31 maj 2014

San Christobal de las Casas.

Zanim na dobre opuściłam Meksyk (zreszta na dwa dni przed upływem "wizy" - trzy miesiące wykorzystałam do maksimum) odwiedzilam San Christobal w stanie Chiapas.
Dużo zieleni, góry, drzewa iglaste, ludzie o urodzie Indian Maya noszący na co dzień tradycyjne stroje - różnice miedzy Oaxaca, zwłaszcza wybrzeżem były duże. Odzwyczajona od pochmurnych dni, szarości, zimna i deszczu w doła wpadłam już w pierwszy wieczór i zanim zasnęłam, przepłakałam godzinę, że muszę wracać do Anglii i że każdy dzień będzie tam wyglądał właśnie tak. Pora deszczowa na wybrzeżu nie była szczególnie odczuwalna, w Osa Mariposa nasz manager przyjmował zakłady na datę pierwszego deszczu. 50 pesos wpisowe, osoba która poda dokładna datę, zgarnia wszystko. Deszcz spadł jeszcze tego samego wieczoru, pierwszy raz po ponad pół roku.

Ludzie przyjeżdżający do San Christobal zapisują sie zazwyczaj na różne wycieczki po atrakcjach Chiapas, bo jest w tym stanie trochę do zobaczenia. Mało wycieczkowy ze mnie typ, więc skupiłam sie na tym, co mogę zwiedzić w najbliższej okolicy. Tym sposobem trafiłam do San Juan Chamula i byłam świadkiem chyba najdziwniejszego obrzędu jaki kiedykolwiek widziałam. Wyobraźcie sobie kościół, wewnątrz nie ma ławek, podłoga wysypana jest igłami z drzew iglastych, wzdłuż ścian stoją figury świętych, a przed nimi pali się masa zniczy i świeczek. Do świętych regularnia przychodzą rodziny i siadają przed wybranym, w zależności od sprawy jaką mają do załatwienia. Dzieci, matki, babki, prababki i ktoś z przedstawicieli męskiej części rodziny.
Zapalają kilkanaście-kilkadziesiąt świeczek, przednimi stawiają dwie 0.5l butelki Coca Coli, a pomiędzy butelkę alkoholu podobnego do tequilli. W gotowości czeka też jedna lub dwie żywe kury wsadzone w plastikowy worek z wycięciem na głowę.
Matka lub babka zaczyna odprawiać modły i mamrocze coś w języku maya aż świeczki prawie całkowicie się wytopią. Pod koniec pozbywa się kapsla z Coca Coli, otwiera tequille i każdy z rodziny bierze łyka, łącznie z dziećmi. Rozprostowaną kurą wymachują w powietrzu przed świeczkami, albo błogosławią kogoś z członków rodziny, a potem pakują manatki i idą.
Opis może nie robi wrażenia, ale zobaczenie tego na żywo jak najbardziej.

Untitled Nie powiem, żebym rwała się do robienia zdjęć w San Christobal, ale coś udało się zebrać...Untitled Untitled Moje pierwsze orzechy macadamia prosto ze skorupki.
Untitled
Kobiety w San Cristobal nosiły piękne tradycyjne stroje, ale na 10 pytanych osób, tylko te kobiety przystały na zdjęcie. Nie zgadza się to z ich wierzeniami, chociaż kilka osób było w stanie się zgodzić za pieniądze, ale wtedy od razu odechciewa się robić zdjęć.
Untitled
Główny plac miasta.Untitled Untitled Słodkości na targu.Untitled Sezon na mango trwa, chociaż odkąd opuściłam Oaxacę nigdzie nie widziałam żółtych mango, z którymi żadna inna odmiana nie może się równać.UntitledUntitled
Untitled
Untitled Wspomniany we wstępie kościół w San Juan Chamula. Wewnątrz nie można było robić zdjęć, musicie przyjechać tutaj sami.Untitled UntitledSpacerek po San Juan.Untitled Untitled Untitled Doszłam na lokalny cmentarz.Untitled Untitled Untitled – Nie przynoście na pogrzeb ciętych kwiatów, doniczkowe trzymają się dłużej – powiedziała żona zmarłego.Untitled Dostawa Coca Coli we wsi i można iść modlić się o zdrowie syna.

11 komentarzy:

  1. Bardzo klimatycznie! Już od dawna marzę o Meksyku, a twoje posty tylko pogłębiły moje przekonanie, że muszę się tam wybrać jak najszybciej! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. od dawna zamierzam zapytać, więc zdążę jeszcze przed Twoim wyjazdem z Meksyku: czy Oaxaca przynajmniej odrobinę brzmi jak ta piosenka? :D https://www.youtube.com/watch?v=ozMXxAQDHqA

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć, znalazłem Twój blog dwa dni temu i wciągnął mnie na maksa! Kiedy czytam Twoje posty wyobrażam sobie, że robię to samo. :) Mam jedno pytanie do Ciebie! Mam znajomego z Meksyku i planuję się do Niego wybrać na święta Bożego Narodzenia, pochwalę się, że dostałem zaproszenie. I z tego co czytałem to wiza do Meksyku nie jest potrzebna! A Ty dzisiaj wspomniałaś o niej, że 'wykorzystałaś ją do maksimum' ! :D Powiedz mi proszę jak to jest. Potrzebna jest wiza czy nie, bo już sam nie wiem. :D Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten cmentarz wygląda jak wysypisko śmieci, niestety...

    OdpowiedzUsuń
  5. disqus_ISJvkgkz5B1 czerwca 2014 23:44

    kUrę i wspomniaNy ! Nie czepiam się, ale skoro prowadzisz poczytnego bloga w języku polskim, to pasowałoby pisac zgodnie z zasadami ortografii. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. A mnie zachwycił cmentarz i kościół. Medytacyjne arcydzieło.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zwykłe literówki, wpadały i będą wpadać. Dzięki za zauważenie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej Jasiek, dzięki wielkie! No pewnie, że nie jest potrzebna, jak i do większości krajów tego świata, ale pieczątkę w paszporcie na ograniczony pobyt zawsze się dostaje, w zależności od państwa. W Meksyku możesz jednorazowo przebywać maksymalnie 90dni.

    OdpowiedzUsuń
  9. Początek kawałku Kamp to 100% Oaxaca, bo odgłosy ptaków, które słychać, to te, same które słyszałam tam na co dzień :)

    OdpowiedzUsuń
  10. a ja nie na temat: czy chcąc skontaktować się z hostem ze strony helpx.com trzeba wykupować premium membership czy da się to jakoś obejść? Bo średnio pasuje mi płacenie 20ojro, nie wiedząc nawet czy rzeczywiście uda mi się wyjechać..

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak zwykle ekstra fotki! *.*


    Link do twojego bloga ląduje u mnie na stronie :) http://przedsiebieprosto.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń