Po przyjeździe do Puerto Escondido nabrałam ochoty na zatrzymanie się tu na dłużej i po kilkunastu dniach zaczęłam się rozglądać za możliwymi opcjami wolontariatu. Będąc jeszcze w domu przeglądałam ogłoszenia na Helpx, a jedno z tych, które spodobało mi się najbardziej, po przyjeździe niespodziewanie okazało się być 5min spacerem od hostelu, w którym się zatrzymałam.
Sanctuary/ Healing Center, to miejsce do którego ludzie przyjeżdżają się wyciszyć, oczyścić umysł, ducha i ciało. W domu przeważają stali mieszkańcy, niewielka grupa ludzi ze Stanów, Kanady i Anglii, a razem z goścmi nigdy nie ma w nim więcej niż kilkunaście osób. Wstają o wschodzie słońca, medytują, uprawiają jogę, są blisko z naturą, odżywiają się tylko vegan raw, a w poniedziałki poszczą całkowicie. To tylko skrótowy zarys.
Pomyślałam, że spędzenie z nimi kilku tygodni byłoby nowym i ciekawym doświadczeniem. Poszłam ich poznać, wypełniłam aplikację, polubili mnie i zaproponowali pracę, ale ponieważ normalnie biorą ludzi na minimum 3 miesiące, poprosili mnie o pokrycie części kosztów noclegu. Suma wynosiła praktycznie tyle, ile płaciłam za hostel, więc uznałam, że nie ma sensu pracować 5h dziennie i wciąż płacić za to, na czym najbardziej chciałam zaoszczędzić.
Kiedy sanktuarium nie wypaliło, przeszłam się do hostelu, w którym mieszka Marc. Bywałam w nim regularnie i widziałam ogłoszenie, że szukają wolontariusza. Zagadałam do managera i zaprosił mnie na dwudniową próbę. Za chwilę minie tydzień odkąd się tu przeprowadziłam.
Pracuję 6h dziennie, sześć razy w tygodniu, w zamian mam zapewnione śniadanie, kolację oraz nocleg. Hostel realizował ostatnio kilka większych projektów remontowych, dlatego zatrudniją całkiem sporą grupę wolontariuszy jak na hostel tych niewielkich rozmiarów. Poza mną są tu jeszcze dwie pary z Anglii i Kanady i kilka osób z obsługi.
To, co wyróżnia Osę Mariposę spośród wielu innych hosteli to fakt, że jest wegetariański/wegański. Goście nie mają dostępu do kuchni, ale menu zawiera śniadania, lunch, milkshaki, świeżo wyciskane soki, a wieczorem można zapisać się na kolację, którą jemy razem przy dużym stole, w rodzinnej atmosferze i codziennie przygotowywane jest coś innego.
Wśród gości i pracowników zdarzają się wegetarianie i weganie, ale często ludzie wybierają ten hostel z innych powodów. Jedzenie jest tu w każdym razie pyszne, a wiele produktów (np. chleb, mleko sojowe, tofu, hummus) powstaje na miejscu.
W tym tygodniu pracuję na porannej zmianie, pomagając w barze/kuchni i recepcji. Kiedy manager dowiedział się, że prowadzę bloga i mam pojęcie o fotografii, zaczęłam też prowadzić fan page i projekty typu tworzenie eventowych plakatów, fotografowanie dań, dodawanie przepisów itp.
Póki co, jest tu cicho i spokojnie, ale około Wielkanocy zaczyna się sezon i przez dwa tygodnie hostel będzie pękał w szwach.
Postaram się niedługo zrobić więcej zdjeć hostelu i lepiej zobrazować mój pobyt tutaj.
Nadmiar wolnego czasu w godzinach pracy zamieniłyśmy dzisiaj z Gen (inną wolontariuszką) w wegański pudding czekoladowy. Na zdjęciu obecne są wszystkie składniki, ale nie do końca w odpowiedniej ilości - taki tam błąd, którego nie powinno się popełniać przy fotografowaniu przepisów;).
Składniki (dla 6 osób):
2 dojrzałe awokado
1 mocno dojrzały banan
1 szklanka kakao w wersji raw lub 200g gorzkiej czekolady
1/2 szklanki syropy klonowego (my użyliśmy miodu)
3 łyżki oleju kokosowego
1 łyżeczka sosu sojowego
1 łyżeczka octu balsamicznego
Przygotowanie:
W rondelku rozpuść czekoladę, uważając, żeby jej nie przypalić.
Wrzuć do blendera wszystkie potrzebne składniki (również kakao, jeżeli nie używasz czekolady) i dokładnie zmiksuj. Masa będzie bardzo gęsta, dlatego wymieszanie wszystkiego łyżką kilka razy w trakcie może być niezbędne do uzyskania jednolitej masy.
