24 maj 2014

Video na pożegnanie z Meksykiem.

Któregoś dnia zaczęłam zastanawiać się jak to się w ogóle stało, że znalazłam się w Puerto Escondido i nie do końca mogłam sobie przypomnieć... Pamiętam, że chciałam przenieść się z Mexico City bliżej Gwatemali i spotkania z Bzu. O Puerto Escondido powiedział mi w Argentynie Ben, a później przeczytałam parę razy o tej słynącej z surfingu miejscowości i utknęła mi w głowie, ale nie jako miejsce, które koniecznie muszę odwiedzić. Musiałam zdecydować co dalej, wpadły tanie bilety lotnicze i chwilę później jechałam już wzdłuż wybrzeża Pacyfiku.

Miałam zostać tylko na trzy dni, ale przedłużyłam swój pobyt o kilka następnych, a potem już wiedziałam, że za szybko tego miejsca nie opuszczę. Wkrótce kupiłam deskę surfingową i zaczęło się to, po co przyjechałam. Cierpliwe godziny spędzone w wodzie, lepsze i gorsze dni, ale powoli pięłam się coraz wyżej, każda złapana fala był jak zastrzyk serotoniny, zawsze musiała być następna, przez co ostatnia czasem nadchodziła, kiedy powinnam była być już w pracy.
Gdyby nie surfing, mój pobyt w Meksyku nie byłby nawet w połowie tak udany jak był. Nie pamiętam kiedy ostatnio pokochałam coś w takim stopniu. To musiała być fotografia, podróże, albo jedzenie, czyli minęły lata i już zapomniałam jak to jest odnajdywać nową pasję. Wstawanie przed wschodem słońca nie było problemem, a każde wyjście na plażę z deską było najjaśniejszym punktem dnia.

Moje Puerto Escondido nie istaniałoby też bez Osy Mariposy. Miałam dużo szczęścia, że znalazłam tam pracę, bo na dobrą sprawę w większości zrealizowało to plan, jaki miałam na tą podróż. Zaczynałam bardziej z przymusu zaoszczędzenia niż samej chęci pracy, ale moje podejście szybko się zmieniło. Pokochałam atmosferę hostelu, ludzi, a zadania, które wykonywałam sprawiały mi przyjemność. Pomagałam przy śniadaniach, gotowałam kolacje, zajmowałam się social media, robiłam zdjęcia. Kiedy chciałam, piekłam ciasta, kiedy bolały mnie nogi, kładłam się w hamaku, podczas pracy mogłam sączyć drinka i ogólnie czułam, że mam dużo wolności i na dobrą sprawę niewiele muszę, a wiele mogę.

Życie w Puerto było naprawdę dobre. Nie wiem nawet czy nie najlepsze do tej pory. Nie miałam wiele, ale miałam wszystko, czego potrzebowałam. Nie miałam pragnień niemożliwych do zrealizowania, które ciągle odzywają się w naszym świecie. Nie męczyłam się porównywaniem się do innych, zazdrością, ciągłe niezadowolenie z siebie nie odzywało się przez większość czasu. Ocean zadbał o harmonie, bo każde zmartwienie znikało z momentem wejścia do wody, ważniejsze było wypatrywanie fal, a czasami walka o przetrwanie.
To już nie był efekt bycia w podróży, to był styl życia jakie sobie stworzyłam i do którego powrócę w odpowiednim momencie.

Moim pożegnaniem z Meksykiem jest poniższy filmik. Nakręciliśmy go z Marcinem (dziękuję!!!), kiedy przyjechał do mnie na tydzień w kwietniu. Początkowe ujęcia pokazują jak rozpoczynało się wiele z moich pięknych dni spędzonych w Puerto Escondido. Utwór wybrałam na długo przed powstaniem video, nie mógł to być inny kawałek.
Filmik będzie chyba moim ulubionym ze wszystkich jakie zmontowałam i wrzuciłam na bloga. Jesienią będzie wyciskał ze mnie łzy i przenosił mnie na chwilę w miejsce, w którym słońce nie zniknęło choćby na jeden dzień ze wszystkich siedemdziesięciu pięciu, które tam spędziłam.

