We wtorek rano, zanim pożegnałyśmy się z Mikiem, zrobiłam w jego domu kilka zdjęć.
Ogród z tyłu domu i hamak, o którym Mike wspomina nawet na swoim profilu na CS.
Kuchnia zawalona brudnymi naczyniami, czyli taki mały standard u studentów, choć Mike, Moly i Mark już nimi nie są;).
Dom z zewnątrz.
A ten różowy domek znajdował się na przeciwko.
Czekając na autobus.
Pojechałyśmy do Volunteer Park, który znajdował się przy cmentarzu z poprzedniego wpisu i który odwiedziłyśmy również dzień wcześniej, ale wyczytałyśmy, że ze znajdującej się tam wieży roztacza się piękny widok na miasto.
Okazało się to być nieprawdą, bo w oknach były kraty, a centrum i przysłaniały w większości drzewa.
Z parku poszłyśmy na pieszo do second handu, obok którego przechodziłyśmy dzień wcześniej, ale był już zamknięty. Mijałyśmy kolejne ładne domy.
Weszłyśmy do Safeway kupić lunch. Nie lubię zagracać miejsca w żołądku byle czym, więc zamiast kupić suchą bułę jak Jitka, kupiłam sushi, które okazało się być najgorszym jakie jadłam. W większości wyjadłam środek, a połowę ryżu wyrzuciłam.
Grey's Anatomy to jeden z moich ulubionych seriali. Przed wyjazdem do Seattle liczyłam, że znajdę w mieście serialowy Seattle Grace Hospital, więc wyobraźcie sobie mój zawód, kiedy wyczytałam w sieci, że zdecydowana większość serialu kręcona jest w Kalifornii. Powyższy Fisher Plaza (budynek telewizji ABC) używany jest tylko do kręcenia scen na dachu szpitala, do którego pacjenci przylatują helikopterem. Poniżej scena serialu nawiązująca do zdjęcia, a w 36-38sekundzie możecie zobaczyć budynek całkiem wyraźnie. Znajdujący się na szczycie napis "SGH" jest widoczny ze szczytu Space Needle.
Wjazd na szczyt Space Needle kosztował 17$, więc z niego zrezygnowałam. Panoramę dzień wcześniej oglądałam z 78 piętra Bank Of America Tower i to mi wystarczyło. Jitka jednak chciała koniecznie wjechać na szczyt więc dałam jej swój aparat i zrobiła nim kilka zdjęć.
Ja w tym czasie siedziałam na ławeczce pod wieżą, pilnowałam bagaży i gadałam z Timem;).
Popołudniu byłyśmy już w drodze do San Francisco.
Leciałyśmy moimi ulubionymi liniami, Virgin. Odkąd leciałam do San Diego pod koniec czerwca, na pokładzie pojawiły się pewne nowości. Uruchomiono chat, który umożliwia rozmowę z każdą osobą w samolocie, a do tego stworzono klawiaturę (chowaną w siedzeniu), która pełni również funkcję pada do gier.
Poza chatowaniem z Jitką i graniem, obejrzałam też zaległy mecz Hiszpania- Portugalia;).
Doom :D
OdpowiedzUsuńno to chyba też bym polubiła linie Virgin ;)
Twoje zdjęcie z bagażami, jak czekasz na autobus jest takie wakacyjne:)
OdpowiedzUsuńŚwietny post:)
Coraz więcej Twoich zdjęć:)
OdpowiedzUsuńTo mi się podoba;)
i jeszcze jedno, jakie masz plany na weekend?;)
OdpowiedzUsuńjak zwykle suuper relacja i zdjęcia..a najbardziej mi się domy podobają,strasznie bym chciała w takim mieszkać ale to raczej mało realne do spełnienia marzenie..ładnie Ci w tej spódnicy :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Grey's! szkoda że wyszedł taki suchar ale za to inne miejsca na pewno zrekompensowały Ci niemożliwość zobaczenia SGH:)
OdpowiedzUsuńNo nie, jestem autentycznie zawiedziona serialowymi kłamstewkami! Czyli ten piękny wiadukt wewnątrz szpitala znajduje się w Kaliforni?
OdpowiedzUsuńPo za tym zdjęcia jak zwykle strasznie fajne i jak zwykle przy ich oglądaniu i czytaniu posta rodzi mi się w głowie pomysł żeby wziąć z Ciebie przykład, spakować się i jechać:)
super wyprawa! to prawda że w stanach wyrzuca się bardzo duzo jedzienia? i co u Tima? :)
OdpowiedzUsuńania
Bajery w samolocie podobają mi się najbardziej :PPP Kiedy spotkanie z Timem?
OdpowiedzUsuńNajpiękniejsze są zawsze te zdjęcia na których jesteś ty ;) piękna! udana relacja :)
OdpowiedzUsuńUla powiedz jak tam znosicie tą rozlake z Timem? daje rade taki związek na mega odleglosc ?
OdpowiedzUsuńpozdrowionka :))
Ola
Jakis czas temu tato mojej przyjaciolki oznajmil, ze nie lubi sushi. Po krotkim dochodzeniu okazalo sie, ze jedyne jakiego probowal pochodzilo z Safewaya. Wszystko zrobilo sie jasne. Tato zostal zaprowadzony do japonskiej restauracji i natychmiast zmienil zdanie. Taka kulinarna historia z happy endem.
OdpowiedzUsuńAnonimowy z 10:39-> Zdradzę w jutrzejszym poście:).
OdpowiedzUsuńZuzolińska-> Wyczytałam, że budynek z tym fajnym mostem wewnątrz to nawet nie jest szpital, ale już nie pamiętam co i jak dokładnie.
Ania-> To prawda. Im lepszy standard życia, tym więcej marnowania tak naprawdę wszystkiego. Stany są też krajem produkującym największą ilość śmieci i to też mnie bardzo drażni.
U Tima wszystko ok, dziękuję! Zobaczę się z nim za 6dni:).
Aśa-> W przyszłą środę:).
Ola-> O dziwo dajemy radę;). Rozmawiamy prawię codziennie, chociaż w ciągu ostatnich 4 miesięcy widzieliśmy się przed jeden dzień...Od września będzie chyba trochę łatwiej.
Gosia-> Gdyby tamto było jedynym jakie spróbowałabym, to na pewno podzielałabym zdanie taty przyjaciółki;).
Witaj! Uwielbiam czytać Twoje notki na blogu, dzięki nim można się dowiedzieć sporo ciekawych rzeczy na temat innych, odległych dla nas miejsc czy kultur. No i przede wszystkim świetne zdjęcia. Serdecznie pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńprzepraszam, że tak wprost, ale Tim to Twój chłopak?
OdpowiedzUsuńAnonimowy-> Ach daj spokój, nie ma za co przepraszać;). Tak, Tim jest moim chłopakiem od lutego;).
OdpowiedzUsuńto gratuluję ;) M.
OdpowiedzUsuń