23 gru 2013

Cztery lata nietypowych Świąt Bożego Narodzenia.

Nie chce mi się wierzyć, że odkąd zaczęłam prowadzić bloga (a trwa to już 5 i 1/2 lat), tylko raz spędziłam Boże Narodzenie w domu, w 2008. Tyle odwiedzonych miejsc, przygód, doświadczeń, nawiązanych znajomości, a ja mogłabym przysiąc, że minął co najwyżej rok.
 I nawet ta ostatnia Wigilia spędzona w domu nie była do końca tradycyjna, bo wymyśliłam, że menu będzie zawierało dania kilku kuchni świata i pominęliśmy zwyczaj obdarowywania się prezentami.
Od tamtego czasu Boże Narodzenie spędziłam w San Francisco, Nowym Jorku, Birmingham i Melbourne. Nie żałuję, że nie było mnie w domu, bo mimo wszystko miałam stały kontakt z rodziną, "wpadałam" na domową Wigilie przez Skype i czułam się jakbym była obok. Poza tym dzięki temu, że cztery ostatnie święta wiązały się dla mnie z nietypowymi lokalizacjaim, pamiętam co robiłam w każdy z tych dni i pewnie zostanie to w mojej głowie jeszcze na długo.
Ale w tym roku cieszę się bardzo, że mogę znów uczestniczyć w przygotowaniach, obmyślać i tworzyć świąteczne menu i w końcu po kilku latach spędzić ten świąteczny okres z rodziną.

A teraz małe przypomnienie tego, gdzie byłam, kiedy mnie nie było.


2009, Kalifornia

Na Wigilię zaprosiła nas mieszkająca w Palo Alto, siostra mojego host taty. Nie było ciepło, ale w ogrodzie rosły mandarynki, co już odbiegało "trochę" od grudnia, do jakiego byłam przyzwyczajona. Na miejscu zebrała się większa rodzina, więc atmosfera była bardzo ciepła i świąteczna.
A później noc z 24 na 25, czyli moment dla św. Mikołaj na zakradnięcie się do domu przez komin i zostawienie prezentów pod choinką... Oglądając od dziecka świąteczne amerykańskie filmy, zawsze byłam ciekawa jak to jest dostawać prezenty w poranek pierwszego dnia świąt. No i w końcu się przekonałam. Pewnie inaczej wyglądałoby to z perspektywy bycia dzieckiem, ale mogłam popatrzeć na podekscytowaną małą Kylie.
Zastanawiam się, którą tradycję wolę i ciężko powiedzieć... to nasze siadanie przy choince po kolacji wigilijnej ma chyba w sobie trochę więcej magii.




2010, Nowy Jork

Moja host rodzina spędzała święta w swoim drugim domu, w Connecticut, ale ja wolałam zostać sama w mieście. Za dnia wybrałam się na Greenpoint i w restauracji Łomżynianka zjadłam całkiem smaczny barszcz z uszkami. Popołudniu, kiedy w Polsce było już po Wigilii, zadzwoniłam do domu i oglądałam rodzinę siedzącą przy stole przez Skype. Z kolei wieczorem pojechałam na Brooklyn spotkać się z Soe. Zjedliśmy pyszne kanapki banh mi w jego okolicy i wybraliśmy się na Dyker Heights, zwariowaną dzielnicę słynącą z przesadnie udekorowanych domów. Późnym wieczorem spotkaliśmy się w barze z trójką znajomych, a potem jeździliśmy autem po Brooklynie i słuchaliśmy muzyki. W środku nocy Soe odwiózł mnie do domu. Rozmawialiśmy po drodze, żartowaliśmy, ale ja cały czas z zachwytem wpatrywałam się w to, co mieniło się za szybą i myślałam sobie, że wyjątkowo pięknie wygląda Manhattan w tą bożonarodzeniową noc...



2011, Birmingham

To miały być najbardziej nieudane święta mojego życia. Nie pojechałam do domu z oszczędności i nastawiałam się, że święta przesiedzę zamknięta w swoim pokoju. I przy całej mojej niechęci do Birmingham, te święta były chyba najlepsze. Wstałam 24 grudnia, poszłam z Champem na zakupy, a jak w południe weszłam do kuchni, to nie wyszłam już niej do wieczora, do czasu kolacji, którą ze znajomymi zorganizowaliśmy na moim piętrze. Każdy przygotowywał coś typowo świątecznego dla swojego kraju. Z laptopa leciała muzyka, co jakiś czas ludzie wpadali w odwiedzinach, a później do gotowania dołączyli moi znajomi z Malezji i atmosfera przygotowań świątecznych była całkowicie rodzinna.
Na stole zebrały się dania fińskie, holenderskie, włoskie, chińskie, malezyjskie, brytyjskie i mieliśmy prawdziwą ucztę. A po pierwszej Wigilii zaliczyłam z Champem jeszcze następną, w drugim budynku akademiku, w towarzystwie Litwinów i kilku innych znajomych. Nie chciało nam się kończyć tej nocy i poszliśmy spać nad ranem, a ja śmiałam się do siebie, że jeszcze kilka dni wstecz wyobrażałam sobie te święta jako jeden wielki dramat.



 
2012, Melbourne

Najbardziej egzotyczna z dotychczasowych lokalizacja, początek lata, ale raczej mało spektakularne święta, głównie dlatego, że byłam sama. Za późno zaplanowałam kilka rzeczy i nie udało mi się zatrzymać u nikogo na Couchsurfingu, więc na czas pobytu w Melbourne zatrzymałam się w hostelu. A ten był ogromny, sprawiał wrażenie fabryki łóżek, a nie przytulnego miejsca, gdzie z łatwością zawiera się nowe znajomości. Pamiętam, że w dzień Wigilii temperatura dochodziła do 35'C i przy ilości słońca jaka jej towarzyszyła, nie miałam zamiaru się smucić. W dzień Wigilii wybrałam się na targ Queen Victoria Market, żeby zrobić zakupy na moją świąteczną kolacje. Kupiłam kilka produktów, które bardzo lubię i nie wymagały większego gotowania, a potem jedząc na dachu hostelu owoce morza, niekoniecznie tęskniłam za karpiem. Po kolacji czekał mnie już tylko leżak i wygrzewanie się na słońcu. 


Ostatni świątecznt akcent tego posta, to moja Christmas playlista na Spotify.



Wesołych Świąt!

23 komentarze:

  1. Fajne podsumowanie :) Ja od czterech lat staram się wracać do domu na święta, chociaż jedno Boże Narodzenie we Francji miało w sobie trochę magii (warto przeżyć coś innego od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni od dziecka). Korzystaj z czasu spędzonego w domu. Wszystkiego najlepszego Ula :)
    Pozdrawiam świątecznie!
    Karolina

    OdpowiedzUsuń
  2. Będziesz miała co wspominać i opowiadać po latach. A na zdjęciu z 2011 ślicznie wyglądasz ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jedne z najlepszych, o ile nie najlepsze swita mialam w ..Wietnamie. Zorganizowalismy z A lunch w hotelu Movenpick dla nauczycieli z naszych szkol, a po swietnym swiatecznym obiedzie I hektolitrach wina przenieslismy sie do domu kolezanki. A na drugi dzien- wszyscy do pracy:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak bym miała wybór, wybrałabym święta w Kalifornii. Wydaje mi się, że pomimo cieplejszego klimatu mają taką magię, która mi się podoba ;) Wesołych Świąt Ulka i dzięki za zabieranie mnie ze sobą w podróże przez cały rok ;) Ania

    OdpowiedzUsuń
  5. A najlepsze jest to, że każde Twoje święta pamiętam! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. jeju! ale ten czas leci! mam wrażenie jakbyście się poznali z Soe niedawno, a już w 2010 razem spędzaliście święta...omg, ile ja już obserwuję twojego bloga :O

    OdpowiedzUsuń
  7. Od jakiegoś czasu mniej lub bardziej regularnie zaglądam na Twojego bloga. Twoje podróże, zdjęcia i przemyślenia są wprost niesamowite! Otwierają mi one drogę do otwierania własnego umysłu na pewne rzeczy. Od x czasu marzy mi się zacząć podróżować - ale zawsze coś staje na drodze (język, finanse, brak towarzystwa na taki wyjazd). Za każdym razem pokazujesz mi, że warto wierzyć w marzenia, bo kiedyś one się w końcu spełnią.

    Pozdrawiam serdecznie, Wesołych Świąt! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Don't let your dreams be dreams.
      Marzenia się nie spełniają - marzenia się spełnia! Więc do dzieła! :)

      Wesołych Świąt ;)

      chilli_in_june

      Usuń
  8. Powrót do domu na Boże Narodzenie po takiej przerwie musi być niesamowity. Spędzam teraz swoje drugie święta w Szangaju i trochę brakuje mi już polskiej Wigilii- i tak nalepiłam pierogów jak głupia. W przyszłym roku wracam do domu na Boże Narodzenie choćby nie wiem co.

    Wesołych Świąt Ulu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Właśnie mam podobnie jak wcześniejsi komentujący. Pamiętam mniej lub bardziej, ale każde Twoje święta. ;-) Ważne, że jesteś szczęśliwa i Twoja rodzina wspiera cię w marzeniach, planach i dążeniach. Dalej podbijaj świat, bo widać , że warto.
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  10. Powroty do domu są magiczne! Rok temu wracałam z Holandii, teraz z Grecji i zawsze cieszę się tymi świętami milion razy bardziej niż jakbym cały czas tu mieszkała :) no i tak dobrze wpaść w stęsknione ramiona rodziny i przyjaciół! :)

    buziaki Ula i wesołych świąt!

    "Najważniejsze jest, by gdzieś istniało to, czym się żyło: i zwyczaje, i święta rodzinne. I dom pełen wspomnień. Najważniejsze jest, by żyć dla powrotu."
    Antoine de Saint-Exupéry

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za życzenia, ja składam w takim razie noworoczne!

      Usuń
  11. Hej Ula. :) Jak nauczyłaś się mówić płynnie po angielsku? Uczę się od kilku lat angielskiego ale z tym i z rozumieniem ze słuchu mam problem. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uzywaj, uzywaj, uzywaj! Ula mieszkala jako au pair 2 lata w Stanach, podejrzewam, ze tego nie planujesz w najblizszej przyszlosci ale polece ci od siebie cos kluczowego w nauce jezykow: fake it till you make it! Pilnuj sie, zeby ogladac filmy z napisami, obejrzyj jakies amerykanskie "lekkie podukcje" bez tlumaczenia nie zwracajac uwagi na braki a film za filmem beda one mniej odczuwalne. Czytaj opowiadania po ang na telefonie gdzie latwo mozesz sprawdzic tlumaczenie slowka ale rob to tylko gdy to absolutnie koneczne do pojecia tresci, jesli prawdziwe sa za trudne daj szanse fanfikom bo sa pisane przez mniej doswiadczonych, mniej "slownych" ludzi. Gdy sie oswoisz troche z sluchaniem szukaj znajomych w Internecie jak blogi czy tumblery i namawiaj ich na Skype, zostan couchsurferem i przyjmuj obcokrajowcow, pozwol sobie zauwazyc ze angielski ma miliony akcentow i ludzie angielsko-jezyczni sa mniej lub bardziej przyzwyczajeni do tego wec tylko to co mowisz a nie jak ma dla nich znaczenie. Jedynym sposobem na mowienie plynnie w jakims jezyku to... zaczac mowic plynnie w jakims jezyku zanim jestes do tego zdolny, uslyszysz na Skype ze masz uroczy akcent i pozwol temu przelamac lody! /Karina

      Usuń
    2. Karina napisała wszystko lepiej niż ja bym to zrobiła :)
      Mam talent do nauki języków, ale też nie byłam nigdy wystarczająco pilna, żeby opanować angielski z książek. No więc uczyłam się z przeróżnych źródeł. Pomogła szkoła, korepetycje, oglądanie filmów, czytanie książek, słuchanie muzyki, mieszkanie w UK, studiowanie przez chwile fil angielskiej, mieszkanie w USA... Używaj języka ile możesz, a rezultaty muszą przyjść!

      Usuń
  12. kurcze ja nie wypbrazam sobie swiat w innym gronie niz rodzinnym- w tym roku spedzilam moje swieta pierwszy raz z dala od rodziny i w sumie nie bylo tak zle
    najgorzej chyba bylo pare dni przed, kiedy nie uczestniczylam w domowych przygotowaniach...

    a prezenty w Hiszpanii tez otwiera sie 25 grudnia rano...sama nie wiem kiedy lepiej...

    OdpowiedzUsuń
  13. Ula - masz jakieś plany na rok 2014 ? :)

    OdpowiedzUsuń
  14. jakiego filtra używasz do zdjęć powyżej, że maja taki fajny jakby minimalnie przymglony efekt? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mix kilku różnych filtrów, efekt użycia photoshopowej akcji, którą później trochę edytuję

      Usuń
  15. crazy life! wszystkiego dobrego w Nowym Roku!

    OdpowiedzUsuń
  16. Jej Andrzej Tucholski z jestkultura.pl mi polecił Twojego bloga i nie żałuję, że tu wpadłam. Mnóstwo kolorów, super zdjęcia (jeeedznie) i pozytywna energia. Obiecuje będę częściej! Wszystkiego naj

    OdpowiedzUsuń