Załadujcie jakość 1080p i niech te 4min przeniosą Was na chwilę w to samo miejsce.

Music: Seagull - Saturday Sun

37 komentarzy:

  1. Basia Andrejczuk24 maja 2014 20:04

    dzięki za te piękne 4 minuty <3 od miesiąca nie wystawiam nosa zza książek, stres mnie pożera i podgryza... filmik wprost idealny :) aż się wzruszyłam, kiedy przez moment poczułam chłodną bryzę. mój ulubiony moment-- bawisz się włosami(a kiedy się nie bawisz:P) i ten kiedy słońce przedziera się przez wielki liść jakiegoś drzewa/krzaka

    OdpowiedzUsuń
  2. Paulina Zakrzewska24 maja 2014 20:07

    Przepięknie, przecudnie.. Marzę o tym aby kiedyś pojechać i zamieszkać w takim miejscu jak to.. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. dzięki za ten film! można się zdystansować do tego codziennego zwariowania oglądając. trzymam kciuki Ula za kolejne miesiące Twoje!

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny film, lepszy od tysiąca nijakich teledysków, do tego klimatyczna muzyka, Twoja śliczna buźka i uśmiech nie schodzi mi z twarzy... Ula, dzięki Tobie wiem, że marzenia trzeba spełniać!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jej, ten filmik jest cudowny! Od razu czuje się klimat i atmosferę tego miejsca, tak się ciepło robi... Życzę, żeby kolejne miesiące też były tak wspaniałe.

    OdpowiedzUsuń
  6. Boso z domu na plażę - bajka! :) Niesamowite miejsce i klimat :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Milena Duszek24 maja 2014 20:24

    Zapętliłam film i mam głęboką nadzieję, że też kiedyś odważę się na taką podróż. Marzenie! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. aż poczułam to ukłucie rozpaczy, które zawsze mnie dopada, gdy opuszczam cudowne miejsce

    OdpowiedzUsuń
  9. Kacper Pokorski24 maja 2014 20:31

    Pięknie Ula. Rewelacyjne kadry, ujęcia, slow motion i idealnie dobrana muzyka. Brawo.

    OdpowiedzUsuń
  10. Aż mam ciary, nie wiem tylko czy to zasługa muzyki czy tych pięknych kadrów :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Piękny film... Chciałabym widzieć takich więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudny film, szczególnie spodobał mi się początek :)

    OdpowiedzUsuń
  13. wowowowowowow *u* uwielbiam twój blog :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Cudownie, myślę, że w jesienne szare wieczory nie tylko ty będziesz ze łzami w oczach oglądać te ciepłe, słoneczne kadry :)

    OdpowiedzUsuń
  15. piekny, profesjonalny film, po prostu esencja szczescia i spelnionego zycia!

    OdpowiedzUsuń
  16. i zapomnialam dodac, ze figury to mozna Tobei pozazdroscic!

    OdpowiedzUsuń
  17. <3 dziękuję za kilka magicznych minut

    OdpowiedzUsuń
  18. Małgotrzata Kisielewska25 maja 2014 18:36

    Hej Ula ;) Na jesieni cche wybrac sie do londynu na kilka dni potrzebuje rady gdzie tanio i dobrze mozna zjesc oraz gdzie sie zatrzymac :) film jest rewelacyjny a twojego bloga nie mozna porownac z zadnym innym jestes na prawde nizwykla osoba!!! :))

    OdpowiedzUsuń
  19. Jesteś niesamowitą osobą! Realizujesz cały czas swoje marzenia, a do tego potrafisz prezentować miejsca, które odwiedzasz w wspaniały sposób. Dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Czy Marcin jest nadal w Nowym Jorku ?

    OdpowiedzUsuń
  21. Czytam od dawna Twojego bloga, ale dopiero te video sprawiło, że nie mogę się powstrzymać i po raz pierwszy komentuję :) Klip jest magiczny (i muzyka!) i przez chwilę czułam piasek pod stopami. Ciekawam jak surfujesz :)

    OdpowiedzUsuń
  22. muffinandmuffins.blogspot.com25 maja 2014 21:22

    Pięknie Ula! Jesteś najbardziej inspirującą osobą w internetach :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Ok. Wymiatasz jak zawsze. Też oglądam, czytam i połykam twój blog generalnie w całości. I też pierwszy raz (chyba?) komentuję. I mam od razu prośbę. Zdradzisz w jakim programie obrabiasz filmy, czym je nakręcasz i jak kolorujesz? Będę wdzięczna :) mega, mega wdzięczna. Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
  24. Anita Suchocka25 maja 2014 22:14

    Oj Ula... (Tu długa przerwa)

    Po pierwsze, jesteś jedną z najbardziej inspirujących osób jakie "spotkałam" (nadal nie mogę uwierzyć, że nie osobiście). Zazdroszczę Ci czasami, ale tak zdrowo. Idę trochę inną drogą w swoim życiu, nie lepszą, nie gorszą, ale uwielbiam spoglądać na to co robisz i towarzyszyć Ci wirtualnie na Twoich ścieżkach.

    Filmik jest piękny i melancholijny. Smutek przeplatał się magią, pasją i wolnością. Cieszę się bardzo, że tak walczysz o siebie i swoje marzenia. Siedzę sobie w otoczeniu moich ukochanych gór i mimo że dziczeję z dnia na dzień coraz bardziej, jesteś jedną z tych naprawdę nielicznych osób, z którymi chętnie pogapiłabym się w horyzont.

    Ty też wyglądasz super, kiedyś może złapię Cię i ja w swoim kadrze :)

    Ściskam,
    Aife

    OdpowiedzUsuń
  25. Marta Dragan25 maja 2014 22:41

    Wow Ula, powinni Ci dziękować za ten piękny teledysk do tej piosenki :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Filmik jest genialny! Tak bardzo oddaje klimat tego miejsca, choc sama tam nie bylam, za to bylam w podobnym. Mam na mysli male miasteczko Canoa w Ekwadorze, rowniez polozonym nad wybrzezem pacyfiku. Tam rowniez spedzilam kilka tygodni uczac sie surfingu. Jak sama mowisz, niejedna lezka zakreci Ci sie w oku w listopadowe wieczory, ale piekne wspomnienia zawsze pozostana pieknymi wspomnieniami do ktorych warto wracac...i do miejsc rowniez!

    OdpowiedzUsuń
  27. Niesamowity film, na prawde mozna sie poczuc jakby bylo sie tam z toba :) tak juz sie przyzwyczailam do postow z PE, ze nie wierze, ze juz stamtad ucieklas.. mam nadzieje, ze w guatemali tez bedzie magicznie :) powodzenia, trzymam kciuki, inspruj nas dalej :))

    Ania.

    OdpowiedzUsuń
  28. Ula, czyzbys jeszcze nie byla w Rosji??? Nie moge uwierzyc!

    OdpowiedzUsuń
  29. Jak się czyta Twoje posty, to aż chce się wszystko rzucić i wyjechać :-). Powodzenia! :-)

    OdpowiedzUsuń
  30. Haha, nie byłam jeszcze w tyyyyylu miejscach! Wszystko w swoim czasie :)

    OdpowiedzUsuń
  31. Pięknie! Ujęcie liści palmowych, Twoje w różowych kwiatkach, ocean, deska, klimat, cudownie :) Szkoda tylko, że trochę smutne, ale tak to jest z opuszczaniem wspaniałych miejsc. Ściskam, powodzenia dalej! :))

    OdpowiedzUsuń
  32. Sophie Lourence30 maja 2014 19:15

    wow Ula! ale ciało!! jakie kompleksy??

    OdpowiedzUsuń
  33. bo zazwyczaj tak nie wygląda :P

    OdpowiedzUsuń
  34. Kochana Aife, dziękuję Ci ogromnie i naprawdę nie mogę się doczekać kiedy Cię wreszcie poznam!

    OdpowiedzUsuń
  35. Kręcę moim aparatem, czyli Canonem 5d Mark II, przerabiam w Final Cut ProX, ale nie koloruję - to naturalne barwy. Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  36. Yaaay pierwszy komentarz kogoś, kto czyta bloga od dawna zawsze mnie cieszy! Surfuję tak sobie, daleko mi do dobrego poziomu ;)

    OdpowiedzUsuń
  37. Tak, jeszcze do września

    OdpowiedzUsuń