Przełóż mus do miseczek lub większego pojemnika i wsadź do zamrażarki na dwie godziny. Masa nie zmrozi się całkowicie, ale będzie chłodna. Mus być też jedzony tuż po przyrządzeniu, posypany dowolnymi dodatkami.
Zmodyfikowany przepis pochodzi ze strony The Laidback Vegan
Robiłam kilka razy mus w wersji okrojonej- sam banan, awokado i kakao, ewentualnie dodawałam cukier lub miód gdy wychodziło za mało słodkie :) jest pyszny.
OdpowiedzUsuńCzekolada z octem balsamicznym i sosem sojowym musi być ciekawym doświadczeniem. Na pewno spróbuję:)
OdpowiedzUsuńz tym miodem to nie jest takie do końca wegańskie
OdpowiedzUsuńpolecasz jeszcze jakieś strony z opcjami wolontariatu?
OdpowiedzUsuńRacja, w oryginale był syrop klonowy. Zaraz edytuje przepis.
OdpowiedzUsuńTa strona działa na podobnych zasadach i też jest w porządku http://www.workaway.info/
OdpowiedzUsuńFajna inicjatywa z tą stroną. Mus pewnie smakuje super.
OdpowiedzUsuńa nocleg masz zapewniony w pokoju z innymi wolontariuszami? jak to wygląda? Pozdrawiam, Julka
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia i przepis też super, koniecznie muszę spróbować :)
OdpowiedzUsuńUla, czy zastanawialas sie kiedys nad praca jaka stewardessa?
OdpowiedzUsuńAle pysznie wygląda, trzeba będzie kiedyś spróbować zrobić. A akurat mama ostatnio miała chęć na coś z awokado. :)
OdpowiedzUsuńMam jeszcze takie małe pytanie dotyczące zdjęć. W jakim programie je przerabiasz?
Uwielbiam ten klimat profesjonalny, który wychodzi na twoich fotografiach.
hej! mam pytanie, jak sprawdzał się twój tamrom 17-50 i jak go oceniasz? myślę o zakupie jego albo sigmy 18-50 (też ze światłem 2.8), chociaż zastanawiam się, czy nie lepiej kupić stałki 28 - od trzech lat korzystam właściwie wyłącznie z 50 i jestem przyzwyczajona do braku zooma, do moich potrzeb (krajobrazy) wystarczy 28, ale myślę o dorabianiu robiąc zdjęcia na weselach, a tam zoom myślę by się przydał. myślę też nad 24-70 tamrona. możesz coś doradzić? (mam nikona, więc w razie czego twoje stałki canona odpadają :) i moje fundusze nie przekraczają 1000 - za taką kwotę na allegro/gumtree i ten tamron, i sigma chodzą)
OdpowiedzUsuńTeż właśnie planuję swoją trasę po Islandii, właśnie jako wolontariuszka. Wydaje mi się, że to naprawdę świetny pomysł, który przynosi wiele korzyści. Przede wszystkim zmniejsza koszty zwiedzania, umożliwia bliższe poznanie kultury oraz wielu inspirujących ludzi :) PS. fajnie, że przerzuciłaś się na disqusa, bo jest o niebo wygodniejszy :D
OdpowiedzUsuńWspaniały blog, mogę czytać i czytać i czytać i dalej czytać. Świetnie piszesz, ja założyłam bloga, może zechciałabyś zajrzeć? :)
OdpowiedzUsuńwww.szukam-szukam.blogspot.com ♥
Tak, ale w grę wchodziłyby tylko jakieś dobre linie, a do większości jestem za niska. Poza tym to taka praca kelnerki w powietrzu, na dłużej niż rok raczej sobie jej nie wyobrażam.
OdpowiedzUsuńByłam bardzo zadowolona z tamtego obiektywu, niedrogi, jasny i sprawdzał się w wielu sytuacjach, ale teraz mam 24mm 2.8 (na pełnej klatce) i też nie brakuje mi tego, że nie ma zooma.
OdpowiedzUsuńPrzerabiam w Photoshopie, ale nie zdradzam dokładniej techniki przerabiania ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam znajdować takie blogi, jak ten. Przeczytałam ten wpis z wielkim zainteresowaniem, na pewno będę tu wracać:) Weganizm, Meksyk, podróże, fotografia...nie, nie mogło być lepiej:) Powodzenia, czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńdzięki! pełna klatka. u mnie - może kiedyś... a ty tymczasem rób swoją jeszcze więcej pięknych zdjęć!
OdpowiedzUsuńpięknie tu u Ciebie. Będę zaglądać :)
OdpowiedzUsuńhttp://intopassion.pl/6-miast-z-najlepszym-jedzeniem-ulicznym/ inspirujące kuchnie świata. Zwiedzając można poznać wiele nowych, ciekawych przepisów :)
OdpowiedzUsuń