałam 22 dni bez limitu przejazdów za ok. 1450 zł. Jest to dość komfortowe, bo jeden bilet i więcej nie potrzeba.
UsuńHmmm, a widzisz może jakieś opcje alternatywne przy podróżowaniu po Europie bez planowania każdego pojedynczego dnia(=przelot samolotami raczej odpada)?
+ jaaa, przepraszam, już ostatnie pytanie - co myślisz o nocowaniu na dziko?
Zawsze miło jest usłyszeć opinie doświadczonego wanderera ;)
Bogusza:
UsuńNocowanie na dziko jest spoko, polecam :D tylko sprawdź czy w jakichś krajach nie jest jakoś absolutnie zakazane i karalne, ale nawet tam jak znajdziesz dobre miejsce po zachodzie słońca to spoko możesz spać do 7/8. Tylko oczywiście bez ostentacji i rozbijania namiotu w centrum miasta.
Moim zdaniem fajnie jeździć autostopem, ale to trzeba lubić więc jeśli nie jeździłaś nigdy to spróbuj najpierw w Polsce. Ogólnie Twoja opcja bardzo mi się podoba tylko trochę drogo :) Ale jeśli będziesz oszczędzać na spaniu i innych rzeczach to może fajna kwota wyjść.
A i jeszcze co do poprzedniego pytania: ja mam taki mały lekki netbook do zgrywania zdjęć i sprawdzania czegoś na szybko w necie. Fajnie się też może sprawdzić tablet jeśli ma czytnik kart i jakąś sensowną pamięć wbudowaną.
Jeżeli faktycznie będziesz jeździć codziennie, to wydaje się to być sensowne, ale z drugiej strony to męczące być w drodze każdego dnia i w ogóle ciężkie prawdopodobne do wykonania przez okres 22dni. Mnie ta cena po prostu przeraża jakoś...może dlatego, że w Europie wszystko jest blisko siebie, a ja zazwyczaj latam albo jeżdżę samochodem i nie zdecydowałabym się wydać na pociągi sumy, za którą mogłabym polecieć na inny kontynent. No ale też z drugiej strony rozumiem Cię.
UsuńCo do spania na dziko, przyłączyłabym się do tego, co napisała Ola :)
A co do jeżdżenia stopem, to ja np. nigdy w PL nie jeździłam, ale miałabym większe opory niż w innych krajach, więc myślę, że spokojnie możesz zacząć od zagranicy.
Portugalia jest cudowna i czuję lekki niedosyt po obejrzeniu tych zdjeć. Ostatnim razem, bedac w Hiszpanii, mielismy juz pojechać do Portugalii, ale niestety nie złozyło się.
OdpowiedzUsuńDziękuję choćby za tę namiastkę!
Ula zdjęcia o zachodzie słońca są takie piękne... no w ogóle wszystkie są cudowne, ale te w szczególności.
OdpowiedzUsuńW Portugalii byłam 6 lat temu, przepiękny kraj.... na pewno tam kiedyś wrócę...
Dziękuję Ci za tą podróż! Miło było tam wirtualnie wrócić!
Pozdrawiam z zimniastej Danii... Żanet
Ula,
OdpowiedzUsuńja też swieżo po podróży do Portugalii. Trasa Warszawa - Bruksela - Porto - Lizbona - Faro - Oslo - Warszawa :) strasznie dumna z siebie byłam, bo za 4 loty zapłaciłam 240 zł, dobra cena jak na Portugalię :) Jestem absolutnie zachwycona i oczarowana, z trzynastu odwiedzonych przeze mnie państw europejskich Portugalia jest zdecydowanie najpiękniejsza, ceny nie rujnują kieszeni, ludzie są fantastyczni, a dodatkowo miałam tak cudownych hostów, że na samą myśl mam łzy w oczach, pisząc te słowa zza biurka w pracy. Chyba mogłabym tam zamieszkać na stałe :)
Pozdrawiam Cię gorąco,
Milena
Faktycznie dobra cena, brawo:) I mam podobne wrażenia: ze wszystkich odwiedzonych krajów, Portugalia jest od kilku lat wysoko na mojej liście, a w Europie tym bardziej w pierwszej trójce, choć sama do końca nie wiem, które kraje znalazłaby się na pozostałych dwóch pozycjach;).
UsuńOstatnie 5 fotek najlepsze...
OdpowiedzUsuńCo do wszystkich Twoich podróży tak generalnie... To isnpirujesz żeby ruszyć dupencję z domu :) Cieszę się, że kiedyś trafiłam na Twojego bloga i teraz mogę na niego wracać, bo zawsze jak go przeglądam to mam motywacje, żeby odłożyć tą kasę i wykroić trochę wolnego i gdzieś po prostu pojechać.
O, jaki fajny przedsmak Algarve! Jeszcze tylko 6 dni. Chociaż ja raczej na tyłku będę siedziała ;)
OdpowiedzUsuńOstatnie zdjęcie... wisienka na torcie :)
OdpowiedzUsuńUla, jakie piękne zdjęcia! Portugalia. <3
OdpowiedzUsuńZdjęcia o zachodzie słońca są cudowne!
OdpowiedzUsuńO Portugalia , mówisz !
OdpowiedzUsuńJak mi się przypomni to jedzenie i widoki ...
Muszę tam znów pojechcac ;)
świetne zdjęcia! choć mi najbardziej spodobał się ten widok nocą na miasto! pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńOstatnie zdjęcia w blasku zachodzącego słońca zapierają dech w piersiach! Piękna przygoda :)
OdpowiedzUsuńUla jesteś piękna!
OdpowiedzUsuńOjej cudownie !!! Świetne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę wycieczki :)
http://fireflyshearts.blogspot.com
Te zdjęcia na tle zachodu są takie piękne, że nie mogłam oderwać od nich wzroku!
OdpowiedzUsuńUla ! Jak uważasz o której najlepiej zjeść kolację? O 17 czy 18? I co preferujesz na ten posiłek? Owoce czy jednak coś innego ?
OdpowiedzUsuńNajlepiej jeść o 17:03 lub 28 minut przed zachodem Słońca. Amerykańscy naukowcy potwierdzili, że wtedy ciało nie przyswaja kalorii. Serio? Pytasz ludzi o której jeść kolację?
UsuńO której? To zależy od tego, co się zjadło w ciągu dnia i w jakich porach, ale 17-18 brzmi dla mnie dobrze. Ja zazwyczaj nie jem kolacji, ale mój styl życia ciągle się zmienia, więc nie mam jednej zasady, ani typowego posiłku, który zjadałabym na kolację, choć raczej nie są to owoce, prędzej warzywa.
UsuńAnonimowy a co, nie mogę się zapytać? Podobno mamy wolność i można pytać się o wiele rzeczy? Lepsze to niż pytanie się Uli tysiąc razy jakim aparatem fotografuje ;)
UsuńUla, lubię do Ciebie zaglądać. Trafiłam tu dawno temu, przy okazji relacji z Karaibów. Mam wrażenie, ze od tego czasu zobaczyłam dzięki Tobie pół świata! ;) Fajnie, że tak często dodajesz posty. Mnie również absolutnie zauroczyły zdjęcia o zachodzie słońca z tego posta! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie z Francji,
Kasia
Nigdy nie fascynowały mnie tamte strony, jednak Twoje zdjęcia są tak piękne, że wpisuję Portugalię na listę podróży :)
OdpowiedzUsuńMam takie samo zdanie jak poprzedniczka - zdjęcia z zachodem słońca są niesamowite :)
OdpowiedzUsuńja mam wrazenie, ze ci sie Ulu Tiago podoba, juz mi to wpadlo na mysl ogladajac Twoje posty z Brazylii:)
OdpowiedzUsuńWow- tylko tyle moge napisać :)
OdpowiedzUsuńAle horyzont prostuj, dobra? ;)
OdpowiedzUsuńHmmm? Krzywe zdjęcia?
UsuńTiago zostaje oficjalnie moją ulubioną osobą z tych, które poznałaś w Brazylii :D
OdpowiedzUsuńw ogóle to będę się powtarzac, bo już ktoś tam wyżej pisał, ale przeslicznie wyglądasz na tych zdjęciach.
aaa i gratuluję stażu w NG, mam nadzieje, że jest fajnie, bo tak brzmi :D
Ula zmieniaj profilowe! Zdjęcia z zachodem są mega!
OdpowiedzUsuńMam pytanie, myślałaś może o odwiedzeniu Korei południowej ? Seoul i te sprawy :D
OdpowiedzUsuńJasne! Kuchnia koreańska należy do moich ulubionych, więc jedzenie szczególnie zachęca mnie do wybrania się tam.
UsuńHej Ula!
OdpowiedzUsuńZdjęcia są świetne, fajnie że mamy w Europie tyle pięknych miejsc, a ty skutecznie zachęcasz do podróżowania. Chciałam się spytać, w jaki sposób organizujesz ekipę na wyjazd. Wiem, że to zależy od okoliczności, ale we wrześniu chciałabym pojechać na Islandię z koleżanką i chciałabym pojechać większą grupą ludzi (żeby rozłożyć koszty wynajmu samochodu w Islandii) ale nie bardzo nawet wiem gdzie w internecie napisać takie 'ogłoszenie'. Będę wdzięczna za radę :)
Ania
Dzięki Ania!
UsuńNajczęściej jeżdżę sama, jeszcze chyba nie wybrałam się ze znajomymi na jakiś poważniejszy wyjazd, no i właśnie reszta zależy od okoliczności.
Myślę, że dobrze by było dodać takie ogłoszenie na Couchsurfingu. Są też strony z carpool, na których szuka się pasażerów do własnego samochodu, albo właśnie kogoś z autem. Tylko nie wiem czy akurat Islandia taką stronę posiada i czy jest to popularne, bo nie wszędzie jest. Możesz też wejść na forum Lonely Planet w dział Islandii i tam takie ogłoszenie zostawić, a może ktoś już to zrobił i podpasuje Ci termin.
Dzięki, jesteś kochana!
UsuńMozna sprobowac znalezc wspolpasazera na: www.samferda.is
Usuńpzdr!
U mnie NN !
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na podroze-to-co-kocham.blogspot.com
Trochę się u mnie zmieniło ...
Wejdź :)
Marysia
Jak suuper :) Strasznie mi się podobają Twoje zdjęcia i mimo tego, że miałam inne plany to teraz je chyba zmienię na Portugalię...
OdpowiedzUsuńPortugalia jest magiczna, zwlaszcza Costa de la Luz. Z ciarkami przegladam ten wpis bo sprawiasz, ze z jeszcze bardziej tesknie za Europa!!
OdpowiedzUsuńPs. Zakochalam sie w Twoim portrecie na tle zachodzacego slonca. Ma dusze :)
Costa de la luz jest w Hiszpanii
UsuńNiesamowite wakacje, foto są super! Bajka!
OdpowiedzUsuńCześć, Ula! Za niedługo pakuję plecak i lecę do Portugalii. Czy 2 dni na poznanie okolic Sagres na rowerach to dobra opcja czy skrócić pobyt w Lizbonie na rzecz dodatkowego dnia na wybrzeżu? Będę wdzięczna za podpowiedź.
OdpowiedzUsuńPlus - niesamowite zdjęcia. Pozdrawiam szalenie!
Hej Kasia, hmmm a ile masz czasu w Lizbonie? Wybrzeże południa jest piękne i nie wiem jak dużo planujesz przejechać na rowerach, bo to zawsze inaczej niż podróżowanie samochodem. W Lizbonie i okolicach też jest sporo do zobaczenia tylko właśnie nie wiem czy zamierzasz, zwiedzać tylko Lizbonę czy miejsca typu Cascais, Sintra, Cabo da Roca też.
Usuńhej Ula
OdpowiedzUsuńmożna edytować html tej mapy, którą masz u siebie? nie masz tej reklamówki na dole i zastanawiam się czy też mogę to usunąć
pozdr
Iza
Tak, możesz to właśnie zrobić w htmlu, usunąć część odpowiadającą za reklamówkę
UsuńWspanialy blog.
OdpowiedzUsuń